|
|
|
|
|
|
|
Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
|
|
|
Obecny czas to Wto 19:46, 26 Lis 2024
|
Autor |
Wiadomość |
Abigail
Gość
|
Wysłany: Pią 20:29, 26 Gru 2008 Temat postu: Cud Miód |
|
|
Fryderyk uważał, że wschody słońca w cyrku Cud Miód i Wszystkie Barwy Brzasku są rzeczywiście najbarwniejsze. Biorąc pod uwagę jego zaawansowany wiek i dotychczasową ilość oglądanych przez niego wschodów opinia Fryderyka mogłaby być naprawdę ważąca. Najpierw różowieje widnokrąg i nadaje odprężający, wesoły odcień kolorom przyczep cyrkowców i głównemu namiotowi do występów. Wszyscy jeszcze śpią kiedy Fryderyk wstaje i wychodzi ze swojej przyczepy, żeby zająć stałe miejsce na ławce przed przyczepą i obserwować świt dnia i życia. Jeżeli dzień wcześniej był występ poranek następuje około południa. Jeśli to dzień występu, trochę wcześniej. Stworzenia żyjące z przynoszenia rozrywki, których esencją życia jest zabawa, nie są zbyt pracowite. Wyjątek stanowi Samir, sprzedawca kremówek i wszystkiego innego. Jak każdego dnia przed występem, wstaje tym prawdziwym rankiem, tuż po słońcu, bierze swoją wysłużoną kankę na mleko i idzie do najbliższego gospodarstwa kupić kilka litrów mleka na bitą śmietanę do kremówek na wieczór. Fryderyk go lubi, zresztą jak większość cyrkowego bractwa. Samir zawsze ma na wszystko czas, zawsze zatrzymuje się, żeby pogawędzić, zawsze wie co, kto, jak, gdzie i po co, co niekoniecznie oznacza, że jest plotkarzem, ale złotodajnym źródłem sprawdzonych informacji. Sam nikomu nie opowiedział dlaczego właściwie zajął się przemysłem kremówkowym i dlaczego pracuje w cyrku, ale nigdy nikogo jakoś to nie interesowało. Żyje tu od lat. Nieodłączny słomkowy kapelusz z dużym rondem, lekko wyświechtana, ale zawsze nienagannie czysta koszula (dzisiaj bordowa), śniada skóra i ten uśmiech, za który nie dało się go nie kochać. Człowiek dusza, wieczny optymista i nieoceniona ostoja spokoju w problemach i konfliktach cyrkowego ludu. Nigdy nie okazuje emocji zbyt entuzjastycznie i nie przejmuje się za bardzo problemami. Kiedyś jakaś panienka od tańca brzucha puściła plotkę, że Samir wcale nie jest człowiekiem, pod ukochanym kapeluszem chowa spiczaste uszy, a po północy świeci na srebrno, ale nikt się sprawą bliżej nie zainteresował a tydzień później panienka w sposób gwałtowny opuściła szeregi cyrku i spawa rzeczywistego pochodzenia Samira poszła w zapomnienie.
- Witaj Fryderyku, jak tam noc? - szorstka ręka człowieka podrapała Fryderyka za uchem. - O! Waszti, już wstałaś?! Co tak wcześnie?
Poranki w cyrku były naprawdę rozkoszne. Ale kto by pytał o zdanie starego, czarnego i grubego kocura? Niemniej Fryderyk był zadowolony ze swojej pozycji. Zajmował zaszczytny stołek osobistego kota żony dyrektora Brzasku i nikt go nie dręczył co w dzisiejszych czasach dla kota było rzadkością. A u niektórych cieszył się dodatkowo prawdziwą sympatią, poważaniem i kawałkiem kiełbasy w południe. Ogólnie rzecz biorąc Fryderyk był zadowolony i usilnie starał się nie myśleć o tym, że piękne barwy dzisiejszego brzasku zwiastują zupełnie inne barwy zachodu słońca wraz z którym w cyrku rozpocznie się wielka feta. Gdyż dzień dzisiejszy był nie tylko dniem pierwszego występu po tygodniowej podróży i trzydniowym odpoczynku w nowym miejscu, ale i dniem urodzin dyrektora cyrku, Rodriga di Riotto.
Rodrigo był starszym już panem, zdrowo łysiejącym, zawsze elegancko ubranym, o donośnym głosie, niezłomnym charakterze i niezaprzeczalnej charyźmie. Przez lata był jedyną osobą która umiała utrzymać całość cyrku w nieźle funkcjonującej kupie, jednak od niedawna pałeczkę do prowadzenia interesu zaczął przejmować jego młody i przystojny syn Alessando, obiecujący chłopak o mocnym i głębokim głosie, regularnych męskich rysach, wyraźnej pasji do przewodzenia grupie i uwodzicielskim spojrzeniu ciemnych oczu. Niewiele w cyrku ostało się kobiet o niezłamanym przez niego sercu, a szlak przejść taboru znaczył strumień łez opuszczanych przez niego dziewcząt. Jego ojciec przymykał oko na wybryki syna, bo ostatecznie przysparzały one cyrkowi tłumu stałych wielbicielek każdego dnia wyglądających powrotu cyrku do ich miasta, które z pewnością wykupią najdroższe miejscówki, żeby tylko popatrzeć na Alessandra otwierającego wraz z ojcem wieczorny pokaz. Dzień urodzin dyrektora był wielką fetą dla całej cyrkowej rodziny. Od rana, ale niezbyt wczesnego naturalnie, przez cały dzień wokoło przyczepy di Riottów kręcił się niewielki tłumek różnego rodzaju istot pragnących złożyć dyrektorowi najserdeczniejsze życzenia zdrowia pomyślności i wręczyć jak najbardziej wymyślny i oryginalny prezent. A wszystko po to, by zapaść pozytywnie dyrektorowi w pamięć i żeby pamiętano o tobie przy najbliższej okazji przyznawania premii, czasu i kolejności występu na wieczornych pokazach. Złożenie kwiecistych życzeń i obdarowanie Rodriga pięknym prezentem było jednym z najłatwiejszych i najbezpośredniejszych sposobów na zwrócenie na siebie uwagi szefa, pod warunkiem, że umiesz wymyślić coś odpowiednio ciekawego dla człowieka który już naprawdę dużo rzeczy miał i widział w życiu, a akty własności bogatych willi w stolicy go nie interesowały.
Kiedy cyrk zaczął się budzić, a najbliższe sąsiedztwo dyrektorskiej przyczepy zaczęło się zaludniać, Fryderyk, z przyjemnym ciepłem trawionego śniadania w brzuchu, przeniósł się w bardziej zaciszne miejsce koło namiotu zielonkawego namiotu kuchennego. Co prawda pod samym namiotem przygotowania na wieczorną fetę z zaproszoną śmietanką towarzyską całego miasteczka (cyrk gościł w owej okolicy już trzeci raz, a otwarty na ludzi dyrektor wraz z grubaśną żoną całkiem nieźle znali się z miejscową arystokracją i gubernatorem) szły pełną parą, ale Fryderyk znał kąty w których jest ciepło, miękko i nitk cię z nich nie wygania. Jednak przygotowania były tak szeroko zakrojone, że z szacunkiem, ale jednak wyrzucono cyrkowego kocura na dwór gdzie wpadł prosto pod nogi wracającego z mlekiem Samira. Człowiek, zanim zniknął w kuchni, położył Fryderykowi tuż przed nosem kawałek sera.
- Co, staruszku, twoich urodzin nikt nie obchodzi.
Fryderyk jednak był zadowolony.
Ostatnio zmieniony przez Abigail dnia Śro 10:32, 11 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Pią 22:46, 26 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Granatowa przyczepa, ściany które obklejone były jasnymi gwiazdkami, zabawnie wyglądała w promieniach porannego słońca. Jej drzwi otworzyły gwałtownie i z trzaskiem uderzyły o ściankę wagoniku, a srebrzysty brokat, który w cyrku był nieodłączną częścią tlenu i azotu, zaiskrzył się w powietrzu. Aisaka wyskoczyła na zewnątrz pełna energii. Jej długie do pasa, lekko roztrzepane ciemne włosy gdzieniegdzie lśniły brokatem. Cała masa dzwoniących kolorowych bransoletek kontrastowała z czarnymi dżinsami i bluzką na grubych ramiączkach w tym samym kolorze. Jasnozielone oczy uśmiechnęły się do świata.
Aisaka skierowała się w stronę namiotu kuchennego. Jej gwałtowne ruchy łamały wszelkie stereotypy, dotyczące zachowania magów, a temperament i szalone pomysł zupełnie nie pasowały do stoicyzmu przypisywanemu temu zawodowi.
- Dzień dobry! – uśmiechnęła się radośnie do Samira, ukazując swoje białe zęby. – Poczęstujesz świeżym mlekiem?
I nie czekając na odpowiedź sięgnęła do pojemnika z białą cieczą, jednak nie napiła się, a wyciągnęła z niego alabastrową różę.
- A myślałam, ze mleko masz – roześmiała się, gdy Samir zaczął ze zdziwieniem zaglądać do dzbanka. – Wesołych świąt! W końcu rodzinki szefa to święto, nieprawdaż?
