Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Pon 21:15, 02 Gru 2024

Tajemnice Harlindonu...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27 ... 59, 60, 61  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> RPG / Wyprawy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
meadhros umarath
Władca Słów



Dołączył: 10 Gru 2006
Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola
Płeć: Sir


PostWysłany: Wto 19:51, 04 Gru 2007    Temat postu:

Meadhros szedł pwoli, w pewnej odległości od Erelena... Nie chciał aby jego emocje wzięły góe nad rozumem...

Nagle drużyna stanęła... Przed nimi ukazałą się osławiona Świątynia... Elf miał zamiar ujrzeć straszliwy widok : ciała umęcoznych ludzi uwięzionych w zywej klatce, którą były rosliny krępujące ich ruchy i niepozwalające się im wyrwać... Tak przynajmniej to sbie on wyobrażał... Natomiast jego oczom ukazała się po prostu Świątynia ze ścianami porośniętymi bluszczem... Chociaż wiało od niej dziwnym chłodem, Meadhros nie przeląkł się. Wyszedł nieco na przód i z drwiącym uśmiechem zwrócił się do Erelena : Czy może zdecydowałeś się zawrócić? - wiedział, że Erelen nie zawróci... Zadał to pytanie po to aby go zdenerwować... Wybić go z ruwnowagi...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Glum
Gość







PostWysłany: Śro 23:40, 05 Gru 2007    Temat postu:

- Może zdecydowałeś się zawrócić? - pytanie Meadhrosa, który niespodziewanie pojawił się u boku Erelena, przeszyło jego duszę niczym zatruty miecz. Jad rozpływał się po całym ciele, docierając do wszystkich organów i niszcząc je od środka.
Najpierw Abigail, teraz on? - przemknęło mu przez myśl. - Kogo jeszcze z tej drużyny podburzysz przeciwko mnie?
Odpowiedziała mu cisza oraz drwiący uśmiech na twarzy Meadhrosa.
Elf skierował spokojny wzrok prosto w jego oczy i długo trwali w takim milczeniu. Erelen nie chciał nic mówić, bo wiedział, że jego słowa odniosłyby odwrotny skutek, niżby tego pragnął. Zdał sobie sprawę, że pokonując kryształowe postacie, drużyna musiała współpracować, jednak mag burzył teraz tę jedność w podstępny sposób. Na dodatek nie opuszczało go dziwne, przytłaczające przeczucie, jakby wkrótce miało się wydarzyć coś jeszcze gorszego niż zdrada przyjaciół.
Nie zauważył, czy drwina zniknęła z ust Meadhrosa, bo ponownie spojrzał na wznoszącą się przed nim Świątynię. I niespodziewanie zawróciło mu się w głowie.
- Nie zakłócaj zmarłym ich Wiecznego Snu - rzekł, pospiesznie zamykając oczy i opierając się o najbliższe drzewo, aby odzyskać równowagę. - Ty pierwszy powinieneś oddać im należny szacunek.
I po chwili milczenia, kiedy nieznacznie powróciły mu siły, zwrócił się do całej drużyny, która zdążyła nadejść w ich kierunku:
- Rozbijemy obóz i przeczekamy noc, a potem zdecydujemy, co dalej - przeszedł pomiędzy nimi, zatrzymując się na małej leśnej polanie, nieopodal drogi, która zaprowadziła ich na potężne cmentarzysko.
Pewien plan kształtował się w umyśle Erelena, ale nie chciał dzielić się nim z całą drużyną, nie mając pewności, nad kim jeszcze mag przejął kontrolę. Wahał się nawet, czy powiedzieć Dijkstrze o potajemnym zbadaniu odnalezionego budynku, ale zaufanie do człowieka wytrzymało próbę.
Gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem oczu i uszu swoich towarzyszy, elf powiedział:
- Chciałbym, abyś wyruszył ze mną w nocy na wyprawę do wnętrza Świątyni. Nie wiem, w jaki sposób, ale nasz nieprzyjaciel znajduje sobie sprzymierzeńców w tej drużynie. To dlatego nie chcę, by pozostali wiedzieli o naszej rozmowie cokolwiek. Jeśli szybko nie powstrzymamy maga, skłóci nas na tyle, że nawzajem przyłożymy sobie miecze do gardeł. Będę czuwał przy ognisku i kiedy wszyscy zasną, obudzę cię. Oczywiście, jeśli nie zechcesz pójść, zrozumiem...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Czw 7:40, 06 Gru 2007    Temat postu:

Aria ogarnęła świątynię spokojnym wzrokiem. Nie było umarłych, nie było cierpienia, jedynie mur, porośnięty bluszczem.
Bo zło się ukrywa... Ukrywa się doskonale... Czyż by ktokolwiek pozwolił się zwieść czemuś szkaradnemu? Czyż by wybrał zło w czystej jego postaci? Ono się ukrywa... I w tym jest jego potęga... W jego złudnej piękności... W tym kryje się jego współ wieczność z dobrem... - myślała, wpatrując się w świątynię.

- Rozbijemy obóz i przeczekamy noc, a potem zdecydujemy, co dalej - usłyszała głos Erelena.
Odwróciła się od świątyni i spojrzała na elfa. Nie patrzył na nią, unikał jej wzroku. Aria westchnęła. Jestem zmęczona już tym wszystkim... Czuję, że moje siły do walki skończą się niedługo... Żyjesz póki walczysz? – Aria szybko odgoniła od siebie czarne myśli.
- Mead, mógłbyś przynieść drewna? Rozpalilibyśmy ognisko... – rzekła, po czym dodała, lekko się uśmiechając. - Może być oczywiście mokre, suchego pod śniegiem nie znajdziesz.
Elf kiwnął i zniknął wśród drzew. Wrócił po chwili z rękami pełnymi gałęzi, pokrytych śniegiem. Aria uśmiechnęła się w podziękowaniu. Dotknęła dłonią drewna, które Meadhros położył na ziemi. Mokre gałązki zaczęły syczeć i parować. Po chwili wybuchły zadziornym ogniem. Cienie członków drużyny zaczęły wesoło tańczyć na śniegu.
Elfka usiadła niedaleko ogniska i oparła się o pień pobliskiego drzewa. W tej chwili poczuła, jak bardzo była zmęczona. Nie potrafiła myśleć o niczym innym. Nagle wszystko stało się obojętnym, a głównym celem został sen. Błękitne oczy po raz ostatni spojrzały na Erelena, mówiącego coś Dijkstrze. Po chwili nadszedł sen. Spokojny, kojący, a zarazem niebezpieczny, gdyż w czasie snu nie mamy władzy zagłuszania naszych lęków i marzeń. Nasze strachy potęgują się i uderzają ze zdwojoną siłą. A marzenia, marzenia, których się unika, o których boi się myśleć, które się odtrąca, przychodzą pod osłoną nocy. I są o tysiąc razy piękniejsze niż nam się zdaje...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Nie 17:20, 16 Gru 2007    Temat postu:

Dijkstra, właśnie układał się do snu, jak zwykle zanim zasnął dokładnie analizował to co się stało tego dnia... zastanawiał się dlaczego Abigail tak chłodno potraktowała swojego brata. żaczął dokładnie sobie wszystko przypominać, każdą rysę twarzy Abigail, każde drgnięcie mięśni. Dijkstra który urodził się w chłopskiej rodzinie otrzymał tytuł szlachecki dzięki pracy jako szpieg, sukces w tym zawodzie zapewniły mu fotograficzna pamięć, przeczucie, i absolutny brak zaufania do kogokolwiek. Przypomniał sobie twarz Abigail gdy to mówiła i gdy się tłumaczyła... Po chwili wszystko było dla Dijkstry jasne, Abigail jest kontrolowana magicznie, a przynajmniej wtedy była kontrolowana przez maga. Sztywne ruchy, nienaturalny ton, oraz inny akcent bardziej ludzki. Wieczorem Erelen zaproponował Dijkstrze nocną wyprawę do światyni, mówił też że mag zaczyna podburzać drużynę. Dijkstra opowiedział Erelenowi o swoich podejrzeniach, zalecił by uważnie obserwować Abigail, zgodził się na wyprawę. Przed snem przeyszykował broń, kilka mikstur, zasnął snem lekkim, oczekując aż Erelen go obudzi.

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Nie 23:39, 16 Gru 2007    Temat postu:

Cicha, zbyt cicha atmosfera coraz bardziej przygnębiała i rozpaczała Abigail. Elfka stanęła na brzegu poświaty rzucanej przez ogień i chłonęła i lekkość tańca jego płomieni. Twarz elfki delikatnie głaskało ciepło żółto-pomarańczowego ognia chciwie pochłaniającego suche gałęzie. Bała się zwierzyć komukolwiek, a bardzo potrzebowała wyrzucić z siebie nadmiar myśli i przeżyć, dlatego bez słów opowiadała wszystko milczącym płomieniom. Twarz miała nieruchomą, ale w burzowoniebieskich oczach, niezdrowo lśniących w blasku płomieni wrzosowym odcieniem można było zauważyć od czasu do czasu głębko ukryte cienie myśli i wspomnień.
Wcześniej gdy ujrzała z dali ciemną sylwetkę brata na tle Świątyni i dołączających do niego Meada, Arię, Dijkstrę i Khadima, poczuła jak coś ją puszcza i wiedziała, że znowu jest panią swoich słów i myśli. Mimo to nie odezwała się ani słowem. Arianna miała dobry pomysł z tym ogniskiem. Wesołość jego płomieni przypomniała Abigail radosny blask jednolicie ciemnobrązowych oczu dziecka, które spotkała, podczas jednej ze swoich kolejnych ucieczek poza Lorien, poza obmywające je morze smutku,kiedy młoda elfka pokochała radosne serduszko ludzkiej dziewczynki. Zawsze wesoły i wyrazisty wzrok Lamalien chyba tylko raz zmącił smutek i tęsknota, kiedy mówiła jak brakuje jej matki, której nigdy nie znała i o pobłażliwym, wiecznie zapracowanym ojcu.
Płomienie prawdopodobnie trafiły na jakąś szyszkę, bo nagle wystrzeliły w górę sypiąc iskrami. Ciało Abigail leciutko drgnęło i spięło się, a pięści delikatnie zacisnęły. Wspomnienia szybko urwały się i podniosła wzrok. Tuż przed nią po drugiej stronie ogniska jej uwagę zwrócił Erelen ustalający coś z Dijkstrą. Elfkę nieoczekiwanie ogarnął niewytłumaczalny chłód, twarz się spięła. Odwracając się, kątem oka zauważyła Arię spokojnie pogrążoną we śnie. Wybrała sobie drzewo i usiadła prostując przed siebie nogi okryte granatowa suknią, tak, żeby każdego z członków drużyny mieć przed sobą, a w szczególności Era. Jeszcze nie sformułowała w słowa myśli czy podejrzenia które rozkwitały w jej głowie, ale, jeżeli on spróbuje gdziekolwiek pójść z tym człowiekiem…
Powrót do góry

Autor Wiadomość
meadhros umarath
Władca Słów



Dołączył: 10 Gru 2006
Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola
Płeć: Sir


PostWysłany: Wto 17:00, 18 Gru 2007    Temat postu:

Meadhros usiadł przy ognisku. Myślał jeszcze przez chwilę o tajemniczej Świątyni, w której pobliżu nocują... O tym co może ich jurro czekać...
Spostrzegł nagle, że Erelena i Dijkstry nie ma w obrębie blasku ognia, jednak mimo to wyciągnął się wygodnie przy ognisku i zamknłą oczy. Gdyby ktos terazł uwaznie patrzył na twarz rudego elfa, dostrzegł by nikły, drwiący uśmiech na jego ustach...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Glum
Gość







PostWysłany: Czw 0:47, 27 Gru 2007    Temat postu:

Tak wiele nocy spędziliśmy na snuciu idealnej wizji świata,
Zapadając w sen, który nie przynosił upragnionego ukojenia.
Tak wiele czasu spędziliśmy na podtrzymywaniu ulotnych marzeń,
Że zapomnieliśmy, co to znaczy naprawdę dla kogoś oddać życie.

Nie bój się – nie jesteś sam.
Gdzieś tu, obok siebie, znajdziesz mnie,
Ukryty głęboko w ziemi skarb.
Nie bój się – nie jesteś sam,
Bo na serca dnie schowałem się;
Leśna ścieżka zaprowadzi Cię.

Nawet jeśli nie zrozumiesz, gdy nadejdzie czas:
Długie życie jest zbyt krótkie, by poddawać się,
Nie można na zawsze w jednym miejscu tylko stać,
Wszyscy opuszczą Cię wtedy, gdy nie powstaniesz...


