|
|
|
|
|
|
|
Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
|
|
|
Obecny czas to Czw 17:44, 12 Gru 2024
|
Autor |
Wiadomość |
Abigail
Gość
|
Wysłany: Pią 8:59, 25 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Kiedy Abigail weszła do dużej ładnie urządzonej komaty przez otwarte przez służbę dwuskrzydłowe, rzeźbione drewniane drzwi pochylający się właśnie nad jakimś stolikiem mag odwróciła się. Z jego postawy zniknęła teraz cała pogarda i kpina jaką okazywał wobec reszty drużyny. Kiedy spojrzał na elfkę wyglądał jak człowiek budzący szacunek sąsiadów, szczęśliwa głowa licznej rodziny i zadowolony z życia które przypadło mu w udziale. Był całkowicie rozluźniony i niemal wesoły. Spojrzał z zachwytem i zadowoleniem na nowoprzybyłą niczym na młodą i kochaną małżonkę.
- Widzę, że kobieta, którą ci przydzieliłem dobrze się spisała. Pięknie. Wiedziałem, że suknia będzie pasować. Mam nadzieję, że ci odpowiada.
Abigail niemal ze łzami w oczach patrzyła na meżczyznę. Tchnęła świerzością po dokładnej kąpieli, którą niedawno odbyła. Miała na sobie wdzięczną suknię z leciutko rozszerzonymi rękawami przy dłoniach w kolorze lapis-lazuli, który bardzo ładnie grał z jasnoatramentowym kolorem jej oczu. Jaśniutkie włosy były nieskazitelnie gładko splecione w koronę. Jej pociągła twarz była wszelkich uczuć i zmęczona. Przez chwilę stała nieruchomo, co dało możliwość obserwacji przez człowieka blasku płomienie licznych świec odbijających się w jej oczach. Nagle poruszyła się i idąc w stronę swojego gospodarza cichym, ale pełnym pasji głosem wyrażającym wszystkie uczucia jej serca, których tak brak było w wyrazie twarzy.
- Proszę cię, oddaj mi ją. Zabrałeś już wszystko, wziąłeś wszystko co chciałeś. Proszę cię. – zatrzymała się tuz przed magiem i nagle uświadomiła sobie, na co ten patrzy. Na niedużym, niskim ciemnym stoliku, w czarnym kole poruszały się sylwetki. W zasadzie nie w nim, ale na nim. Przymrużyła oczy. To na czym skupione były spojrzenia czworga oczu było niezwykle dokładnym, trójwymiarowym obrazem kilku postaci. Arianny, Lamii i tego co było na kilka metrów wokół nich, czyli chmary pędzących mężczyzn.
- Oddam ci ją. Obiecałem. Jak tylko wróci.
Osłupiała Abigail wpatrywała się w ruchomy obraz. Nagle dostrzegła dwie, obrzydliwie czarne obręcze na nadgarstkach elfki i dziewczynki. Z przerażeniem spojrzała na takie same, tylko kryształowo przezroczyste, niewidzialne dla niepowołanych oczu na ręce swojej i maga. Popatrzyła na niego przerażonym wzrokiem.
- Musiałem – odpowiedział nie patrząc na dramatyczne spojrzenie Abigail. – Dziecku nic się nie stanie, a ty jesteś wolna. Arianna będzie moim chłopcem na posyłki – i przez usta maga ledwo zauważalnie przemknął nieprzyjemny uśmiech.
Abigail bez słowa wpatrzyła się w obraz i po chwili gdzieś w makatko jej głowy zaczęła słyszeć dźwięki i rozmowy z obrazu.
- I gdzie są te lodowe istoty? - spytał jeden z mężczyzn.
- Moja drużyna schroniła się tam... - elfka wskazała na świątynię.
- Jaka dru... – Arianna jak dla Abigail, niezwykle brutalnie, zatkała ręką buzię dziecka.
- Hmm… nie sądzisz, że ta sprytna elfeczka niezwykle zgrabnie poradziła sobie z tymi lidźmi? Jestem pełen dla niej podziwu. Tylko tak łato chce się teraz wyżynać od odpowiedzialności. Po prostu wysłać ich do środka. Nie uważasz, że powinna osobiście tego dopilnować?
Abigailnic nie powiedziała. Mag skinął dłonią i nagle do srebrnowłosej podszedł najmłodszy z jej towarzyszy.
- Pani, proszę, pójdź z nami i pokarz nam w którym to było dokładnie miejscu.
Reszta mężczyzna skwapliwie go poparła. Arianna powtórzyła, że w środku i chyba usiłowała dodać coś jeszcze, że nie chce tam wchodzić. Ale ludzie okazali się być niezwykle uparci i Arianna z ciężkim sercem przykazując Lamii poczekać chwilę, ruszyła wprost do środka świątyni po to aby z Bilska obejrzeć to na co właśnie prowadziła niewinne ofiary.
Ale Abigail zdawała się nie rozumieć co się tam dzieje. Rozejrzała się po przytulnie i z gustem urządzonej komacie, wyłożonej dywanami w ciepłych barwach, zastawionej książkami, a jej wzrok spoczął na podłużnym stole z dwoma nakryciami. Naraz dotarł do niej głos maga.
_ Tylko nie rozumiem dlaczego ona tak perfidnie okłamuje Lamię. Wyjątkowo jej nie docenia. Ale można się było tego spodziewać. Abigail… jesteś moim gościem, proszę siadaj – mężczyzna wskazał na jedno z miejsc przy dużym stole. Elfka posłusznie ruszyła ku niemu. – I częstuj się. Być może w lepszych czas mogłabyś być w tym domu nie tylko gościem, ale i jego panią. Nie patrz tak na mnie. To byłaby wspaniała transakcja dla obu stron. Uwierz mi, byłabyś naprawdę szczęśliwa – usta mag naraz ułożyły się w wyraz pięknego uśmiechu, a w zazwyczaj bezdennych i pozbawionych wyrazu oczach błysnęła niczym niezmącona radość mieszana z rozbawieniem, kiedy tak patrzył na okrągłe ze zdumienia oczy Abigail. – Nie mam teraz za bardzo czasu oprowadzać cię po zakątkach tego miejsca, ale uwierz, że niektóre są zachwycające. Znając cię, szybko byś się zadomowiła. Często zapraszałabyś Ariannę, ewentualnie z tym jej ukochanym Erem, prowadzilibyście wasze długie elfie rozmowy przy kolacjach, a ja mógłbym rozkoszować się widokiem zachwycającej twarzyczki Arii przy kieliszku wina. A naprawdę byłoby na co popatrzeć. Lamii z pewnością by się podobało, ona już się tu zadomowiła. A właśnie, będziesz spała w jej pokoju. Nie ma w całej okolicy wygodniejszego łóżka, od tego które stoi u niej.