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Abigail
Gość
|
Wysłany: Pią 23:47, 26 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
No tak, Aisaka, któż by inny!
- Wolałbym z okzaji świąt porcję schabowego, ale mogę obejść się i różą - uśmiechając się Samir odstawił kankę, wyjął kobiecie z rąk różę, pozbawił ją liści (różę, nie kobietę) i wetknął sobie za ucho.
- Dziękuję, skarbie, zrewanżuję się przy najbliższej okazji. Waszti prosiła, żebyś jej pomogła w przystrojeniu terenu do obchodów świąt. Potrzebuje jakiegoś wsparcia, nie precyzowała jakiego, w rozwieszeniu lampionów. Nie pytaj gdzie ją znadziesz, bo nie mam pojęcia. Miłej pracy - po czym z uśmiechem powątpiewającym w to czy praca będzie miła, ale jednak życzącym wszystkiego najlepszego, zniknął w namiocie kuchennym.
Ostatnio zmieniony przez Abigail dnia Pią 23:50, 26 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Sob 0:15, 27 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
- Schabowe w rękawie mam tylko z zeszłego roku i są, jakby to rzec, raczej nie przeznaczone do konsumpcji - uśmiechnęła się. - Lampiony? Lampiony poczekają... A widziałeś może Karkar'a?
W tym samym momencie niewielki czarny kruk zatoczył koło w powietrzu nad dwójką rozmawiających, po czym usiadł na wyciągnięte ramię Aisaki.
- Karkar! Gdzie byłeś? Chciałeś pracy uniknąć? A kto będzie lampiony tłuc, znaczy się wieszać? - dziewczyna pogłaskała delikatnie ptaka po głowie i spojrzała na mężczyznę, unosząc palec wskazujący w górę - Lampiony to rzecz wagi cyrkowej, ale! Ale! Ale kawa ważniejsza.
Po tych słowach odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę namiotu kuchennego, nucąc pod nosem:
Kawa, kawcia, kawunieczka!
Szła dzieweczka do laseczka,
W lasku kawki jej nie było,
Więc do cyrku wnet skręciła.
Tam się szybko rozejrzała,
Lecz kawunci nie ujrzała,
Bo kawunie ta wypiła,
Co się Aisaka nazywa!
Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Sob 0:18, 27 Gru 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Lakhibakshi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 05 Sie 2008 Posty: 599
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z przestrzeni międzygwiezdnej Płeć:
|
Wysłany: Sob 15:21, 27 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Drzwi niebieskiej paki na czterech kołach, z braku lepszego określenia nazywanej wozem cyrkowym, otworzyły się powoli, wypuszczając na świeże (dla określonej wartości 'świeżego') powietrze swoją lokatorkę. Jeanne zwlokła się z trzech stopni i, nieustannie odgarniając z oczu upartą grzywkę, stanęła na ziemi. Ściągnęła z nadgarstka zieloną frotkę i nie wymagającymi dużej energii ruchami związała swoje brązowe włosy w koński ogon.
Nie spiesząc się, zaczęła swój codzienny rytuał rozciągania mięśni. Ludzie nie zdają sobie sprawy ile wysiłku należy włożyć w umiejętności utrzymywania równowagi na wiszącej linie. A Jeanne nie po to wstawała o tak absurdalnie wczesnej porze żeby pooglądać chmury (chociaż była to kusząca alternatywa).
Rozgrzewając mięśnie ud zauważyła Samira i Aisakę rozmawiających na sobie tylko znany temat. Odgarnęła z błękitnych oczu grzywkę, która nie wiadomo jakim sposobem znowu opadła jej na twarz. Miała wrażenie, że dzisiejszy dzień będzie pełen wydarzeń. Nie wiedziała tylko jeszcze jakiego rodzaju.
Po skończonym treningu dziewczyna szybko przebrała się w mniej sportowy strój (obejmujący między innymi długi pasek zwiewnego materiału obwiązany na biodrach) i poszła poszukać sobie zajęcia wśród tej krzątaniny, którą były przygotowania do obchodów urodzin dyrektora.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Abigail
Gość
|
Wysłany: Sob 18:48, 27 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Cyrkowa kuchnia była bardzo prosta i mobilna. Na środku stały cztery stoły połączone w jeden długi blat, pod ścianami namiotu ustawione były rzędy drewnianych skrzynek i brakowało po drugiej stronie od wejścia, gdzie w dwóch płytkich dołkach były paleniska otoczone wkopanymi w ziemię dużymi, płaskimi kamieniami. Jak w ukropie kręcił się po kuchni główny gotujący - Kaglio i jego trzy pomocnice, bez przerwy ktoś wchodził i wychodził, nad paleniskami parowały granki, na stołach leżało mnóstwo jedzenia, ktoś ugniatał ciasto. Gorąco, nerwowo, głośno i chmury mąki w powietrzu. Samir zaśmiewając się z piosenki Aisaki którą doskonale słyszał zza płóciennych ścian odstawił do jednaj ze skrzynek mleko i kiedy tylko kobieta przekroczyła umowny próg namiotu wykrzyknął.
