Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Wto 17:22, 26 Lis 2024

Nocni Łowcy
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 34, 35, 36  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> RPG / Wyprawy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Wto 18:30, 25 Gru 2007    Temat postu:

Shirina otworzyła oczy i spojrzała na drogę. Siły powoli wracały. Lekki powiew wiatru musnął policzki elfki. Słońce jażyło się już wysoko swym zimowym, chorowitym blaskiem, oślepiając jaskrawymi promieniami podróżnych.
Elfka zrzuciła kaptur, a kręcone gęste włosy rozsypały się na ramionach. Ściągnęła delikatnie lejce by koń nieco zwolnił i zrównała się z powozem.
- Lepiej się czujesz? - spytała Interfectora.
Mężczyzna spojrzał na nią nieufnie.
- Zapewnie chodzi ci o twoją duszę... - mruknęła jakby od niechcenia.
W oczach człowieka wybuchł złowrogi niepokój. Shirina, widząc to, odwiodła wzrok i spojrzała przed siebie.
- Moja sztuka uzdrawiania zabrania mi wgląd w duszę. - mówiła, nie patrząc na Interfectora. - Więc nie masz się o co martwić. Każda żywa istota ma swe tajemnice i zakamarki duszy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Rozumiem to i szanuję.
Elfka ponownie spojrzała Interfectorowi prosto w oczy. Jej wzrok był pełen szczerości i spokoju.
- No więc czujesz się lepiej, czy nie? - powtórzyła pytanie.


Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Wto 18:31, 25 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Lasu


PostWysłany: Wto 18:31, 25 Gru 2007    Temat postu:

- Wiesz mam dziwne przypuszczenia co do tego nowego jegomościa... A co tam! Zawsze byłem taki...
- Szczerze mówiąc nie Ty jeden jesteś zainteresowany tym nieznajomym. Sam widziałeś że był ciężko ranny i zostawił po sobie charakterystyczny ślad - tu wiedźmin wskazał na śnieg zabarwiony krwią po czym dalej kontynuował - ... jednak na końcu tego śladu nie znaleźliśmy nic. Jakim więc cudem przeżył starcie z wilkołakiem nie zabijając go, a jeśli by nawet nie było żadnych śladów po walce. Przecież wilkołaki nigdy nie zostawiają ofiary żywej.... - wiedźmin pokręcił głową i znowu dodał: - I jeszcze jedno. Moje srebrne ostrze reaguje w różny sposób na magiczne przedmioty i osoby, a dziś rano jak się pojawił w karczmie, mój miecz mało mnie nie przypalił moich pleców z jego powodu. - tu wiedźmin przerwał, ponieważ nareszcie znaleźli się na dziedzińcu, jednak po chwili znowu dodał:
- Mi ten nieznajomy nie przeszkadza, ale sądzę że przysporzy nam wielkich problemów .....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Wto 19:13, 25 Gru 2007    Temat postu:

- Lepiej się czujesz? - zapytała go nagle elfka.
Interfector spojrzał na nią badawczym wzrokiem.
Bezczelna - pomyślał. - Zna już całą prawdę o mnie i jeszcze śmie mnie pytać, czy dobrze się czuję. Tak, jakby nie wiedziała, że zaglądając w czyjąś duszę, bezpowrotnie zabiera się jej cząstkę. I co mam ci teraz odpowiedzieć? Wszystko w porządku? Przecież to nic wielkiego. Uczucia dla elfów nie mają żadnego znaczenia.

- Zapewne chodzi ci o twoją duszę - zaczęła, co wzbudziło jeszcze większy niepokój w mężczyźnie, spowodowany faktem, że mogła odgadnąć jego myśli. - Moja sztuka uzdrawiania zabrania mi wglądu w duszę. Więc nie masz się o co martwić. Każda żywa istota ma swe tajemnice i zakamarki duszy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Rozumiem to i szanuję.
Mężczyzna zdziwił się, słysząc te słowa. Jednak podejrzliwość nie zniknęła z jego oczu i nie dał się nabrać na elfi wzrok przepełnionym szczerością.
- No więc czujesz się lepiej, czy nie? - powtórzyła.
Skoro dalej chcesz ciągnąć tę farsę, proszę bardzo - przemknęło mu przez myśl.
- Tak - odpowiedział. - Czuję się zdecydowanie lepiej. Ale przypuszczam, że wkrótce się to zmieni...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Wto 19:27, 25 Gru 2007    Temat postu:

- To zależy tylko od ciebie. Widzę, że mojej pomocy już nie potrzebujesz. - rzekła spokojnie tonem pozbawionym uczuć.
Pielgrzym przyśpieszył kłus i po chwili wyprzedził powóz.
No to jest wprost nie do pomyślenia... Nie, ludzie nie wiedzą co to wdzięczność! Jakbyś wiedział ile mnie kosztowało uzdrowienie ciebie to byś się tak nie pysznił! - wściekała się w myślach - Pomioty ziemskie... Po co ja się pcham ze swoją pomocą tam gdzie mnie nie proszą? Położyli by go na ten wóz, wykrwawił by się po półgodzinie jazdy, wyrzucilibyśmy go do rowu. Ale nie! Ja musiałam się pchać ze swoją sztuką. I co mam teraz w zamian? Jeszcze większą nieufność i zupełny brak sił. Cholera, i ta rana wcale nie była lekkim muśnięciem.
Elfka dotknęła miejsca, gdzie wcześniej przyjęła ranę Interfectora.
Narażam własne życie, by innym było lepiej i co mam wzamian?
Ręce elfki ścisnęły za mocno lejce i Pielgrzym zarżał cicho, dając do zrozumiania, że nie jest mu zbyt wygodnie.
- Wybacz, przyjacielu. - szepnęła, głaszcząc konia po siwej szyi. - Po prostu ludzie mnie irytują. Po prostu ludzie...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Khadim Dębowa Tarcza
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Wto 19:46, 25 Gru 2007    Temat postu:

Sasuke siedział na wozie obserwując cała tą sytuacje.
- Ten nowy może przeszkodzić w moich planach.Trzeba się będzie go pozbyć i to szybko.Tylko jak?- Myślał Sasuke.- Daleko jeszcze??- Spytał się tym razem na głos.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Wto 23:00, 25 Gru 2007    Temat postu:

- To zależy tylko od ciebie. Widzę, że mojej pomocy już nie potrzebujesz - powiedziała chłodno, poczym oddaliła się od powozu.
Nadęty elf - westchnął cicho Interfector. - Pewnie myśli, że jeszcze jej podziękuję za to, że uzdrawiając mnie, poznała wszystkie moje sekrety, wszystkie myśli i całe dotychczasowe życie. Niedoczekanie twoje! Nigdy ci tego nie zapomnę i nigdy ci tego nie wybaczę, że jeszcze w tak bezczelny sposób kłamiesz prosto w oczy, że niby ta cała sztuka uzdrawiania nie wymaga wglądu w duszę. Podłe kłamstwo!
Animus ruszył się gwałtownie i warknął cicho.
Nie próbuj jej bronić - mężczyzna spojrzał zwierzęciu w oczy. - Ona wie, że coś jest nie tak. Czuję to w jej słowach. Nie trudno się jej będzie teraz domyślić prawdy. Będziesz musiał się nią zająć i dowiedzieć się, na ile nas rozszyfrowała.
Wilk poruszał delikatnie uszami na znak zgody. Po chwili zwrócił swój wzrok w stronę młodzieńca, który siedział nieopodal niego.
Sądzisz, że nas o coś podejrzewa? - zapytał go Interfector. - Mój drogi, od tej pory każdy z nich będzie wobec nas ostrożny. Dawno nie przebywałem w towarzystwie ludzi i już zapomniałem, jacy potrafią być nieufni. Chyba się przeliczyłem, że podołam naszemu zadaniu. A ja przecież nie pragnę nic ponad to, by powrócić do swojego domu...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
meadhros umarath
Władca Słów



Dołączył: 10 Gru 2006
Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola
Płeć: Sir


PostWysłany: Czw 11:32, 27 Gru 2007    Temat postu:

Nic…
Nic…
Pustka…


Meadhros leżał na kamiennej posadzce nie czując niczego… Jedynie pustka wypełniała jego serce i dusze. Znajdował się w lochu należącym Śmierci… Być może zbudowany został specjalnie dla niego. Nikt nigdy nie przeżył spotkania ze Śmiercią… Z wyjątkiem Meadhrosa i Arianny… A co dopiero przeżyć spotkanie z nią po śmierci… Kto wie… Może on już umarł… Ale co robił by tutaj… W jej lochu?…
Nagle potężne, stalowe drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem. Do środka weszła wysoka kobieta o długich, czarnych jak noc włosach opadających luźno na ramiona. Miała na sobie lekką, czarną suknie… Podeszła powoli do Meadhrosa i przyklękła przy nim.
- I jak tam mój rudzielcu? – zapytała głosem przepełnionym słodyczą, owijając sobie wokół palca pukiel ciemno rudych włosów Meadhrosa – Masz może ochotę, na zmianę swojej sypialni? Było by w niej dość miejsca dla nas dwojga. – dodała uśmiechając się figlarnie do mężczyzny.
Meadhros otworzył powoli zmęczone oczy i uniósł wzrok na kobietę.
- Nie… Dziękuje… Wygodnie mi tutaj. Nawet słońce nie razi… - szepnął patrząc z ironią prosto w węgielne oczy Śmierci.
Kobieta wybuchła perlistym śmiechem.
- I za to Cię właśnie kocham mój rudzielcu. – szepnęła i wstała powoli. – Zapraszam Cię dzisiaj do mnie. Do komnaty… Zagramy w szachy – dodała śmiejąc się. – Przyjdź za jakiś czas. Wiesz, że wszystkie drzwi są zawsze otwarte…


W pałacu Śmierci nie było czegoś takiego jak czas… Wszystko tu zlewało się w jedną,
wieczną noc, która nie ma końca...


Meadhros podniósł się wolno. Nie wiedział ile czasu upłynęło, lecz to przecież nie miało żadnego znaczenia. Nie czół bólu… Tutaj czuło się go tylko wtedy, kiedy chciała tego sama Śmierć. Wyszedł z lochu i skierował swoje kroki prosto przed siebie. Do komnaty leżącej na wprost lochów. Meadhros uchylił otworzył cicho drzwi prowadzące do komnaty Śmierci. Było tam jedynie duże, ciosane w ciemnym drewnie łoże oraz mały stolik przy którym stały dwa wygodne krzesła. Był tu zaledwie kilka razy, jednak zawsze gdy tu był, komnata wyglądała inaczej… Gdy tylko wszedł do środka uderzył weń jakaś mocna woń, która zdawała się przytępiać jego zmysły. Śmierć stała przy stoliku ubrana w skąpe szaty, które zdawały się bardziej odsłaniać ciało niż je zakrywać. Widząc Meadhrosa, podeszła do niego wolnym krokiem. Jedną ręką obejma go w pasie a drugą zatopiła w jego gęstych włosach. Meadhros lekko odsunął od siebie kobietę.

- Jak dobrze pamiętam to mieliśmy grać w szachy. – stwierdził sarkastycznie.
- Ach tak… W szachy… - szepnęła Śmierć i z uśmiechem zaprosiła Meadhrosa aby usiadł przy stoliku na którym właśnie pojawiła się szachownica i ułożone na niej szachy gotowe do rozpoczęcia gry.

Nagle w głowie Meadhrosa zaświtała pewna myśl…

- A o co będziemy grać?
– zapytał wskazując wzrokiem szachy.

- O co?... – Śmierć wydawała się zbita z tropu tym pytaniem. Spojrzała pytająco na mężczyznę.

- Jeżeli ty wygrasz… Oddam się Ci na wieki… - szepnął z trudem wypowiadając te słowa.

- A jeżeli Ty wygrasz? – zapytała.

- Pozwolisz mi wrócić do Aramandii – powiedział wypowiedzianym te słowa bez żadnych emocji. A przynajmniej starał się aby tak zabrzmiały.

- Dobrze. – szepnęła Śmierć uśmiechając się i czując już wargami smak wygranej.

- Przysięgnij, że dotrzymasz swojego słowa.

- Przysięgam. – mruknęła Śmierć już nieco znudzona słowami Meadhrosa.

- A więc grajmy… - szepnął mężczyzna z lekkim uśmiechem na ustach.





Ciche słowa Meadhrosa przeszyły ciszę : "Szach-mat". Śmierć obrzuciła mężczyznę wzrokiem, w którym przerażenie mieszało się ze zdziwieniem. Jednak nie mogła zaprzeczyć słowom Meadhrosa… Przegrała…

- A więc nie traćmy czasu…. – szepnął uśmiechając się kpiąco do Śmierci – Najwyższy czas wrócić do Aramandii….

- Naiwny… Myślałeś, że pozwolę Ci wrócić? – zapytała, jednak jej głos drżał mimo jej woli.

Meadhros nie wytrzymał. Od początku pobytu tutaj starał się panować nad sobą. Nad swoimi emocjami… Chwycił rękoma stół i rzucił go z całej siły o ścianę. Mebel roztrzaskał się na części a szachy rozsypały się po całej komnacie.

- Przysięgłaś! – krzyknął podchodząc bliżej Śmierci.

- Masz racje… Przysięgłam… - kobieta westchnęła głośno. – Pozwolę Ci wrócić do Aramandii… Ale pod jednym warunkiem.

- Jakim warunkiem?! – zawołał Meadhros – nie było mowy o żadnym warunku!

- No właśnie – szepnęła Śmierć. – Nie było o nim mowy, więc równie dobrze może byś jak i nie być go…

Meadhros wypuścił głośno powietrze. Wiedział, że teraz wszystko zależy od niej… Od Śmierci.

- Jaki to warunek? – zapytał.

- Ześle Cię do pewnej krainy zwanej… Solamią… Będziesz musiał uratować pięć żyć...

Co?! Ratować życia pięciu osób?! - Nie mieściło się to Meadhrosowi w głowie...

Tego się po Śmierci nie spodziewał… Prędzej spodziewał by się zabijania a nie… ratowania. Jednak… Nie… śmierć dobrze się zastanowiła podając ten warunek. Wiedziała jak trudno mu przyjdzie ratowanie czyjegoś życia…

- Zaskoczony, nieprawdaż? - zapytała Śmierć uśmiechając się słodko do Meadhrosa, który nic nie odpowiedział. – Proszę, to Ci pomoże. – powiedziała podając mężczyźnie srebrny medalion, w którym osadzonych było pięć klejnotów. Każdy oznaczał uratowanie jednego życia… Cztery tworzyły koło a jeden, nieco większy, znajdował się po środku.
Meadhros zawiesił go sobie na szyi.

- Aha. Twój oręż… - szepnęła przypinając do pasa mężczyźnie potężny, czarny miecz skryty w nie zdobionej w żaden sposób pochwie. – Proszę, obyś go często używał…I nie myśl, że masz wieczność na wykonanie tego zadania… Masz miesiąc… - powiedziała dotykając dłonią policzka Meadhrosa. – A potem spotkamy się znowu…


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez meadhros umarath dnia Czw 11:33, 27 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Lasu


PostWysłany: Czw 12:36, 27 Gru 2007    Temat postu:

Gerald wraz z Halidem dołączyli do reszty podróżnych. Jednak ich powrót nie zwrócił niczyjej uwagi. Po chwili wiedźmin dojrzał mężczyznę, który chwilę temu był jeszcze ciężko ranny. Teraz siedział na wozie, z ponurą miną. W tedy oczom wiedźmina ukazała się Shirina. Lekko pochylona na koniu, byłą widocznie czymś bardzo zmęczona. Po chwili Gerald zrównał się już z koniem elfki i nie odrywając oczu od jej zakrytej włosami twarzy zapytał cicho:
- Czy wszystko wpożądku ?? - delikatny głos najwyraźniej wyrwał elkę z jakiejś zadumy. - Jeżeli chcesz zostać sama to nie będę się narzucał jednak widzę że coś Ci jest ... - oczy wiedźmina delikatnie błysnęły po czym dodał: - Jeżeli to Ty go uzdrowiłaś to nie śmiem twierdzić że zbytnio się tym nie przejął - po tych słowach z głębi lasu dało się usłyszeć pojedyncze wycie wilka ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Czw 12:42, 27 Gru 2007    Temat postu:

- Już mi lepiej, dziękuję za troskę. Możesz zostac, twoja obecność nie przeszkadzami, wręcz przeciwnie. - odparła cicho, podnosząc wzrok na wiedźmina. - Uzdrowiłam go. Ale cóż... Ludzie tacy są... Nie wiedzą czym jest wdzięczność.
W fioletowych oczach błysnęła wściekłość.
- Są tak zapatrzeni w siebie, że zapominają, że istnieje coś takiego jak bezinteresowna pomoc. Następnym razem pozwolę mu umrzeć. - rzekła z goryczą.
Błyskawica bólu przeszyła elfkę, ugodzając w miejsce, gdzie wcześniej przyjęła ranę Interfectora. Shirina skrzywiła się lekko.
- Czemu nie pozostałam przy tradycyjnej metodzie uzdrawiania... - mruknęła nie to do siebie, nie to do wiedźmina.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Michalot
Łzy Księżyca



Dołączył: 04 Paź 2007
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola


PostWysłany: Czw 13:00, 27 Gru 2007    Temat postu:

Halid dojechał z wiedźminem do powozu. Kiedy wreszcie zajął swoje dawne miejsce przy woźnicy Taranor warczał coś typu:
- Jeszcze jedna osoba się zapyta czy daleko jeszcze to nie ręczę za siebie....-


Jechali w ciszy. Nie było tematów do rozmów. Ludzie i elfka czuli się dziwnie obco. Każdy zamknięty w sobie był pogrążony we własnych planach i problemach. Jechali tak przez kilka godzin aż do zmroku. Gdy słońce już zachodziło powoli a cienie zaczęły sie wydłużać wóz dojechał na rozstaje. I od tego momentu podróżnych zaczął prześladować pech. Taranor skręcił w prawo spierając się, że jest to krótsza droga przez las i szybciej dotrą do Tirian przed zmrokiem. Jechali przez las juz od kilku godzin i nie dostrzegali jego końca. Ponury nastrój udzielał się wszystkim i próby podjęcia dyskusji były bezlitośnie dławione.

Kiedy Halid zrozumiał, że zabłądzili był za późno na powrót. Kazał Taranorowi zjechać na boczną ścieżkę kawałek od gościńca by łatwiej było go potem znaleźć co dawało większe poczucie bezpieczeństwa niż noc spędzona na drodze. Potem Łowca wydał krótkie polecenia.
- Gerald idź i zapoluj na coś na kolacje. Tobie chyba się nic nie stanie... walczysz najlepiej… Shirino jeżeli łaska to przygotuj coś z naszego dotychczasowego prowiantu do zjedzenia jeżeli wiedźmin nic nie upoluje… Taranorze pomórz Interfectorowi rozłożyć się przy ognisku które rozpalę i doglądnij jego ran... Proszę was by to wykonać w miarę szybko... Nie wiem czy te okolice są bezpieczne.- po tych słowach Halid zabrał się za rozpalanie ognia. Już po chwili słychać było trzask drewna i jasny płomień strzelił ku niebu rozpędzając cienie nocy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Khadim Dębowa Tarcza
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 03 Sty 2007
Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Czw 13:09, 27 Gru 2007    Temat postu:

Sasuke zszedł z wozu i usiadł obok ogniska, cały czas trzymał swoją katane w ręku i rozglądał się naokoło.
- Trzeba będzie go zabić i to szybko, ma na imię chyba Infector, tak chyba tak ma na imię.- Myślał Sasuke.- Może dziś w nocy, kiedy wszyscy będą spać Po prostu poderżne mu gardło?? Nie nie zabije go może się przydać, lecz jeśli bedzie przeszkazał to go zabije.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Lasu


PostWysłany: Czw 13:48, 27 Gru 2007    Temat postu:

- Czemu nie pozostałam przy tradycyjnej metodzie uzdrawiania...
- Na pewno coś musiało Cię skłonić że akurat wybrałaś taki a nie inny.... - powiedział wiedźmin po czym dalej kontynuował: - my wiedźmini możemy leczyć rannych jedynie za pomocą ziół oraz niektórych mikstur. W mojej nędznej przeszłości tylko kilka razy spotkałem osoby leczące w sposób podobny do Twojego, jednak ich poświęcenie był tak ogromne że przypłacili je życiem a osoby które uzdrowiły żyją do dziś, chociaż nie powinny - po tych słowach wiedźmin lekko zagryzł wargę i znowu dodał: - No ale nie mówmy o tym. Widzę że to byłą ciężka rana. Jeżeli nie masz nic przeciwko temu przyjmij tą pomoc - po tych słowach wiedźmin wręczył elfce do ręki malutka fiolkę z lekko zielonkawym płynem, dodając jeszcze: - Po takim uzdrawianiu jak to wystarczy że weźmiesz 2-3 krople, na pewno pomoże ....

Dalszą drogę wiedźmin przebył u boku elfki. Ciemności powoli ogarniały gościniec. Po dłuższej chwili powóz skręcił z gościńca w głąb lasu.
- Jeżeli oni zamierzają tu spędzić noc to Daż Bór - mruknął wiedźmin pod nosem. Chwilę później wszyscy zaczęli się rozładowywać i przygotowywać do nocowania.

- Gerald idź i zapoluj na coś na kolacje. Tobie chyba się nic nie stanie.... walczysz najlepiej…
- Nie ma problemu. Wrócę za jakiś czas. - po tych słowach zdjął łuk i kołczan ze strzałami umieszczony przy siodle konia. Po tym zdjął płaszcz i podszedł do elfki mówiąc:
- Tobie teraz bardziej się przyda niż mi, a jeżeli nie wrócę to zaopiekuj się moją płotką - po tych słowach na twarzy wiedźmina pojawił się przesadny uśmiech, po czym Gerald ruszył w głąb lasu.

Wiedźm przeszedł już spory kawałek ponieważ znikł mu z oczu dość solidny płomień.
Po chwili, kilkadziesiąt jardów za jego plecami. Gerald szybko zdjął łuk. Oczy wiedźmina błysnęły i w tym samym momencie w zasięgu jego wzroku pojawił sie sporych rozmiarów jeleń. łuk stęknął po napięciem cięciwy. Wiedźmin puścił cięciwę, a krótki świst strzały zakończył się głośnym beknięciem jelenia. Gerald widząc, że zwierzę upadło na ziemię i nie zamierza zbytnio walczyć o życie, podszedł do niego i ukrócił mu cierpienia, wbijając mu sztylet w serce.
- Wybacz, bracie ...... - po tych słowach wiedźmin uklęknął przy zwierzaku. Jednak nie było czasu na dalsze przeżywanie śmierci zwierzęcia, gwizdnął na palcach.
Po kilku minutach za plecami słychać było łamiącą się pokrywę śniegu pod ciężarem Płotki.
- Nie bój się, już nie żyje. - wiedźmin odwrócił się do rumaka i lekko schylił przed nim głowę.

Po kilkudziesięciu minutach z lasu wyłoniła się postać oraz wielki czarny koń.
- Mam nadzieje że wystarczy nam taki osobnik. - po tych słowach odciął linkę, która przyczepiona była do siodła wierzchowca i podciągnął ją pod ognisko. Na widok martwego jelenia, Płotka zarżała i cofnęła się do tyłu.
- Nie bój się, on już nie żyje ..... - powtórzył wiedźmin i pogłaskał konia po grzbiece.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gerald dnia Czw 13:55, 27 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Czw 14:12, 27 Gru 2007    Temat postu:

- Dziękuję... - mruknęła, biorąc fiolkę od wiedźmina. Jednak nie skosztowała jej zawartości. Życie nauczyło elfkę, by nie przyjmować niczego od nawet najbardziej miłych ludzi, których się zna za krótko. Resztę drogi przebyli w milczeniu.
Dezycja Łowcy o noclegu ucieszyła elfkę. Potrzebowała odpoczynku. Wiedziała, ze sen ostatecznie zregeneruje siły.

- Shirino, jeżeli łaska to przygotuj coś z naszego dotychczasowego prowiantu do zjedzenia jeżeli wiedźmin nic nie upoluje… - usłyszała głos Łowcy.
Spojrzała na mężczyznę rozbawionym wzrokiem. Jednak przekonawszy się, że nie żartuje, jej spojrzenie spoważniało.
- Ty chyba sobie kpisz, prosząc mnie gotować dla ludzi. - mruknęła. - Nie jestem tu by wypełniać tą samą rolę, co wasze kobiety.
Shirina pokręciła głową w geście odmowy.
- Głodni, to sobie sami gotujcie. Ja jestem tu w innym celu.
Po chwili zza krzewów wyłonił się wiedźmin. Położył upolowanego jelenia przy ognisku.
- O Księżycu... - Odwróciła się pośpiesznie, by nie widzieć martwego zwierzęcia.
Jako Elfka Leśna nie jadła mięsa, a widok upolowanej zwierzyny był dla niej świętokradstwem. Jednak przyzwyczaiła się do tego, że ludzie mają inne obyczaje.
Podeszła do wiedźmina i oddała mu płaszcz.
- Proszę. Skoro wróciłeś cały i zdrowy, w co nie wątpiłam, to on ci się teraz przyda. Noc będzie zimna. - rzekła z lekkim uśmiechem.
Po tych słowach skierowała się w stronę ciemności lasu.
- Smacznego i dobranoc. - mruknęła do wszystkich, nie odwracając się.
Odeszła na taki dystans, który pozostawiał obozowisko w zasięgu wzroku.
Pielgrzym podszedł i szturchnął elfkę lekko w ramię.
- Wybacz, zapomniałam o tobie...
Kobieta rozsiodłałą konia, zdjęła uzdę z jego pysta i puściła go wolno. Rumak zarżał w podziękowaniu i znikł w ciemności lasu.
Shirina usiadła, opierajac się o pień jednego z drzew. Wyjęła z torby kawałek białego chlebu i flaszkę z sokiem brzozowym.
- Też mi... Żebym im jeszcze gotowała... - mruknęła do siebie z rozbawieniem.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Lasu


PostWysłany: Czw 16:04, 27 Gru 2007    Temat postu:

Gerald widząc zachowanie elfki, zdziwił się, jednak takie zachowanie jest typowe dla animagów, których wcześniej spotkał wiedźmin.
- Proszę... - tu Gerald wskazał na jelenia i dodał szybko: -... ale ja nie będę się nim zajmował, wystarczy że zginął z mojej ręki. - tu wiedźmin spochmurniał i odszedł w stronę swojego rumaka.

Niebo wyglądało jak piękne niebieskie płótno, wysadzone małymi drogocennymi diamentami, które swoim migotaniem, mogłby by teraz uspokoić nawet najgroźniejsze zwierze. Przy ognisku siedzieli wszyscy oprócz Shiriny i Geralda, który mówił coś do swojego konia. Po chwili za plecami elfki rozległ się, znajomy jej głos:
- Mam nadzieję że nie jesteś na mnie zła z powodu że zabiłem tego jelenia. - po tych słowach słychać było powolne kroki skierowane w kierunku Shiriny.
- Dla mnie zabicie tego zwierzęcia wcale nie było łatwe. Ale to dzięki temu że mogę z łatwością panować nad różnymi uczuciami, znajdującymi się w moim sercu, potrafiłem pozbawić tego biedaka życia. - słowa te były ciepłe i czyste jak na tak wojowniczego wiedźmina. Jego głos zawsze był delikatny, nawet w sytuacjach walki z najstraszliwszymi potworami.
- Jeżeli nie chcesz ze mną rozmawiać z tego powodu nie będę się naprzykrzał i odejdę ... - po tych słowach słychać było tylko trzask ogniska i delikatny szum drzew.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Gerald dnia Czw 16:10, 27 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Czw 17:09, 27 Gru 2007    Temat postu:

Słysząc głos wiedźmina za plecami, elfka poderwała sę na nogi. W fioletowych oczach błysnął niepokój. Jej ręka ścisnęła się na rękojeści miecza. Jednak nie wyjęła broni. Wysłuchała uważnie słów Geralda.
- Uważam, że każde żywe stworzenie ma prawo do życia. - rzekła spokojnie, jednak jej głos drgnął lekko. - Jednak ty jesteś człowiekiem. Potrzebujecie mięsa by żyć. Więc nie mam powodu gniewać się na ciebie.
Zamilkła na moment. Odwróciła wzrok i wpatrywała się przez chwilę w ciemność lasu.
- Nie skradaj się tak więcej. - rzekła wreszcie. - Bo przypadkiem możesz zostać bez głowy. - Uśmiechnęła się zadziornie.
Powrót do góry

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> RPG / Wyprawy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 34, 35, 36  Następny
Strona 11 z 36

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin