|
|
|
|
|
|
|
Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
|
|
|
Obecny czas to Sob 4:10, 30 Lis 2024
|
Autor |
Wiadomość |
Glum
Gość
|
Wysłany: Śro 16:31, 11 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
To o wiele trudniejsze, niż się wydawało - pomyślał. - Życie tutaj, w tym świecie przesiąkniętym złem, beznadzieją, rozpaczą, lękiem o jutro i śmiercią. Życie tutaj, gdzie wszystko miało być doskonałe i dobre, a okazało się jedną wielką pomyłką, zmierzającą ku samozagładzie. Ludzie powstają przeciwko sobie. Nie ma już znaczenia fakt, że te same więzy krwi, że kiedyś łączyła ich przyjaźń. Każdy marzy tylko o tym, by jak najwięcej zagarnąć dla siebie, by jak najmniej oddać drugiemu. Każdy pragnie władzy, by w swoich dłoniach trzymać losy wielu i jednym ruchem zadecydować o ich istnieniu. Ci, którzy chcą się wybić, schlebiają potencjalnym panom, by w razie ich wywyższenia na ważne stanowisko, pociągnęli ich za sobą. To się nazywa bezinteresowność. Masz władzę, powodzi ci się, odnosisz sukcesy, to możesz być pewny, że wkrótce otoczą cię ludzie, którzy będą blisko ciebie, dopóki będzie trwał okres twojej świetności. Nic więc dziwnego, że ci, którzy mogą, odchodzą z tego świata. Statki zabierają ich daleko, za odległe wody, do upragnionego domu. Ale czy ucieczka uspokoi ich strapione serca? Pierworodni przez tyle długich lat przebywali na tych ziemiach i miłość do nich nie skończy się z dnia na dzień, zupełnie niespodziewanie. Ich tęsknota będzie trwała wiecznie. Ich duch, przeszyty bólem, nadal będzie mieszkał w ukochanych miejscach wśród szumiących drzew, śpiewających ptaków, płynących rzek, chłodnych nocy i upalnych dni. Ich smutne oczy z gasnącą nadzieją będą wypatrywały ostatniego dnia, który zakończy tą agonię. A ona będzie trwała aż dotąd, kiedy wszystkie serca zrozumieją, że nieważne jest to, co zrobiło się dla siebie, ale to, co zrobiło się dla innych. Nieważna jest rasa, czy pochodzenie. Na końcu nikt nie zapyta, czy jestem elfem, człowiekiem, czy krasnoludem. Nikt nie zapyta, czy pochodzę ze wschodu, z zachodu, z południa, czy może z północy. Śmierć do każdego przychodzi tak samo.
Erelen siedząc nad brzegiem Morza, wpatrywał się w spokojne fale, kołysane nieznacznie przez delikatny podmuch wiatru. Jeszcze tak niedawno w błękitnej wodzie odbijało się zachodzące słońce i odpływający ze Śródziemia okręt z przepięknymi chorągwiami Lorien. Zdawało mu się, że w oddali ciągle widzi ten statek, na którego pokładzie znajdowali się jego rodzice.
To smutne - kontynuował, kreśląc coś bezmyślnie na piasku. - To smutne, jak szybko potrafimy zrezygnować z tego, do czego każdego dnia rwie nasze serce. To smutne i żałosne, jak potrafimy porzucić miejsca, gdzie tkwią nieśmiertelne cząstki naszej duszy. Miejsca, w których się narodziliśmy; miejsca, o które szczególnie się troszczyliśmy; miejsca, w których się śmialiśmy i płakaliśmy; miejsca, w których uwielbialiśmy spędzać czas. Tak, czas. On płynie nieubłaganie, z każdą chwilą coraz szybciej i szybciej, jednak nigdy nie wydaje się być zmęczonym i nigdy nie spróbuje się zatrzymać. Każe wszystkim biec ciągle wprzód, nie pozwalając odwrócić się za siebie i naprawić popełnionych błędów. Bezlitosny morderca, który wykończonych podróżą, oddaje cieniom ziemi, by już dłużej nie przejmować się jego losem, a nawet wkrótce być zdolnym o nim zapomnieć. Czas, odwieczny wróg nieśmiertelności. Nie może jej pokonać inaczej, jak tylko zmęczeniem. Bo młode oczy nie będą wiecznie wpatrywać się w otaczającą ją starość. Bo młode życie nie będzie wiecznie młode. Wszystko ma swój koniec, a nie z każdego upadku można się podnieść. Ten, kto nigdy nie upadł, nie poznał życia, a kogo upadek dotkliwie zabolał, już nigdy nie powróci do normalnego życia. Odpłynie stąd lub pozwoli przykryć się obojętnej ziemi. A pozostali będą patrzeć i uczyć się wędrować dalej w towarzystwie smutku, aż nadejdzie pora, by dołączyć do tych, co odeszli.