- Czas na małą przerwę! Kaki, proszę kawę dla wszystkich obecnych!
I zaczął wyjmować z najbliższej skrzyni gliniane kubki. Ruch na chwilę zamarł, po czym wszyscy radośnie zaczęli siadać na ławie przy blacie i rozpychać na boki poukładane na nim rzeczy, a wywołana wcześniej Kaki, jedna z kucharek, skwapliwie zdjęła znad paleniska jeden z parujących garnków i zaczęła rozlewać do kubków wrzątek.
- Samir, czy ty wiesz ile ja mam do zrobienia? Ja człowieku w przeciwieństwie do ciebie mam co dzisiaj robić! Od dwóch dni usiłujemy przygotować z dziewczynami jakieś żarcie na dzisiejszy wieczór, a ty mi wprowadzasz rozprzężenie w tok pracy. Wynoś się, woda jest potrzebna do ciasta - wściekły Kaglio z każdym słowem mówił coraz głośniej, a na konieć zupełnie już krzyczał.
Samir uśmiechnął się pokojowo i zrobił miejsce obok siebie dla szefa kuchni. Kaglio był dosyć młody, ale posiadał niezaprzeczalny talent kucharski. Dyrektor cyrku przyjął go stosunkowo niedawno na miejsce starego kucharza, który zachorował na wrzody żołądka i osiadł na stałę w jakiejś knajpie porzucając wędrowny tryb życia. Kiedy Kaglio się złościł robił się cały czerwony i wyglądał jakby był o krok od morderstwa w afekcie. Niczym przawdziwa kura domowa nienawidził kiedy zbędny elemnet zaglądał mu do garów i z trudem przywykł do zwyczaju cyrkowców łarzenia po kuchi i grzebania w prowiancie. Sama kuchania została natomiast założona parę lat temu kiedy podczas jednego z występów zemdlała tancerka, podczas następnego kolejna, a dochodzenie w tej sprawie wykazało, że dziewczyny mdlały z powodu niejedzenia. Jedna chyba się odchudzała, a druga po prostu wydała cały swój dochód na błyskotki i pończoszki. Rodrigo, dziękując, że taki przydział głupoty padł na tancerki, a nie na jakąś linoskoczkę, zarządził założenie kuchni wraz z personelem. Obcięto wszystkim cyrkowcom dochody, ale zapewniono codzienne obiady, któych nie muszą sobie robić. Reszta posiłków była jak zawsze we własnej gestii cyrkowca. Jednak wiecznie gwarna, ciepła i pełna jedzenia kuchnia, mimo złych skojarzeń z obcięciem pensji stała się lubianym miejscem przesiadywania co nietórych stworzeń, w tym Fryderyka.
- Kaglio, wiem, że pracujecie od rana. I właśnie dlatego powienieś sobie zrobić przerwę, usiąść z nami i odpocząć.
Kaglio nie wygladał na przekonanego, więc Samir dorzucił wielkodusznie.
- Każdy dostaje odemnie spodek mleka.
I kucharz zmiękł. Mleko było rzadkością w cyrku, naturalnie poza kremówkami Samira. Było za drogie do kupowania w dużych ilościach do kuchni, a tryb cyrkowego życia nie pozwalał na zakup krowy. Mężczyzna ociągając się usiadł przy stole i pozwolił postawić sobie przed nosem parujący kubek świerzoparzonej kawy.
- Jeśli przyjęcie będzie klapą z powodu braku jedzenia, to ty wylecisz stąd, nie ja.
- Z przyjemnością - Samir wstając od stołu klepnął go w plecy i postawił na blacie swoją kankę.
Tymczasem do namiotu wszedł Tal, cyrkowy chłopiec od koni. Zajmował się pilnowanem stada cyrkowych koni do występów i ciągcych podczas podróży wagoniki, a także trzech wielkich i niezbyt bystrych trolli, ale za to silnych i w miarę jak się je karmiło, posłusznych, doskonałych ochroniarzy cyrkowego mienia. Chłopak trafił do cyrku jako nic nieumiejąca przybłęda więc przydzielono go tam gdzie były braki. A od jakiegoś czasu bardzo wyraźnie można było zauważyć, że wodzi wzrokiem za Aisaką jak za bożkiem. Tal był w miarę wysokim i niebrzydkim chłopcem o chabrowych oczętach i niegdy nieułożonych jasnoblond włosach. Wszedł do namiotu z wyraźnym zamiarem szybkiego wyjścia, ale kiedy tylko zobaczył Aisakę stanął niezdecydowany. Samir natychmiast wykorzystał okazję do spełnienia dobrego uczynku względem chłopaka.
- Właśnie mamy południową przerwę na kawunię. Siadaj z nami, chłopcze, dzisiaj bonusowo rozdaję mleko. Aisako, może zrobisz mu obok siebie miejsce? - posłał kobiecie rozbawione spojrzenie.
O, jakież końcoweczki ślicznawusieńkie
A. from A&A
Ostatnio zmieniony przez Abigail dnia Sob 22:10, 27 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Lakhibakshi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 05 Sie 2008 Posty: 599
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z przestrzeni międzygwiezdnej Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:22, 27 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Jeanne, mająca pierwotnie zamiar pomocy w przygotowaniach, skierowała w końcu swoje kroki do namiotu, w którym mieściła się cyrkowa kuchnia. Już przy wejściu zorientowała się, że jakaś dobra dusza zainicjowała rozdawanie kawy. Dziewczyna weszła do środka i obdarzyła wszystkich obecnych promiennym uśmiechem.
-Znajdzie się gdzieś miejsce dla biednego linoskoczka? Bo na herbatę nie mam chyba co liczyć...- uśmiech Jeanne przybrał nuty bezczelności, kiedy spojrzała na Kaglia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Sob 20:01, 27 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Aisaka zlustrowała uważnie Samira i uśmiechnęła się kącikiem ust, posuwając się i robiąc tym samym miejsce do chłopaka.
- Czasami w mleku róże są,
Tak białe lub czerwone
A czasem tam ni z owąd stąd
Są żaby szmaragdowe - zanuciła, dolewając mleka do swojej kawy. - Chodź, Tal, siadaj - krzyknęła do niezdecydowanego chłopaka. - Akurat szukam asystenta do numeru z przecinaniem skrzynki na pół - uśmiechnęła się chytrze.
Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Sob 20:01, 27 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Abigail
Gość
|
Wysłany: Sob 23:32, 27 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
- Witaj, Jeanne. Trzymałem dla ciebie miejsce i jeden z ostatnich kubków kawuni z mlekiem. Herbaty nie ma, bo wczoraj wypiłem ostatnie resztki i bardzo proszę o wybaczenie z powodu tego mało dżentelmeńskiego czynu. Siadaj tutaj - Samir zrobił dziewczynie miejsce obok siebie - mam nadzieję, że wiesz, że dzisiaj nie występujesz?
Tymczasem Tal najwyraźniej usiłował nie pęknąć ze szczęścia. Grzecznie usiadł obok Aisaki i wziął wręczony mu kubek kawy, zupełnie nie dając po osobie poznać, że nie znosi kawy, czy to z mlekiem czy bez. Był szczerym, prostym i zupełnie nieobytym chłopcem ze wsi gdzie prawdopodobnie nigdy w życiu nie spotkał żadnej dziewczyny i nie miał pojęcia gdzie podziać oczy. Samirowi zrobiło się go prawie żal.
- Tal dziękuje ci, Aisako, za hojną propozycję i z dziką rozkoszą da ci się pokroić, prawda, Tal? Nawiasem mówiąc, czy ty, Jeanne, masz pojęcie, że Aisaka chce mi utopić w mleku ropuchę? Pamiętaj, tej kobiecie nigdy nie można ufać. Zresztą jak każdej - z całkowiecie poważną miną Samir upił łyk kawy, po czym wyciągnął zza ucha białą różę i podał ją swojej rozmówczyni.
- Z okazji urodzin, nie twoich naturalnie, i w ramach przeprosin za wypicie ostatnich kropel herbaty.
Ostatnio zmieniony przez Abigail dnia Sob 23:34, 27 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Sob 23:43, 27 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
- Te! Białe róże są copyright Aisaka! I nie zabieraj mi roboty! - krzyknęła dziewczyna, udając obrażoną, po czym dodała z uśmiechem - Nie chcesz żabki w mleczku? Ty też nie, Jeanne? Bo wiecie, we Francji żaby jedzą... I ślimaki. I... Nie, nie powiem tego...
Aisaka wykrzywiła swoją śliczną twarzyczkę, lecz po chwili podniosła palec w górę.
- A nie, to w Hiszpanii jedzą, ale i tak nie powiem co - upiła łyk kawy, a jej rysy spoważniały na moment. - Świeżo parzona...
Kawa i herbata były dla magiczki niemal tak samo ważne jak jej zawód. Idealne proporcje, idealny czas parzenia, idealny kubek, to wszystko tworzyło idealną herbatę, to i wiele innych mniej lub bardziej ważnych szczegółów.
- Dasz mi się przekroić? - Aisaka odwróciła się nagle do Tala rozpromieniona. - Jesteś naprawdę odważny, bo jeszcze nikogo żywego nie kroiłam - uśmiechnęła się niewinnie.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Lakhibakshi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 05 Sie 2008 Posty: 599
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z przestrzeni międzygwiezdnej Płeć:
|
Wysłany: Nie 1:00, 28 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Uśmiech na twarzy Jeanne tylko się powiększył, kiedy dosiadła się do gromadki pijącej kawę. Mrugnęła do Samira z łobuzerskim błyskiem w oku.
-No cóż... Przeżyję jakoś bez herbaty. Za to kawa z mlekiem przyda się żeby zmusić mój mózg do myślenia...- gdyby uśmiech Jeanne stał się jeszcze szerszy istniałaby możliwość, że odpadnie jej czubek głowy. -Wiadomość o moim dzisiejszym wolnym obiła mi się kiedyś o uszy. I chociaż uwielbiam tą robotę to trochę się cieszę, że chociaż dzisiaj moje szanse na przeżycie i nie skończenie jako dwuwymiarowy model człowieka pod liną się zwiększyły.- skierowała swój wzrok na Aisakę. -Jeśli chcesz zdobyć nieco praktyki w krojeniu żywych stworzeń to może zapoznam Cię z moim kuzynem, który jest lekarzem? Ponoć ma wprawę w takich sprawach...- łobuzerskie iskierki ani myślały znikać z oczu kobiety, kiedy naśladowała dwoma palcami ruchy jakie wykonują nożyczki przy cięciu. -Słyszałam nawet, że niektórzy wychodzą z tego żywi!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Nie 13:45, 28 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
- No właśnie to, że z przepiłowanej skrzynki muszą wyjść żywi mnie jakoś nie kreci... - Aisaka wydęła usta i pochyliła głowę w bok. - No ale jakoś to będzie, prawda? - uśmiechnęła się znów radośnie, kładąc rękę na ramieniu Tala. - Poza tym nawet bez rozpiłowanej skrzynki mam masę braw, kwiatów i słodyczy.
Aisaka uśmiechnęła się słodko na wspomnienie przeróżnych pluszaków i pudełek czekoladek, które wysyłali jej wielbiciele.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Saphira
Niewolnik Duszy
Dołączył: 28 Gru 2008 Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wędrująca,jak wiatr Płeć:
|
Wysłany: Nie 19:39, 28 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Kalina spokojnie stała pod drzewem obserwując współtowarzyszy i przysłuchując się ich rozmowie. Nie lubiła dyrektora,a dzień jego urodzin był jednym z najgorszych dni w roku.Wiedziała, że powinna darzyć tego człowieka jakimś cieplejszym uczuciem,przecież przygarnął ją, dał dom,wykształcenie,pracę.Tak,powinna,ale nie potrafi,nie może,nie po tym,jak kilkanaście lat temu oskarżył ją o kradzież.Nienawidziła go tak bardzo,jak kiedyś kochała.Bo przecież kiedyś,dawno temu,naprawdę kochała,jak ojca,brata,ogromny autorytet...Właściwie był jedyną rodziną jaką miała,albo raczej jedyną,jaką pamiętała. Z tego rodzaju refleksji wyrwał ją rozdzierający ryk,jakby ktoś niedźwiedzia obdzierał ze skóry.
-No tak,Bartek domaga się codziennego karmienia-pomyślała z nieukrywaną goryczą-nawet pomyśleć nie można spokojnie-szepnęła i równie cicho,jak stała,odeszła w stronę klatek.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Saphira dnia Śro 15:47, 07 Sty 2009, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Saphira
Niewolnik Duszy
Dołączył: 28 Gru 2008 Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wędrująca,jak wiatr Płeć:
|
Wysłany: Pon 17:15, 29 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Karmienie zwierząt,zwłaszcza niedźwiedzi,było codziennym obowiązkiem Kaliny,lubiła to,ale tak naprawdę marzyła,by zostać akrobatką.
Było to jedno z tych szczególnych marzeń,które w jakiś niewyjaśniony sposób budują most między zapomnianą przeszłością, teraźniejszością i nieznaną,tajemniczą przyszłością.
Po matce zostało dziewczynie,niewiele,tylko imię,którego nie lubiła,i informacja o jej zawodzie.
Kalina niejednokrotnie wyobrażała sobie jaką matka była osobą. Nikt,a już zwłaszcza dyrektor cyrku, o niej nie opowiadał,żyła,więc tylko w wyobraźni córki i jej planach na przyszłość. Kalina nie miała pojęcia, jak bardzo była do matki podobna, nie z charakteru,ale z wyglądu,nie mogła, więc, zrozumieć dlaczego dyrektor tak bardzo jej nie lubi.
Wiedziała tylko,że uczucia dyrektora w żadnym wypadku nie są pozytywne, przecież gdy była dzieckiem oskarżył ją o kradzież,a teraz nie pozwalał jej na realizację marzeń.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Saphira dnia Śro 15:48, 07 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Abigail
Gość
|
Wysłany: Wto 22:18, 30 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Omal nie pękający z dumy i szczęścia Tal właśnie zbierał się na odpowiedź, ale powstrzymały go wyraźnie wzburzone, a co gorsza przybliżające się głosy.
- Dlaczego znowu muszę robić wszystko sama! Aleks, znowu jestem sama! Samir! Gdzie znowu jest ten osioł?! Aleks, obiecałeś mi pomoc, ja nie dam rady zrobić wszystkiego sama!
- Waszti, spokojnie słonko. Zaraz poproszę Tala...
- Tala?! Tal to osioł bez zupełnego gustu, wyczucia kolorów i smaku!
Chwila ciszy.
- W takim razie... zdaje się, że Sancho nic nie robi. Sancho!
- NIE. Absolutnie nie chcę Sancha. Nie chcę żadnego faceta. Chcę kobietę! Rozumiesz, ko-bie-ta. Najlepsza byłaby lelijka, ale jaka normalna lelijka zgodziłaby się żyć w tak nędznym miejscu! Chcę zwyczajną ludzką kobietę. Żebyś mi nie proponował żadnej trollicy!
Głos bardzo wyraźnie zbliżał się do namiotu.
- Jedynie ludzkie kobiety, pomijając oczywiście lelijki, mają choć odrobinę wrodzonego poczucia smaku...
Nagle poły wejścia do namiotu rozsunęły się i do środka wleciało coś najwyraźniej bardzo rozsierdzonego. Była to mała lelijka, wzrostem nie przekraczająca trzydziestu centymetrów, a budową ciała przypominająca miniaturkę elfki. Z tym małym szczególikiem, że lelijka była w całości od stóp do głów ciemnofioletowa. Włosy miała atramentowo czarne, ścięte do wysokości uszu i mocno kręcone, a na plecach furkotały jej delikatnie błękitne skrzydełka przywodzące na myśl ważkę. Gwałtownie wylądowała na kuchennym stole robiąc przy tym zadziwiająco dużo hałasu i omiotła towarzystwo gniewnym spojrzeniem ciemnobrązowych oczu. Kubek Samira obok którego wylądowała sięgał jej ponad połową ud.
Ubrana była w krótką błękitną sukienkę, mocno opinającą drobne ciałko. Wydawała się krucha i niepozorna, ale moc jej głosu kiedy się odezwała natychmiast niweczyła wszelkie mylne wrażenie o tym, że można by ją zamknąć w dłoni i bezkarnie utopić w szklance wody.
- Ach, Samir! - wykrzyknęła biorąc się pod boki - Szukam cię od dobrego kwadransa, a ty widzę w najlepsze ŚWIĘTUJESZ!
- Waszti, uspokuj się skarbie - głos należał do wchodzącego do namiotu w ślad za lelijką młodego i nadwyraz przystojnego mężczyzny. Kiedy wszedł miało się wrażenie, że wypełnia cały namiot swoją urodą, a brzmienie jego głosu obezwładnia. Stanął wyprostowany i pewny siebie w wejściu, wysoki, pięknie zbudowany w doskonale leżącej na nim koszuli i skórzanych spodniach. Alessandro, syn dyrektora cyrku i oczywiście spadkobierca tego całego burdelu, wartego wszakże niemałą sumkę.
Waszti obróciła się na pięcie lustrując twarze obecnych. Była znana ze swojego hardego i upartego charakteru. Największa cyrkowa złośnica, ale o złotym sercu. Samir od dawna był zdania, że gdyby Waszti tylko była trochę większa i nie tak łatwo wybuchała gniewem chętnie by się z nią ożenił, bo kiedy tylko wracała do stanu spokoju robiła się naprawdę cudowna. Lelijka mieszkała w cyrku razem ze swoimi dwoma bliźniaczkami, a historia tłumacząca dlaczego taka egzotyczna istotka znalazła się w tak dziwnym dla mniej miejscu była chyba dosyć skąplikowana. W każdym razie Waszti ze względu na swój odmienny jak dla większości cyrkowców kolor skóry, wraz ze swoimi spokojniejszymi już siostrami, były specjalistkami od dobierania kolorów, dekoracji i wogóle wszelkiej mody i gustu.
Lelijka, na której była skupiona uwaga wszystkich siedzących przy stole zatrzymała mordercze spojrzenie na Aisakce i wciąż wwiercając się w nią wzrokiem powiedziała z naciskiem.
- Samir, prosiłam, żebyś przekazał jej coś.
- Tak, Waszti, przepraszam. Właśnie miałem przekazać twoją prośbę o pomoc Aisaki, ale wiesz jak nie lubię przerywać ludziom miłych chwil.
- Miłych chwil? - Waszti oderwała jadowite spojrzenie od magiczki i wbiła je w Samira - Ja ci zorganizuję miłe chwile jak wieczorem nie będzie dekoracji! Sam będziesz to wszytko wieszał! Przysięgam, że...
- Kwiatuszku, daj spokój - przyjemny głos Alessandra przerwał nagle pełną mocy tyradę lelijki. Ta popatrzyła w jego kierunku. Złość zaczynała z niej uchodzić, ustępując miejsca wyraźnej słabość do dyrektorskiego syna. Spojrzenie zmiękło, napięcie mięśni zelżało. Samir uśmiechnął się promiennie.
- Aisaka już leci w radosnych podskokach wspomóc cię przy wieszaniu lampionów - sugestywnie spojrzał w stronę omawianej. Natychmiast poparł go Alessandro (nawet on nie lubił narażać się na gorejące płonienie gniewu Waszti), posyłając przy okazji ostrzegawcze spojrzenie Aisace.
- Widzisz, kwiatuszku? – przystojny brunet ponownie zwrócił się do Waszti – mówiłem, że kogoś ci znajdziemy. Aisaka, dopijaj kawę i leć dopóki cię ładnie proszą - po czym posłał jej uprzejmy uśmiech mówiący "Ależ nasza Aisaka ślicznie dzisiaj wygląda". Naturalnie nie umknęło to uwagii Waszti, która nic już nie mówiąc posłała wzrokiem Samira do piekła, Aisakce poleciła się strzec, a Alessandrowi podziękowała za istnienie, bo bez niego ta cała hołota dawno utonęła by we własnym lenistwie i rozpuście. Po czym wdzięcznie rozprostowała skrzydełka i wyleciała z namiotu tuż ponad ramieniem swojego ulubieńca.
Alessandro zmierzył spojrzeniem swoich przenikliwych oczu pozostałych obecnych.
- Mamy dzisiaj bardzo dużo pracy. Od tego czy się uda czy nie zależy nie tylko dobry humor mojego ojca, na którym wszakże i wam powinno zależeć, ale i cała reputacja cyrku. Zaprosiliśmy ważnych gości, samą śmietankę towarzyską tego kraju, gubernator i cała arystokracja trzęsąca tym regionem. Radziłbym zostawić sobie kawunie na wieczór, a teraz wziąć się do pracy – Alessandro mówił bardzo poważnym tonem. Zatrzymał spojrzenie na Kagliu, którego prawdopodobnie podejrzewał o organizację tego pikniku.
- Dobra, już – mruknął kucharz, szybko dopił kawę, wstając spojrzał chmurnie na Samira i popędził swoje pomocnice. Atmosfera miłej przerwy rozwiała się, do kuchni powrócił rozgardiasz przygotowań. Na swoich miejscach pozostali Samir i Jeanne (Tal naturalnie podreptał wiernopoddańczo za Aisaką). Alessandro wbił wzrok w dwójkę.
- Jeanne, właśnie przywieźli setkę kanarków do wypuszczenia na rozpoczęcie przyjęcia. Jesteś potrzebna do zajęcia się nimi. Czekają na ciebie przy bramie. Musicie przenieść je w jakieś rozsądne miejsce, gdzie nie będą nikomu przeszkadzać, nakarmić, żeby do wieczora nie powyzdychały i co tam jeszcze ptaki potrzebują. Samir… - zamyślił się na chwilę – mógłbyś przekazać Kalinie, żeby pomogła Waszti? Do tych idiotycznych lampionów trzeba powsadzać księżycowe świerszcze. Lelijki jak wiesz nienawidzą robactwa, a sama Aisaka będzie robiła to przez miesiąc. Czas na organizowanie fajfokloków w południe będzie wieczorem – po czym wszyszedł zabierając wraz ze sobą swoje piękno. Samir popatrzył na Jeanne.
- Koniec zabawy. Mogę przynajmniej zarezerwować sobie u Ciebie pierwszy taniec na pociechę? Masz godzinę do namysłu – po czym uśmiechnął się i również wyszedł.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group. Theme Designed By ArthurStyle
|
|
|
|
|
|