|
|
|
|
|
|
|
Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
|
|
|
Obecny czas to Sob 2:27, 30 Lis 2024
|
Autor |
Wiadomość |
Michalot
Łzy Księżyca
Dołączył: 04 Paź 2007 Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Nie 16:41, 02 Gru 2007 Temat postu: Nocni Łowcy |
|
|
Noc była tak ciemna, czarna i nieprzenikniona, że można by rzec iż ciąć nożem by trzeba by dojżeć cokolwiek. W powietrzu jakby dla rozjaśnienia wirowały wielkie płatki śniegu padające na białe pola i zaspy.
Wśród tego nieprzyjaznago dla żadnego człowieka krajobrazie tylko daleko-oki elf mugłby wypatrzeć maleńką postać przedzierającą się przez zaspy. W miejscu gdzie pod śniegiem znajdował się gościniec brnęła jakaś postać. Na pierwszy rzut oka wyglądała na podrużującą z daleka. Kaptur na twarzy i chusta na twarzy doskonale maskowała jego rase i pochodzenie jak i chroniła przed prznikliwym zimnem. Na plecach miał przytroczony półtora ręczny miecz o dziwnej rączce i jelcu. Ów postać niosła jakiś bagaż na plecach. Z całego ekwiupnku ten bagaż wyróżnaił się najbardziej. Był to połatany, półucienny wór, używany przez chłopów do noszenia paszy. Postać nosła go na plecach. W owym jegomości zaskakiwała jeszcze jedna rzecz. Brak pochodni. W tych złych i ciężkich czasach żadko kto wychodził w nocy na zewnątrz, a juz nie do pomyślenia był robic to bez jakiegokolwiek źródłą światła który bądź co bądź po części odstraszał dzikie zwierzęta i złe stwory. Nagle postac drgnęła. Przed nią dał się widzieć blask jakby świateł. Na zakrytj twarzy podrużnika można było dojżeć jakiś ruch. Był to zapewne uśmiech gdyż przed nim powoli majaczył cel wędrówki. Była to jedna z niwielu przydrożnych karczm. Gdy na terenia Salamii krążyły różne twroy zła trzeba było nielada odwagi by żyć samotnie w karczmie na rostajach. Nagle w powietrzu rozległo sie wycie wilka. Wędrowiec drgnął. Przeciągły skowyt rozdarł cisze podruży. Postać bacznie rozglądnęła się i przyspieszyła kroku w kierunku gospody.
Przysadzisty barman siedział za ladą i popijał piwo. Interes nie szedł dobrze. Karczma na rostaju nie cieszyła się popularnością i mało kto odwiedzłą te przeklęte strony. Gruby rozglądnął się leniwie po swojej własności. Miejsce tzw. tawerna gdzie można było dobrze zjeść i napić się byłą średneij wielkaości izbą. Przy prawej jej ścianie znajdował się kominek na kórym wesoło tańczył ogień. W izbie było zaledwie kilka stolików. Przy kilku z nich siedieli spuźnieni podrużni którzy nie chcieli podrużować nocą, jeden czy dwuch kupców i dwuch rycerz rozmawiających sciszonymi głosami i rozglądający się podejżliwie po obecnych. Barman pociągnął łyk ze swojego kufla i rozmarzył się zapatrzony na wdzięki jednej z dwuch barmanek uwijających się przy gościach. Nagle drzwi gospody rozwarły się z chukiem przerywając jego myśli. Dwuch rycerz w kącie poderwało się. Jeden z nich sięgnął po miecz.
- Spokojnie...- rozległ się głos spod kaptura postaci która weszła do środka - Szukam schronienia i strawy... Chyba moge je tutaj znaleźć...- ostatnie sylaby zmieniły się w przeciągły syk w kierunku rycerza który trzymał ręke na rekojeści miecza.
- Alez oczywiście... oczywiście... W czym moge złużyć?- zapytał barman podchodząc do przybysza. Gdy stanął obok niego wzrostem sięgał mu zaledwie do klatki.
- Poradze sobie...- warknął przybysz i podszedł do wolnego stolika przy kominku. Odprowadziły go tam niechętne i podejżliwe spojrzenia rycrzy. Przybysz zdjął płaszcz i chusty z twarzy ale usiadł przodem do ognia tak że nikt nie widział jego twarzy. Szybko wyciągnął fajkę i nabił tytoniem po czym zapalił. Z zewnątrz rozległo się przeciągłe lecz przycichłe i przytłumione wycie wilka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
meadhros umarath
Władca Słów
Dołączył: 10 Gru 2006 Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola Płeć:
|
Wysłany: Nie 16:46, 02 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Dwaj jeźdźcy podróżowali przez cały dzień jedynie z chwilowymi przerwami, które były niezbędne aby konie nie padły ze zmęczenia. Jeden z mężczyzn - wysoki i szczupły ubrany w płaszcz podróżny. Jego włosy były spleciony w długi warkocz, natomiast drugi - nieco niższy, ale za to mocniej zbudowany głowę miał zakrytą kapturem i derką chroniąca przed mrozem.... Gdy dzień doczołgał się do końca i na niebie pojawiły się gwiazdy, dwaj podróżni przejeżdżał właśnie przez puszcze. W około panowała głucha cisza przerywana jedynie głośnym sapaniem karych wierzchowców...
-, Czego się nie odzywasz? - Zapytał uśmiechając się szczuplejszy jeździec. Nie wyglądał na bardzo niezadowolonego z powodu chłodu...
-, Bo zimno Hondelyku... Bo zimno... - Mruknął drugi chuchając w ręce zakryte rękawiczkami, które niestety nie dawały należytego ciepła...
- To sobie pobiegaj. - zaśmiał się mężczyzna nazwany Hondelykiem. - Już to sobie wyobrażam: Wielki Cadron biegający wokół konia jak opętany.
- I co rżysz? - Zapytał Cadron, a było to pytanie retoryczne Widocznie nie w smak mu była pogawędka podczas jazdy w takie zimno...
Nastała kłopotliwa cisza... Nagle wśród głuszy rozległo się ujadanie wilka.
Cholera - sapnął Cadron przerywając pocieranie dłoni. Dwaj podróżnicy wymienili spojrzenia, które wszystko mówiły: Gnaj konia bez wytchnienia!
Oboje przywołali swoje konie do galopu. Konie zostawiały za sobą jedno znaczne ślady. Wilki na pewno ich wytropią, jeżeli nie znają na noc żadnego schronienia... Gdy wypadli na otwartą przestrzeń konie zwolniły nie, dlatego, że nie obawiały się już wilków, tylko, dlatego, że tutaj zaspy śniegu było o wiele większe i trudniej było się przez nie przedrzeć. Zobaczywszy po chwili majaczące w oddali światełko odetchnęli z ulgą...
Uwiązawszy konie na zewnątrz weszli do gospody. Zignorowali fakt, że wszyscy badawczo ich mierzyli wzrokiem.
- Grzańca! - Zakrzyknął już w progu Cadron.
- Dwa - uzupełnił Hondelyk siadając razem z przyjacielem przy stoliku najbliżej kominka jak się dało, nie przeszkadzał im fakt, że siedział tam już jeden z gości.
- Jak dobrze, że są na tym świecie jeszcze takie miejsca jak gospody - szepnął z uśmiechem Cadron. Poprawił mu się humor od momętu przekroczenia progów karczmy.
- Taaak... Świątynie rozkoszy po trudach nocy... - Zrymował Hondelyk wyciągając się na krześle jak kot. - Upojne wieczory przy piwie i pewnie Ciebie nie zdziwię, że przejeżdżając ciemne bory obudziliśmy potwory... - zakońył śmiechem.
- Tia.. Potwory... - mruknął Cadron i zamyślił się...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Michalot
Łzy Księżyca
Dołączył: 04 Paź 2007 Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Nie 17:09, 02 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Tymczasem postać paląca fajkę poruszyła się dźwięk słowa ,,Potwory". Dziwnie obejrzała sie na Cadrona i przywołała gestem barmankę. W tym krótkim momencie można było dojrzeć twarz postaci. Był to mężczyzna w wieku około 30 lat. Ciemne rysy i długie włosy nadawały mu tajemniczy wygląd, którego dopełniały trzy szramy na policzku, zapewne po pazurach jakiegoś zwierzęcia. Mężczyzna szepnął kilka słów do barmanki, która tylko pokiwała głową i pospieszyła w kierunku lady. Tymczasem dziwny przybysz zgasił fajkę. Nagle jeden z rycerzy od dłuższego czasu obserwujących go szybko wstał i krzyknął
-To morderca! Aresztuję Cię w imieniu króla!- wyciągnął miecz i wskazał na worek przybysza leżący pod stołem. Zawartość worka która wcześniej zamarzła na zimnie teraz stopniała i wypłynęła. Była to ciemnoczerwona krew. Towarzysz rycerz również wstał i wyciągnął miecz.
- Co masz w tym worku?- zapytał groźnie
- A co Ci do tego?- odparł hardo mężczyzna z groźnym błyskiem w oczach
- Jeżeli nie pokarzesz mi zawartości twojego bagażu mogę Cię zabić! Możesz być płatnym zabójca a to jest karane śmiercią!-
- Jestem zabójcą...- rzekł powoli mężczyzna - Ale nie ludzi. - dodał gdy rycerze zrobili krok w jego kierunku. Szybko nim ktokolwiek zdążył zareagować wyciągnął zawartość worka. Położył ją na stole i obejrzał się na zgromadzonych. Wszyscy zamarli wpatrując się w ów zawartość tobołka. Była to głowa... głowa wilkołaka. Cała karczma momentalnie zamarła. Wszyscy jak zahipnotyzowani wpatrywali się w głowę z której sączyła sie krew monotonie kapiąc na podłogę...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie
Dołączył: 04 Wrz 2007 Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Lasu
|
Wysłany: Nie 17:16, 02 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Ciemności tej nocy były nieprzebrane. Księżyc schowany za czarnymi chmurami nie mógł oświetlić ciągnącej się w nieskończoność, białej „pustyni”. Wielkie zaspy przypominały wydmy, a kępa drzew na środku pustkowia była oazą i schronieniem przed nie ustanym wiatrem. Wielką „pustynię” otaczał wysoki i gesty las. Wydawałoby się że tylko dzikie zwierzęta mogą grasować w ciemnościach lasu, jednak oprócz nich było coś jeszcze ....
Po między drzewami przemieszczał się wysoki, zakapturzony mężczyzna, siedzący na czarnym z siwym ogonem i grzbietem, potężnie zbudowanym koniu rasy Clydesdale. Obserwował on dwóch wędrowców jadących przez gęstą puszczę.
Nagle jeźdźcy ruszyli z miejsca, jakby zostali czymś wystraszeni i popędzili czym prędzej przed siebie. Nieznajomy widząc całe to zajście zatrzymał się i po chwili zszedł z konia. Wyjął swój długi miecz z pochwy na plecach i kilka razy wciągnął powietrze nosem mówiąc:
- Mam Cię bestio ... – po tych słowach ruszył wraz ze swoim wierzchowcem przed siebie.
Gdy doszedł do miejsca z którego jeźdźcy zostali wystraszeni, koń parsknął i zatrzymał się. Mężczyzna powiedział do wierzchowca:
- Nie bój się. Jedź za ich śladem i zaczekaj przed lasem – powiedziawszy to klepnął lekko rumaka, który najwyraźniej zrozumiał i wykonał polecenie swojego Pana.
Nieznajomy rozglądnął się i ruszył ze ścieżki w głąb puszczy. Po kilkudziesięciu krokach natchnął się na rozszarpanego na strzępy jelenia. Zapach świeżej krwi roznosił się po okolicy, wabiąc dzikie zwierzęta. Zakapturzony mężczyzna zrobił kilka kroków w głąb lasu, gdy nagle stanął jak wryty. Za jego plecami było słychać delikatne warczenie, oraz łamiącą się skorupę śniegu pod ciężarem idącej w kierunku mężczyzny zgarbionej postaci.
Cisza. Nagle nieznajomy uchylił się przed dziwną postacią która po jego wyminięciu wylądowała na cztery łapy. Stwór powoli się wyprostował po czym odwrócił i skierował swoje świecące, czerwone ślepia w kierunku zakapturzonego mężczyzny. Był to spory wilkołak, o atletycznej budowie ciała. Masywne ręce zakończone długimi na 4cm pazurami zwisały w dół.