Popatrzył w dal. W tym samym kierunku, w którym po raz ostatni widział płynący za Morze okręt. Przez chwilę ponownie zdawało mu się, że dostrzega tam nikły kształt statku, ale gwałtowniejszy powiew wiatru rozwiał jego złudzenia. Unosząca się nisko nad wodą chmura została zdeformowana.
Nieśmiertelność wcale nie jest darem, jeśli nie umie się jej wykorzystać. Jeśli serce opanuje obojętność, chłód i rozpacz, dar ten staje się przekleństwem, od którego nie można uciec. Ludzie zazdroszczą nam długiego życia, ale dlaczego? By jak najdłużej gromadzić wokół siebie bogactwa? By jak najdłużej dzierżyć władzę i w swych dłoniach trzymać losy pozostałych istnień? Tak wiele mamy wspólnego, a tyle wciąż nad dzieli. Któż nie pragnie decydować o własnym losie? Któż nie pragnie patrzyć na różne świecidełka dniem i nocą? Ale nie w tym ukrywa się sens, który w głębi duszy chcemy odkryć. Szczęście nie wyraża się ilością czasu spędzonego nad osądzaniem innych i nad wydawaniem wyroków o ich życiu bądź śmierci. Szczęście nie wyraża się ilością czasu spędzonego nad gromadzeniem dóbr doczesnych i nad późniejszym wpatrywaniem się w nie. Szczęście nie wyraża się ilością strzał tkwiących w martwym już ciele wroga, ani liczbą poległych w walce. Czymże więc jest szczęście? Ciszą czy może wrzawą walki? Kwitnieniem, czy może spadającymi liśćmi? Życiem, czy może śmiercią? Dawno temu ktoś powiedział, że ci, co zasługują na życie, umierają, a ci, którzy na nie nie zasługują, żyją nadal. Czy więc dla strudzonych życiem śmierć nie jest wybawieniem, nie jest szczęściem? Czy dla tych, którzy pragną podnieść się z ubłoconej ziemi, którzy chcą naprawić wyrządzone zło, choćby nie wiadomo jak najobrzydliwsze, najokropniejsze, dalsze życie nie jest szansą uczynienia tego, czego pragną? Czy nie jest dla nich szczęściem? Nikt nie ma prawa decydować o istnieniu bądź o nieistnieniu. Cóż przyjdzie z nieśmiertelności, jeśli nie potrafi się jej w odpowiedni sposób wykorzystać?
Erelen wstał. Niebo na wschodzie zaczęło się powoli przejaśniać, a gwiazdy blednąć. Zbliżał się świt, zapowiadając dzień, w którym drużyna miała dotrzeć do Harlindonu.
Kiedy wychodził z portu, nagle jego uwagę przykuła czyjaś postać stojąca nieopodal nad brzegiem. Rozpoznał Ariannę.
Twoje serce już dokonało wyboru. Boisz się ponownie komukolwiek zaufać, ale twoje serce nie obchodzi to, co mówi umysł. Wybrałaś już swoją drogę. I choć nasze ścieżki będą biegły tuż obok siebie, w rzeczywistości będzie je rozdzielała niekończąca się przepaść. Nie zamierzam cię zatrzymywać przy sobie. Ktoś inny już oczarował twoją duszę. Choć odszedł i teraz jest daleko stąd, tak naprawdę należysz do niego. Nie mam do ciebie żalu. Nikt z nas nie mógł przewidzieć, że ta historia się tak zakończy. Zawsze będę przy tobie, bez względu na wszystko. Bez względu na to, że ciebie nie będzie tak naprawdę obok mnie. Ważne, że będziesz szczęśliwa...