Erelen otworzył oczy. Wokół panowała cisza i tylko smutnie płonące ognisko było znakiem czyjegoś pobytu w niespokojnym lesie. Gwiazdy skryły się za ciemnymi obłokami, których nawet jasne światło księżyca nie potrafiło pokonać. W czujne serce wlewało się coraz więcej ciemności; z każdą chwilą wzmożony zastęp ponurych myśli atakował upadającą już fortecę wewnętrznego pokoju. Tuż obok, pogrążeni w ulotnym śnie i nieświadomi niczego, spoczywali jego towarzysze, tworzący z nim wspólny dom. Prawdziwy dom?...
Khadim... Jak na krasnoluda przystało, był zapalczywy, wybuchowy, impulsywny, ale także pomocny, przyjacielski i oddany. Jednak rzadko zdarzało się, że pomiędzy elfem a krasnoludem nawiązywała się prawdziwa przyjaźń. Erelen aż dotąd wierzył w to, iż uda im się załagodzić, chociaż w małym i pozornie nic nieznaczącym stopniu, odwieczny spór. Tej nocy wiara pękła niczym bańka mydlana, pozostawiając po sobie jedynie nikły ślad w niedoskonałej wyobraźni. Khadim odnalazł cel swojej wędrówki. Oto znajdowali się u stóp Gór Błękitnych, w którym żyli jego rodacy. Zatem dla niego wyprawa osiągnęła swój cel...
Meadhros... Gdyby nie był elfem, Erelen nie zawahałby się nazwać go bratem Khadima. Posiadali wiele wspólnych cech charakteru. Ale Meadhrosa różniło od niego coś więcej oprócz nieśmiertelnego życia i wypływających z niego licznych przywilejów i przekleństw. Elf zmienił się, a może dopiero teraz Erelen dostrzegł, kim jest naprawdę? Indywidualista, stawiający w centralnym miejscu samego siebie. Tak, już przy pierwszym spotkaniu wywarł na nim takie wrażenie, które, niestety, nie okazało się nieprawdziwe. Gdyby teraz wyprawa dobiegła końca, odszedłby własną drogą. Zresztą mógłby to zrobić w każdej chwili, ale wciąż zatrzymywała go jakaś nieznana, potężna siła. Ten nigdy niezachwiany i niezależny elf uległ podstępnemu magowi i teraz wykonywał wszystko, co tamten tylko zapragnął...
Abigail... Jedyna siostra, jedyne wspomnienie po ukochanym domu w Lorien i jedyna najmocniej krwawiąca rana. Łączyło ich tak wiele, ale czasami Erelenowi zdawało się, że dzieli ich jeszcze więcej, że każdego dnia pomiędzy nimi pogłębia się przepaść. Kiedyś było zupełnie inaczej. Nie musieli mówić o swoich uczuciach, wątpliwościach, lękach. Wystarczy, że spojrzeli sobie prosto w oczy, a już wiedzieli, co skrywa się w ich duszach. Dawniej wystarczyła tylko obecność, by wzbudzić omdlałą nadzieję, a teraz milczenie, które niejednokrotnie zapadało, wzbudzało niechęć i było źródłem nowej kłótni. Erelen usłuchał prośby odpływającej za Morze matki, jednak poprzez to swoje bierne oczekiwanie, Abigail oddala się od niego coraz bardziej, lgnąc w objęcia znienawidzonego maga. Nawet prawdziwy dom rozpadł się dawno temu...
Elf spojrzał w kierunku siostry i dopiero teraz dostrzegł, że jeszcze nie śpi. W jej pełnych świadomości oczach odbijał się blask ognia. I gdy odwrócił od niej wzrok, kątem oka zobaczył, że Abigail przypatruje mu się z zaciekawieniem. Zatem domyślała się czegoś. Walczyła ze snem, by dowiedzieć się, co też planuje i w razie potrzeby pokrzyżować jego plany. Tak, mag uderzył w to miejsce, które zabolało Erelena najbardziej...
Ponownie zamknął oczy, udając, że zasypia. Oparł się wygodnie o rosnące drzewo i okrył się magicznym płaszczem, ale jego myśli nie zawędrowały do krainy ulotnych snów.
Arianna... Wiedział o niej chyba najmniej, tak mu się przynajmniej zdawało w tej chwili. Odchodziła, by później z jakiegoś powodu wrócić; tylko dokąd? Czyżby dla niej drużyna także była nowym domem? Była próbą odnalezienia i zbudowania podobizny domu, w którym przeżyła niezapomniane i szczęśliwe chwile? Nieufność, ale też potrzeba bycia kochanym, te dwa sprzeczne ze sobą uczucia targały nią niczym wiatr, rzucający na oślep zerwany z drzewa liść. Erelen nie mógł zapomnieć tego ranka, gdy zobaczył ją pośród padającego deszczu. Wyglądała wtedy jak niepozorne, zagubione dziecko, które prosiło niemym krzykiem o pomoc. Wtedy niebo płakało razem z nią. I taka Arianna zawładnęła jego sercem. Na wspomnienie jej słów i pełnego wdzięczności spojrzenia, maleńkie światło nadziei rozbłysnęło w elfiej duszy. Teraz już miał pewność co do swoich uczuć. Tylko pojawiło się pytanie, które natychmiast przyćmiło blask rodzącego się światła: czy ona odwzajemnia to uczucie?
Upłynęło sporo czasu, kiedy odważył się przyznać, że tylko pozoruje zapadnięcie w sen. Ku swojej uldze spostrzegł, że Abigail wreszcie zmorzyło wyczerpanie po stoczonej bitwie z kryształowymi ludźmi lodu. Na wszelki wypadek wstał bezszelestnie, jakby miał zamiar zniknąć gdzieś w lesie i rozejrzał się po wszystkich posłaniach. Spali. Już miał zamiar podejść i obudzić Dijkstrę, gdy pewna myśl udaremniła mu ten zamiar. Sam przecież udawał, więc dlaczego oni nie mogliby postąpić tak samo? Podniósł z ziemi swój łuk i kołczan ze strzałami i ruszył w kierunku, gdzie znajdowała się Świątynia. Nie usłyszał za sobą żadnego szelestu, który przekonałby go o słuszności podjętej próby. Jednak ostrożności nigdy za wiele, a Erelen musiał mieć pewność, że nikt nie będzie ich śledził. Przeczekał jeszcze dłuższą chwilę w ciemnościach, poza zasięgiem kręgu światła płynącego z płomieni, ale nic się nie wydarzyło. Wszyscy spali.
Elf pod osłoną cieni, rzucanych przed drzewa, podszedł do Arianny. Nie mógł nadziwić się tym spokojem, z jakim śniła o szczęśliwym świecie. Złożył delikatny pocałunek na jej ustach, co wywołało nagłe drgnięcie elfki, ale nie przerwało jej snu. Erelen dotknąwszy jej lśniących włosów, ruszył następnie do śpiącego człowieka. Dostrzegł obok niego przygotowaną broń i kilka małych flaszeczek, zawierających tylko jemu znane mikstury. Niebo za górami powoli zaczynało szarzeć. Nieuchronnie zbliżał się wschód; czasu było coraz mniej. Bez dłuższego oczekiwania, potrząsnął delikatnie ramieniem przyjaciele, a gdy ten natychmiast otworzył oczy, skinął mu lekko głową na znak, że wszystko jego gotowe.
- Abigail chyba coś podejrzewała - szepnął do Dijkstry, gdy pochłonęły ich ciemności lasu w bezpiecznej odległości od obozu, by mogli swobodnie rozmawiać. - Przez większą część nocy czuwała, jakby spodziewając się, że wyruszę do Świątyni bez żadnego słowa wyjaśnienia. Musimy zdążyć przed świtem, zanim się obudzą.
- Masz jakiś konkretny plan? - zapytał go mężczyzna.
- Obawiam się, że nie - odpowiedział. - Chcę tylko zobaczyć, co znajduje się w środku, by w razie kolejnego zbadania Świątyni mieć o niej większą wiedzę niż dotychczas.
- Jesteś pewny, że on nam nie przeszkodzi?
- Nie wiem - odparł. - Oby nie...
Dijkstra... Jemu Erelen ufał najbardziej z całej drużyny. Choć sprawiał wrażenie odosobnionego i zamkniętego w sobie człowieka, liczącego tylko na siebie, nie stronił od pomocy innym, ani od udzielenia im dobrej rady. Krytycznie oceniał wszystko dookoła, nie pozostawiając, jeśli zaszła taka potrzeba, żadnych niedomówień. Elf cenił go sobie za bezpośredniość. Wiedział, że gdzieś za skorupą niedostępnego mężczyzny, kryje się wrażliwość i opiekuńczość. Dzięki niemu Erelen uczył się podchodzić z dystansem do pewnych spraw. Uczył się także realistycznego patrzenia na świat. To właśnie Dijkstra sprawił, że elf zaczynał powoli analizować swój idealizm, poszukując najwygodniejszego dla obu stron wyjścia.
- Już jesteśmy na miejscu - usłyszał nagle głos przyjaciela.
Stali przed czymś, co przypominało bramę do wnętrza Świątyni. Tak, jak wszystkie jej ściany, wejście porośnięte było gęstym bluszczem, który nie pozwalał zajrzeć do środka. Elf dotknął delikatnie rośliny, która pod wpływem ciepła jego dłoni zafalowała gwałtownie i natychmiast ustąpiła, wskazując im drogę do środka. Uderzyło ich chłodne powietrze, niosące ze sobą ciche, podobne do ludzkich, jęki.
Uważaj na siebie - w umyśle rozbrzmiały ostatnie słowa jego matki. Nikłe światło, tlące się do tej pory w sercu Erelena, teraz zostało zdmuchnięte przez potężniejszy wiatr.
- Jesteś pewny, że chcesz iść? - zadał pytanie Dijkstra.
- Tak, chodźmy - odparł, poczym znalazłszy w pobliżu suchą gałąź, podniósł ją i zniknęli w ciemnościach tajemniczego budynku.
Gdy tylko minęli żywą bramę, bluszcz zasunął sobą jedyną drogę powrotu...

W obozie ognisko powoli dogasało. Drużyna nadal przebywała w wymyślonym przez siebie świecie. Lecz kiedy na polanę wtargnął niepokojący wiatr i kiedy unicestwił źródło światła, wokół zapanowały nieprzeniknione ciemności, a do snu wdarł się odzierający z nadziei strach. Pierwsza obudziła się Arianna.
- Gdzie on jest? - zapytała, rozglądając się wokoło, próbując odnaleźć upragnioną postać. Nie mogąc nic dojrzeć, krzyknęła z całych sił, przywracając do prawdziwego świata resztę towarzyszy. - Gdzie jest Erelen?!

Wnętrze Świątyni rozświetliło blade światło, wydobywające się z gałęzi, którą trzymał Erelen. Było to jedno z prostszych zaklęć, które opanował, nie wnikając bardziej w tajniki magii.
Znajdowali się pomiędzy dwoma rzędami kolumn, utworzonych przez tę samą roślinę, co ściany budynku. Piętrzyły się one ku górze, znikając w ciemnościach, których nie rozproszyły płomienie. Każdy z filarów zawierał w sobie coś, co wzbudziło jeszcze większy lęk w sercu Dijkstry i Erelena. Pośród bluszczu dostrzegli chłodne, martwe twarze, powykrzywiane w grymasie nieogarnionego bólu, w ostatnim błagalnym krzyku o pomoc. Elf bał się spojrzeć w oczy ofiarom, po tym wszystkim, co wcześniej usłyszał, ale mimowolnie zwrócił tam swój wzrok. Wciąż się tliły, jakby nie znały jeszcze śmierci, i odbijały w sobie światło, które wtargnęło do Świątyni. Wypływała z nich bordowa ciecz, zatrzymująca się i wysychająca na pnączach. Wraz z każdym ich krokiem, i w miarę, jak posuwali się w głąb wielkiego cmentarzyska, płomienie padały na kolejne ludzkie twarze. Zdawać by się mogło, że ofiary mrużą swoje oczy, chcąc uchronić je od rażącego światła. Towarzyszył temu jeszcze złowrogi pomruk, ale potajemni badacze nie wiedzieli do końca, czy jest to muzyka wiatru na zewnątrz, czy też coś o wiele gorszego.
- Rathel miała rację - szepnął Erelen. - W żadnej wizji nie spodziewałem się zobaczyć czegoś tak podłego i okropnego.
Tymczasem zza chmur wyjrzał blady księżyc i przenikając pomiędzy liśćmi bluszczu, stał się kolejnym źródłem światła. W tym samym momencie za swoimi plecami elf i człowiek usłyszeli narastające szepty i świst powietrza. Odwrócili się gwałtownie i Erelen dostrzegł pędzące w stronę Dijkstry grube pnącza.
- Uważaj! - krzyknął i rzucił się w jego stronę. Odepchnął go, wypuszczając z rąk gałąź, a wydobywające się z niej światło natychmiast zgasło. Elf nie zdążył uniknąć uderzenia i na skutek ugodzenia, odrzuciło go daleko wprzód. Gdy upadł na ziemię, jeszcze pokonał pewną odległość, aż wreszcie poczuł, że grunt ucieka mu spod ciała. Desperacko chwycił się krawędzi przepaści, nad którą się teraz znajdował.
- Gdzie jesteś?! - usłyszał wołanie przyjaciela.
- Tutaj! - odpowiedział najgłośniej, jak mógł, jednak nie chciał niepotrzebnie tracić sił, próbując wydostać się z tej pułapki. Skalna ściana była jednak zbyt gładka i nie mógł znaleźć żadnego punktu zaczepienia.
- Poczekaj! Pomogę ci!
Gdy tylko człowiek wypowiedział te słowa, ruszył niezwłocznie w jego kierunku. Lecz niespodziewanie rozdzieliły ich znikąd pojawiający się ogień.
- I tak nie wybaczę ci tego, że bezczynnie stałeś, gdy za pierwszym razem obezwładniły mnie kryształowe postacie - wypomniał z lekkim uśmiechem na twarzy Erelen. Z każdą chwilą brakowało mu sił, a potłuczone ciało odmawiało mu posłuszeństwa.
Wybacz, mamo - przed oczami pojawiła się zatroskana twarz. - Myślałem, że potrafię...
- Uciekaj stąd! - krzyknął do Dijkstry. - I opiekuj się nimi...
Dłonie osunęły się wraz z kilkoma kamieniami i elf runął w ciemności...

Cała drużyna zebrała się przed Świątynią, oświetloną blaskiem księżyca. Nagle ziemia się zatrzęsła i u końca budynku zaczęła piąć się ku górze nowa kolumna, łącząc się z pozostałymi poprzez sklepienie. Wśród bluszczu dostrzegli znajomą, elfią twarz...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Czw 2:05, 27 Gru 2007    Temat postu:

Złote ślepia błysnęły w oddali. Ciszę przeszył miękki dźwięk stąpania. Gardłowy ryk wyrwał elfkę ze snu.
Ogromny, kosmaty warg zbliżał się powoli. Arianna patrzyła w jego chłodne oczy, nie mogąc się ruszyć. Już czuła jego ciepły oddech na twarzy.
Jeszcze krok, jeszcze tylko jeden krok i ostre kły zanurzą się w delikatną elficką szyję. Co raz bliżej. Sekundy, chwile... Aria wpatrywała się w oblicze swej śmierci, milcząc.
I nagle warg otworzył paszczę i rzucił się na bezbronną, sparaliżowaną strachem kobietę. Lecz nie wgryzł się w jej szyję. Nie pozostawił ani jednego draśnięcia na jej ciele. Zerwał Łzę Błękitu z jej szyi i skrył się w leśnej ćmie.
Serce przeszył nagły ból. Aria osunęła się na ziemię i zgięła w pół. Brak kamienia wyszarpnął z niej część mocy. Oczy zaszkliły łzy.
- Czemu zabierasz mi to, co dla mniej najcenniejsze? – wyszeptała, patrząc w ciemność, gdzie zniknął warg.


Elfka otworzyła oczy. Jej policzki były mokre od łez. Otarła je pośpiesznie. Nic nie widziała. Nieprzeniknione ciemności ogarnęły las.
O Najwyższy... Przecież ja miewam tylko wieszcze sny! Łza Błękitu...
Ręce elfki powędrowały do naszyjnika. Był na swym miejscu.
Dzięki losowi, jest.. Ale co znaczy ten sen? Co on znaczy? Najcenniejsze... Przecież nie Łza jest dla mnie najcenniejsza, a...
- Gdzie on jest? – wyszeptała.
Nie czuła nigdzie aury Erelena. Czuła Abigail, Meadhrosa, Khadima. Ale elfa i człowieka nie było.
- Gdzie jest Erelen!? – krzyknęła, przeczuwając najgorsze.
W ciemności dało się usłyszeć krzątaninę. Zaspane głosy pytały się, co się stało. Lecz Aria nie zwróciła na nich uwagi. Wstała i, kierując się jedynie elficką intuicją, ruszyła przed siebie.
Jeżeli coś mu się stanie... Każdy może umrzeć, ale nie on. On jest zbyt ważny. Najważniejszy...
Myśli kłębiły się w głowie elfki. Szła szybko, kierując swe kroki ku świątyni. Reszta drużyny szła za nią. Tymczasem zza chmur wyjrzał księżyc.
Majestatyczna budowla, która pochłonęła setki istnień, ukazała się oczom całej czwórki.
Arianna zatrzymała się. Kogokolwiek symbolizuje ten warg, kradnący mi Łzę we śnie po raz wtóry, zapłaci mi za to... – przysięgła sobie w myślach.
Zrobiła krok do przodu. Lecz nagle ziemia zaczęła się trząść. Nowa kolumna wspięła się ku górze. Bluszcz oplatał ją, ukrywając w swych pędach czyjeś ciało. Aria zmrużyła oczy.
- Erelen... – wyszeptała i osunęła się na kolana.
Świat pękł na miliony kawałków i upadał razem z elfką w bezdenną przepaść. Krzycząca cisza wypełniła umysł.
Nie płakała. Nie umiała płakać. Nie umiała mówić, oddychać, żyć. Bo w nim był cały jej świat. Od niego uciekała i do niego wracała. Bała się go, a zarazem potrzebowała. Był inny niż wszyscy. Szedł naprzód, wierny swym przekonaniom, udzielał pomocy, każdemu kto jej potrzebował, nie żądając nic w zamian. To on uleczył jej ranę. I to właśnie on zaczął leczyć rany jej serca. To on zobaczył pierwszy jej łzy. I nie kpił z niej wtedy. Pomógł. Pomógł po raz kolejny, nie żądając w zamian niczego.
Oplatał ją spojrzeniem swych błękitnych oczu i nie pozwalał o nim zapomnieć. Uciekała przed jego oczyma. Pragnęła znów być wolna. Znów iść swoją drogą, ukrywać się w cieniu wiekowych drzew. Znów nie należeć do nikogo. Ale już było za późno. Już do niego należała. Od pierwszej chwili, gdy krwawiąc, ukrywała się w cieniu drzew w nadziei, że idący drogą jej nie zauważy. Zauważył. Zszedł z drogi i położył jej rękę na ramieniu. Ten, zdawałoby się nieznaczący, dotyk zadecydował o wszystkim.
Uciekała przez całe życie. Godziła się na los pielgrzyma trwania. W pokorze znosiła wieczną drogę. I wtedy, omdlewając z bólu, ujrzała w kryształowo-błękitnych oczach nieznajomego przystań. Przystań życia. Pełnię dobroci, troski i bezpieczeństwa.
I już nie potrafiła odejść. Próbowała wiele razy. Za każdym razem musiała wrócić. Musiała wrócić, bo nie potrafiła żyć bez blasku jego oczu, bo należała tylko do niego, bo go kochała.
Teraz jego błękitne oczy były schronieniem nie dla niej, a dla czarnej śmierci. Nie widziała w nich swego odbicia, nie widziała zlewającego się błękitu ich spojrzeń. Nie widziała nic prócz chłodnej, martwej pustki.
- To nie może tak się skończyć... – wyszeptała cicho. – Ja go kocham...
Warg zabrał Łzę Błękitu i zniknął wśród drzew. Zabrał życie i odszedł. Czemu nie zabił mnie? Powinien zabić mnie i zostawić klejnot. Lecz on wybrał Łzę...
- Arianno!
Czyjś krzyk wyrwał elfkę z zatracającej się w sobie pustki. Podniosła oczy. Martwe oczy Erelena wciąż patrzyły na nią. Kto mnie woła? – spytała w myślach samą siebie.
Opuściła wzrok, nie mogąc patrzeć na jego ukochaną twarz. Dziwny ból przeszył jej ręce. Spojrzała na nie. Były całe we krwi. Rozszarpała je sama. Lecz ból duszy był tak silny, że nawet ból fizyczny nie był w stanie go zagłuszyć.
- To nie może tak się skończyć... – powtórzyła cicho, szukając w myślach skrawka nadziei.
I znalazła...
Skoro mistrz kazał mi wrócić, to wiedział, ze mnie potrzebują. Że muszę tu być. Więc to się tak nie skończy. Mag nie zwycięży. Nie! Erelen był zbyt ważny by umrzeć tak nagle, tak po prostu. Nie taka śmierć go czeka. Tacy jak on, nie umierają w taki sposób...


Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Czw 2:10, 27 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry

Autor Wiadomość
meadhros umarath
Władca Słów



Dołączył: 10 Gru 2006
Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola
Płeć: Sir


PostWysłany: Czw 9:45, 27 Gru 2007    Temat postu:



To dla niej?



To dla niej zaburzyłeś ład w drużynie?
Przecież jesteście już tak blisko celu… I Ty chcesz to wszystko zaprzepaścić? Tyle razy narażałeś dla nich życie i oni dla Ciebie! A Ty tak po prostu burzysz to wszystko nad czym pracowaliście tak długi czas?!



Po twarzy Meadhrosa spływał zimny pot. Teraz dopiero zrozumiał swój błąd. Źle postąpił… Musiał upewnić się czy już nie jest za późno. Elf podniósł się szybko, a jego ciało przeszył chłód. Ognisko, jedyne źródło światła, zgasło… Meadhros rozejrzał się wokół. Arianna, Abigail, Khadim… Nie było Erelena i Dijkstry!

Elf obawiał się najgorszego. Że wyruszyli we dwoje do Świątyni…

Dlaczego nic nie powiedzieli?! Nigdy nic nie mówią! Mogłem…
- nagle przerwał tok swoich myśli. – I właśnie przez takie myślenie doprowadziłeś do tego! – skarcił go słyszalny tylko dla niego głos.



- Gdzie jest Erelen!?
– usłyszał krzyk Arianny.

- Pogódź się z tym. Tak musi być… Nie pozwól żeby kobieta zrujnowała twoją jedyną szanse na normalne życie… Tak jak mnie…
- usłyszał cichnący już głos w myślach. Meadhros nie chciał go słyszeć. Nie mógł tak po prostu zapomnieć... Nie myśleć... Nie żyć...


Cała drużyna zebrała się przed Świątynią, oświetloną blaskiem księżyca. Nagle ziemia się zatrzęsła i u końca budynku zaczęła piąć się ku górze nowa kolumna, łącząc się z pozostałymi poprzez sklepienie. Wśród bluszczu dostrzegli znajomą, elfią twarz...


Meadhros nagle spostrzegł Arianne. Jej ręce były całe we krwi…

- Arianno! – krzyknął Meadhros, rzucając się w jej kierunku. Widział, że jej oczy były wpatrzone Erelena, którego miejsce było teraz tam, wśród bluszczu… Elf odwrócił ostrożnie jej twarz od tego okropnego widoku. Delikatnie ułożył jej głowę na swoim ramieniu i przytulił ją lekko do siebie.
- Już dobrze… Dobrze… - szepnął, sam nie wierząc w prawdziwość słów które wypowiada.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez meadhros umarath dnia Czw 10:19, 27 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Czw 15:33, 27 Gru 2007    Temat postu:

Dijkstra patrzył w twarz przyjaciela która wyrosłą między gałęziami. Nie rozpaczał, nie uronił nawet jednej łzy, to co sie stało nawet na chwilę nie przyćmiło jego umysłu, to tylko zmotywowało Dijkstrę do myślenia. Planowania zemsty, już wiedział co zrobi z magiem, nie zabije go od razu, sprawi by mag błagał o śmierć, by śmierć byłą dla maga wybawieniem od bólu który będzie rozrywał jego ciało i duszę. Przyglądał się drużynie która była zszokowana całą sytuacją, następnie spojrzał na Erelena. Zaczął przyglądać się gałęziom które trzymały Erelena, nie zwracając uwagi na resztę drużyny podszedł do niego, i otworzył mu oczy. Widział jego źrenice powiększone do nienaturalnych rozmiarów, podniósł z ziemi patyk i rozpalił go za pomocą magicznego znaku. Przybliżył płonącą gałązkę do jego oczu, nie zareagowały. Dijkstra czuł na plecach spojrzenia drużyny, nie rozumieli że on chce pomóc że jest jeszcze nadzieja... Zbliżył płomień do ust Erelena, płomień lekko zadrgał. Dijkstra czuł już tę radość, wiedział co się dzieje, wiedział jak działą ta roślina, podobne rosły w brokilionie. Gdyby tylko mieli jakąś dziwożonę... Dijkstra chwycił mocno za jedną z gałęzi świątyni, i mocnym szarpnięciem ją wyrwał, wypłyneła z niej bordowa ciecz, Dijkstra wiedział ze to krew... Krew Erelena, ale musiał się upewnić.
-Erelen żyje. - Powiedział cicho lecz w ciszy która panowała jego głos zabrzmiał niczym huk armaty. - Nie jest z nim najlepiej ale żyje, i da się go uratować. Są dwa sposoby, można spróbować wyciąć jego ciało spomiędzy gałęzi. Lecz to sprawi że będzie okropnie krwawił i nie wiem czy zdążylibyśmy zaleczyć jego rany, mógłbym go nafaszerować miksturami które go wzmocnia ale to nie zagwarantuje mu życia. Możemy też zabić maga który włada tą świątynią, qwtedy rośliny które uwięziły Erelena i wielu innych ludzi uschną i wszyscy będą wolni. Nie wiem co wy planujecie ale ja mam zamiar dopaść tego maga.
Dijkstra nawet nie spojrzał na drużynę, odwrócił się i wszedł do świątyni gotów samemu walczyć z magiem, a nawet z całym światem by uratować jedynego przyjaciela.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Pią 14:07, 28 Gru 2007    Temat postu:

Arianna wtuliła się w ramiona Meadhrosa i cicho załkała. Jedyne czego teraz pragnęła, to śmierć. Nie widziała sensu w swym istnieniu. Po raz pierwszy dał jej sens Erelen. Uczył, zapewne nieświadomie, ją żyć. Teraz go zabrakło. Los, który zawsze był brutalny i nie obsypywał szczęściem, teraz zaczął zabijać.
Aria nie czuła nienawiści do Maga. Nienawidziła tylko siebie. Nienawidziła siebie za to, że tyle razy miała okazję zabić Maga i nigdy tego nie zrobiła. Teraz też by tego nie uczyniła. Było jej już wszystko jedno. I gdyby nagle mężczyzna stanął teraz przed nią, poddałaby się śmierci bez dyskusyjnie.
Pięści elfki ścisnęły koszulę Meadhrosa. Chciała zniknąć i nigdy już nie istnieć.

- Erelen żyje
– głos Dijkstry przebił się jak przez mgłę.
Aria podniosła wzrok. Malutki płomyk nadziei zaczął się tlić w jej duszy. Próbowała słuchać słów człowieka, lecz nie wiele z nich zrozumiała, zamroczona emocjami. Jednak pojęła ogólny sens.
- Idę z tobą – powiedziała cicho do Dijkstry.


Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Pią 14:08, 28 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry

Autor Wiadomość
meadhros umarath
Władca Słów



Dołączył: 10 Gru 2006
Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola
Płeć: Sir


PostWysłany: Pią 19:12, 28 Gru 2007    Temat postu:

- Dobrze... - szepnął elf gładząc delikatnie włosy Arianny - Pójdziemy razem... - Nie sądził, że potrafi wpłynąć na decyzje elfki...

- Synu! Jesteś ostatni... Uważaj na siebie... I nie pozwól się nikomu zniwolić...

Meadhros stał chwile bez ruchu... Głos w jego głowie nie był juz władczy i rozkazujący... Płynął z serca... serca...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Sob 23:23, 29 Gru 2007    Temat postu:

I tak nie wybaczę ci tego, że bezczynnie stałeś, gdy za pierwszym razem obezwładniły mnie kryształowe postacie.
Er?

Nagle zerwała się na równe nogi. Nie mogła uwierzyć, zasnęła. Wszyscy wokoło się krzątali.
Zaraz, zaraz…, nie wszyscy.
Prawdopodobnie gdyby była człowiekiem Abigail zaczęła by teraz kląć. Tak, że wszystkie pobliskie rośliny by powiędły. Jako elfka potrafiła jednak zdobyć się na trochę więcej samoopanowania i chłodnym krokiem ruszyła za znikającą w dali Arianną. Jednak po krótkiej chwili pędziła w kierunku Świątyni z całych sił.
I zamarła. Milcząc wpatrywała się przed siebie. Nie wydała żadnego dźwięku, nie dochodził do niej żaden dźwięk. Ktoś coś obok mówił, nie ważne co. Szklistym wzrokiem patrzyła… na to co wszyscy, tę… twarz. Nie umiała nazwać tego inaczej. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że to naprawdę on. Nie.

W tej pustce najgorszy był brak jakichkolwiek innych uczuć poza jednym miażdżącym, poczuciem tonięcia w czystej otchłani rozpaczy. Żadnych łez, leku, żalu, smutku, czy nawet wstydu. Tylko pustaka rozpaczy.
Wyciągnęła przed siebie rękę i najdelikatniej jak umiała, samym opuszkiem palca skazującego dotknęła marmurową twarz której wygląd od dzieciństwa miała wyryty w pamięci… twarz skrzywiła się w strasznym grymasie. Szybko cofnęła dłoń. Nie mogła myśleć o tym inaczej jak o twarzy. Twarz. Policzki, nos, usta. I oczy. Gdzieś musi być reszta ciała.
Zorientowała się nagle, że Dijkstra coś majstruje przy tej twarzy. Popatrzyła na stojącego obok człowiek niechętnie i zaczęła słuchać co ten mówi.
- Erelen żyje.

No oczywiście, a co myślałeś. Powstrzymała się, żeby nie dodać „baranie jeden”. Ale w końcu to o n, Dijkstra, był jedyną osoba które tamten ufał.
- …będzie okropnie krwawił i nie wiem czy zdążylibyśmy zaleczyć jego rany…mógłbym go nafaszerować miksturami.

Ty (pokrako) jak śmiesz… dłoń elfki nieznacznie zaczęła się podnosić.
- …Nie wiem co wy planujecie ale ja mam zamiar d o p a ś ć t e g o m a g a.
Abigail nawet się nie zastanawiała. Ręka już była w rozmachu. Sekundę później rozległ się dźwięk uderzenia jej dłoni o twarz człowieka.
Szybko cofnęła się krok do przodu, szeroko rozwartymi oczami wpatrując się w twarz Dijkstrii. Musiało boleć, włożyła w ten policzek całą swoją rozpacz. Ulżyło. I otrzeźwiała.
- Dijkstra… j-a… - zająknęła się. Przez chwilę nie mogła nabrać powietrza i tylko poruszała niemo ustami. – J-a przepraszam… strasznie przepraszam. Natychmiast doskoczyła do człowieka i musnęła miejsce uderzenia dłonią. Ból po siarczystym policzku zniknął, razem z zaczerwienianiem i krwią cieknącą szpiegowi z nosa.
- Przepraszam… - szepnęła jeszcze raz i odwróciła wzrok od swojej ofiary. Zobaczyła płaczącą Ariannę i Meada. Gdzieś obok wyłowiła katem oka Khadima.
Coś w niej pękło. Oczy elfki zaczerwieniły się, a w myślach panowała pustka, żadnych słów, niczego. Nagłym ruchem dopadła Dijkstrę, bardzo mocno chwyciła go za przegub dłoni i pociągnęła w odwrotnym kierunku niż człowiek zamierzał iść. Zrównała się z Arianną i jej towarzyszem. Wolną dłonią chwyciła nadgarstek Meada, chwytając go tak jakby zamiast palców miała imadła i szarpnęła za sobą. Elf od nagłego pociągniecia niemal poleciał razem z trzymaną prze niego Arią za Abigail. Khadim nagle poczuł jak coś niewidzialnego oplata również jego przegub i pociąga w stronę elfki. Nie było mowy, żeby się wyszarpnęli.
- Musimy z tą odjeść, idźmy z tąd, nie mogę na to dłużej patrzeć – nerwowo szeptała Abigail, ciągnąc wszystkich za sobą w kierunku niedawnego obozu. Na ułamek sekundy odwróciła się i można było zobaczyć jej mocno zaczerwienione i nagle podkrążone oczy, pełne łez cieknących nieprzerwanym strumieniem po buzi.
- Nie zostawię cię tu, chodź bym miała zginąć –wyszeptała, chyba bardziej do siebie niż do Erelena, który przecie i tak by nie usłyszał, ostatni raz oglądając się za siebie.
– Ale poza tym wyjątkiem nikt już nie może zginąć – dodała nagle głośniej i jeszcze raz szarpnęła trzymane nadgarstki ciągnąc towarzyszy niemal z szaleństwem byle jak najdalej od Świątyni.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Glum
Gość







PostWysłany: Pon 19:56, 28 Sty 2008    Temat postu:

Ogień wciąż wydobywał się ze szczelin ziemi, okrążając zebraną w Świątyni drużynę. Wszyscy patrzyli w uwięzione pomiędzy morderczymi pnączami ciało, nie mogąc uwierzyć w to, że pozostanie ono tutaj już na zawsze; usidlone, skrępowane, martwe. Oczy Erelena, w których tak niedawno mieszkał żywy blask, wypełniły teraz mrok oraz pustka i wypływała z nich krew, jak w przypadku twarzy, uwięzionych na kolumnach obok. Strużki spływały powoli, opadając coraz niżej z zielonych liści, aż w końcu dosięgły ziemi i wkrótce u podstaw kolumny zaczęła tworzyć się bordowa kałuża.
- Nie wiem, co wy planujecie, ale ja mam zamiar dopaść tego maga - rzekł Dijkstra cicho, jednak każdy dobrze go usłyszał.
Nasilające się płomienie oświetliły na nowo oblicze Erelena, ukazując i podkreślając wyraz cierpienia, który wymalował na nim ból. Nie odstraszyło to jednak człowieka, który raz podjąwszy decyzję, nie zamierzał jej zmieniać i uciekać przed konsekwencjami. I już prawie zniknął ponownie we wnętrzu Świątyni, gdy w ostatniej chwili dogoniła go Abigail, zatrzymując gwałtownie. Z niezwykłą siłą pociągnęła Dijkstrę z powrotem ku reszcie drużyny, dając mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru odpowiadać na żadne pytania. W jakiś tajemniczy sposób oplotła nadgarstki wszystkich towarzyszy i zmusiła ich do pójścia za nią. Gdzieś w głębi jej serca skrywała się rozpacz po utraconym bracie, ale elfka wiedziała, że nie może się jej poddać, będąc po części odpowiedzialna za to, co się wydarzyło.
- Musimy stąd odejść - szeptała nerwowo, nie potrafiąc jednak powstrzymać swoich łez. - Nie mogę na to dłużej patrzeć.
Gdy opuścili polanę, ogień w Świątyni zniknął tak nagle, jak się pojawił. Na cmentarzysku, który tej nocy stał się domem dla kolejnej istoty, zapanował półmrok. Gdzieś daleko za górami rozpoczynał się nowy dzień, a wschodzące, krwiste słońce niosło ze sobą opowieść o niewinnej śmierci.
Zgromadzona w obozie drużyna z lękiem wypatrywała budzącego się za ośnieżonymi szczytami słońca. Milczeli, ale myśli każdego z nich koncentrowały się wobec jednego wydarzenia. Oto zaczynał się nowy etap w ich wspólnym życiu. Erelen odszedł, budząc w nich natarczywy niepokój i świadomość tego, że wyprawa domaga się ich życia. I jakkolwiek różne powody skłoniły ich do podróży, tak tej nocy połączył ich koszmar śmierci, określając kolejny cel wędrówki. Ale jak zawsze istniała możliwość wyboru.
Pierwsze promienie osuszyły łzy na policzkach Arianny i Abigail, jednak nie odpędziły nurtującego pytania: Co dalej?...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
meadhros umarath
Władca Słów



Dołączył: 10 Gru 2006
Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola
Płeć: Sir


PostWysłany: Wto 17:40, 29 Sty 2008    Temat postu:

Znowu….

Ile razy to się jeszcze będzie powtarzało?! - pytał w myślach samego siebie.

Meadhros miał wrażenie jak by jego myśli płonęły żywym ogniem. Każda myśl sprawiała mu nieopisane cierpienie. Jedne myśli spalały się w tym ogniu, jednak chwile potem rodziły się na nowo niczym feniksy i płonęły na nowo. To przyprawiało go o szaleństwo. Nie mógł skupić się nawet na chwile. W jego głowie panował totalny chaos. Teraz wspomnienie o uldze i odkupieniu wzbudzało w nim tym większe emocje., które potęgowały jego rozterkę.


Arianna…
Nie dać się zniewolić…
Szaleństwo…
Spokój…
Wolność…


Silny podmuch wiatru północy w pewnym stopniu pozwolił Meadhrosowi na chwile wytchnienia. Zebranie myśli.

Cóż mi z miłości, kiedy moje życie będzie jedynie ciągłym zagłębianiem się w szaleństwo? Teraz mam szanse na odkupienie moich win… Win? To przecież… - nie dokończył tej myśli. Poczuł, że ktoś go uderza. Chwile potem w jego głowie rozległ się wrzask. Najgłośniejszy i najbardziej rozpaczliwy jaki w życiu słyszał. Dobiegał przecież z miejsca największych mąk.

Synu! Odrzuć od siebie wszystko i wszystkich! Inaczej skończysz tak jak ja! Odrzuć myśli! Odrzuć uczucia! W tobie ma pozostać jedynie żądza odkupienia! Inaczej skończysz tak jak ja… Idź tam...

Powoli, jak gdyby w transie Meahros wyszarpnął się z uścisku Abigail, dobył swój miecz i zdecydowanym krokiem, prubując wymazać z pamięci obraz towarzyszy z drużyny oraz uczucia, które do nich żywił, ruszył w stronę Świątyni. Chociaż nie wiedział czy usłyszał głos swego ojca, czy po prostu głos rosądku, wypelłniał każde jego słowo. Jego umysł zamknął się na wszystkie uczucia i myśli z wyjątkiem jednej.

… Odkupienie…


…miłość…?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez meadhros umarath dnia Śro 14:33, 30 Sty 2008, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> RPG / Wyprawy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 25, 26, 27 ... 59, 60, 61  Następny
Strona 26 z 61

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin