|
|
|
|
|
|
|
Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
|
|
|
Obecny czas to Sob 5:56, 30 Lis 2024
|
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 20:45, 11 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Robert zgromadził ich przed windą, po czym wcisnął przycisk, znajdujący się na lewo od drzwi. Gdy tylko zaczęła zjeżdżać w dół, wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu, prawdopodobnie kobiety. Lucas spojrzał niepewnie na Roberta, jakby spodziewał się kilku słów wyjaśnień, ale po chwili zrozumiał, że on też nie ma pojęcia, co się dzieje - przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Nagle drzwi otworzyły się i wszyscy weszli do windy. Podróż w górę nie należała do zbyt przyjemnych. Coś ocierało się o ściany, skrzypiało, wydawało takie dźwięki, jakby ktoś przejeżdżał paznokciami po chropowatej tablicy. Na samą myśl o tym, wzdrygnął się gwałtownie, ale nie zauważył, by reszta zwróciła na niego szczególną uwagę. Wszyscy pragnęli tylko, aby jak najszybciej się stamtąd wydostać.
Lucas spojrzał na Roberta, który zastanawiał się nad czymś intensywnie. Niespodziewanie pochylił się, chcąc zawiązać buta. Zdziwił się, bo nie zauważył wcześniej u niego rozwiązanych sznurowadeł. Powoli zaczynał mieć złe przeczucia.
Jego obawy okazały się słuszne, kiedy winda ostro się zatrzymała i drzwi się rozsunęły, ukazując długi i pogrążony w półmroku korytarz. Ktoś wstrzymał w ostatniej chwili okrzyk rozpaczy. Lucas spojrzał przed siebie i już wiedział, dlaczego. Na posadzce znajdowała się ciemnoczerwona ciecz. Nikt nie miał wątpliwości, że to krew.
- Co teraz? - zapytał Roberta.
- Idziemy do Klamatch - wyciągnął pistolet i odbezpieczył go.
Zdziwił go widok broni. Był ustosunkowany pokojowo i zawsze starał się rozwiązywać wszelkie problemy bez użycia siły. Jednak wiedział, że Robert wie, co robi.
- Prowadź - rzekł i ruszył w ślad za nim.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Abigail
Gość
|
Wysłany: Sob 16:35, 18 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Josephine przez cały czas, kiedy pakowała rzeczy z metalowego pudła do zdobytego skądś plecaka nieznośnie bolał brzuch. Na widok rozklekotanej windy błyskawicznie zamienił się w ścisk gardła. Twardo milczała, kiedy powracał cały lęk przed windami z dzieciństwa, a napięty wyraz twarzy nie zmienił się nawet na widok zakrwawionej podłogi. Chwilę przedtem miała nadzieję, że jeśli przeżyje w całości jazdę tym przeżytkiem cywilizacji, dalej będzie już dobrze. Niepewnym krokiem postąpiła za ruszającym do przodu blondynem.
- Klamatch? – wypowiedziała na głos jedną z myśli w rozgorączkowanej głowie. Świat zawirował i odruchowo złapała się czyjegoś ramienia, żeby nie upaść. Kątem oka zauważyła tuż obok długie, jasne włosy właściciela ręki.
- Czy nie ma tu jakiejś łazienki? – wyszeptała patrząc szklistym wzrokiem w przestrzeń – Niedobrze mi.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 17:13, 19 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Airam milczała. Przyzwyczaiła się do rozkazów, miała tylko cichą nadzieję, że Robert wie co robi. Znów miała ocalać ludzi, nic nowego. Wzięła swoją skrzynkę i posłusznie weszła do windy. Dyskretnie rozejrzała się po ciasnym, skrzypiącym pudle. Podłoga pokryta rdzawym płynem - pewnie krew, stara plama. Części ciała walające się po podłodze... Ech. Bywało gorzej. Josephine prawie zemdlała. Na razie kurczowo trzymała się Lucasa. Podeszła do kobiety i przywróciła ją do pionu. Wyglądała niedobrze. Blada i słaba.