Nagle potwór zawarczał i pomknął w kierunku mężczyzny. Ten uchylił się od kolejnego zamachu. Jednak długie ręce zakończone pazurami dosięgły ciała nieznajomego, robiąc 3 nacięcia na ręce. Mężczyzna cicho syknął z bólu i odwrócił się do mutanta. Oczy nieznajomego delikatnie się zaświeciły złotą barwą po czym szybko zgasły. Postać pochyliła głowę i ruszyła z zaciśniętymi dłońmi na mieczu w kierunku potwora, który także kontratakował. Wielka łapa wilkołaka zamachnęła się na mężczyznę, który parując atak odciął tym samym łapę stwora, która spadła na ziemię zabarwiając śnieg, bordową krwią. Wilkołak przykucnął, z bólu. Rozpędzony mężczyzna zatrzymał się kilka metrów za nim. Jednak to nie był koniec walki. Obydwoje odwrócili się i przeszyli się wzrokiem. Nagle potwór ruszył na zakapturzonego. Prawą łapą zamachnął się na stojącego mężczyznę, który sparował cios ręką, na której znajdował się karwasz ze ćwiekami. Potwór zawarczał z bólu, a mężczyzna przebił jego serca długim mieczem. Wilkołak zawył, po czym osunął się na kolana z mieczem w jego ciele. Mężczyzna kopnął ciało, wyciągając tym samym miecz z piersi mutanta. Jeszcze nim ciało spadło na ziemię nieznajomy zamachnął się odcinając tym samym głowę, która upadła na ziemię. Mężczyzna bo walce rozglądnął się po okolicy, po czym zabrał się za skórowanie wilkołaka.
Kilka minut później z lasu wyłoniła się wysoka postać, trzymająca w ręce pozostałości po wilkołaku. Załadowała ona trofea z walki na wierzchowca, czekającego zgodnie z rozkazem. Mężczyzna wsiadł na konia i ruszył w stronę, migającego światełka w szczerym polu.
Mężczyzna pozostawił wierzchowca, przy kilku innych koniach, mniejszych od czarnego Clydesdale’a o jakieś trzy ludzkie głowy. Przed wejściem do karczmy rozglądnął się po okolicy, aż wreszcie popchnął drzwi. W wejściu pojawił się wysoki na jakieś 185 cm mężczyzna w czarnym płaszczu i kapturze na głowie. Wzrok skierowało na niego kilkoro ludzi oraz karczmarz który, zbladł po ujrzeniu nieznajomego. Postać zrobiła kilka kroków w kierunku karczmarza, jednak gdy ujrzała głowę jakiegoś innego wilkołaka, zdjęła powoli kaptur.
Ukazała się blada twarz, ze szramą na lewym oku oraz długimi, siwymi włosami. Był to wiedźmin. Po chwili odsunął jedną ręką swój płaszcz i rzucił na stół drugą, tyle że większą głowę wilkołaka mówiąc:
- Niech nikt nie opuszcza tej karczmy do rana. One nadchodzą.....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
meadhros umarath
Władca Słów
Dołączył: 10 Gru 2006 Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola Płeć:
|
Wysłany: Nie 17:40, 02 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Hondelyk zamarł ze zdziwienia widząc zawartość worka mężczyzny siedzącego obok niego i Cadrona. Gdy drzwi otworzyły się i mężczyzna który wszedł właśnie do karczmy ściągnął kaptur, oczy Hondelyka rozwarły się tak, że teraz przypominały dwa duże półmiski. - Ca-ca-cadron.... Wiedźmin... - Wyjąkał. Wiedźminów nie spotyakło się zbyt często... A nawet wielu ludzi słyszało o nich tylko z bajek dla niegrzecznych dzieci...
Cadron nie wyglądał na przejętego. Wpatrywałs się tępo w swój kufel, którego połowa zawartości zdążywał zniknąć. Gdy usłyszał pełne podniecenia słowa Hondelyka mruknął tylko - A zielonych myszek tam nie widzisz? - i zaczął się śmiać sam do siebie. Wyglądało na to, że jest dość pod chmielony.
Hondelyk uśmiechnął się pod nosem słysząc słowa przyjaciela. Niezauważalnie trącną łokciem przyjacela a ten dziwnie trzeźwo przytaknął głową , ale nikt tego nie zauważył...
Nagle Cadron poderwał się z krzesła i chwiejnym krokiem podszedł do barmana stojącego za ladą : Panie barman! Toż to końskie siki a nie grzaniec! - przy tych słowach uniusł kufel wysoko rolzewając przy tym całą reszte trunku, która w nim została.
Hondelyk widząć to co robi jego przyjaciel podszedł szybko do niego i dotykając lekko jego prawej ręki powiedział cicho : Cadron... Uspokój się... - Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Cadron odepchnął go rzucił kuflem w barmana, który cudem uchylił się.
Hondelyk widząc, że słowa to nic nie pomogą zawołał : Panowie rycerze! Zrubcie z nim pożądek... Ale niebardzo brutalnie... - zawołał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
meadhros umarath
Władca Słów
Dołączył: 10 Gru 2006 Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola Płeć:
|
Wysłany: Nie 19:40, 02 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Gdy rycerze już mieli zamiar zareagować, Cadron nagle wyprostował się. - Przepraszam.... Żartowałem.... - powiedział i zaśmiał się głośno. Nie był to pijacki śmiech, lecz szczery i jak najbardziej trzeźwy.
Hondelyk równierz wyglądał na rozbawionego. - To taki nasz... Jak by to powiedzieć... Numer... Byliśmy kiedyś w teatrze i tak w karczmach zarabialiśmy na życie. No, ale wszystko przemija....
- A, i przepraszam za ten kufel - zawołał Cadron do barmana rzucając w jego strone sakiewke z kilkoma monetami. - Powinno straczyć.
Przyjaciele podali sobie ręce za dobry "występ" i w doskonałych chumorach usiedli na swoich miejscach. Nie zwracali uwagi na zbaraniały wzrok innych ludzi przebywających w gospodzie oraz przekleństw rycerzy pod ich adresem...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Nie 19:58, 02 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Drzwi gospody skrzypnęły i otworzyły się lekko. Zdawało się, że prócz wiatru, niosącego śnieżne płatki, do środka nikt nie wszedł. Obecni w karczmie spojrzeli zdziwionym wzrokiem na drzwi. Wiele stworów można było zobaczyć w tej okolicy, jednak ducha nie spotkał tu jeszcze nikt. Dopiero gdy drzwi zamknęły się i wycie wiatru ucichło, dało się usłyszeć ciche stąpanie po drewnianej podłodze.
Między stolikami szła spokojnie ciemno-szara wilczyca. Zwierze nie zwracało uwagi na nikogo, kierując się do kominka. Karczmarz, ku zdziwieniu wszystkich, zachował się nad wyraz spokojnie. Jakby jego gospoda była także otwarta dla wilków.
Zwierze podeszło do komina, otrząchnęło się ze śniegu i usiadło, podnosząc wzrok na obecnych. Wilczyca przymknęła ślepia. Po chwili jej futro zafalowało, a szarawy obłok dymu zakrył wilka. Gdy mgiełka znikła na miejscu zwierzęcia stała ubrana w szary płaszcz kobieta. Jej długie, kręcone włosy, spoczywały rozsypane na ramionach. Tuż nad okiem, kontrastując z czernią włosów spływał szary kosmyk, nadając nieznajomej osobliwego uroku.
Kobieta spojrzała na głowy wilkołaków, po czym odwróciła się do komina. W jej fioletowych oczach błysnęły, niezauważone przez nikogo, iskierki gniewu.
- Co podać, moja pani? – spytał cicho karczmarz, jakby się bał podnosić głos przy nowoprzybyłej.
- Wino. Czerwone. – aksamitny, spokojny głos wypełnił powietrze swym majestatem.
Po chwili kobieta wzięła, przyniesiony zadziwiająco szybko przez karczmarza, kielich. Upiła łyk, nie odrywając wzroku od języków ognia, tańczących w kominku.
- Dziękuję. Wino jest wyborne. – rzekła cicho.
Jedyną odpowiedzią na jej pochwałę było westchnienie ulgi karczmarza.
- Życie... Tak nietrwałe i tak kruche... – szepnęła do siebie kobieta.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
meadhros umarath
Władca Słów
Dołączył: 10 Gru 2006 Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola Płeć:
|
Wysłany: Nie 20:24, 02 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Cadron przerwał rozmowe z przyjacielem widząc jak wilk, który wszedł dopiero co do gospody zamienia się w kobiete ...Piękną kobiete... - Zaraz wracam - szepnął do Hondelyka i podszedł powoli do nieznajomej. Odgarnął z swoje długie, kruczo czarne włosy, które opadły mu na twarz.
- Przepraszam - powiedzia do kobiety kiedy był juz wystarczająco blisko. - Czy moge się przysiąśc?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Nie 20:30, 02 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
- Jeżeli widzisz coś, na co możesz usiąść to śmiało. - rzekła spokojnie. Pastelowy odcień bursztynu tańczył na jej płaszczu i twarzy, ogrzewając kobietę ciepłem ognia. Nie podniosła oczu na nieznajomego. Wciąż stała spokojnie, nie odrywając wzroku od ognia. Słowa, które skierowała do mężczyzny, mówiły wyraźnie by zostawił ją w spokoju. O czym świadczył fakt, iż przy kominie nie było żadnego miejsca do siedzenia.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie
Dołączył: 04 Wrz 2007 Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Lasu
|
Wysłany: Nie 21:31, 02 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Gdy wiedźmin poinformował o pozostaniu w Karczmie, rozglądnął się po niej jeszcze raz spokojnie i ruszył w kierunku wolnego stolika pod ścianą. Na miejscu zdjął płaszcz, którego wewnętrzną część stanowiło futro z niedźwiedzia i położył go na stole. Na plecach znajdowały się dwa półtoraręćżne miecze. Wiedźmin widział kątkiem oka jak kilkoro ludzi obserwuje i pokazuje palcem na niego, a raczej na to co miał na plecach. Obydwa miecze różniły się po między sobą. Jeden wykonany ze stopów specjalnych metali oraz magicznych rud, miał spory jelec oraz kline wypełnioną magiczną rudą. Drugi miecz był w pięknej czarnej pochwie, na której widniały magiczne kamienie. Rękojeść owego miecza zakończona byłą głową wilka. Po chwili wiedźmin przypomniał sobie o rannej ręce. Z pasa przebiegającego przez jego klatkę piersiąwą wyjął małą fiolkę, po czym jej zawartością nasączył jakąś szmatkę, którą przyłożył do rany i opuśił w dół rękaw szarej koszuli.
Wiedźmin siedział tyłem odwrócony do drzwi. Nagle drzwi delikatnie skrzypneły. Po krótkiej chwili wiedźmin wyczuł obecność dobrze znanej mu zwierzyny. Odwrócił się powoli, zauwarzając wilczycę siedzącą przy kominku. Delikatna mgła spowiła zwierzę, z której po czasie wyłoniła się piękna kobieta.
- Cóż za piękność - powiedział w duchu wiedźmin. Jednak nawet piękna kobieta nie potrafiła rozchmurzyć łowcy potworów. Wciąż w jego głowie kłębiły się myśli o wilkołakach....
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gerald dnia Pon 15:31, 03 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 22:39, 02 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Światła gospody stanowiły doskonały drogowskaz dla zagubionych w niebezpiecznej krainie, którzy chcieli przeżyć chociaż jedną noc więcej. Wszyscy kierowali się do wnętrza ciepłego budynku, za wyjątkiem postaci okrytej szarym płaszczem, z mocno naciągniętym kapturem, który skutecznie ukrywał twarz w ciemnościach. Owa postać stała na wzgórzu, z którego roztaczał się widok na całą dolinę. Bez żadnych przeszkód i obaw, że zostanie zauważona, mogła obserwować zbliżających się do gospody wędrowców; wzniesienie znajdowało się na granicy lasu, z którego co chwilę dobiegało wycie wilków, więc nikt o zdrowych zmysłach nie zapuściłby się sam w te okolice. Gdyby nawet wyruszono na bitwę, było wiele czasu, żeby schronić się przed ciekawskimi spojrzeniami i mało kulturalnymi pytaniami. Postać zdawała sobie sprawę z tego, że nic jej nie grozi od strony wszystkich mieszkańców lasu.
- Co powiesz, mój przyjacielu? - ciszę zakłócił głos mężczyzny, który ciągle wpatrywał się w migoczące na rozstaju światła, a mimo to wyczuł tuż za sobą czyjąś obecność. - Nigdy mnie nie zaskoczysz, przecież wiesz - powiedział, odwracając się w kierunku ośnieżonych drzew.
W tym samym momencie z mroku wyłonił się srebrzystoszary wilk, którego błękitne oczy błyszczały radośnie. Mrucząc przyjaźnie, zwierzę podeszło do człowieka i delikatnie otarło się o jego prawą dłoń.
- Wyglądasz okropnie - uśmiechnął się mężczyzna. - Powinieneś bardziej dbać o siebie, Animusie. Nieładnie o takiej porze przedzierać się przez chaszcze - przyklęknął przy wilku i zaczął wyciągać zaplątane w sierść gałązki i pędy bluszczu. Gdy ukończył swoje dzieło, pogłaskał zwierzę po grzbiecie, a następnie przytulił się do niego.
- Wiedziałem, że dasz sobie radę - wyszeptał, wstając i otrzepując swój płaszcz ze śniegu.
Animus popatrzył figlarnie na człowieka i warknął przyjaźnie, jakby chciał powiedzieć: „Akurat!”
- Kogo ja chcę oszukać - odpowiedział na to mężczyzna, lekko uśmiechając się. - Gdyby coś ci się stało, nie byłoby mnie tutaj. Ale skończmy już z tymi sentymentami. Mamy zadanie do wykonania. Dowiedziałeś się czegoś istotnego?
Wilk przekroczył granicę światła i blada poświata księżyca spłynęła na niego. Zdawać by się mogło, że wszystkie gwiazdy spadły z nieba i za nowy dom obrały sobie sierść Animusa. Zwierzę zwróciło się w kierunku gospody i usiadło wyczekująco na śniegu.
- Dobrze - zgodził się i wyciągnął przed siebie obie dłonie. Powietrze zadrgało gwałtownie i wkrótce przed mężczyzną utworzyła się kryształowa kula. W jej wnętrzu znajdowało się kilku ludzi, siedzących przy stołach i palącym się kominku. Człowiek bez przeszkód odgadł, że ma przed sobą obraz sali głównej w gospodzie. Kilkoro ludzi i jeden elf. Elf...
Animus odwrócił się i spojrzał człowiekowi w oczy. Kryształowa kula natychmiast zniknęła.
- Tak - szepnął tylko. - Gromadzą się...
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Michalot
Łzy Księżyca
Dołączył: 04 Paź 2007 Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Pon 13:17, 03 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
W tym samym czasie postać siedząca w przy kominku schowała głowę poczwary ze stołu do worka i stanęła na krześle z wyraźną chęcią zaapelowania czegoś
- Ludzie... Nazywam sie Halid i mam dla was propozycje szybkiego i dużego, nie powiem łatwego zarobku ...- zaczął mężczyzna - Od 8 lat jestem Łowcą i poluje na przeróżne istoty...- tu spałował i rozglądnął się po wyciszonej karczmie- Tej zimy na południowych ziemiach naszej krainy mnożą się różne stwory... Najniebezpieczniejsze z nich to wilkołaki. Łączą się one w stada i atakują nie tylko osady i wioski ale także mniejsze miasta, mordując niewinnych mieszkańców... Cena za głowę taką jak ta - potrząsnął workiem- w Tervan wynosi 150 szt. złota. Zbieram ludzi by wytępić te bestie, wzbogacając się przy tym. Czy jest może...- ale dalsze słowa mężczyzny przytłumiły gwizdy i okrzyki ludzi. Tu i ówdzie rozległy sie przekleństwa pod adresem Halida. Ludzie nie chcieli słyszeć o niebepieczeńswie które ich nie dotyczyło. – Ludzie! Wilkołaki które uznane zostały jako najsłabsze zostały wyrzucone ze stada. Szukając pożywienia nawiedzają także nasze ziemie i …- znowu rozległa się salwa gwizdów i oszczerstw. Kilku z podróżnych w karczmie wstało i zaczęli przekonywać ludzi by wyrzucić krnąbrnego podróżnego z gospody by na zewnątrz namawiał wilki by mu pomogły. Halid z rezygnacją usiadł na swoim miejscu. Mruknął jeszcze coś typu ,,I znowu pudło…” i zaczął popijać piwo przyniesione mu przez barmankę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie
Dołączył: 04 Wrz 2007 Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Lasu
|
Wysłany: Pon 15:38, 03 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Wiedźmin wysłuchał przemówienia Halida. Gdy jednak mężczyzna usiadł, wygwizdany przez tłum powiedział donośnym ale spokojnym głosem:
- Po części ten mężczyzna ma racje, chcąc walczyć z wilkołakami. - kilkoro ludzi wytykających palcami Halida odwróciło się w kierunku wiedźmina. - Jednak jego 8 lat polowań na stwory w tym i wilkołaki, nie nauczyło go że są to zwierzęta niespotykanie silne oraz przebiegłe... - ostatnie słowa te zaakcentował gwałtownym uniesieniem się z krzesła kontynuując swoje przemówienie. - ... i byle kto z nimi walczył nie będzie ponieważ to byłoby jeszcze większą rzeźnią niż siedzenie w domach. - po tym słowach ludzie przed chwilą gwiżdżący na mężczyznę ze zdziwieniem i zdumieniem patrzyli na wiedźmina.
- Ja nazywam się Gerald i jestem wiedźminem. Od 12 lat zabijam dla pieniędzy i bezpieczeństwa ludzi potwory żyjące na tym świecie. Zostałem wezwany do tej krainy ponieważ jest tu dużo zbędnych istot, których miejsce jest gdzie indziej. - powiedziawszy to kilka osób pokiwało znacząco głową. - Jednak nie myślcie że nie macie siedzieć bezczynnie podczas gdy wikołaki robią swoje. - słowa te były zakończeniem przemówienia, a Gerald wolnym krokiem ruszył ku swojemu stolikowi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
meadhros umarath
Władca Słów
Dołączył: 10 Gru 2006 Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola Płeć:
|
Wysłany: Pon 16:06, 03 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Jeżeli widzisz coś, na co możesz usiąść to śmiało - powiedziała nieznajoma do Cadrona. Mężczyzna zaczerwienił się. Chciał cos powiedzieć, jednak przerwał mu głos łowcy, który wzywał do walki z wilkołakami... Reakcja ludzi była jasna : wyśmiali go. Po pierwsze mało kto wierzył w wilkołaki a Ci co wierzyli, woleli zamknąć się na noc w domach i mieć to z głowy. Gdy "łowca" zakończył swą mowę, głos zabrał...Wiedźmin.
"Od 12 lat zabijam dla pieniędzy i bezpieczeństwa ludzi potwory żyjące na tym świecie. Zostałem wezwany do tej krainy ponieważ jest tu dużo zbędnych istot, których miejsce jest gdzie indziej"
Cadron mimo wolnie chwycił rękojeść rapiera ukrytego pod połą płaszcza.
- Wybacz, ale kto Cię wezwał? - zapytał. Razem z Hondelykiem nie znali tej krainy i byli tu tylko przejazdem, zaczęła wydawać...dziwna. - Wiele zbędnych istot?! - dodał Cadron przez zęby - Uważaj bo Ty możesz kiedyś się komuś wydać zbędną istotą! A, potwory mówiłeś? Zastanów się czy Ty sam nie jesteś dla zwierząt potworem!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie
Dołączył: 04 Wrz 2007 Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Lasu
|
Wysłany: Pon 16:30, 03 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
- Wybacz, ale kto Cię wezwał? - na te słowa wiedźmin zatrzymał się i odwrócił do mężczyzny którego słowa miały w swoim brzmieniu trochę ironii.
- To kto mnie wezwał to wyłącznie moja sprawa - Gerald odpowiedział spokojnym głosem wpatrując się w niższego od niego o głowę mężczyzny.
- Uważaj bo Ty możesz kiedyś się komuś wydać zbędną istotą! A, potwory mówiłeś? Zastanów się czy Ty sam nie jesteś dla zwierząt potworem! - łowca nie dał się sprowokować i znowu odpowiedział spokojnym głosem:
- Jeżeli wziąłeś to do siebie to znaczy że albo jesteś wrednym potworem zabijającym ludzi z powodu rządzy kwri albo wstałeś lewą nogą. - po wypowiedzeniu tych słów na twarzy wiedźmina ukazał się szyderczy uśmiech, po którym znowu padły słowa do mężczyzny:
- A jeżeli sądzisz że jestem potworem dla zwierząt to jesteś w wielkim błędzie. Na pierwszym miejscu stawiam naturę i to co daje ona dla mnie i dla ludzi. I jeżeli sądzisz że wilkołaki to zwierzęta to nie mamy o czym rozmawiać. - po tych słowach Gerald położył oparł ręce na stole i nachyliwszy się do mężczyzny dodał: - To że wilkołaki są takie niebezpieczne to dzięki temu że mają w sobie coś z człowieka i jeżeli trzeba by było to zabiłbym człowieka który wyrządza innym krzywdę niż dzikie zwierze które broni siebie i tego co do niej należy. - po tych słowach zmarszczył czoło po czym wyprostował się i spokojnym krokiem ruszył do stolika.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group. Theme Designed By ArthurStyle
|
|
|
|
|
|