Łzy radości mieszały się ze łzami smutku. Oto wreszcie dobiegł końca dzień wielu pożegnań...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
meadhros umarath
Władca Słów
Dołączył: 10 Gru 2006 Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola Płeć:
|
Wysłany: Śro 18:49, 11 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Meadhros nie mógł się skupić. Uważał, że uwolnił się od przeszłości. Jednak... mylił się. Ona cały czas była przy nim. Czuł jej usta, ciepło jej ciała, zapach włosów. Obleczona była w jego słabości. Tuliła go do siebie, a on chciał uciec jak najdalej. Chciał krzyczeć, miotać się, rwać włosy, ale nic by to nie dało. Był cały rozpalony. Coś w skroniach mu huczało tak, że nie słyszał nawet pisków ptaków morskich. Myślał, że śmierć go uwolni. Nie uwolniła go. Jedynie pogłębiła go w przeszłości...
Powiew zimnego wiatru pozwolił Meadhrosowi na chwilę uwolnić się od rozmyślań nad przeszłością...
Ach, jaki byłem głupi. Wciąż nie byłem sobą! Wciąż udawałem i odsłaniałem tę część siebie, która mnie miała dawać jedynie korzyści! Niektórzy może nawet zawierzali mi swoje życie, a ja... Ja tylko brałem! Nic... Nic!
Meadhros zbiegł na sam brzeg. Chciał opłukać twarz. Lecz nagle upadł...
Otworzył oczy. Poczuł krew spływającą mu po skroni.
Przeklęci Vala-ro-wie...
Gardło miał zdarte. Gdy był nieprzytomny, pewnie krzyczał.
Rozejrzał się wokoło.
Mam nadzieję, że nikt nic nie słyszał...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Śro 20:16, 11 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Arianna stała nad błękitem morza i wpatrywała sie w przestrzeń. Uklękła i zanużyła donie w chłodnej wodzie. Morze nie było jej żywiołem, kochała las i pola. Lecz ten ogrom wody i przestrzeni przypominał jej wolność. Wolność duszy. Duszy, której sama elfka już nie potrafiła uwolnić. Westchnęła. Nie ma co się rozczulać. Mamy coś do zrobienia, a już po tym to się zobaczy...
Elfka czuła obecność duszy Erelena, gdzieś błądziła aura Meadhrosa, w mieście pełno było nieznanych jej istot. Arianna nagle podniosła głowę i spojrzała w stronę miasta. Coś ciepłego i znajomego musnęło jej duszę. Wstała i podeszła kilka kroków w stronę miasta. Kto to może być? Jeszcze kilka kroków. To niemożliwe... Nie...
Elfka udała się w stronę miasta. Jesteś tu? wysłała myśl przed siebie.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Opiekun
Administrator
Dołączył: 17 Gru 2006 Posty: 1417
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Śro 20:23, 11 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Nie było zbyt dobrze. Liczne rany, zadane zatrutymi strzałami i mieczami, nie goiły się zbyt szybko. Walczono z tym różną magią i właśnie ogłoszono prośbę do mieszkańców i podróżnych, którzy posiadali dar leczenia, aby udali się do Domu Ziół, gdzie pomocy oczekiwał ranny elf.
Było jednak coś w tym elfie, co nie pozwalało mu umrzeć, mimo że tak bardzo tego chciał. On wiedział. On czuł i rozumiał. On tęsknił. Wiedział to, czego tak uparcie szukał przez tysiące lat. Czuł ból i jednocześnie spokój. Czuł też czyjąś opiekę. Tęsknił za synem, za żoną. Tęsknił też za drużyną i... za nią.
I kiedy tak rozmyślał w chwili przebudzenia, poczuł dziwny zapach.
Zapach konwalii...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Śro 20:54, 11 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Podeszła do wielkiego, szarego budynku. Ciepło było co raz mocniejsze, lecz spowite jakimś dziwnym chłodem. Chłodem śmierci...
Znowu Ty... Czarna Pani...
- Pani - rzekł jakiś starzec wyrywając Ariannę z zamyślenia - czuję Twą moc.
- Słucham? - elfka spojrzała spłoszona na mężczyznę.
- Potrzebujemy pomocy. W tej lecznicy leży ranny elf i w żaden sposób nie możemy go uleczyć.
Arianna tylko kiwnęła głową.
Weszła do komnaty za mężczyzną i uklęknęła przy chorym. Dotknęła jego rozpalonego czoła.
- O nie moja droga - zapanowały ciemności - co Ty sobie myślisz?
- A nic... Tak tylko, poproszono mnie o pomoc. Nie mogę przy nim czuwać? - Arianna nawet nie spojrzała na panią w czerni.
- Ja czuwam tu dłużej od ciebie - kobieta wykrzywiła usta - a spójrz, czy nie przez niego, nie możesz pokazać mi teraz swego miecza? Ah, no patrz, nie ma na nim napisu. Cóż się stało?
- Nie zamierzam ci nic pokazywać. Nie czas na mnie. I na niego nie czas.
- No własnie czas... Tylko coś go trzyma przy życiu.
- Więc? Żegnam.
- Nie... Trochę tu jeszcze posiedzę. Kto wie...
Arianna ścisnęła powieki, i gdy ponownie je otworzyła, ujrzała iż ciemność zniknęła, siedziała znów przy chorym, a przez okno przebijał się brzask poranka.
Elfka odgarnęła delikatnie włosy z czoła elfa.
- I co ja mam zrobić? Jak ci pomóc? - szepnęła
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Opiekun
Administrator
Dołączył: 17 Gru 2006 Posty: 1417
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Śro 21:04, 11 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Elf słyszał. Łagodny szept nad jego czołem. Delikatne powiewy ciepłego powietrza i ciepłą dłoń na jego czole. Otworzył oczy i nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Arianna. Ta, która chciała go zatrzymać. Jedyna, która chciała żeby wrócił...
-Wróciłem do Ciebie... - Urwał i gwałtownie usiadł. Jego czy otworzyły się szeroko a dłonie mocno zacisnęły się na pościeli. Elfka ze strachu odskoczyła i patrzyła na dziwne zachowanie Hybrida. Chciała podejść do niego i uspokoić. Ten jednak nabrał powietrza do płuc i zaczął mówić zmienionym głosem:
-San Mandos quentë, írë Valar ahárier nemien Valinóressë, ar quettaryar ner ataquentë mica Eldar Númessë.
Írë Ambar yeryuva ar Valar nauvar yárëa, san Moringotto, cénala tirnor fúmala, peluva ter Ando Lómëo Úlúmëa Cúmallo ar macuva Anar ar Isil.
Mal Eärendil unduviluva eryenna vë fána, ustala nárë ar Moringotto lantuva vilyallo. San Valinóressë Métima Ohta nauva mahtaina. Sina auressë Tulkas mahtuva as Moringotto, ar formaryassë nauva Eönwë, ar hyarmaryassë Túrin Turambar i peluva námollo Mandëo Atanion. Ar morna macil Túrino nacuva Moringotto ar sívë awantaina nauva angayassë hínion Húrino ar ilyë Atanion.
Apa sina, Arda nauva rácina ar encarna, ar Silmarilli nauvar nétinë vilyallo, Ardallo ar Eärello, an Eärendil unduviluva Menello ar antuva nárë i tirnë. San Fëanáro netuva Nelde Míri ar coluva te Yavanna Cementárinna, ar racuva te, ar Yavanna nárentanen encuyuva Aldu ar alta cálë caluva. San oronti Valinórëo nauvar atalantaine, an cálë caluva ilya ambaressë. Sina cálessë Valar ennauvar nessë, Eldar cuyuvar ar ilyë firinentar ortuvar, ar indómë Ilúvataro, entëo, nauva quanta. Sina auressë Mandos lá quentë Atanion, er Túrino, mal eryen ná antaina men mica yondor Valaron. -
Po tych słowach, elf stracił przytomność, a ciepła stróżka jego szkarłatnej krwi, znów po cichu i delikatnie wylała się na poduszkę... Teraz jednak nad jego odpoczynkiem czuwał ktoś, dla kogo warto było się budzić...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Śro 21:21, 11 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Arianna ponownie podeszła do elfa, usiadła przy nim na łóżku. Nie zamierzała doszukiwac się odpowiedzi, na pytania narodziwsze się, pod czas ostatnich kilku minut dość dziwnego zachowania Hybrida.
I tak nikt mnie nie przebije... pomyślała z przekąsem Pogawędki ze śmiercią stały się już codziennością...
