|
|
|
|
|
|
|
Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
|
|
|
Obecny czas to Czw 15:08, 12 Gru 2024
|
Autor |
Wiadomość |
Dijkstra3
Administrator
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Redania, Tetrogor Płeć:
|
Wysłany: Sob 12:12, 15 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Szpieg był zdenerwowany, lodowe istoty coraz mocniej anpierały, zdrada Abi, i porawanie Arianny. To że Abi ich opuści to już dawno wiedział, nie miałą szans by wyrawać się jego mocy. Ale teraz musi go dorwać, nie przebaczy mu nigdy, nawet śmierć go nie powstrzyma przed zemstą. Lodowe istoty po kolei kruszały pod ciosami jego miecza, krasnolud i rudzielec też sobie radzili. Dijkstra wyciagnął ze swojej torby sporą metalową kulę, jednocześnie oderzył mieczem w nią i skrzesił iskry. Zapalił się cienki sznurek który wystawał z kuli. Szpieg rzucieł kulę w największą grupę lodowych stworów.
-Padnij! - krzykął z calych sił, Mead i Khadim od razu położyli się na ziemi.
Eksplozja miałą ogromną moc, odłamki lecące z ponaddźwiękową prędkością rozbijały lodowe istoty. Te które miały szczęście i ominęły je odłamki, zgnęły ulamek sekundy później gdy dosiegła je fala uderzeniowa, która wprawiła lodowe istoty w wibracje które rozsadziły lodowe istoty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Glum
Gość
|
Wysłany: Śro 23:53, 19 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Szydercze uśmiechy nie znikały z twarzy lodowych postaci. Świadome swojej mocy i wspierającej obecności swojego pana, były przeciwnikami nie do zwyciężenia. Ich liczba nie zmieniła się w porównaniu z walką w Górach Błękitnych, jednak w międzyczasie uszczuplało grono drużyny.
Sił ubywało z każdym zadanym ciosem i z każdą jeszcze skuteczną próbą udaremnienia pozbawienia się życia. Dijkstra, Meadhros i Khadim nie znajdywali chwili na wytchnienie. Zaczęła ich denerwować myśl, że wszystkie uderzenia są bezcelowe. Rozbite kryształy przez chwilę tańczyły w powietrzu, mieniąc się w blasku zachodzącego słońca wszystkimi kolorami tęczy. Lecz gdy opadły na przykrytą śniegiem ziemię, z powrotem scalały się w jedno przy wtórze cienkiego, ale złowrogiego śmiechu.
Nie przyniosło upragnionej nadziei w zwycięstwo nawet przejaśniające się niebo. Chmury rozpłynęły się, ukazując skrywające się na zachodzie słońce. Zbliżała się noc, a nic nie zapowiadało końca nierównej bitwy.
Wreszcie Dijkstra odważył się użyć broni, którą ukrywał w torbie podróżnej. Eksplozja była tak wielka, że wokół nich wzbiły się w powietrze odłamki kryształów – jedyny ślad po dawnych przeciwnikach. Trwały tak w bezruchu, aż wreszcie opadły bezsilne na delikatny puch. Wydawało się, że bitwa się skończyła.
- Nareszcie - odetchnął z ulgą człowiek.
Podniósł się z ziemi i otrzepał płaszcz ze śniegu. Widząc, że kryształowe postacie nie odradzają się na nowo, Meadhros i Khadim uczynili to samo. Zaledwie schowali swoją broń, pewni odniesionego zwycięstwa, kawałki lodu zadrgały w znajomy sposób, rosnąc z każdą chwilą i przybierając znienawidzone kształty.
Lecz w tym samym czasie stało się coś bardziej nieprzewidywalnego. Od strony gór kroczyła mała armia. Słudzy maga z pewnością się ich nie spodziewali, o czym świadczył wzrok przepełniony gniewem i nieukrywaną wrogością. Zwróciły się w stronę tajemniczych przybyszów, zupełnie nie zwracając uwagi na atakowaną dotąd drużynę. Ci stali oniemiali, a tylko Khadim uśmiechał się zagadkowo.
W końcu dosłyszeli szczęk uderzanych o lód toporów. Natychmiast domyślili się, że krasnoludy przybyły im z pomocą, wywabieni z podziemi siłą eksplozji. Skutecznie rozprawili się z nieprzyjacielem, ciężkimi stopami miażdżąc odłamki w drobny pył tak, iż niemożliwe stało się ponownie uformowanie kryształowych postaci. Było ich niewielu, ale wystarczająco, by przesądzić o losach walki i przeważyć szalę wygranej.
- Moi bracia - powiedział dumnie Khadim, kiedy wrzawa ucichła.
- Czego tutaj szukacie? - zignorował jego uwagę jeden z przybyłych krasnoludów, będący najwyraźniej ich przywódcą. Wystąpił do przodu i trzymał topór w pogotowiu.
- Przybyliśmy w pokojowych zamiarach - rzekł odważnie Dijkstra. - Przynajmniej nie wobec tych lodowych istot i ich pana. Zatem schowaj swoją broń, bo nie będzie ci ona potrzebna. Nie zamierzamy z wami walczyć.
- Pozwól, że sam o tym zadecyduję - odparł chłodno krasnolud. - Czego tutaj szukacie?
- Straciliśmy przyjaciela w Świątyni - odpowiedział Meadhros, stając obok Dijkstry. - Chcemy go uratować.
- Kogo my tu mamy? - zaciekawił się tamten. - Człowiek, elf i krasnolud. Znalazłeś sobie kompanię godną pożałowania - zwrócił się bezpośrednio do Khadima.
- Nie zamierzamy z wami walczyć - powtórzył Dijkstra, rozumiejąc, że wszelki opór nie miałby żadnych szans. - Czyż mag nie jest waszym wrogiem?
- Ci, których pochłonie moc Świątyni, nigdy nie powrócą do życia - uciął krasnolud. - Nie uratujecie swojego przyjaciela. Nie możecie cofnąć wyroków śmierci.
- Chcemy zatem, by ten, kto go zabił, poniósł karę - mężczyzna nie dawał za wygraną. - Przepuście nas.
Wtedy z tłumu wyszedł kolejny krasnolud i powiedział cicho:
- Panie, wiesz, że nie możemy pozwolić im tutaj zostać.
Przywódca kiwnął potakująco głową.
- Odejdźcie do miasta ludzi - zadecydował po chwili milczenia.
- Nie możemy tam wrócić! - sprzeciwił się ostro Meadhros. - Wypędzili nas stamtąd, obwiniając za pożar, którego wcale nie wywołaliśmy!
- To już nie nasze zmartwienie - w oczach krasnoluda pojawiła się złość. - Skoro ludzie wam nie ufają, muszą mieć powody. Tym bardziej my nie udzielimy wam pomocy. Więc odejdźcie stąd sami, albo będziemy musieli użyć naszych toporów. Czy chcecie posmakować krasnoludzkiej roboty?
- Nie pragniemy nic innego, jak tylko rozliczyć się z magiem - rzekł Dijkstra opanowanym głosem, tłamsząc wewnątrz siebie cały gniew. - Prędzej czy później jego ręka dosięgnie także i waszego królestwa. Nie będzie się wahał uderzyć na was.
- To raczej nie twój interes - odpowiedział. - Lepiej dla niego, jeśli się będzie trzymał z daleka od rodu Durina. Teraz wynoście się stąd!
Dijkstra zacisnął pięści, ale nic nie powiedział. Spojrzał wymownie na Meadhrosa i wycofał się.
- A ty decyduj - zwrócił się władca od Khadima. - Zostajesz z nami, czy idziesz za tym człowiekiem i elfem?
Krasnolud zawahał się. W ten sposób spełniły się słowa matki Erelena, które usłyszał od niej w Szarej Przystani: To nie będzie dla ciebie łatwa podróż. Będziesz musiał wybierać pomiędzy dwoma odległymi od siebie stronami. Nie bój się wyboru. Od niego zależy bardzo wiele. Już najwyższa pora zakończyć tą bezsensowną wojnę, Przyjacielu Elfów.
- Dokąd teraz pójdziemy? - zapytał Meadhros.
- Spróbujemy odnaleźć Rathel w wiosce - postanowił Dijkstra, obierając ścieżkę na zachód, która według słów kobiety miała zaprowadzić ich prosto do celu...
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Khadim Dębowa Tarcza
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 03 Sty 2007 Posty: 738
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:46, 23 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
- Stójcie.- Powiedział Khadim do Meadhrosa i do Dijkstry.- Wy się nazywacie potomkami Durina?! Prawdziwy Krasnolud poszedłby z nami i walczył przeciwko złu! Prawdziwy krasnolud nie boi się niczego! Zwłaszcza potomek Durina! Odejdźcie stąd do waszych kopalń i kujcie miecze! Lecz wasze imiona nie zostaną zapamiętane! Będziecie nikim! Lecz macie wybór, możecie iść z nami! By wypędzić zło! Ja Khadim Dębowa Tarcza Daje wam wybór!- Wykrzyczał do Krasnoludów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Wto 22:18, 22 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Ile jest warty oddech ukochanego? Jeden oddech... Ten jedyny, który może ogrzać twe usta...
Arianna zamknęła oczy. W głowie jej się kręciło. Po chwili spojrzała na drużynę i przycisnęła dłonie do szkła. Czuła się bezsilna w tym miejscu. Czar Maga przewyższał jej własną moc. Jedyne co jej pozostało to moc jej serca.
Nagle w błękitnych oczach coś błysnęło.
- Poczekaj! - krzyknęła za Magiem. - Wróć!
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Wto 22:37, 22 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
W korytarzach Gór Błękitnych nastała głucha cisza. Elfka mogłaby przysiąc, że z odległych głębin słyszy ludzkie jęki, wypełnione bólem i cierpieniem. Jednak nie dopuszczając do siebie prawdziwości tego zjawiska, stwierdziła, że wiatr, zagubiony w jaskiniach, mógł doskonale naśladować te dźwięki.
- Czego chcesz? - zapytał chłodno mag.
Wyszedł z cienia, a w jego oczach paliły się iskry gniewu. Podszedł do rozciągającego się na ścianie groty obrazu walczącego Dijkstry, Meadhrosa i Khadima z całym zastępem kryształowych postaci. Wiedział, że niedługo losy bitwy przechylą się na jego niekorzyść. Krasnoludy opuściły swoje, dotąd pilnie strzeżone i nieopuszczane, królestwo.
- Będę się musiał nimi wkrótce zająć - szepnął i przetarł kilka głazów, jak poprzednio, sprawiwszy, że wszystko zniknęło.
- Mów, czego chcesz! - warknął w stronę Arianny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Wto 22:40, 22 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Drgnęła lecz nie pozwoliła sobie na spuszczenie wzroku. Patrzyła prosto w zimne oczy Maga.
- Zostawi ich wszystkich... I Erelena... - przy imieniu ukochanego głos jej się załamał. - Zrobię co zechcesz. Zostaw ich, a o cokolwiek poprosisz, uczynię to...
Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Wto 22:41, 22 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Śro 13:54, 23 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Gniew przyblakł w czarnych oczach maga. Milczał przez długą chwilę, wpatrując się uważnie w twarz Arianny, jakby próbował przebić się przez jej skórę i zlustrować każdy pokład jej duszy, skrywającej się pod elfim ciałem, by tylko odkryć jej prawdziwe zamiary.
- Długo tolerowałem waszą obecność w Harlindonie - rzekł w końcu. - Dawałem wam już wystarczająco wiele okazji, byście opuścili te ziemie. Pomimo moich nalegań i upomnień dalej staraliście się pokrzyżować moje plany. Powiedz więc, dlaczego miałbym teraz spełnić twoją prośbę? Trzeba było wcześniej pomyśleć o konsekwencjach wchodzenia mi w drogę. Erelena już nie uratujesz. Sam pchał się śmierci w ramiona, a teraz jest już za późno. Czy poza tym masz jakieś inne życzenia?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Śro 14:10, 23 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Zagryzła wargi, słysząc słowa maga o Erelenie. Jednak pewność nie znikła z jej oczu.
- Wydawało mi się, ze robimy to, co słuszne... - zaczęła, jednak urwała.
Stwierdziła, że prawienie morałów magowi raczej do gustu nie przypadnie.
- Zostaw ich w spokoju... Całą drużynę... - w jej oczach błysnęło błaganie. - W zamian ofiaruję ci siebie. Zrobisz co zechcesz z moją duszą i ciałem.
Zamilkła na moment. Mag słuchał jej uważnie, nie przerywał.
- No przecież coś jednak potrafię... Przydam ci się... - wyszeptała. - Wykonam każdy twój rozkaz i będę służyć ci aż do mojej śmierci, tylko pozwól im żyć...
Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Śro 14:12, 23 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Śro 16:12, 23 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
- Dobrze, że w porę ugryzłaś się w język - rzekł mag. - Żądasz ode mnie, bym darował im życie. Jaką dasz mi pewność, że gdy pozwolę im odejść, nie wrócą tutaj z całym zastępem elfów z Szarych Przystani z Cirdanem na czele? Czy też nie poślą po samego namiestnika z Annuminas? Nie potrafisz mi zagwarantować, że nikt z tej śmiesznej drużyny już tu nie wróci. Jednak...
Urwał nagle. W tym samym momencie poczuł, jak krasnoludzkie topory skutecznie niszczą kryształowe istoty, którym on sam dał istnienie.
Przeklęte plemię Durina! - pomyślał. - Rozliczę się z wami w odpowiednim czasie. Pożałujecie tego, że wetknęliście nosy w nie swoje sprawy.
Mag spojrzał przenikliwie w oczy Arianny.
Pozostała jeszcze sprawa Erelena - uśmiechnął się do siebie. - Jakby nie było, to on pierwszy pozna wszystkie moje tajemnice.
- Skorzystam z twoich usług, moja droga - szyderczy głos rozniósł się w powietrzu. - Mój brat nie byłby z ciebie zadowolony, widząc, że składasz mi w ofierze siebie samą. Nie omieszkam odrzucać twojego życzenia ze względu na niego, by nawet po śmierci zrozumiał, że był słabszy ode mnie. Ale też nie wierzę ci do końca...
Podniósł swoje dłonie ku górze. W odpowiedzi ciemne powietrze jaskini zadrgało, tworząc wokół postaci w czarnym płaszczu gęstą, szarą mgiełkę. Znużenie ogarnęło Ariannę, jakby nagle uświadomiła sobie, że nie zmrużyła oka przez wieki. Zapragnęła spać, ale coś podpowiadało jej, że musi się strzec podstępu czarownika. Całą swoją wolą skupiła się na jego gestach, próbując odgadnąć, jakie zaklęcie zamierza na nią rzucić, by w razie potrzeby móc się obronić. Tymczasem mag powoli opuszczał ręce, na których spoczywały teraz dwie, równie czarne jak jego płaszcz, bransolety.
- Możesz już wyjść z ukrycia, Lamio - powiedział nadzwyczaj czule.
Dziewczynce nie trzeba było powtarzać i już po chwili jej postać wyłoniła się zza poły płaszcza maga. Długie, jasne, lecz zaniedbane włosy spływały jej po ramionach. W brązowych oczach mieszkał strach, ale co najbardziej zdziwiło Ariannę, nie był to strach przed człowiekiem, który z pewnością ją tu więził. Lamia, bo tak było dziewczynce na imię, bała się właśnie jej.
- To na wypadek, gdybyś czasem próbowała mnie przechytrzyć - mag zwrócił się w stronę elfki. W jego głosie nie dało się już odczuć tej czułości, z jaką przemawiał do dziecka. - Ilekroć pomożesz drużynie w sposób, w jaki nie będę sobie życzył, dowiem się o tym dzięki jednej z tych bransolet. Drugą otrzyma ta dziewczynka, która pójdzie z tobą. Gdy przestaniesz być mi posłuszna i zaczniesz działać wbrew mojej woli, będziesz patrzeć, jak ona cierpi. Od tej chwili jej życie, jak i życie całej drużyny, jest w twoich rękach. Od ciebie zależy, jaki los ich spotka.
Zamknął oczy, a bransolety zaczęły rozpływać się w powietrzu. Wtedy Arianna poczuła ogromny ból na prawym nadgarstku. Coś potwornie skostniałego zaczynało go opasywać, wbijając się niemiłosiernie w ciepłe ciało. Kiedy elfka otworzyła oczy, czarna bransoleta znajdowała się dokładnie w tym samym miejscu, w którym nie tak dawno czuła chłód. Druga znajdowała się u Lamii również na prawym nadgarstku.
- Zatem do dzieła - uśmiechnął się szyderczo mag. - Pamiętaj, że w twoich rękach znajduje się teraz los wielu istnień.
- Czy ja też muszę stąd iść? - zapytało ledwie dosłyszalnym głosem dziecko. - Nie chcę.
Mag zmrużył oczy.
- Ta elfka dobrze się tobą zaopiekuje - miły ton rozbrzmiał w jego głosie. - Musisz jednak jej pilnować, na wypadek gdyby zechciała mnie oszukać. Miej na nią oko.
I pogładził Lamię po włosach zimną dłonią.
Zanim ponownie podniósł ręce ku górze, rzucił Ariannie ostatnie spojrzenie, nieznoszące sprzeciwu i zdrady. Gęsta mgła znów wypełniła powietrze w jaskini i ogarnęła tym razem dwie postacie za wyjątkiem czarownika.
Możesz się z nim pożegnać na wieki - w swoim umyśle elfka usłyszała jego słowa, przesłane za pomocą bransolety.
Znajdowała się teraz w Świątyni, a przy jej boku stała Lamia ze strachem w oczach...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Illidan dnia Śro 20:08, 23 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Śro 20:42, 23 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Arianna westchnęła. Wiedziała, ze mag nie odrzuci jej propozycji. Może nie dorównywała jego mocy, lecz jej magia była także potężna. Elfka doskonale zdawała sobie sprawę, że drzwi, które dotąd były przed magiem zamknięte, otworzą się teraz dzięki jej pomocy. Przerażało ją to. Ale zarazem poczuła dziwna ulgę w sercu. Wiecznie podróżując po świecie i nie mając w nim swojego miejsca, czuła się dziwnie, gdy jej podróż dobiegła końca, a jej życie obrało konkretny cel. I nieważne, że była nim posługa magowi.
Aria nachmurzyła brwi. Obiecała pomyśleć o swoich odczuciach kiedy indziej. Teraz jej myśli zaprzątała przede wszystkim dziewczynka. Wyczuła, że na zewnątrz walka ustała. Nie wiedziała za czyją sprawą, czy maga, czy też drużyna sama pokonała lodowe potwory. Najważniejsze było ich bezpieczeństwo.
Elfka uklękła na jedno kolano przed dziewczynką i spojrzała jej w oczy.
- Nie bój się mnie... - powiedziała cicho. - Masz na imię Lamia, prawda? - Aria spróbowała się uśmiechnąć.
- No... - burknęła dziewczynka. - A ty?
- Ja jestem Arianna, - uśmiechnęła sie kobieta, czując słabą nić kontaktu. - Ale możesz mnie nazywać po prostu Arią, jak to robią wszyscy moi przyjaciele.
Ta... przyjaciele... - przemknęło w jej w głowie.
- Lamio, gdzie jest twoja mama? - spytała cicho.
Dziewczynka wzruszyła ramionami. Wydawało się, że bardziej interesuje ją czarna bransoletka, którą miała na ręce.
- Nie bój się, to nie sprawi ci bólu, obiecuję... - westchnęła Aria i zapytała po chwili. - A jak sie twoja mama nazywa, pamiętasz może?
- Abigail - odpowiedziało spokojnie dziecko, wciąż sie zajmując bransoletką.
- Eru... - błękitne oczy elfki zrobiły się duże jak złote monety. - Jesteś córką Abi?
Dziewczynka podniosła oczy, nie rozumiejąc ożywienia swej rozmówczyni.
- Ja znam twoją mamę... - wyszeptała elfka. - I myślę, że ona się ucieszy na twój widok, chodź...
Poprowadziła dziewczynkę do wyjścia świątyni, starając się ją zagadywać, by nie widziała martwych ciał, które były wszędzie. Gdy opuściły mury świątyni, ujrzały promienne słońce i objęła ich cisza tego miejsca.
Elfka zatrzymała się.
- Lamio, możesz tu zostać na chwilę?
- Ale mnie zaboli jak pójdziesz! - dziewczynka pokazała elfce swoją bransoletkę.
- Nie martw się, nie zrobię nic, by cię zabolało. Ja... ja się chcę tylko z kimś pożegnać... Poczekasz na mnie?
Lamia kiwnęła.
- Jak coś, to krzycz - uśmiechnęła sie elfka, choć miała pewność, że mag nie pozwoli skrzywdzić tego dziecka. nie wiedziała, czemu jest taka tego pewna. Po prostu to wiedziała i już.
Lamia ukucnęła, rysując coś na śniegu, a Arianna udała się w stronę świątyni. Obeszła ją z drugiej strony i podeszła do oplecionego roślinami Erelena.
- Kochany... - wyszeptała cicho. - Wiesz... Myślałam, ze będziemy szczęśliwi, że nigdy już się nie rozstaniemy, ze powiem ci, co czuję... Nie zdążyłam.. - elfka wytarła łzy. - Teraz muszę odejść... Pewnie potępisz mnie za to, ze służę teraz twojemu mordercy, ale... Ale oni żyją dzięki temu. Zbyt wiele ofiar przyniosła ta wyprawa, nie chcę kolejnej. Niech moja ofiara będzie ostatnią... A kiedyś... Kiedyś pewnie się spotkamy i będziesz mógł na mnie nakrzyczeć za to, co zrobiłam...
Głos Arii się załamał, schowała twarz w dłoniach i cicho załkała, osuwając sie na kolana.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Śro 23:03, 23 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
/... post autorstwa Arianny i Golluma.../
Kiedy szczera i czysta łza Arianny, spłynąwszy po jej policzku, dotknęła ziemi, na której widniał ślad po zaschniętej krwi Erelena, stało się coś nieoczekiwanego. Jasne światło ogarnęło kolumnę, w pnączach której uwięzione zostało martwe ciało elfa, oraz klęczącą u jej stóp Ariannę. Zdezorientowana tym niespodziewanym zjawiskiem, podniosła twarz, oczekując z każdą chwilą tego, co wkrótce miało się wydarzyć. Nagle blask stał się tak potężny, że elfka musiała zamknąć oczy. Gdy po chwili zdołała je otworzyć, znajdowała się na zielonej polanie, otoczona wielkimi i potężnymi drzewami. Nigdy wcześniej nie była w tym miejscu, ale poczuła się jak w domu.
- Witaj - usłyszała za sobą upragniony głos.
Za nią stał Erelen.
Usta jej drgnęły, a oczy napełniły się łzami szczęścia.
- Ty żyjesz - wyszeptała.
Stała, wpatrując się w niego, bojąc się poruszyć, by on nie znikł tak nagle. Jeszcze przed chwilą opowiadała mu o swoim czynie, patrząc w jego martwą twarz, a teraz...
- Kochany...
Erelen przytulił Ariannę.
- Niestety - zaczął po chwili, bojąc się zburzyć tę pełną szczęścia chwilę. - Nie jestem prawdziwy. To tylko złudzenie. Moje ostatnie pragnienie, jakie wzniosłem do Najwyższej Gwiazdy, upadając w otchłań mroku i śmierci. Prosiłem o tą chwilę, która trwa teraz. Gdyby coś mi się stało... przerwał. - Chciałem mieć szansę się z tobą pożegnać.
Spojrzał jej prosto w oczy.
- Wybrałem to miejsce, abyś mogła się tutaj poczuć jak w domu - uśmiechnął się. - Tutaj się urodziłem. Jesteś w Lorien, niegdyś przepięknym królestwie elfów, gdzie czas nie miał na nas swojego wpływu, chroniony mocą Pierścieni. Ten obraz szczęśliwych dni wciąż żyje w moim sercu i chciałbym, żebyś ty też go zapamiętała. Nasze wspólne miejsce...
Pogładził jej delikatny policzek i patrząc w głęboki błękit jej oczu, rzekł:
- Nie potępiam cię...
- Tak bardzo żałuję, że nie zdobyłam się wcześniej, by ci powiedzieć - wyszeptała, przytulając się do niego.
Całym sercem pragnęła, by ta chwila trwała wiecznie. Mogłaby oddać za to duszę, lecz czuła, że jest to niemożliwe.
- Dziękuję ci za to, że mnie nie potępiasz. To takie dla mnie ważne - wytarła szybko łzy z oczu. - Czy...
Zamilkła na moment i spojrzała na niego. Odgarnęła mu włosy z czoła. W jej błękitnych oczach było tyle ciepła i miłości, które chciała mu ofiarować, lecz nie potrafiła już.
- Czy gdy umrę, spotkamy się?
Cień smutku przeciął twarz Erelena.
- Nie wiem - odparł. - Nie mogę ci tego obiecać.
Nagle spojrzał w niebo, które niespodziewanie pociemniało, ukazując miliony rozświetlonych gwiazd. Dwie spośród nich jaśniały niewyobrażalnie mocnym blaskiem.
- Spójrz - uśmiechnął się ponownie. - To właśnie nasze gwiazdy, symbolizujące nasze istnienie. Tutaj nigdy nie dosięgnie ich śmierć. Tak długo, jak długo będzie trwać nasza miłość, będą świecić w naszych sercach. Wierzę, że na końcu przetrwają, pomimo rozłąki, której próg właśnie przekroczyliśmy. Kto wie, może ta droga zaprowadzi nas w miejsca, o których nawet nie śniliśmy?
- Będę żyć jedynie nadzieją, że twoje słowa się spełnią...
Coś na kształt uśmiechu pojawiło się na twarzy elfki, lecz po chwili znów zniknęło.
- Nie chcę żyć bez ciebie. Nie chcę, nie mogę, nie potrafię...
- Nie smuć się - ramiona Erelena znowu otoczyły Ariannę, jakby chcąc obronić ją przed chłodem jej własnych myśli. - Przecież nie opuściłem cię. Wciąż jestem przy tobie. Tak długo, jak twoja gwiazda jaśnieje na niebie, ja wciąż będę obok ciebie. Znalazłem w tobie swoje istnienie, nawet jeśli moje stopy nie poczują już delikatności traw Śródziemia. Dopóki ty żyjesz, ja tobą tutaj żyję. Co dotykasz ty, dotykam ja. Co widzisz, widzę ja. Twoje myśli stają się moimi. Gdziekolwiek nie pójdziesz, zawsze będę z tobą. Pamiętaj o tym.
- Będę musiała dokonać strasznych rzeczy - spojrzała mu w oczy. - Nie wiem, czego zażąda ode mnie mag. Ale wiem, że nie powinieneś tego oglądać...
Objęła go i schowała twarz w jego płaszczu.
- Pamiętasz, jak znalazłeś mnie wtedy w lesie, pośród padającego deszczu? - spytała cicho. - To moje najpiękniejsze wspomnienie. Nic wspanialszego nie mogło mi się w życiu przydarzyć niż ty. Każdego dnia dziękuję losowi za to, że zszedłeś z drogi i spotkaliśmy się...
Dotknęła jego policzka dłonią i znów spojrzała mu w oczy.
Erelen uśmiechnął się tajemniczo. Ponownie spojrzał w niebo.
- Nie mógłbym o tym zapomnieć - wyszeptał.
Kiedy tylko ostatnie słowo straciło swoje brzmienie, poczuli, jak spadają na nich orzeźwiające krople. Deszcz wlewał w Ariannę nową nadzieję i napełniał ją prawdziwym życiem, dodając sił do dalszej walki.
- Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz wśród srebrzystych kropel deszczu? - uśmiechnął się przekornie.
Na twarzy elfki błysnął uśmiech, a w oczach pojawiły się łzy wzruszenia. Deszcz wlewał w jej serce ukojenie. Mimo, że ból wciąż był obecny w jej sercu, zaczynała czuć ulgę.
- To jest niesamowite...
Przytuliła się do Erelena tak mocno, jakby miał za chwilę rozsypać się na tysiąc kawałków.
- Kocham cię - wyszeptała mu do ucha.
Milczał przez chwilę, próbując zapamiętać brzmienie tych dwóch słów.
- To niesprawiedliwe, że dopiero teraz zrozumieliśmy, co do siebie czujemy - szeptał jej do ucha. - Wkrótce będę musiał odejść. I sam nie wiem, kiedy spotkamy się po raz kolejny. Byłem tak zaślepiony samym sobą, że nie widziałem tego, co się między nami zrodziło. Czy potrafisz mi to wybaczyć?
Coś zabłyszczało wśród zieleni traw. Elf wpatrzył się w ciemność, próbując odgadnąć przyczynę tego blasku. Wreszcie dostrzegł piękny kwiat, ten sam, który niegdyś na liściu popłynął Rzeką Księżycową za Morze.
Odszedł od Arianny, która śledziła go wzrokiem. Zerwał niewidoczny jeszcze dla niej kwiat i uklęknąwszy, wyciągnął przed nią dłoń, w której trzymał konwalię.
- Dziękuję, że jesteś dla mnie wszystkim, dla czego mogę wrócić...
- Jakbym mogła chować do ciebie jakąkolwiek o to urazę. Sama byłam zagubiona we własnych uczuciach. Powinnam była dawno ci to wyznać...
Zagryzła wargę, gdy odszedł od niej na chwilę. Jej serce przepełniał strach, że zaraz będą musieli się rozstać. Lecz gdy uklęknął przed nią z konwalią w dłoni, zaniemówiła.
- Erelen - osunęła się na kolana.
Wzięła kwiat z jego rąk i dotknęła go swymi wargami.
- Obawiam się, że nie mam już dla ciebie więcej niespodzianek - powiedział ze smutkiem. - Przepraszam, że w taki sposób musimy się pożegnać. Teraz mógłbym ofiarować ci wszystko, ale nie potrafię cofnąć czasu. Nie potrafię nawet sprawić, że ten sen pozostanie w twojej pamięci, ukryty na dnie twojego serca. Nie mogę już dłużej cię ochraniać. Mogę tylko z tobą współodczuwać ból i tęsknotę, ale nie potrafię zabrać ich od ciebie.
Zamilkł, jakby słowa, które zamierzał teraz wypowiedzieć, sprawiały mu cierpienie.
- Mogę cię o coś prosić?
- Nie będę tego pamiętała? - w spojrzeniu elfki błysnęło przerażenie.
Przymknęła oczy i spróbowała się opanować.
- Proś mnie, o co tylko zechcesz...
- Może to tylko sprawić Najjaśniejsza z Gwiazd - rzekł.
Nadal klęcząc, spojrzał Ariannie prosto w oczy. Trwali tak przez chwilę, a ich włosy delikatnie muskał i zaplątywał wiatr. Erelen ujął dłonie elfki w swoje, czując, że czas pożegnania dobiega końca. Nie potrafił już tak wyraźnie wyczuwać ciepła i bliskości swojej ukochanej.
- Czy... - urwał, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Ucałował jej dłonie, prosząc o siłę i odwagę.
- Czy możesz mi obiecać, że będziesz szczęśliwa? - zapytał. - Czy możesz mi obiecać, że odnajdziesz to szczęście przy osobie, którą pokochasz?
- Już jestem szczęśliwa dzięki temu, że wiem, iż odwzajemniasz moje uczucia - szepnęła. - Zobaczysz, niedługo będziemy razem szczęśliwi. Już niedługo...
Patrzyła w jego niebieskie oczy, chcąc jak najlepiej zapamiętać jego twarz. I w myślach błagała Najjaśniejszą Gwiazdę, by pozwoliła zachować jej tą chwilę w pamięci.
- Kocham cię - szepnął. - Już nie boję się tego powiedzieć.
I pocałował ją delikatnie w usta.
Wiatr ustał, deszcz przestał padać, a blask gwiazd na niebie z każdą chwilą przygasał coraz bardziej. Erelena ogarnęła blada poświata.
- Muszę już odejść - rzekł ze smutkiem w oczach.
- Będę z tobą myślami - szepnęła.
Jej ręce nie chciały go wypuścić, a jej usta pragnęły kolejnego pocałunku. Jej serce chciało odejść wraz z nim, a umysł mówił chłodno, że to jest niemożliwe. Przytuliła się do niego po raz ostatni, chowając przed nim oczy pełne łez.
- Niedługo do ciebie przyjdę - wyszeptała cicho.
- Nie płacz - powiedział. - Nie odchodzę na zawsze. Wciąż żyję w twoim sercu...
Nagle tajemnicza siła ich rozdzieliła. Nie mogli nic już uczynić, by zbliżyć się do siebie.
- Kocham cię - szepnął i rozpłynął się w powietrzu.
Arianna pozostała sama...
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Czw 9:15, 24 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Arianna została sama. Z jej piersi wyrwał się cichy szloch. Zamknęła twarz dłoniach i pozwoliła łzom płynąć. Gdy znów spojrzała na świat, siedziała przed świątynia na śniegu. W jej dłoniach spoczywała mała konwalia, a w sercu wciąż było żywe wspomnienie oczu Erelena. Najjaśniejsza Gwiazda nie zabrała jej tamtej chwili z pamięci, za co elfka dziękowała jej do końca swego życia.
Aria wstała. Wiedziała, że musi teraz wziąć się w garść. Jej życie nie zapowiadało się kolorowo.
Spojrzała na swoją suknię. Biała szata była poszarpana, brudna we krwi i błocie. Aria westchnęła i dotknęła jej dłońmi. Błękitna magia łączyła rozdarcia i zabierała wszelki brud oraz zmieniała suknię... Po chwili elfka była ubrana w czerń, jedynie jej srebrny miecz w grafitowej pochwie kontrastował z tym żałobnym kolorem.
- Czemu masz inny kolor sukienki? - spytała Lamia, gdy elfka wróciła do niej.
- Straciłam kogoś bardzo bliskiego... - westchnęła i nagle coś ją olśniło. - Twojego wujka... - wyszeptała.
- Miałam wujka? - Lamia spojrzała zdziwiona.
- Tak, był bratem twojej mamy. Miał na imię Erelen i był najwspanialszą istotą jaką poznałam na tym świecie... - westchnęła. - Kochałam go... Nadal kocham...
- A on ciebie? - Lamia podeszła do kobiety i zajrzała jej głęboko w oczy.
- I on mnie...
- To jesteś moją ciocią? - na twarzy dziewczynki pojawiła się lekka radość z powodu odkrycia.
- Cóż... Nieoficjalnie, może nawet i tak - roześmiała sie Arianna, lecz po chwili posmutniała. - Ale nie byłam jego zoną...
- A chciałabyś? - Lamia pytała spokojnie, wcale nie przejmując się beztaktnością.
- Jesteś podobna do swojej mamy - na ustach Arii drgnął uśmiech. - Chodźmy... - wzięła dziewczynkę za rękę - Znajdziemy twoją mamę.
Oczywiście jeśli ty, panie, nie masz nic przeciwko temu... - wysłała myśl do maga.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Czw 14:13, 24 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Już pożegnałaś się ze swoim ukochanym? - ironia rozbrzmiała w umyśle elfki, a czarna bransoleta wpiła się jeszcze bardziej w jej nadgarstek. Klejnot stał się cięższy, niż na początku, jakby dając do zrozumienia swojej właścicielce, że droga, którą wybrała, wcale nie będzie łatwiejszą.
Myślałem, że wy, elfy, potraficie ciągnąć swoje pożegnalne wywody w nieskończoność - zadrwił. - Tym bardziej, jeśli nie macie tej pewności, że któregoś dnia spotkacie się ponownie.
Ból przeszył ciało Arianny, rodząc te same wątpliwości, których elfka pozbyła się po spotkaniu z Erelenem.
Czyżbym trafił w czuły punkt? - kpił nadal. - Jakże mi przykro...
Nastała cisza, jakby mag napawał się wewnętrznym cierpieniem Arianny. Wiedział, że nie może nic mu uczynić, że nie może się mu sprzeciwić, że ma ją w garści, a z nią całą drużynę.
Udasz się teraz do najbliższej wioski - rozkazał. - Sprowadzisz kilku najsilniejszych mężczyzn pod pozorem udzielenia pomocy twoim przyjaciołom. Zaprowadzisz ich wprost do Świątyni, a wtedy...
Bransoleta odzyskała swoją właściwą wagę i nie raniła już dłużej wyczerpanego ciała elfki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Czw 15:00, 24 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Arianna westchnęła... Mam zabijać niewinnych ludzi...
W jej błękitnych oczach pękł smutek. Potarła swój nadgarstek, na którym była bransoleta i spojrzała na dziewczynkę. Lecz jej klejnot nie sprawił właścicielce bólu.
- Chodźmy do wioski... - rzekła cicho.
- Czy tam będzie mama? - spytała Lamia.
- Nie wiem... - szepnęła i poczuła jak dziewczynka brutalnie szarpnęła ją za rękę.
- Obiecałaś, że znajdziemy mamę! - wydęła wargi i zatrzymała sie w miejscu.
- Eru... Coś jeszcze? Trzęsienie ziemi? Huragan? - Aria wzniosła oczy ku niebu. - Nie wiem, gdzie jest twoja mama, a szukanie polega na tym, że się chodzi i sprawdza rożnie miejsca, tak?
- Nigdzie nie idę! - dziecka stanęło w miejscu jak wryte i skrzyżowało małe rączki.
- Nie no, wykapana matka... - mruknęła elfka do siebie. - A jeżeli twoja mama jest w wiosce i czeka na ciebie, co?
- A jak jej tam nie ma, co? - przedrzeźniła elfkę.
- To tu wrócimy i poszukamy w innym miejscu, o! - Chyba lepiej było, kiedy się mnie bałaś... - westchnęła w myślach. - idziemy czy wolisz zostać tu sama?
Lamia nic nie odpowiedziała, ruszyła śladem za elfką, jednak ręki jej już nie podała. Droga zapowiadała sie długa. I to Ariannie się zbytnio nie podobało.
- Boisz się wilków? - zagadnęła dziewczynkę.
- A co? Chcesz mnie im skarmić? Ja się niczego nie boję! - słysząc to elfka omal nie padła ze śmiechu.
- A nie bałabyś się przejechać się na wilku do wioski?
- Niczego sie nie boję! - powtórzyło uparcie dziecko.
Aria wzruszyła ramionami i spojrzała rozbawiona na Lamię. Zobaczymy...
Złożyła razem dłonie a błękitna mgiełka ogarnęła jej sylwetkę. Po chwili przed dzieckiem stała srebrnoszerstna wilczyca. Zwierze dało do zrozumienia by Lamia wsiadła na nią.
- O takim wilku mowa... - dziewczynka spojrzała nieufnie na zwierzę, lecz przypominając, swoje hasła o tym, że niczego się nie boi, pokonała niepewność i usiadła na miękkim grzbiecie.
Dzięki temu sposobowi podróżowania dotarły do wioski w niecałą godzinę. Słońce już zachodziło. Aria doskonale wiedziała gdzie o tej porze mogą być najmężniejsi mężczyźnie.
Arianna przybrała swoją zwykła postać i zamyśliła się. Nie chciała ciągnąc małej ze sobą do miasta, z resztą dziewczynka mogła jej utrudnić namowę mężczyzn do pójścia za nią.
Za kilka słodkich uśmiechów strażnicy zgodzili się zaopiekować małą, zabrać jej do swej ciepłej chatki u bram miasta i nakarmić. Lamii niezbyt spodobał się ten pomysł, ale Aria zapewniła ją, że sama szybciej przeszuka całe miasto by znaleźć Abigail.
Po wejściu do miasta, elfka zatrzymała się w ciemnej uliczce. Dotknęła swej sukni, która natychmiast stała się brudna od krwi i gdzieniegdzie pojawiły sie rozszarpania. Włosy kobieta także doprowadziła do nieładu, chowając pod nimi przy tym swoje spiczaste uszy. Jednym szybkim ruchem paznokci sprawiła, że na jej twarzy powstały krwawe rysy. Tak wyglądając skierowała się do karczmy.
Już samo jej pojawienie się sprawiło poruszenie w męskich sercach i ich oderwanie się od kufli piwa.
Aria szybko odpowiadała na pytania o to, co się jej przytrafiła. Nadając swemu głosowi nutę rozpaczy, z oczami pełnymi strachu, kobieta opowiedziała pokrótce, że jej drużynę napadła zgraja lodowych stworów w lesie i że ona musiała udać się po pomoc do wioski i że trzeba się śpieszyć, bo zostało mało czasu.
Czy jest coś prostszego niż bezbronnej kobiecie poprosić o pomoc kilku mężczyzn? Jakże wielkie jest dowartościowanie męskiego ego, gdy może udzielić takiej kobiecie pomocy.
Do wyruszenia do lasu zgłosiło swoją chęć aż piętnastu mężczyzn.
Jestem mordercą... - pomyślała z bólem.
Wyruszyli natychmiast. Koń, którego dano Arii nieco się spłoszył, czując od niej wilczy zapach, lecz przy pomocy magii elfka uspokoiła go dość szybko.
- Co to za ludzie? - spytała Lamia, gdy elfka przy bramie na chwilę odłączyła sie od wyprawy, by zabrać ją ze sobą.
- Twojej mamy nie było w wiosce, a oni... Oni nam pomogą szukać... - skłamała elfka.
Dziewczynka spojrzała na nią z niedowierzeniem, lecz nic nie odpowiedziała.
Do świątyni dotarli dość szybko, popędzani męskim samouwielbieniem i chęcią do walki.
- I gdzie są te lodowe istoty? - spytał jeden z mężczyzn.
- Moja drużyna schroniła się tam... - elfka wskazała na świątynię.
Tego wystarczyło.
- Jaka dru... - zaprotestowała Lamia, lecz elfka szybko zamknęła jej usta ręką. Gest ten pozostał niewidoczny dla mężczyzn, dzięki ciemnościom nocy.
Kochany... Mam nadzieję, że tego nie widzisz...
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Czw 19:33, 24 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
- Stójcie! - krzyknął Khadim do odchodzącego Dijkstry i Meadhrosa.
Elf spojrzał zdziwiony na człowieka i najwidoczniej chciał coś powiedzieć, ale ten podniósł dłoń, dając mu do zrozumienie, by milczał. Krasnoludów również zdziwiła stanowczość, w jakiej Khadim zatrzymał swoich towarzyszy. Wszyscy patrzyli teraz na niego, stojącego pośrodku, między dwoma skłóconymi stronami. Słuchali uważnie jego słów. Im bardziej Dijkstra i Meadhros byli mile zaskoczeni jego postawą, tym bardziej wzrastała złość w krasnoludach, do których odnosiło się wiele przykrych, lecz, niestety, prawdziwych uwag.
- Ty nas śmiesz pouczać? - wycedził przez zęby ich przywódca. - Kim ty jesteś, żeby mówić nam, co dobre, a co złe? Zhańbiłeś nasze plemię, wybierając na swoich przyjaciół człowieka, że o elfie już nie wspomnę. Jeśli teraz odejdziesz z nimi, nie będziesz miał już w nas swoich braci, a twoje imię nie zostanie chlubnie zapisane w kronikach naszego królestwa. My nie mieszamy się do nie swoich spraw. Jak długo mag będzie trzymać się z daleka od naszych podziemi i kopalń, nie wypowiemy mu wojny.
- Co zatem oznaczało zniszczenie przez was tylu lodowych istot, które przecież mu służą? – zapytał chłodno Dijkstra, próbując znaleźć chociaż maleńki punkt zaczepienia do dalszej rozmowy.
- Możecie to uznać za naszą słabość - odpowiedział krasnolud. - Wydawało się nam, że ten, który należy do rodu Durina, jest w potrzebie. A przynajmniej jeszcze wtedy do niego należał.
- Tak, z pewnością wygodniej jest wrócić do własnego złota i bogactw, niż przyjąć najboleśniejszą prawdę i stanąć do walki - wtrącił się Meadhros.
- Co ty możesz o tym wiedzieć, elfie? - zapytał z pogardą w głosie krasnolud. - Nie musicie nam dziękować za pomoc. Teraz jednak odejdzie stąd, inaczej będziemy musieli użyć naszych toporów, o których skuteczności zdążyliście się już przekonać. I nie wracajcie tutaj więcej, by powtórnie zburzyć nasz spokój.
Uważając rozmowę za skończoną, zawrócili w kierunku szczytów i po chwili jedynym śladem ich obecności był mocno ubity i zdeptany śnieg.
- Chodźmy do wioski - rzekł w końcu Dijkstra.
Meadhros dotrzymywał mu kroku, lecz Khadim długo jeszcze wpatrywał się w zbocza gór, zanim odważył się odejść z przyjaciółmi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group. Theme Designed By ArthurStyle
|
|
|
|
|
|