- Czy nie ma tu jakiejś łazienki? Niedobrze mi. - szepnęła
- Jeśli ten grat dowiezie nas na górę pójdziemy najszybciej jak się tylko da do toalety. Spróbuj wytrzymać, proszę.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Dijkstra3
Administrator
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Redania, Tetrogor Płeć:
|
Wysłany: Nie 20:30, 19 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Robert stał chwilę w milczeniu nasłuchiwał, zastanawiał się czy wsłaściciel palca nadal jest gdzieś w pobliżu. Patrzył na slad krwi który ciagnął się przez cały korytarz, na samym jego końcu dojrzał drobny ruch natychmaist ruszył biegiem w tamtą stronę. Światło jażeniówek zaczęło migać, Robert dobiegł do rogu korytarza odwrócił się i ujrzał, watachę wilków które kilka metrów od niego właśnie rozszarpywało ciało młodej dziewczyny. Wilki natychmiast go dostrzegły, ich wzrok zdawał się przenikać przez ciało Roberta, stał tak przez chwile przerażony. Wilki powoli sie zbliżały, Robert odruchowo wycelował w najbliższego i pociągnął za spust. Huk jaki sie rozległ był oszałamiający, dźwięk odbity od ścian korytarza, sprawił że zwykły strzał z pistoletu zabrzmiał jak wystrzał z armaty. Wilki uciekły w popłochu, Robert podszedł do ciała dziewczyny, była to blodnynka najwyżej czternastoletnia, bez dłoni... Robert nie przyglądał się ciału, poszedł dalej korytarzem, znalazł wyjście na parking centrym zatrzymał sie tam i zwymiotował. Po chwili gdy emocje juz opadły rozejrzał się dookoła, zobaczył kilka zardzewiałych samochodów, linie energetyczna... i nic poza tym, żadnego człowieka. Przypomniał sobie o reszcie, gdy wracał do budynku oni juz dotarli do wyjścia, odpocznijcie chwilę ja sprawdze czy uda się odpalić któryś z tych samochodów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Abigail
Gość
|
Wysłany: Nie 21:35, 19 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Próbując dokonać rozgorączkowanym umysłem analizy wypowiedzianych do niej słów, wszystkimi komórkami ciała Eileen Hewitt wstrząsnął huk. Oczy dziewczyny załzawiły się, a nogi ugięły pod nią. Jęknęła cicho, kiedy zawiódł ją zmysł równowagi i opadła na ziemię. Natychmiast wstała, wykrzesując z siebie resztkę sił i doszła za róg korytarza. Widok który tam zastała, dostatecznie rozjaśnił jej umysł, żeby móc dać odpowiedź odmowną na postawioną jej wcześniej prośbę. Zdecydowanie nie wytrzyma do łazienki. Odwróciła się plecami do pozostałych i zamknęła oczy, kiedy gardłem szarpnął jej odruch wymiotny. Skończyło się tylko na odruchu, bo żołądek, z racji wcześniejszego pogardzenia jedzeniem, miała pusty, aż do bólu. Mimo wszystko poczuła się trochę lepiej. Blada jak trup, nie oglądając się za siebie przeszła obok ciała blondyneczki i po chwili wpadła na wracającego Roberta, z radością przyjmując jego propozycję odpoczynku. Powoli usiadła na ziemi, mając ścianę ciągle za plecami i w końcu dała ujście tysiącu słów, huczących w głowie.
- Co to za dziecko? Jak długo nie żyje? Skąd się tu wzięło? Kim wy wszyscy jesteście? Co ja tu w ogóle robię? Co się dzieje? Czy ktoś ma wodę?
Czuła się bardzo dziwnie. Owszem, mówili, że przebudzenie nie będzie miłe. Ale to szybko miało przejść. Robi się dziwnie gorąco. Zamknęła oczy z których popłynęły niekontrolowane, gorące łzy.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 20:47, 03 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Poczuł na swoim ramieniu dotyk czyjejś dłoni. Obejrzał się i zobaczył Josephine, drugą kobietę, którą poznał po przebudzeniu się z bardzo długiego snu. Była blada, a w jej oczach mieszał się strach i ból.
- Czy nie ma tu jakiejś łazienki? - zapytała, szepcząc. - Niedobrze mi.
Lucas nie wiedział, gdzie znajduje się toaleta, ale Airam zdążyła udzielić odpowiedzi szybciej od niego. Czując dalej nerwowy i dość mocny uścisk na ramieniu, patrzył w ślad za Robertem, który po chwili zaczął biec w stronę wylotu korytarza. Chciał ruszyć za nim, w razie gdyby potrzebował jego pomocy, ale z drugiej strony nie mógłby pozostawić innych. Przypominając sobie, że Robert ma broń, postanowił zostać z resztą. Mimo to obserwował stojącego na końcu holu mężczyznę. Nie wiedział, co tamten zobaczył, jednak zmroził go widok podnoszonego pistoletu, celującego w coś, czego nikt z nich nie mógł dostrzec. Wkrótce potem wypełnioną oczekiwaniem ciszę przerwał ogłuszający huk, jakby gdzieś blisko nich eksplodowała bomba. Nogi ugięły się lekko, a serce zaczęło bić mocniej. W uszach wciąż rozbrzmiewał nieznośny dźwięk, gdy Robert zniknął z pola widzenia. Lucas nie czuł już dłoni Josephine i zorientował się, że upadła na podłogę. Wstała o własnych siłach, zanim ktokolwiek spróbował jej pomóc i ruszyła na róg korytarza. Lucas i Airam zrobili to samo.
Z każdym krokiem krwi zdawało się przybywać. Kiedy znaleźli się w miejscu, gdzie po raz ostatni widzieli Roberta, już wiedzieli dlaczego. Po lewej stronie leżało martwe ciało dziewczynki pozbawionej dłoni.
O, Boże - pomyślał, spoglądając na nieżywą postać.
Przechodząc obok, w kałużach krwi dostrzegł odbicia łap zwierząt. Nie wiedział, co to znaczyło, ale był pewny, że miało to związek z niespodziewanym wystrzałem z pistoletu.
Trochę dalej znajdowało się wyjście i blade słońce oślepiło ich, a delikatny powiew wiatru uderzył w ich twarze. Świeże powietrze dotarło do płuc.
- Odpocznijcie chwilę - usłyszał głos Roberta. - Ja sprawdzę, czy uda się odpalić któryś z tych samochodów.
Dopiero teraz Lucas rozejrzał się dokoła. Nie spodziewał się zastać takiego widoku, jakby świat nawiedziła wielka eksplozja, siejąca spustoszenie. Na parkingu, a poprawniej na tym, co kiedyś nim było, stało kilka wraków, nieużywanych od lat. Niektóre linie energetyczne zostały przerwane. W okolicy nie widać było żywego ducha, jakby niedawno przebudzeni stali się jedynymi ludźmi na ziemi.
- Co to za dziecko? Jak długo nie żyje? Skąd się tu wzięło? Kim wy wszyscy jesteście? Co ja tu w ogóle robię? Co się dzieje? Czy ktoś ma wodę? - potokiem pytań Josephine zwróciła na siebie jego uwagę. Z jej zamkniętych oczu popłynęły łzy.
W tej chwili wszystkie słowa okazały się jakieś banalne. Lucas patrzył na kobietę i im dłużej się jej przyglądał, wracał mu przed oczy obraz martwej dziewczynki, leżącej na lodowatej posadzce w kałużach krwi. Wspomnienie z przeszłości, z poprzedniego życia, stawało się coraz wyrazistsze.
- Też spodziewałem się innego powrotu - powiedział do siebie, nie zdając sobie sprawy z tego, że mógł zostać usłyszany. Uklęknął przy Josephine i podał jej uprzednio wyciągniętą z plecaka butelkę wody mineralnej...
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Dijkstra3
Administrator
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Redania, Tetrogor Płeć:
|
Wysłany: Pią 16:34, 07 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Robert nie spodziewał się by którykolwiek z samochodów był w stanie choćby zapalić nie mówiąc już o jeżdzie. PRzechadał się od jednego samochodu do drugiego, musiał się czymś zająć, byleby tylko nie myśleć o tym co widział. przechadzał się od jednego samochodu do drugiego. Gdy wsiadł do jakiegoś zdezelowanego, forda zobaczył w środku jabłka. Świerze jabłka, dotknął jednego z nich aby sprawdzić czy nie ma złudzeń. -Nie mogły tu leżeć długo... - Roberta w tym momencie oświeciło, ten samochód należy... A raczej należał do tej dziewczyny, schylił się by odpalić samochód "na krótko" i zobaczył że nie ma w nim stacyjki a jedynie, kable wystawały z miejsca gdzie kiedyś byłą stacyjka. Robert spróbował odpalić samochód, usłuyszał dzwięk pracy silnika. Zgasił silnik, wyszedł, i sprawdził ilość paliwa, połowa baku. Podszedł do reszty wszyscy siedzieli zamyśleni, widok tej dziewczynki dla wszystkich był szokiem. Chodźcie do samochodu, wszyscy zrobili to o co prosił. Robert odpalił samochód, i ruszyli jedyną drogą. Po godzinie jazdy dotarli do rozjazdu, znak umieszczony na drodze oznaczał że w prawo jest droga prowadząca do Modoc, odległość 35 kilometrów. W lewo do Klamatch, pod nazwą Klamatch widniał napis Schulzburg odległość 10 kilometrów. Robert nie zastanawiał się nad tym, pojechał do Klamatch. Po paru minutach zobaczyli barykadę ułożoną z kilku samochodó, tuż przy niej kręcili się jacyś ludzie z bronią. Robert postanowił zaryzykować, i podjechać bliżej, nie strzelali, nawet nie wycelowali w nich. Gdy się zatrzymał tuż rpzed barykatą podszedł do niego wysoki w mundurze chłopak w wieku może szesnastu lat.
-Guten tag, przybyszu w jakim celu wkraczasz na teren Czwartej Rzeszy?
Robert dopiero teraz zauwazył że ten chłopak ma szary mundur, ze swastyką wyszytą na piersi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Abigail
Gość
|
Wysłany: Sob 19:54, 08 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Josephine szybko, udając, że nic się nie stało, wytarła ręką mokrą twarz i sięgnęła po podawaną jej butelkę.
- Szczerze mówiąc ja osobiście miałam nikłą nadzieję, że nie wrócę, że nie uda im się mnie odmrozić. – mruknęła w kontekście cichej wypowiedzi blondyna.
Zimna woda cudownym uczuciem spłynęła przez gardło i wspaniale rozlała się w klatce piersiowej. Miała przepyszny smak. Odjęła butelkę od ust i niewiele myśląc przeniosła ją nad głowę i przechyliła. To samo rozluźniające uczucie zimna spłynęło po głowie i obmyło twarz.
- Bardzo ci dziękuję. – uśmiechnęła się ledwo zauważalnie, oddając pustą do połowy butelkę. Naciągnęła rękaw szarego swetra na dłoń i wytarła nią twarz. Wiedziała, że przez kilka najbliższych nocy nie ma co liczyć na spokojny sen. Na pewno, nie po tym co przed chwilą widziała. Teraz może wyrzucić ten obraz z pamięci, do czasu kiedy nie zamknie oczu. Westchnęła głośno i podniosła się posłusznie, idąc za Robertem do wskazanego samochodu. W głowie ciągle jej szumiało, ale było znacznie lepiej. Odruchowo skierowała się na przednie miejsce pasażera, obok kierowcy i dopiero kiedy już się usadowiła zorientowała się, że wypadało by spytać, czy ktoś inny nie chciałby tu usiąść. Ostatecznie wyszła z założenia, że trudno, i tak już siedzą gdzie siedzą i oparła głowę na zagłówku. Nie zwracała specjalnie uwagi na mijane podczas jazdy obrazy, było jej dokładnie wszystko jedno. Nie zwracała uwagi na czas podróży i w zasadzie nawet niewiele zdziwiła się na widok barykady. Cóż za idiotyzm, pomyślał tylko beznamiętnie. Dopiero na widok kręcących się w pobliżu ludzi z bronią krew uderzyła jej do głowy, a na twarz wystąpiły rumieńce. Przecież to nie jest teren wojskowy, co ci ludzie…
-Guten tag, przybyszu w jakim celu wkraczasz na teren Czwartej Rzeszy?
Twarz Josephine płonęła, gorący dreszcz przeszedł jej po plecach. To nie może być prawda, to jakiś cyrk, myślała nerwowo. Wychyliła się lekko w stronę Roberta i dzieciaka w mundurze i wyprzedzając czyjekolwiek słowa, wyrzuciła z siebie to co dręczyło ją przez całą drogę.
- Chcę wziąć prysznic. – oświadczyła, jakby to było coś najnaturalniejszego na świecie, sama dziwiąc się na dżwięk własnego głosu. W głowie znowu jej zaszumiało, a obraz świata rozmył się.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 21:20, 11 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
- Szczerze mówiąc, osobiście miałam nikłą nadzieję, że nie wrócę, bo nie uda im się mnie odmrozić - mruknęła do niego w odpowiedzi.
Chyba każdy miał taką nadzieję - pomyślał. - Ten, kto nie dał się hibernować z czystej ciekawości, musiał mieć konkretny powód, by to zrobić. Dostatecznie wiele powodów może dać poprzednie, beznadziejne życie.
Josephine oddała mu opróżnioną do połowy butelkę, ale nawet nie zwrócił na to uwagi.
- Bardzo ci dziękuję - uśmiechnęła się lekko.
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, nadszedł Robert, któremu udało się zapalić jeden z samochodów.
- Chodźcie - rzekł, a pozostała trójka ruszyła za nim bez słowa.
Miejsce obok kierowcy zajęła Josephine, więc usadowił się wygodnie z tyłu obok Airam. Jechali jedyną, zaniedbaną drogą. Wokół roztaczał się równie spustoszony krajobraz, jaki zobaczyli po wyjściu z laboratorium. Nic nie przypominało tego świata, z którym pożegnali się kilkadziesiąt lat temu.
Lucas zawsze w czasie podróży uwielbiał wpatrywać się w widoki za oknem, ale tym razem to, co widział, budziło w nim wstręt i odrazę. Zaniepokoił się jeszcze bardziej, kiedy minęli drogowskaz, informujący, że skręcając w prawo dojadą do miejscowości o nazwie Modoc, oddalonej w odległości 35 kilometrów od skrzyżowania; natomiast skręcając w lewo, po przejechaniu 10 kilometrów, dojadą do Klamatch. Ale nie ta informacja była niepokojąca. Lucas pod tabliczką z nazwą: „Klamatch” zobaczył także inną, z niemieckim napisem: „Schulzburg”. Mógłby przysiąc, że nie było jej tu, zanim zapadł w bardzo długi sen. Nic jednak nie powiedział, biorąc to za złudzenie, spowodowane zmęczeniem.
Najczarniejsze przypuszczenia jednak się sprawdziły, kiedy zatrzymali się przed barykadą z kilku pojazdów. Pilnujący jej ludzie trzymali broń.
Lucas rozejrzał się nerwowo po wnętrzu samochodu. Nigdzie jednak nie zobaczył pistoletu Roberta, więc odetchnął z ulgą. Tamci z pewnością nie byliby przyjaźnie nastawieni do uzbrojonych nieznajomych.
- Guten Tag - powiedział młody człowiek, gdy zbliżył się do kierowcy. - W jakim celu wkraczacie na teren Czwartej Rzeszy?
Zakręciło mu się w głowie. Nienawidził wszystkiego, co kojarzyło mu się z nazistami, a nazwa, jaką przed chwilą usłyszał, bez wątpienia miała z nimi związek. Jeśliby nawet nie, swastyka wyszyta na szarym mundurze była już wystarczającym dowodem.
- Chcę wziąć prysznic - oświadczyła bezceremonialnie Josephine, wychylając się w stronę nastolatka.
To raczej niezbyt zadowalający powód - przemknęło Lucasowi przez myśl.
- Przybywamy w pokojowym zamiarach - rzekł bezbłędnie po niemiecku. - Nie mamy nic, co mogłoby was niepokoić. W zasadzie to nie mamy niczego poza tymi paroma jabłkami - wskazał na owoce, ostrożnie dobierając słowa, by nie wyjawić, skąd przyjechali. - Chcielibyśmy zatrzymać się w najbliższym mieście u naszych przyjaciół, z którymi nie widzieliśmy się od bardzo dawna. Jeśli nie stanowi to żadnego problemu, bylibyśmy wdzięczni, gdybyśmy mogli przejechać...
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 10:26, 17 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Hm... Smarkacz w mundurze, IV Rzesza... Chyba coś nie tak. Jeśli tu są Niemcy to co się stało z USA? Co z FBI, USArmy i całą potęgą? Ej to nie miało być tak... Airam głupia byłaś, gdyby nie ta hibernacja jakoś inaczej doszłabyś do siebie, teraz już na emeryturze bawiłabyś wnuki siostry...
Ale jesteś z nimi: Lucas, Robert, Josephine. Liczą się oni. Uratujecie ludzi w lodówkach i będzie super. Spokój.
Josephine chciała się wykąpać. Ogólnie to jak zdrabnia się jej imię?
- Jess poczekasz trochę. Póki Lucas nie załatwi tego z tymi chłopaczkami i nie wyjaśni się choć trochę.
Może nie najlepsza odpowiedź, ale zawsze.
Przez przypadek popatrzyła się na Roberta, przejechała wzrokiem po jego sylwetce. Fajny facet. Zawsze była singlem ale teraz wszystko jest inne niż wcześniej, mmm... może później. Nie teraz, dopiero gdy skończą "zbawiać świat".
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 14:39, 21 Paź 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Dijkstra3
Administrator
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Redania, Tetrogor Płeć:
|
Wysłany: Pon 14:34, 17 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Gdy Lucas mówił po niemiecku, młody żołnierz zrobił wielkie oczy patrzył z niedowierzaniem.
-Proszę chwilę poczekać.
Podszedł do jednego z żołnierzy stojących przy bramie, coś mu szepnał. Tamten pobiegł za brame, po chwili było słychać odgłos ruszającego motoru. Żołnierz który wcześniej z nimi rozmawiał, podszedł do nich, tupnął, wyprężył się jak struna i zasalutował.
-Rottenführer Erich Mende melduje się na rozkaz. Sturmscharführer Günter Verheugen już czeka. Proszę za mną.
Robert nie wiedział co się dzieje, ale wolał sie mu nie sprzeciwiać. Miał co prawda broń, lecz jeden Glock to za mało. Robert odpalił samochód i powoli Erichem, który wsiadł na motor i powoli jechał przed nimi.
-Jedzie przed nami znaczy nie jest źle, ufa nam. Pewnie uznał nas za jakis kontrolerów albo co. Lucas mam nadzieję że dobrze szprechasz i to nie było tylko tak na pokaz.
Robert rozejrzał sie, pamietał tę drogę jechał nią wiele razy. Tam gdzie dawniej były pola teraz rósł gęsty las, pare razy widział jak między drzewami przechodziła sarna.W niektórych miejscach przez asfalt przebijały sie pędy młodych drzew. Po pół godziny dotarli do Klamatch, wyglądało inaczej. Bardziej zrujnowane, zostało tylko kilka murowanych budynków, reszta to drewniane chałupy, podobne do tych które Robert widział kiedyś na jakimś filmie historycznym. Ludzie wychodzili z tych domów, byli bosi i patrzyli się na nich z zaciekawieniem. Ulicą szedł patrol z bronia, który gdy tylko ich zaobaczył zasalutował. Robert przez całą drogę miał wrażenie że ktoś się na neigo patrzy, dopiero gdy był w Klamatch we wstecznym lusterku które nie było ustawione tak ajk trzeba dojrzał że Airam cały czas się na niego patrzy, nie na dziwne miasteczko tylko na niego. Robert nie miał czasu sie dłużej nad tym zastanawiać, Erich zatrzymał się przed dużym budynkiem w którym wcześniej był ratusz miejski, na szczycie wisiała Flaga Trzeciej Rzeszy
-Prosze za mną.
Weszli przez wielkie drzwi, tuż za nimi czekał na nich wysoki szczupły blondyn o niebieskich oczach.
-Rottenführer Erich Mende, doprowadziłem oficerów Abwehry do sztabu.
-Dobrze, prosze wrócić na posterunek. - Powiedział beznamiętnym głosem w którym wyraźnie było słychać niemiecki akcent - Hauptscharführer Josef Fischer. Sturmscharführer już czeka.
Fischer zaprowadził ich do dużego pokoju w którym przy biurku Siedział około piędziesięcioletni gruby oficer. Gdy ich zobaczył lekko podskoczył, szerzej otworzył oczy uśmiechnął sie i podszedł do nich przywitał się mocno ściskając im dłonie.
-Dobrze że już przybyliście, ostatnio mieliśmy duże problemy z Królestwem Bożym, przestali z nami handlować, podobno przybył do nich Anioł czy prorok już nie pamietam.- powiedział po angielsku, bez najmniejszego brzmienia obcego akcentu- No w każdym bądź razie musicie dotrzeć do Damaszku i wyjaśnić sprawę. Jakieś pytania?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 17:52, 23 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Nie spodziewał się takiej reakcji. Przypuszczał, że zaczną zadawać pytania, że będą chcieli przyłapać ich na jakimś kłamstwie, może nawet zrewidują, ale w najśmielszych wizjach, Lucas nie przypuszczał, że tak po prostu pozwolą im przejechać, nie wspominając już o tym, że żołnierze będą się meldować przed nimi, gotowi do wypełnienia rozkazu.
O co w tym wszystkim chodzi? - zastanawiał się.
Chłopiec w mundurze, wsiadł na motor i jechał pierwszy. Robert trzymał się tuż za nim.
- Jedzie przed nami znaczy nie jest źle, ufa nam - powiedział. - Pewnie uznał nas za jakichś kontrolerów, albo co. Lucas, mam nadzieję, że dobrze szprechasz i to nie było tylko tak na pokaz.
Zrobił taką minę, jakby mówienie po niemiecku sprawiało mu największą na świecie mękę. Nigdy nie wiedział, dlaczego się tego uczył, ale ogólnoludzka pogoń za sukcesem i wszędzie powtarzane słowa, że język obcy to podstawa, były czynnikami zmuszającymi go do nauki. Dzisiaj jednak w jakimś stopniu to pomogło.
Dopiero kiedy przejeżdżali przez miasto, Lucas przestał się zastanawiać nad dziwnym wydarzeniem przy bramie. Zrujnowane domy, z których wychodzili bosi i zaniedbani ludzie, aby im się przyjrzeć, nie przypominały nic z tych wizji Lucasa, których spodziewał się zobaczyć po przebudzeniu. Ulicę przemierzał dwuosobowy, uzbrojony patrol, który widząc ich nadjeżdżających, zasalutował. W końcu zatrzymali się przed budynkiem, który wcześniej pełnił funkcję ratuszu miejskiego. Na szczecie powiewała na wietrze flaga Trzeciej Rzeszy.
Za drzwiami oczekiwał ich niebieskooki blondyn, również w niemieckim mundurze. Zaprowadził ich do dużego pokoju, w którym za biurkiem siedział starszy i zdecydowanie grubszy oficer.
No to się zacznie przesłuchanie - pomyślał, nie przeczuwając nic dobrego.
Na ich widok oficer jednak nie okazał żadnej wściekłości. Wręcz przeciwnie, Lucas odniósł nieodparte wrażenie, że są z dawna oczekiwanymi gośćmi. Uśmiechnął się do nich i każdemu z osobna uścisnął dłoń, co raczej przy przesłuchaniach się nie zdarza. Chyba, że naziści zmienili sposób wyciągania informacji od swoich wrogów.
- Dobrze, że już przybyliście - rzekł po angielsku oficer. - Ostatnio mieliśmy duże problemy z Królestwem Bożym. Przestali z nami handlować. Podobno przybył do nich Anioł, czy prorok, już nie pamiętam. W każdym bądź razie, musicie dotrzeć do Damaszku i wyjaśnić sprawę. Jakieś pytania?
- Ja mam jedno - powiedział natychmiast Lucas, który miał już dość tych nietypowych i niewyjaśnionych spraw. - Może mi ktoś wreszcie powiedzieć, do cholery, co jest grane?
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Abigail
Gość
|
Wysłany: Nie 22:53, 23 Wrz 2007 Temat postu: |
|
|
Josephine odreagowła już pierwszy szok, wylewajac sobie na głowę pół butelki wody i wygadując bzdury. Minął już również pierwszy strach na widok flagi i mundurów, ze znakiem który nauczono ją w dzieciństwie nienawidzić i wystrzegać się jak ognia. Świat zawsze był zwariowany i pod tym względem od hibernacji absolutnie się nie zmienił. Słuchała z idealnym spokojem absurdów wygadywanych przez jakiegoś tam sturmscharführera Güntera Verheugen, czy jak tam temu grubasowi. Uściśnięcie jego dłoni nie zrobiło na kobiecie najmilszego wrażenia, wydawał się jakaś taka oślizgła, a Josephine była bardzo czuła na punkcie dotyku. W końcu padło tak miłe zdanie, że nie spodziewała się go w najbliższym czasie usłyszeć
"- Jakieś pytania?"
I nim zdążyła skończyć rozkoszować się tymi chyba najlogicznieszymi dwoma słowami usłyszanymi w tym dniu, z radości pomijąc, wręcz patologiczną wcześniejszą część wywodu sturms-kogoś tam, całą delektację zepsuł blondyn o niezidentyfikowanym dla Eileen imieniu.
- Ja mam jedno. Może mi ktoś wreszcie powiedzieć, do cholery, co jest grane?
Teoretycznie pytanie również można by zaliczyć do logicznych, ale jak wiadomo praktyka jest zawsze inna od teori. Jospephine uznała je za jedno z najgłupszych jakie może było zadać i postanowiła sama na nie odpowiedzieć. Nachyliła się do stojącego zresztą obok niej blondyna i szeptem przedstawiła mu szybko jej wcześnieszy tok rozumowania.
- Po pierwsze prosiłabym uprzejmie o nie klnięcie przy mnie. Wiesz, mam złe skojarzenia i budzą się we mnie niebezpieczne emocje. Wracajac do sedna twojego pytania, to nie widzisz? Nie ma ci tutaj kto odpowiedzieć, bo nikt nie wie. Mamy przed sobą albo cyrkowca uczestniczącego w eksperymencie "jak zareagują odhibernowani po przedstawianiu im dowolnie wybranej wizji świata >50 lat później<" i wieczorem obejrzymy nasze twarze w miejscowej telewizji, nagrane z ukrytej kamery, albo trafiliśmy wprost do wariatkowa, gdzie oficerowie którejś-tam-z-kolei Rzeszy biorą Żydówkę za oficera Abwehry i wysyłaja na mega-tajną misję do Damaszku. Pobawmy się z nimi i też poudawajmy. W jednym i drugim przypadku jeśli przeżyjemy to za dziesięć lat będziemy się z tego śmiać piastując wnuki.
A głośno zwróciła sie do uprzejmego oficera, próbują zakryć pytanie przedmówiciela, z drwiącą myślą o samej sobie, że bawi się w takie rzeczy
- Nic nie jest jasne, cały dzień jesteśmy w drodze i padamy z nóg. Mógłbyś powiedzieć, która jest godzina? Chciałabym wiedzeć ile czasu zostało do końca tego strasznego dnia. I czy musimy ruszać natychmiast, czy dostaniemy chwilę na odsapnięcie?
Muszę rozmówić się z Robertem, wyglądajacym na wyjątkowo zorientowaniego. A potem się stąd zabiorę. Prysnę w las i na własną rękę dowiem się co się na tym świecie teraz wyprawia.
Ostatnio zmieniony przez Abigail dnia Nie 23:11, 21 Paź 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 15:06, 21 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Josephine coś mruknęła do Lucasa, następnie zaczęła się dosć logicznie wyrażać. Hmm... Najwyraźniej już otrząsnęła się po wybudzeniu. Miło.
Airam na razie milczała. Oficer gadał, że mają przybyć do Damaszku. Normalna wyprawa wywiadowcza. Trzeba się będzie przyjrzeć jakie mamy warunki na prysnięcia, czy będziemy nadzorowani etc. Pod pozorem przygotowania się do wyprawy można wybadać co się dzieje na świecie.
Spojrzała na Roberta, niby to on kieruje tą wyprawą. I tak każdy robi co chce, więc się nie obrazi.
- Mogę z panem porozmawiać o wyprawie? Uzbrojenie itd. Chciałabym poznać sytuację polityczną na terenach, przez które będziemy przejeżdżać. - Chyba tutaj nie ma samolotów, którymi moglibyśmy dotrzeć na wschód...
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Dijkstra3
Administrator
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Redania, Tetrogor Płeć:
|
Wysłany: Pon 17:47, 22 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Sturmscharführer, popatrzył na wszystkich, w tym momencie mocno wątpił w to czy dobrym pomysłem było wezwanie Abwehry.
-Rozumiem jesteście zmęczeni po długiej podróży. - Powiedział patrząc na Josephine - Możemy wam z naszych zapasów zapewnić pozywienie i nieskażoną wode oraz paliwo. Dwa pistolety i jeden karabin, oraz dwieście sztuk ammunicji niestety więcej w magazynach nie mamy.
-Dziekuję, to powinno wystarczyć - powiedział Robert. - Moglibysmy idać się na spoczynek?
-A oczywiście, oczywiście. - powiedział uśmiechając się staruszek.
Oficer przekazał ich młodemu żeołnieżowi, który zaprowadził ich do małego parterowego domu w którym były cztery łóżka mały stolik na którym leżała ugotowana kukurydza oraz troche mięsa. Nie było teog dużo ale wystarczyło by burczenie w brzuchu ustało. Po kolacji Robert zebrał wszystkich sprawdził czy nikt nie stoi w pobliżu drzwi lub okien.
-Chyba wiem co sie stało. Trzydzieści lat temu tuż przed moją hibernacja szykowalismy sie do wojny. Chinolce zaczęły nas wyprzedzać gospodarczo, rok przed moja hibernacja zajeli Japonie. Cały świat sie oburzył wystosowywali rządania aby chińczycy opuścili te tereny, no ale cóż wtedy chińczycy przestali dostarczać nam towary wszystko okropnie podrożało ceny skoczyły dziesięciokrotnie. W rządzie kilka razy wspominano o "interwencji" w Chinach. No i chyba sie stało.
-Ale to znaczy że przegraliśmy? - Zapytał Lucas
-Wątpię, gdyby tak było rozmawialibyśmy z komunistycznym oficerem, a nie faszystowskim. My chyba po prostu niewygralismy tej wojny, chyba nikt jej nie wygrał...
-Co przez to rozumiesz?
-Woja atomowa, tamten oficer mówił oskażeniu wody... Państwo sie rozpadło i tyle, Pewnie mamy teraz milion małych państewek, na teranach całej Ameryki. Ten oficer mówił że da nam broń i żywność, jutro bierzemy wszystko i wiejemy. Jak sie wyda że nie jesteśmy tymi oficerami w najlepszym wypadku ans powieszą. Wyśpijcie się, jutro czeka nas ciężki dzień.
Po tych słowach Robert położył sie do łóżka i uświadomił sobie że od dziś wszystkie dni będą ciężkie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group. Theme Designed By ArthurStyle
|
|
|
|
|
|