Dotknęła delikatnie skroni elfa. Dziś musimy wyruszyć... Złożyłam przysięgę, że pójdę z tą drużyną do Harlindoru. Ale nie zostawię Ciebie... Pokój ogarnęła błękitna poświata, mocna i gęsta. Arianna powoli wlewała w Hybrida energię, moc i siły. Gdy jej oddech stał się ciężki, płuca coś ścisnęło, a serce zaczęło bić szybciej, zabrała ręce. Błękit się rozpuścił. Wystarczy... Więcej nie mogę Ci ofiarować... Wybacz, nie dałabym rady sama...
Wstała i oparła się o parapet okna, próbując złapać powietrze. Jednak trochę przesadziłam, ale tylko trochę...
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Opiekun
Administrator
Dołączył: 17 Gru 2006 Posty: 1417
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Sob 19:54, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Nadszedł świt. Słońce powoli, delikatnie i nieubłaganie wdzierało się przez szerokie okiennice i spływało po aksamitnych, białych zasłonach komnaty, po czym spokojnie lądowały na twarzy elfa. Poranek jednak nie należał do najszczęśliwszych. Hybrid podniósł się z łoża i poczuł, jak zakrzepła krew skleiła mu usta.
Rozejrzał się powoli, gdyż wzrok wciąż nie był przyzwyczajony do tak intensywnej i czystej bieli. Wszystkie ściany były śnieżnobiałe, a także podłoże z zimnego, białego kamienia, który powoli nagrzewał się od promieni porannego słońca. Na szafeczce, która stała koło łoża, leżał mały ręcznik, kryształowe naczynie z wodą, szklanka oraz flakon ze świeżymi kwiatami, którego zapach wypełnił całe pomieszczenie. Elf zmoczył rąbek ręcznika i przemył usta. Następnie nalał wody do szklanki.
Nie było jednak mu dane jej wypić. Na ziemi leżała Arianna. Nie była przytomna i z każdą chwilą traciła siły. Elf odłożył szklankę i zeskoczył z łóżka.
Podniósł delikatnie elfkę i ułożył ją na łóżku, zabrawszy zakrwawioną poduszkę. Wyrwał z sakiewki dwa listki Thrishu, wziął z torby moździerz i ugniótł zioła, dolewając odrobinę wody z dzbanka. Podał wywar Ariannie. Po niedługim czasie jej oddech uspokoił się, a gorączka i omdlenie zamieniły się w twardy, regenerujący sen.
Hybrid przywdział spokojnie swój podróżny płaszcz i czekał na przebudzenie Arianny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Sob 20:32, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Elfka stała przy oknie próbując złapać oddech. Nagle zrozumiała co zrobiła. Stała w zamkniętej komnacie, w domu, w środku miasta. Las, morze, przyroda były zbyt daleko. Elfka nie miała skąd zaczerpnąć choć o drobinę siły. Jęknęła cicho. W głowie jej się zakręciło. Może morskie powietrze tu dotrze... Może... Spróbowała otworzyć okno, lecz w oczach pociemniało. Delikatnie osunęła się na podłogę. Nieskazitelna biel pokoju stawała się dusząca. Ariannie brakowało powietrza. Po chwili odpłynęła w ciemność.
- Kogóż ja widzę - śmiech rozległ się głośnym echem.
- Gdzie jestem? - Arianna rozejrzała się, lecz ciemności były zbyt gęste.
- U progu mego królestwa - chłodny głos przepełniała radość - jeszcze tylko chwilka.
- Czemu? Nie miało mnie tu być... Jeszcze nie czas... - po policzku Arianny spłynęła błekitna łza.
- Ty płaczesz? Kiedyś marzyłas o tym, a teraz... Popatrz, co zrobiłą z tabą ta drużyna. Zaczęło ci zależeć, kto by pomyślał... Ale teraz kochana już za późno - złowieszczy śmiech zadźwięczał w uszach Arianny, lecz nagle ustał.
Obie ujrzały co raz mocniejsze białe światło.
- A niech to piekło pochłonie - syknęła kobieta.
Arianna otworzyła oczy ze zduszonym krzykiem. Momentalnie się podniosła i usiadła na łóżku. W jej uszach nadal dźwięczał śmiech śmierci. Po policzkach elfki zaczęły spływac łzy.
Dopiero po chwili zrozumiała, gdzie jest i kto przy niej czuwa. Spojrzała na Hybrida, milczała przez chwilę, a następnie zapytała:
- Czemu to zrobiłeś? Czemu mnie uratowałeś?
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Opiekun
Administrator
Dołączył: 17 Gru 2006 Posty: 1417
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Nie 10:18, 15 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
- Bo nigdy nie pragnąłem twojej śmierci. Uratowałaś mnie, a ja uratowałem ciebie. Jesteśmy kwita. Jednak to nie tylko wyrównanie rachunków. Po prostu... nie mógłbym pozwolić, abyś zginęła. Tobie nie wolno jeszcze umrzeć - odpowiedział spokojnie elf.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Nie 10:29, 15 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
- Dziekuję Ci... - szepnęła i spróbowała w stać, ale duszący ból w płucach nadal dawał o sobie znać. Zachwiała się lekko. Lecz mimo to wstała i nie słuchając protestów Hybrida, podeszła do okna i otworzyła je. Świeży powiew powietrza wleciał do pokoju. Elfka uniosła dłonie i Hybrid spostrzegł jak w powietrzu powstają male świecące iskierki, podlatują do Arianny, przybierając przy tym błekitny kolor i gubią się gdzieś przy jej włosach i liliowej sukni. Elfka odetchnęła po chwili już swobodniej. Ale wiedziała, że by nabrać pełnię sił, powinna być w lesie.
- Czemu ona tak pragnie bym umarła - rzekła sama do siebie zamyślona. Rozmowa z ciemnowłosą kobietą nadal dźwięczała w jej umyśle.
Oniosła oczy, jak by dopiero teraz przypomniała sobie o obecności elfa.
- Chyba powinniśmy iść... On już pewnie wyruszyli...
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Opiekun
Administrator
Dołączył: 17 Gru 2006 Posty: 1417
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Nie 16:25, 15 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
-Co powiedziałaś? - Spytał zaskoczony elf. Wydawało się jej, że do kogoś mówi, jednak sądząc po zwrocie "ona" doszedł do wniosku, że to mimo wszystko nie do niego. To go zaintrygowało jeszcze bardziej. W pokoju nikogo nie było! Był tylko on i ona.
-Ario, do kogo mówiłaś? - Spytał Hybrid i podszedł do niej, patrząc elfce prosto jej błękitne oczy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
meadhros umarath
Władca Słów
Dołączył: 10 Gru 2006 Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola Płeć:
|
Wysłany: Nie 16:54, 15 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Meadhros stał nad brzegfiem morza....Uśmiechnął się pod nosem...Dotknął miejsca przy skroni gdzie powinna być rana...Nie było jej...
A więc to wszystko...Te wszystkie moje słabości...To wszystko to tylko wizja...Wizja zesłana przez nich... odwrócił się w strone zachodu - A więc tak...Moja droga...Moja wieczna tułaczka się jeszcze nie skończyła...I będzie trwała wiecznie...W tej wizji ujawiliście mi to, co się stanie ze mną...Jak moje słabości będą silniejsze ode mnie...Ale myslicie się...Nie poddam się...
Nagle Meadhros gwałtownie odwrócił głowę od zachodu... Szepnął : Widze...Pani, że znowu prubujesz coś wskurać...Nic Cie nie nauczyłem pokonując Cię niegdyś...A jeżeli ja Cię nie nauczyłem, to czy nie nauczyła Cię tego Arianna? ....
Mam nadzieje, że dasz sobie rade Arianno... - przesłał jej myśl...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Opiekun
Administrator
Dołączył: 17 Gru 2006 Posty: 1417
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć:
|
Wysłany: Nie 17:31, 15 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Elfka spojrzała na Hybrida, nie rozumiejąc, o czym ten mówi.
- Mówiłam... - oprzytomniawszy, zaczęła z lekkim wahaniem.
Może nie powinnam o tym mówić...
- Po prostu zrozumiałam, że komuś bardzo zależy na mojej śmierci - szepnęła, spuszczając wzrok.
- A kimże jest ten ktoś? I co zrobiłaś, że jego nienawiść dosięga cię aż tutaj? - spytał spokojnie elf.
Był zdziwiony, że ktoś pragnąc śmierci tej niewinnej istoty.
Erelen, Meadhros i inni... Oni owszem, ale nie ona. Cóż ona mogła uczynić?
- Czy ten ktoś cię ściga? - jego dziwny spokój ducha zmienił się w wewnętrzny niepokój.
- Czy ściga? - Arianna powtórzyła mimowolnie pytanie elfa. - Chyba tak...
Zamyśliła się na moment. Spojrzała w okno i nie patrząc na Hybrida, zaczęła mówić cichym, drżącym głosem:
- Na świecie istnieje tylko kilka istot, dokładnie trzy, które uwinęły się z objęć śmierci. Każda z innego powodu. Jedna, ponieważ za bardzo kochała życie. Druga, bo tego życia nienawidziła. Trzecia, bo wiedziała, że na tym świecie jest ktoś, kto ją bardzo potrzebuje. Wszystkie te istoty, gdy przyszedł na nie czas, stanęły do walki ze śmiercią. Poznałeś dwie z tych osób - spojrzała na elfa. - To ja i Meadhros - w oczach elfki pojawiły się łzy. - Ja nienawidziłam tego świata. Nie zależało mi. Gdy przyszła chwila śmierci, gdy mnie zraniono, gdy nie było już ratunku, dobyłam miecza. A kto życia nie ceni, ten ze śmiercią wygra. Te słowa zostały wyryte na moim mieczu. Śmierć nie mogła mi nic zrobić. Czekała. Napis miał zniknąć wtedy, gdy zaczęłoby mi zależeć.
Arianna sięgnęła po swój miecz i wyjęła go z pochwy, pokazując ostrze Hybridowi.
- Czyli jednak ci zależy. Niejedna osoba na świecie zwątpiła w sens istnienia. Na przykład ja, który przez tyle tysięcy lat błąkam się po tym świecie, jedyne, czego szukam to pomsta. I teraz wiem, że czeka mnie ona za Morzem... Ale nie chcę jeszcze odpływać. Niejedno zostało jeszcze do zrobienia. Może ktoś kiedyś będzie potrzebował mojej pomocy. A dni i tak się dopełnią.
Oddał Ariannie miecz.
- Śmierć tylko czyha na mój błąd - powiedziała elfka. - Jeden niedawno popełniłam. Oddałam ci większą część mocy i nie upewniłam się, że będę miała skąd zaczerpnąć energii. Zapomniałam o tym. Gdyby nie ty... - po policzku elfki spłynęła mała łza.
- Och, Arianno. Nigdy nie zostawiłbym cię na pastwę śmierci. Cieszę się, że żyjesz i to mi wystarcza - powiedział wesołym głosem elf. - Mam jeszcze jedno pytanie. Dlaczego postanowiłaś żyć? Czemu zaczęło ci zależeć?
Arianna spojrzała na elfa. Nie spodziewała się zupełnie tego pytania. Milczała, wpatrując się w jego oczy.
- Bo czasem nasze czyny mogą sprawić, że w czyichś oczach narodzi się radość - rzekła wymijająco.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Glum
Gość
|
Wysłany: Nie 23:23, 15 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Kiedy słońce już wzeszło, Erelen stanął na progu domu Cirdana i odwrócił się w kierunku Morza, by ostatni raz spojrzeć na mieniące się w nim promienie. Ciemność nocy w popłochu ustępowała rodzącej się na nowo światłości, wskazującej prostą drogę. Elf uśmiechnął się do siebie. Wybór nie był łatwy, ale to był jego wybór. Jego własny.
Nie czekaj zbyt długo, bo utracisz na zawsze to, co bliskie twojemu sercu. Pamiętaj, żeby zawsze słuchać głosu serca, bez względu na to, co powie rozum - wspomniał ostatnie słowa matki.
Tak. Straciłem, ale przecież nigdy niczego nie posiadałem. Serce dyktuje mi tylko jedno i czyniąc to, wykonuję jego wolę - odpowiedział jej.
Usłyszał za sobą delikatne kroki. Po chwili obok niego stanął Cirdan w olśniewająco białej szacie.
- Ciebie też fascynuje widok bawiących się na wodzie promieni słonecznych? - zapytał z lekkim uśmiechem. - Są prawie takie same, jak my. Błyszczący, a jednocześnie tacy ulegli - dodał ze smutkiem.
- Na niektóre wydarzenia nie mamy wpływu - powtórzył słowa matki Erelen.
- Wiesz, że istnieje inna droga...
- Nawet jeśli jest, nie chcę jej - odpowiedział starcowi. - Każdy ma swoje zadanie do wypełnienia, a ja nie chcę któregoś ranka spoglądać wstecz i wyrzucać sobie, że postąpiłem nie tak, jak powinienem. Jeśli jednak o nią pytasz - spojrzał Cirdanowi w oczy - nie zamierzam przekraczać pewnych granic, które wkrótce zostaną jasno wytyczone.
- Myślę, że już są - rzekł tajemniczo. - W nocy przybył do miasta pewien elf. Był ciężko ranny, w co w dzisiejszych czasach trudno uwierzyć. Myślę, że to on sam zadaje sobie ten ból. On sam stanowi dla siebie największe zagrożenie, ale czeka, póki ktoś go nie uratuje.
- Nie spodziewałem się, że wróci tak szybko. Że kiedykolwiek wróci - wyszeptał Erelen. - Zapewne ona czuwa przy nim.
Cirdan kiwnął przytakująco głową.
- Nie mogę już dłużej zwlekać z wyprawą - odezwał się elf po chwili. - Pobyt w tym wspaniałym miejscu, niestety, nie rozwiąże wielu niewyjaśnionych spraw. Ktoś się stara przeszkodzić nam w dotarciu do Harlindonu. Ale nie tym razem...
- Tutaj szybko odzyskają siły - powiedział starzec. - Twoi kompani właśnie kończą jeść śniadanie i wygląda na to, że odpoczęli i są gotowi na wszelkie przygody.
Miał rację. Kiedy weszli do głównej sali, Erelen dostrzegł uśmiechnięte twarze towarzyszy.
- Sen w tym domu dobrze nam zrobił - mówili. - Teraz możemy ruszać, by rozliczyć się z tym pewnym siebie magiem.
Elf usiadł obok Dijkstry i rzekł:
- Cieszę się, że nie zamierzacie czekać, bo chciałbym wyruszyć jak najszybciej się da. Jednak nie będzie to możliwe, aby stało się to w tej liczbie, w jakiej się pojawiliśmy w Szarych Przystaniach. Tej nocy wrócił Hybrid i Arianna czuwa teraz przy jego boku. Nie wiem, kiedy odzyska siły, ale gdy się to stanie, wierzę, że dołączą do nas. Jeśliby nawet zdecydowali się odejść, nie możemy sami decydować i wymagać od nich, by pozostali wśród nas.
Po tych słowach wstał.
- Zabierzcie ze sobą prowiant i wodę, gdyż nie mamy pewności, czy nasz przyjaciel nie dotrzyma swojej groźby i mieszkańcy miasta nie zostaną do nas uprzedzeni. Musimy mieć oczy i uszy szeroko otwarte na wszystko, co się wokół nas będzie działo. Wyruszymy w drogę niezwłocznie, kiedy już będziecie gotowi.
- Mój pomocnik wypływa dziś do Harlandu swoimi łodziami - odezwał się Cirdan, który przysłuchiwał się wszystkiemu z boku. - Z pewnością zgodzi się popłynąć z wami. Zjawicie się tam, zanim słońce stanie w zenicie.
Erelen uśmiechnął się. Budowniczy Okrętów miał już zaplanowaną każdą rzecz, jakby wiedział, że w przyszłości okażą się one pomocne.
- To dla nas zaszczyt, panie - ukłonił się nisko.
- Przestań - Cirdan zaprzeczył, machając ręką. - To tylko łodzie przeznaczone do przewozu towarów z Harlandu. Może być wam niewygodnie.
- Na pewno nie będzie - uspokoił go Erelen. - Nie uwierzę w to, że dysponowałbyś niewygodnym statkiem, czy nawet łodzią.
I dodał do drużyny:
- Gdy będziecie gotowi, przyjdźcie do portu.
Kiedy po krótkim czasie już wszyscy zjawili się w umówionym miejscu, zajęli przygotowane miejsca w łodziach: Erelen płynął z pomocnikiem Cirdana, Dijkstra z Abigail, a Khadim z Meadhorosem.
- Wiem, że nie ufasz zbyt mocno elfim łodziom, ale przynajmniej zaufaj mi - powiedział elf do krasnoluda. - Gwarantuję, że prędzej opłyniemy nimi całe Sródziemie, niż one nas zatopią.
Miasto było daleko za nimi, gdy słońce zasłoniła, niespodziewanie pojawiająca się, ciemna chmura...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group. Theme Designed By ArthurStyle
|
|
|
|
|
|