Nagle wesołe gawędzenie gospodarza przerwał cichutki dźwięk otwieranych drzwi i do sali bezszelestnie wkroczyło kilku służących w bordowych koszulach i czarnych spodnich niosąc jakieś tace. Jeden z nich podszedł do Abigail i z pustym wzrokiem podsunął jej jedną z tac, na której stał metalowy kielich rżnięty w piękne roślinne zdobienia.
- Menu specjalnie przygotowane dla naszego dzisiejszego gościa – rzekł mag.
Abigail cicho słuchająca pełnego nadziei monologu mężczyzny i siedząca bez ruchu ze wzrokiem wbitym w zastawę teraz podniosła głowę i sięgnęła po podetknięty jej pod noc kielich, przy okazji katem oka omiatając służącego. I na sekundę zamarła. Służacy wykonawszy swe zadanie bez słowa wyprostował się i najwyraźniej zamierzał opuścić pomieszczenie. Elfka wystrzeliła z miejsca i chwyciła ramiona sługi ledwo wyduszając z siebie.
- Erelen? Erelen! Co ty… Spójrz na mnie! – i wbiła wzrok w twarz stojącego przed nią brata. Ta sama twarz, ta sama postawa, ten sam Erelen. Tylko obcy, nieobecny i wyblakły wyraz oczu. Posłuszny poleceniu spojrzała wprost na nią i nawet nie drgnął. Elfka już miała zwrócić się do maga, kiedy ten sam się odezwał.
- Puść go, to tylko ciało. Wy oczywiście myślicie, że ciała są w świątyni. Tak to zostało skonstruowane. Ale rzeczywistość jest troszkę inna. W świątyni jest… jakby to ująć… to co jest w środku tych wszystkich ludzi, elfów, w przypadku Erelena. To jakby… ich uczucia, myślenie. W takiej skondensowanej formie i zawinięte o w oczkę trzymającą ich na miejscu. Nie myślisz chyba, że więzienie tylu ludzi jest takie proste. Zawiniać w roślinki i już. Trzeba było ich oddzielić od ciał. A ciała jak widać znalazły zastosowanie w moim domu. Wystarczy dodać do nich troszkę magii i mamy wymarzoną służbę. Ale odnoszę wrażenie, że nie bardzo ci się podoba?
Twarz Abigail najpierw nabrzmiała jakby zwiastunem łez, a zaraz potem przeszyła ją błyskawica bezbrzeżnej wściekłości. Puściła ciało brata, które szybko zniknęło za drzwiami i wybiegła z pokoju.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Pią 13:07, 25 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Elfka spojrzała uważnie na mężczyzn, proszących by weszła z nimi do Świątyni. Z tego, na ile znała ten ludzki gatunek, wynikało, że wystarczyło samcowi pokazać gdzie biedna kobieta potrzebuje pomocy, a gnał tam na wyścigi ze swymi towarzyszami.
Coś mi tu czarami maga pachnie... No ale... Ale...
Melancholijny uśmiech drgnął w oczach elfki.
- Zostań tu... - szepnęła do dziecka.
- Ale...!
- Proszę... - Aria spojrzała na nią, a Lamia ujrzała w jej oczach smutek, zmieszany z nadzieją i jakieś dziwne rozdarcie.
Nie wiadome było czy problemy dorosłych zawarte w tym krótkim spojrzeniu dotarły do dziecka, czy też zwykła niechęć do dalszej kłótni, czy też ewentualna myśl o ucieczce, ale Lamia została na koniu.
- Chodźcie... - mruknęła do mężczyzn.
Wchodząc do ciemności Świątyni Arianna poczuła lekki niepokój w sercu, lecz nie z powodu tego okropnego miejsca, tylko przez piętnastu mężczyzn, idących za nią krok w krok.
Na wszelki wypadek ujęła w dłoni rękojeść miecza. Chłód Świątyni wkradł się w jej myśli, a martwa twarz Erelena znów stanęła przed oczyma. Lecz mimo to kobieta szła wciąż do przodu, prowadząc swoje niczego nieświadome ofiary na śmierć...
Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Pią 13:07, 25 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Pią 20:25, 25 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
- Gdzie ja jestem?
- Zostałeś uwięziony w ciemnościach własnej świadomości. Nie ma w niej światła, nie ma nadziei, nie ma życia.
- Czy ja już umarłem?
- Nie, twoja gwiazda jeszcze nie zgasła. Choć jej blask się przyćmił, ciągle jednak błyszczy na niebie, dodając otuchy tym, którzy uwielbiają światło, jakim ona emanuje.
- Co się zatem ze mną stało?
- Trwasz między życiem a śmiercią. Trwasz między światłem a ciemnością, między istnieniem a nicością.
- Czy do mnie należy wybór, w którą stronę się udam?
- Twoje zadanie nie zostało wykonane. Obietnica, jaką złożyłeś, nie została wypełniona. Mają one w sobie wielką moc, zdolną nawet obrócić się przeciwko tym, którzy składają je lekkomyślnie i beztrosko, od początku nie mając zamiaru uczynić niczego, co chociaż w małym stopniu przyczyniłoby się do ich spełnienia. Lecz w tobie znajduje się wielka chęć niesienia pomocy tym, którzy jej potrzebują. Nie rzucałeś słów na wiatr i byłeś gotowy poświęcić samego siebie, zrezygnować z własnego szczęścia, by tylko umożliwić innym jego posiadanie. Być może czystość twoich intencji i pragnienie zwycięstwa dobra nad złem sprawiły, że przetrwałeś.
- Zrezygnować z własnego szczęścia...
- Tak, ale być może dostałeś teraz kolejną szansę, by spróbować samemu odnaleźć szczęście i jednocześnie nie przestawać uszczęśliwiać innych?
- Szczęście i pokój wymagają ofiary. Ktoś musi się poświęcić, by inni mogli żyć. Jeśli myślisz o własnym szczęściu i szukasz różnych dróg, by je zdobyć, zapominasz o innych. Wtedy moje „ja” staje się ważniejsze niż twoje „ty”, zostaje ponad nie przełożone. I kiedy rodzi się dylemat, kogo najpierw uszczęśliwić, wybierasz samego siebie. Degradujesz trwające obok ciebie istnienie, podążając drogą i obierając konkretne środki, które tobie dają szczęście, ale które nie zawsze dają je innym. Wręcz przeciwnie, nawet często sprawiają, że zło wykorzystuje chaos, który narodził się wewnątrz ciebie. A przecież...
- A przecież jest to życie, które również jak ty, pragnie żyć. Masz czyste serce, ale wciąż nie dostrzegasz jednej ważnej rzeczy.
- Jakiej?
- Twoje szczęście uszczęśliwi kogoś jeszcze. Jest ktoś, komu na tobie zależy i tak długo ta osoba będzie nieszczęśliwa, dopóki ty tego nie zrozumiesz. Ratowanie i zmienianie świata trzeba zacząć od ratowania i zmieniania siebie samego. Wraz ze swoimi przyjaciółmi masz dokonać wiele dobrego dla tego świata. Musisz tylko przestać wierzyć, że szczęście jest dla wszystkich za wyjątkiem ciebie. Ono jest przede wszystkim dla ciebie.
- Ale obietnica...
- Obietnice spełniają się zależnie od osoby, której coś zostaje przyrzeczone oraz od tej, która przyrzeka. I taką obietnicę złożyłeś pewnemu chłopcu i chwalebne jest to, że pomimo trudności, jakie napotkałeś na swojej drodze, nie zboczyłeś z niej i nie złamałeś danego mu słowa. Jeśli natomiast chodzi o obietnice, które bezpośrednio dotyczą konkretnej osoby i jej szczęścia, mają one większą moc i bardziej zobowiązują do ich wypełnienia. Jednak ich spełnienie zależy także od tej osoby, której obietnica dotyczy. Jeśli nie chcesz, by ktoś złamał raz daną obietnicę, nie uciekaj przed własnym szczęściem.
- Któż mógłby przysiąc, że nie spocznie, dopóki sam nie zaznam szczęścia?
- Nie skłamię, jeśli powiem, że uczyniły to wszystkie gwiazdy. Zostałeś wybrany, ty i twoi towarzysze, byście odmienili losy świata. Oczywiście, możecie przed tym uciec, ale to nie przypadek sprawił, że znaleźliście się wszyscy w tym samym miejscu o tej samej porze. Świat nie potrzebuje już bohaterów owianych chwałą legend i pieśni z przeszłości. Zło przybiera teraz inne formy, mniejsze, ale z pewnością nie słabsze. Trzeba wyplenić chwasty, póki nie zarosły całego pola. Jeśli zaakceptujesz i pozwolisz rozwijać się jednemu z nich, rozprzestrzeni się w błyskawicznym tempie i nie zdołasz go powstrzymać. Chwast jest złem, a ty i twoi przyjaciele jesteście tymi, którzy mają go wyplenić.
- W jaki sposób sami zdołamy ocalić cały świat? To jest zwyczajnie niemożliwe.
- Ludzie żyją zbyt beztrosko, by spoglądać w przyszłość, by zastanawiać się nad tym, jakie owoce przyniesie ich życie. Koncentrują się na tym, aby jak najwięcej zagarnąć dla siebie w jak najkrótszym czasie przy jak najmniejszym wysiłku. Na szczęście nie wszyscy pragną mieć wszystko dla siebie. Zabiegają o pokój w swoich domach i rodzinach, troszczą się o najbliższe osoby i pomagają swoim sąsiadom. W te kręgi zło nie przedostanie się tak łatwo. Z nich wywodzą się ci, którzy, wyrzekając się spokojnego życia, wędrują po świecie, by stawić opór i pokrzyżować knowania władców ciemności. Nie tylko wy ratujecie świat. Chociaż nawet nie wiecie o swoim istnieniu, współgracie, pomagając sobie nawzajem. Kto wie, może kiedyś los poplącze wasze ścieżki i spotkacie się ze sobą?
- Tak wielu składa się w ofierze, a tak mało rodzi się owoców z ich poświęcenia.
- To, że świat ciągle istnieje, wydaje mi się wystarczającym owocem. A teraz idź, Samotna Gwiazdo. Idź, i daj innym przykład, jak bardzo dobro pragnie naszego szczęścia...
Wszędzie panowała przyjemna cisza, niezmącona nawet przez najlżejsze drgnienie powietrza. Wprawdzie towarzyszyła jej nieprzenikniona ciemność, ale nie była ona wystarczającym powodem do zmartwień. Czas jakby zatrzymał się dawno temu i nieponaglany przez nikogo, nie miał najwidoczniej żadnego zamiaru ponownie liczyć upływających chwil. Wbrew wszelkim zaletom tej sytuacji, ktoś postanowił zburzyć pełen harmonii porządek. Nagle zrobiło się przeraźliwie chłodno, chociaż powietrze wciąż pozostawało nieruchome, niczym bezwładny przedmiot wyrzucony w próżnię. I ciemność przestała być już ta sama, niespodziewanie stając się nieprzyjazną i złowrogą, budzącą w dotąd spokojnym sercu wątpliwości i lęk. Ciało, jeszcze przed chwilą nieczułe na wszelki dotyk, chciało uwolnić się z tych więzów, które je oplotły i które niemiłosiernie wciąż się w nie wpijały, zadając mu coś, co dawniej można by było nazwać bólem. I oczy zaczęły wypatrywać światła, które mogłoby wskazać, w jaką stronę się udać, dając nową nadzieję. W jednej chwili to, co kiedyś było pełnią szczęścia i pokoju, teraz stało się więzieniem i miejscem udręk. Z pewnością sam moment wyzwolenia nie nadszedłby tak szybko, jeśli ożywiona tajemniczą siłą dusza nie wzbudziłaby w sobie wystarczającego aktu woli, aby się przebudzić.
Również w rzeczywistości wokół panowała ciemność, niewróżąca nic dobrego. Więzy, które dotąd skutecznie zatrzymały przy sobie ciało, okazały się teraz twardymi głazami. Wszelki ruch sprawiał ból, ale starając się na nim nie koncentrować, postać w mocno nadszarpniętym ciemnozielonym płaszczu podniosła się, a cichy jęk wyrwał się z jej ust. Próby przypomnienia sobie, w jaki sposób znalazła się w tak ciemnym miejscu, okazały się bezskuteczne. Ostatnią rzeczą, jaka zapisała się w jej pamięci, był... ogień.
Uciekaj stąd! I opiekuj się nimi...
A później nastąpiła ciemność. I Erelen nie pamiętał nic więcej, co wydarzyło się od momentu, kiedy runął w mrok. Nie wiedział nawet, jak wiele czasu upłynęło od tamtego wypadku w Świątyni. Gdy zaledwie o niej pomyślał, uświadomił sobie, że przeżył, że ona nie zdołała go zabić, że może...
- Muszę odnaleźć to przeklęte ciało, zanim będzie za późno! - echo górskich korytarzy spotęgowało słowa maga. - Na tego człowieka nigdy nie można liczyć. Zawsze znika, kiedy najbardziej jest potrzebny.
Z każdą chwilą głos stawał się coraz bardziej wyraźniejszy. Mag szedł w tym kierunku, szukając zapewne jego ciała. Poturbowany nie miał żadnych szans na równą walkę, wiedząc, że jego przeciwnik nie wahałby się użyć magii. Wstał, starając się nie krzyknąć z bólu. Na szczęście mógł chodzić. Podniósł leżący obok łuk i kołczan ze strzałami, które zabrał ze sobą tamtej nocy. Elfia broń okazała się nienaruszona, jakby nigdy nie była używana, ani tym bardziej nigdy nie spadła z pewnej wysokości na skały.
Nagle jego wzrok przykuł jakiś dziwny błysk. Schylił się i podniósł mały kamień, który w paru miejscach jaśniał bladym światłem.
- Mithril? - szepnął. - Tutaj?
Rozumiejąc, że zostało mu niewiele czasu, Erelen ruszył powoli w przeciwnym kierunku, skąd echo niosło słowa czarownika. Górski korytarz ciągnął się w nieskończoność, a powietrze było ciągle tak samo gęste jak na początku. Nic nie świadczyło o tym, że ta droga kiedyś się skończy. Żaden powiew wiatru nie wdarł się w ten tunel, ani u jego drugiego krańca nie zapaliło się żadne światełko. Z każdym krokiem Erelenowi ubywało sił, z trudem oddychał, a wiedział, że już wkrótce mag odkryje jego nieobecność i domyśli się, że w jakiś sposób udało się mu przeżyć. Ale wtedy elf musiał być bardzo daleko stąd, by nie zostać schwytanym przez jego sługi.
Droga prowadziła teraz ku górze, udaremniając szybki marsz. Ściany korytarza wygładziły się, nie raniąc dłużej krwawiących dłoni, ale równocześnie zabrakło szczelin, które przedtem służyły Erelenowi do podtrzymywania się przed upadkiem. Gdy z wielkim wysiłkiem dotarł na szczyt, stanął u rozwidlenia korytarzy. Jednak natychmiast powiew świeżego powietrza uderzył go w twarz. Nie zastanawiając się wiele, wybrał tunel, skąd dochodził delikatny wiatr. Ściany tutaj również były doskonale wygładzone, świadcząc o nienagannej pracy krasnoludów. W przypływie nadziei spodziewał się, że w końcu spotka się z jednym z nich i zostanie wyprowadzony na powierzchnię.
Zastanawiając się, czy trwa teraz dzień, czy też noc, poczuł nasilające się z każdą chwilą drżenie podłoża. Z daleka usłyszał krzyki wściekłości i natychmiast odgadł, że mag, nie odnalazłszy jego ciała, domyślił się, iż przeżył i wpadł w furię. Erelen przyspieszył kroku, jednak trzęsienie udaremniło jego chęć ucieczki. Elf potknął się o obruszony kamień i runął do przodu, staczając się coraz niżej, gdyż tunel zaczął opadać teraz w dół. Kiedy wszystko ucichło, a droga niespodziewanie skręciła w prawo, Erelen wpadł na ścianę, starając się nie wydać z siebie najmniejszego okrzyku cierpienia. Opadł bezsilny na gładkie podłoże i nerwowo oddychał. Nie mógł się podnieść. Pozostało mu tylko czekanie i niepewność, kto pierwszy go odnajdzie.
Nie wiedział, jak wiele czasu upłynęło, kiedy z oddali dobiegły go głośne kroki, zbliżające się do niego. Uśmiechnął się do siebie, stwierdzając, że nie dobiegają one od tej strony, z której przyszedł. Po chwili poczuł obok siebie obecność trzech krasnoludów, wpatrujących się ze zdziwieniem na bezwładnie leżącego elfa w jednym z górskich korytarzy.
- Zaprowadzić go do władcy! - rozkazał jeden z nich i Erelen natychmiast poczuł, jak pozostała dwójka podnosi go i prowadzi w tylko im znanym kierunku...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Illidan dnia Pią 20:51, 25 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Pon 15:17, 28 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Aria słyszała za sobą ciche naśmieszki coraz odważniejsze uwagi na swój temat.
- Panienko, a więc gdzie ta twoja niby-drużyna? - spytał jeden z mężczyzn.
Elfka się zatrzymała i odwróciła.
- Byli tu! - syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Byli czy nie, grunt, że my tu jesteśmy - usłyszała odpowiedź.
- Więc? - rzuciła jakby od niechcenia i skierowała się w ciemność.
Odpowiedź nie padła, natomiast czyjaś ręka dotknęła ramienia kobiety. Odwróciła się momentalnie, a koniuszek jej miecza zatrzymał się o cal od piersi mężczyzny.
- Podejdź jak taki odważny - zmrużyła oczy.
- No i co mi zrobi kobieta?
Aria odgarnęła włosy. Jednak widok spiczastych uszu nie uspokoił mężczyzn. Wręcz odwrotnie.
- Nie ma już szacunku dla czegokolwiek... - westchnęła. - Mężczyźni, albo mordować, albo gwałcić.
Malutkie błękitne świetliki magii odepchnęły od elfki pięciu mężczyzn z nieopisaną potężna siła.
- Z elfami się nie zadziera - uśmiechnęła się wrednie.
Gdy tylko jej magia dotknęła ścian Świątyni, ciemność drgnęła, a podłoga zaczęła żyć własnym życiem. Liany na kamiennych ścianach poruszyły się odsłaniając martwe ciała, które wcześniej były niewidoczne dla oczu.
Wśród ludzi zapanowało przerażenie na widok martwych twarzy. Aria na tyle już do nich przyzwyczajona i pogodzona ze swym losem, nawet nie zwróciła nań uwagi.
Oddałam siebie, by uratować cztery osoby, w zamian za to morduję teraz piętnaście, a to dopiero początek... - Arii zakręciło się w głowie. Nie wiedziała, czy to z powodu całego tego niekończącego się dnia, czy też z powodu poruszenia podłogi. Ludzie z początku rozglądający się wokół i kierujące we wszystkie strony swoje miecze, porzucili wszelką odwagę i rzucili się do ucieczki. W tej chwili pod nimi kamienie, na których stali, rozstąpiły się i Świątynia otworzyła swe bezdenne usta.
Krzyki umierających wdarły się w mózg elfki i zdawało się, ze rozdzierają ją od wewnątrz. Zamknęła oczy i nie mogąc już dłużej stać, osunęła sie na ziemię. Nagle do jej nozdrzy dotarł odór setek gnijących ciał. Zaczęła się krztusić, zapominając o przepaści, która się do niej przybliżała...
Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Pon 15:17, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
meadhros umarath
Władca Słów
Dołączył: 10 Gru 2006 Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola Płeć:
|
Wysłany: Śro 12:03, 30 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Idąc Meadhros myślał ciągle o Ariannie, śmierci Erelena oraz o swoim udziale we wszystkich wydarzeniach mających miejsce tej nocy…. O tym jak postąpił względem Erelena… Jak chciał wykorzystać miłość Arianny do Erelena… Jak po jego śmierci pozwolił na pojmanie Arianny… Odłączenie się Abigail…
Po której stronie tak naprawdę wałczę?! - pytał sam siebie w duchu. – Dla kogo… Za co…
W duchu przeklinał swój los… Dlaczego sprawił, że spotkał Arianne? Może gdyby go tu nie było, wszystko potoczyło by się inaczej… Erelen by nie zginął…
Nagle elf poczuł, że teraz jest ten czas, aby uwolnić się nareszcie z tego wszystkiego co chował na dnie duszy… Aby wyznać to, co tak skrzętnie ukrywał…
Po chwili przestrzeń między trzema postaciami rozbrzmiała słowami Meadhrosa kierowanymi do Erelena… :
- Już wiesz – zaczął – dlaczego wziąłem udział w tej wyprawie… Nie po to by odgadnąć tajemnice Harlindonu czy zniszczyć zło tu panujące… Nie po to by pomóc Ci dotrzymać słowa, które dałeś temu małemu chłopcu w Annuminas. Nawet nie po to, aby odkupić swoją dusze z win, chociaż sam często w ten sposób się okłamywałem. Wyruszyłem ze względu na Arianne… Ze względu na miłość… Tak, kocham ją nie mniej niż Ty… Wiesz przecież… To nie moc maga sprawiła, że pragnąłem zniszczyć to wszystko… zniszczyć to uczucie między wami… Zapomniałem jednak o potędze miłości… O tym, że nie ma mocy na całej Ardzie, która mogła by zgładzić prawdziwą miłość…
Proszę przebacz mi… Przebacz mi to wszystko… Przebacz mi całe moje Zycie…
- Z żalu i bólu po śmierci Erelena biedak stracił zmysły – szepnął Kadim idąc przy Dijkstrze, który uważnie przyglądał się elfowi wpatrzonemu w gwiazdy rozświetlające sklepienie nieba.
Meadhros jednak dosłyszał słowa krasnoluda.
- Nie Khadimie, on nie umarł… On... On jest z nami tutaj… Pośród nas… - powiedział ocierając łzę spływającą po policzku.
W blasku wschodzącej Jutrzenki weszli między pierwsze chaty wioski….
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez meadhros umarath dnia Czw 12:37, 31 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Śro 12:51, 30 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Kiedy ściana bluszczu oddzieliła Ariannę i Lamię, dziewczynka ześlizgnęła się z konia, i podeszła do Świątyni.
- Jeśli myśli, że będę tutaj na nią bezczynnie czekać, jak za pierwszym razem, to się grubo myli - obruszyła się. - Ciekawe, dlaczego sprowadziła w to miejsce tych mieszkańców wioski.
Z lękiem dotknęła rośliny, szczelnie tworzącej ścianę budynku tak, że z zewnątrz nie można było zobaczyć, co dzieje się w środku. Bluszcz jednak nie rozstąpił się, formując przejście dla Lami. Nic się nie wydarzyło.
- Co ona ukrywa przede mną? - ciekawość dziewczynki nie dawała za wygraną.
Postanowiła obejść Świątynię w poszukiwaniu chociażby maleńkiej szczeliny, przez którą mogłaby się przecisnąć i zobaczyć, z jakiego powodu elfka zaprowadziła do wewnątrz kilkunastu mężczyzn.
- No, dalej - szeptała ni to do siebie, ni to do tajemniczej rośliny.
Nagle ziemia zatrzęsła się i Lamia upadła. Spłoszone konie, nie troszcząc się o to, jakim sposobem ich właściciele wrócą do swoich rodzin, uciekły w gęsty las. Jakby z głębin ziemi dziewczynka usłyszała krzyki ludzi w ostatnim tchnieniu ich życia. W tym samym momencie zaczęły piąć się ku górze nowe kolumny, więżąc w sobie ciało każdego z piętnastu mężczyzn, których na pewną śmierć przyprowadziła Arianna.
Lamia wróciła przed Świątynię, oczekując powrotu elfki.
Kiedy wreszcie ściana się rozsunęła i Arianna stanęła jej przed oczami, dziewczynka z założonymi rękami, nie kryjąc swojego oburzenia, zapytała:
- Co się z nimi stało? Dlaczego wciąż ukrywasz coś przede mną? O czym wy mi wszyscy nie mówicie?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Śro 13:44, 30 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Elfka oparła się o ścianę Świątyni. W głowie wciąż jej się kręciło. Spojrzała na małą.
- Co się z nimi stało? - powtórzyła cicho jej słowa. - Nie żyją. Co ukrywam?
Podniosła oczy na dziecko. Lamia wyglądała teraz prawie tak samo jak Abigail. To samo krytyczne spojrzenie i ściśnięte usta. Aria uśmiechnęła sie w duszy, tęskniąc za elfką.
- Nic. To, że jesteś na służbie maga, to wiesz, prawda? Wypełniam jego rozkazy... Jakieś jeszcze pytanie?
Elfka nachmurzyła brwi. Była za bardzo zmęczona tą sytuacją, by dobierać słowa i wymyślać wymówki przed dzieckiem.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Czw 0:20, 31 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
- Nie żyją? - powtórzyła, nie wierząc, że to może być prawda. - I ty to mówisz tak spokojnie?
Łzy zaczęły napływać do brązowych oczu Lamii. Wpatrywały się w Ariannę z taką siłą, jakby próbując przeniknąć jej wszystkie skrywane dotąd myśli.
- Przyprowadziłaś tych niewinnych ludzi pod pretekstem ratowania jakiejś wymyślonej drużyny! - dziewczynka nie miała najmniejszego zamiaru słuchać, ani tym bardziej wierzyć w jej tłumaczenia. - To ty stworzyłaś to okropne miejsce? I ty nazywasz się elfem?
Opuściła bezwładnie ręce, a z każdym wypowiadanym słowem zaciskała pięści coraz bardziej. Wydawać by się mogło, że kumuluje w nich cały swój gniew i nienawiść, że jej sprzeciw jest buntem młodości, buntem dziecka przeciwko zbrodniom, jakich dopuszczali się dorośli.
- Czy dla ciebie nie ma żadnego znaczenia, że rodziny straciły swoich ojców?! - krzyczała, tłumiąc w sobie płacz. - Czy nie ma żadnego znaczenia to, że dzieci zostały osierocone? Że już nigdy nie usiądą swoim ojcom na kolanach i nigdy nie wypowiedzą z czułością słowa: „Tato”?
Lamia zakryła twarz w dłoniach, nie mogąc już dłużej powstrzymać swoich łez.
- Nie oskarżaj go o te wszystkie zbrodnie - powiedziała po chwili stanowczo, a spojrzenie, jakim obdarzyła wówczas Ariannę, było pełne nienawiści. - On nigdy nie dopuściłby się czegoś tak obrzydliwego. Jego chcesz uczynić odpowiedzialnym za to, co uczyniłaś, ale to ty...
Zanim Arianna zdążyła coś odpowiedzieć, dziewczynka w mgnieniu oka odwróciła się i pobiegła, płacząc, w kierunku drzew. Natychmiast bransoleta na nadgarstku elfki przybrała na wadze.
Jeśli coś jej się stanie, albo dotrze do wioski, to zabiję cię...
Lamia zniknęła w ciemnościach lasu, chcąc być jak najdalej od Arianny i nie zważając na więź, jaką, poprzez bransolety, stworzył między nimi mag. Nie zważała, dokąd biegnie, lecz los ironicznie prowadził ją drogą, którą nie tak dawno przemierzyli Dijkstra, Meadhros i Khadim...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Pią 6:54, 01 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Aria słuchała ze łzami w oczach, jak dziecko powtarza na głos jej własne myśli. Nie umiała jej zaprzeczyć. Mała miała rację. A świadomość, że elfka będzie musiała zabijać dla maga wielokrotnie, wcale nie poprawiała jej nastroju.
Gdy dziecko uciekło, Aria stała przez chwilę, wpatrując się w drzewa, za którymi znikła lamia. Dopiero głos maga ocucił ją z tego paraliżu. Chwyciła swego konia za lejce i zmusiła do prawie natychmiastowego galopu. Po kilku minutach zajechała Lamii drogę i siłą magii zmusiła dziecko, by sie zatrzymało.
- Możesz mówić, co chcesz, jednak nie powiesz mi nic nowego, czego bym nie wiedziała - rzekła spokojnie, schodząc z konia i klękając przy dziecku. - Ale na przyszłość coś Ci powiem. Nie oceniaj postępowania innych istot, gdy nie znasz ich życia, duszy, ani powodu, dla którego czynią to, co czynią...
Błękitna magia puściła dziewczynkę. Aria podniosła na nią oczy pełne łez, wciąż przed nią klęcząc.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:52, 05 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
- Możesz używać tej swojej magii na moim ciele, ale na moją duszę nie wpłyniesz! - krzyknęło odważnie dziecko. - Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Nie mam zamiaru udawać, że wszystko jest w porządku. Nie nabierzesz mnie więcej na żadne bajki o nierealnej drużynie, o moim wujku, ani nawet o mojej mamie!
Lamia odwróciła się od Arianny, wiedząc, że dalsza próba ucieczki nie ma żadnego sensu. Podeszła do najbliżej rosnącego drzewa przy ścieżce i usiadła pod nim. Nie zważając na zachowanie elfki i nie interesując się tym, czy udzieliła odpowiedzi na jej wyrzuty, czy też nie, spojrzała z zaciekawieniem na prawy nadgarstek. Czarna bransoleta zaczęła budzić w niej niepokój i lęk. Wprawdzie nie zraniła jej jeszcze, ani nie sprawiła żadnego bólu, jednak dziewczynka nie mogła przewidzieć i wmówić sobie, że coś takiego nigdy się nie wydarzy.
Dlaczego wybrał akurat mnie? - pomyślała. - Jeśli ona pokrzyżuje jego plany, to ja będę cierpieć. To niesprawiedliwe. Nie wyrządziłam mu nic złego. Zawsze byłam cicha i milczałam, kiedy był w złym nastroju. Czy moje istnienie tak bardzo mu przeszkadza? Czy moje życie nic dla niego nie znaczy? Czy uważa je za aż tak ohydne, że chce je zniszczyć?
Próbowała za wszelką cenę ściągnąć bransoletę z dłoni, ale jedynie traciła niepotrzebnie siły. Klejnot przywarł do jej skóry jakąś tajemniczą siłą i Lamia zrozumiała, że uwolnić się może od niego tylko dzięki zaklęciu, którego nie znała.
- Chcę iść spać - zakomunikowała Ariannie i położyła się na trawie.
Ciemna noc natychmiast opanowała jej serce i umysł i dziewczynka zasnęła...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Śro 15:51, 06 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Aria westchnęła. Spojrzała na śpiące dziecko i uniosła nad nim dłonie. Błękitne posłanie oddzieliło dziecko od śniegu, a granatowy koc przykrył jej ramiona, zapewniając ciepło. Elfka dotknęła śniegu w kilku metrach od Lamii i kilka gałęzi, ukrytych pod śniegiem, podpełzły doń, ciągnięte niewidzialną magią. Parowały przez chwilę, pozbywając się wilgoci i za moment zajęły się wesołym ogniem.
Aria usiadła przy ognisku i spojrzała w gwiazdy. Dwie szczególnie migotały na granatowym niebie. Dwie samotne gwiazdy...
Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Śro 15:51, 06 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Czw 20:28, 07 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Kiedy niebo zaczęło szarzeć za plecami wędrujących do wioski, ze snu zbudziły się pierwsze świerszcze, które natychmiast zaczęły witać nowy dzień swoją muzyką. Im dalej szli na zachód, śniegu ubywało z każdym krokiem, aż w końcu zupełnie zniknął, gdy oddalili się wystarczająco od Świątyni, by nie odczuwać więcej śmiertelnie niebezpiecznej magii. Zachęcone muzyką świerszczy, ptaki wtórowały im, również dodając otuchy trzem wędrowcom. Wciąż rozważając wydarzenia, które niedawno rozegrały się u stóp Gór Błękitnych, nie rozmawiali wiele. I kiedy wreszcie pierwsze promienie wschodzącego słońca przebiły się przez ośnieżone szczyty, ich oczom ukazały się domostwa, będące celem tego etapu podróży.
Wioska nie była zbyt wielka. Od zachodu na wschód prowadziła jedna, kamienista droga, krzyżująca się w centrum osady z drugą, przebiegającą od północy na południe. Odchodziły od nich we wszystkich kierunkach wąskie uliczki, a u końca każdej z nich znajdowały się drewniane drzwi. Kamienne domy nie przypominały już tych niskich, chylących się chat, jakie stały w tym miejscu jeszcze za panowania króla Elessara. Południowe Królestwo, które osiągnęło za jego czasów pełnię rozkwitu kulturalnego i gospodarczego, nie przypominało w żadnym aspekcie tej krainy, jaką władali Namiestnicy pod nieobecność prawowitego władcy Gondoru. Do większych miast sprowadzano elfów, które zakładały nowe ogrody i troszczyły się o nie. Natomiast domy w wioskach i mniejszych osadach przebudowywano, chcąc zagwarantować ich mieszkańcom większe bezpieczeństwo. Nie były niezniszczalne, o czym świadczył niedawny pożar Harlandu, ale skuteczniej chroniły ludzi od deszczu i chłodu.
Dijkstra, Meadhros i Khadim rozglądali się dokoła. Na drodze nie spotkali nikogo, kto mógłby im wskazać dom Rathel. Wioska była jeszcze pogrążona we śnie, ale wpadające przez okna promienie jesiennego słońca skutecznie walczyły z panującą w umysłach ludzkich nocą. Już po chwili wędrowcy dostrzegli nikły w ruch w domostwach i czuli na sobie ukradkowe spojrzenia mieszkańców. Zatrzymali się na skrzyżowaniu dróg, nie mając pojęcia, w którą stronę się udać.
- Nareszcie jesteście! - usłyszeli za sobą znajomy głos. - Wiedziałam, że wrócicie. I choć wszyscy wątpili, wierzyłam w to całym sercem.
Odwrócili się i dostrzegli zbliżającą się do nich Rathel w towarzystwie Talina. Na ich twarzach ujrzeli ślady uśmiechu i zadowolenia, jakby wraz z ich przybyciem nastał koniec kłopotów i wszelkich przykrych zjawisk, jakie ostatnimi czasy nawiedzały tę krainę. Drużyna popatrzyła na siebie porozumiewawczo. Ich dotarcie do wioski nie miało nic wspólnego z tym, czego pragnęli Harlandczycy. Wręcz przeciwnie, sprowadziły ich jeszcze poważniejsze problemy, o których nigdy nie mieli śmiałości nawet pomyśleć.
Rathel jakby odgadła te ponure myśli.
- Tak mało was wróciło - zaczęła. - Tylko trójka?
Dijkstra przytaknął skinieniem głowy. Wszyscy doskonale pamiętali, jaki los spotkał Erelena, jak kryształowe istoty porwały Ariannę i jak Abigail pozostawiła ich na pastwę losu w najcięższej dla nich sytuacji.
- Chodźcie - powiedziała po chwili milczenia kobieta. - Na pewno jesteście zmęczeni po czterech dniach bezustannej wędrówki w lesie. Musicie odpocząć. Przygotuję wam coś pożywnego do zjedzenia.
Rathel poprowadziła ich drogą na północ, a następnie skręciła w uliczkę na wschód. Otworzyła drewniane drzwi i zaprosiła przybyszów do środka. Wewnątrz panowała przyjemna atmosfera, dająca się odczuć tuż po przekroczeniu progu. Albo może to było tylko pozorne uczucie, jakie wzbudziło w drużynie uwolnienie się od ciekawskich spojrzeń. Kobieta zaprowadziła ich do nienagannie czystej kuchni i zaprosiła do stołu. Wszędzie panował porządek. Wszystko było na swoim miejscu i tylko cisza w budynku wskazywała na to, że Rathel jest tutaj jedynym gospodarzem. W mgnieniu oka przed Dijkstrą, Meadhrosem i Khadimem pojawiły się talerze z ciepłym posiłkiem. Kobieta natomiast zajęła miejsce przy kominku obok Talina.
- Przypuszczam, że nie macie dla nas dobrych wieści - w końcu odważyła się przemówić. - Jeśli tylko macie ochotę, proszę, opowiedzcie, co wydarzyło się wam od naszego ostatniego spotkania...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Dijkstra3
Administrator
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Redania, Tetrogor Płeć:
|
Wysłany: Pią 21:35, 08 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Składanie raportu, to coś co Dijkstra doprowadził do perfekcji. Na początku swojej kariery, gdy sam pisał raporty, zawsze starał się by były jak najlepsze. Później gdy czytał raporty swoich szpiegów, zawsze ganił tych co je pisali niedokładnie, lub niejednoznacznie. Złożenie raportu Rathel, jednak zajęło mu trochę czasu. Gdy tylko skończył powoli wyciagnął z kieszeni nóż i cisnął go w stronę półprzymkniętych drzwi, które prowadziły do składziku. Dijkstra niespiesząc się wstał, otworzył drzwi od składziku i wyciągnął stamtąd dziewczynę której rękaw sunki był przybity do drewnianej ściany budynku.
-Ktoś ty?
Zapytał patrząc jej w oczy tak jak patrzył setki razy w oczy ludzi których przesłuchiwał. Większość ludzi już w tym momencie byłaby skłonna poddać się, i złożyć wszelkie zeznania. Zawsze w takiej sytacji Dijkstra widział w oczach ludzi strach. Ta dziewczyna była jednak inna, nie bała się go, Dijkstra potrafił ocenić to w ciagu ułamka sekundy, zanim dziewczyna cokolwiek powiedziała, rzucił suchym tonem do Rathel.
-Kim ona jest? I dlaczego pozwoliłaś jej tu być?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Sob 9:33, 09 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Rathel, słysząc opowieść Dijkstry o potajemnym zbadaniu Świątyni i skutkach, jakie wynikły z tego planu, o porwaniu Arianny, która ponownie dołączyła do drużyny trzy dni temu i o odejściu Abigail, ukryła twarz w dłoniach.
- Przepraszam - powiedziała cicho. - Miałam nadzieję, że zdołacie znaleźć rozwiązanie, określając przyczynę tych wszystkich dramatycznych wydarzeń, jakich ostatnimi czasy nie szczędzi nam los. Przepraszam, że przysporzyłam wam jeszcze większych problemów. Przecież nie musicie tu być, a pomagacie nam z dobroci serca. Jeszcze raz przepraszam za kłopoty, które na was ściągnęłam.
Talin pogładził ciemne włosy kobiety.
- To nie twoja wina - rzekł. - Każdy z nas chce, żeby ten koszmar się już skończył.
Tymczasem Dijkstra rzucił nożem w półprzymknięte drzwi, które znajdowały się naprzeciwko niego. Nastała pełna napięcia cisza, jakby każdy, kto przebywał w kuchni, oczekiwał słów wyjaśnień od mężczyzny. Ten, nie zważając na zdezorientowanych towarzyszy, podszedł do drzwi, otworzył je na oścież i oczom wszystkich ukazała się młoda dziewczyna. Była nie mniej zaskoczona, jak pozostali. Strach jednak nie wziął nad nią przewagi i stanęła dumnie przed Dijkstrą, dając mu do zrozumienia, że nie jest żadnym szpiegiem, a jej obecność w tym miejscu można łatwo wytłumaczyć.
- Kim ona jest? - zapytał mężczyzna Rathel. - Dlaczego pozwoliłaś jej tu być?
- Nie wiedziałam, że już przyszła - odpowiedziała bez chwili namysłu kobieta. - To jest Erwela i pomaga mi w utrzymaniu domu po tragicznym zniknięciu mojego męża. Jej ojciec też został pochłonięty przez czarną moc Świątyni. Kiedy tylko dowiedziała się, że byliście u Cirdana i przybywacie, by nam pomóc, chciała was poznać. Wyruszyła nawet do lasu, próbując was odnaleźć, jednak nie udało się jej to. A zna tą krainę jak własną kieszeń.
Dijkstra usiadł na swoim miejscu, ale nie pozbył się wątpliwości i wciąć podejrzliwie patrzył w stronę dziewczyny.
- Erwelo, usiądź - zwróciła się do niej Rathel, wskazując na jedno wolne miejsce przy stole między Khadimem a Meadhrosem.
Nie ociągając się, dziewczyna spełniła prośbę gospodyni.
- Nie musicie się jej obawiać - kontynuowała Rathel. - Znam ją, od kiedy była dzieckiem i z pewnością nie ma nic wspólnego z mocami ciemności. Jej pragnieniem jest odzyskać ojca, o ile to jeszcze możliwe - dodała szeptem - lub przynajmniej pomścić jego śmierć. Chociaż wiele czasu upłynęło już od powstania Świątyni i od zniknięcia pierwszej grupy ludzi, wciąż mamy nadzieję, że wszystko jeszcze w jakiś zadziwiający sposób się ułoży.
- Tym bardziej, że wróg nie próżnuje - wtrącił się Talin. - Wczoraj, późnym popołudniem, ktoś przybył do wioski i podstępem wywabił z niej kilkunastu silnych mężczyzn. Nikt nie jest pewien, dokąd się udali, ale jeśli nie wrócili do swoich rodzin, nie trzeba zgadywać, co się z nimi stało.
- W każdym razie powinniście teraz odpocząć - próbowała uśmiechnąć się Rathel. - Na piętrze są wolne pokoje, przygotowane dla was. W tym domu przyda się odrobina życia. Czujcie się, jakbyście byli u siebie. Erwelo, zaprowadzisz ich, dobrze?
Dziewczyna kiwnęła głową na znak zgody.
- Niewiele brakuje, a niektórzy zaczną zaglądać ci do garnka, czy przypadkiem nie ukrywasz w nim jakiegoś potwora - kobieta spojrzała w kierunku okna, za którym gromadziło się coraz więcej ciekawskich ludzi. - Chodźmy, Talinie. Musimy ich uspokoić i wyjaśnić im, że to przyjaciele, a nie wrogowie. Wy natomiast - zwróciła się w kierunku drużyny - idźcie za Erwelą i odpocznijcie.
Po tych słowach wyszli, pozostawiając Dijkstrę, Meadhrosa i Khadima z nieznajomą, która przyglądała się im z nieukrywanym zainteresowaniem...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Megi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Podkarpacie Płeć:
|
Wysłany: Sob 9:54, 09 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
-Rathelo, ja chyba lepiej odpowiem na to pytanie. Nazywam się Erwela i gdy tylko przybyliście do Harlindonu chciałam się przyłaczyć do waszej drużyny. Od dawna chciałam rozwiązać tajemnice Świątyni, ale wiesz w dzisiejszym świecie kobieta bez niczyjej pomocy nie za wiele może zdziałać, a zwłaszcza w naszym kraju. Dlatego też poprosiłam o pomoc Rathel.- spojrzała z uśmiechem na kobietę, jednak po chwili znowu patrzyła z powagą na Djaskirę.- Stwierdziała, że gdy tylko do niej przyjdziecie, a przypadkiem by sie okazało, że wasze poczynania nie dały zbyt dużo efektów, mam się schować w składziku i podsłuchiwać waszą rozmowę. Później miałam zdecydować, czy chce sie do was przyłączyć czy nie. Ale ja decyzję podjęłam już wcześniej. Pytanie, czy uznasz że dziewczyna, która lepiej strzela z łuku niż walczy mieczem i w dodatku dobrze zna las wam się przyda? - spojrzała wyzywająco na Djaskirę. Nie należała do tej grupy delikatnych kobiet, które nie umią postawić na swoim. Była realistką. Dlatego wcześniej nie stawała do walki z magiem. Samotna kobieta, w dodatku słabo znająca się na magii nie miała by z nim żadnych szans. Jednak Erwela nie siedziała bezczynnie. Swoje życie od chwili pojawienia się czarownika i Świątynii poświęciła na badanie lasu. Wraz z pojawieniem się wiekszej drużyny niż zwykle pojawiła się iskierka nadzei na zniszczenie wroga. I Erwela postanowiła ją mocno rozniecić.- A zapomniałabym. Dziękuję za podarcie mojej ulubionej sukni.- dodała z przekąsem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Megi dnia Sob 11:41, 09 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group. Theme Designed By ArthurStyle
|
|
|
|
|
|