|
|
|
|
|
|
|
Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
|
|
|
Obecny czas to Sob 8:20, 30 Lis 2024
|
Autor |
Wiadomość |
Michalot
Łzy Księżyca
Dołączył: 04 Paź 2007 Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Pią 15:10, 31 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Halid widząc wszystko poczuł jak niewidzialne ostrze wbija mu się w serce. Zdrada... Najgorszy z możliwych czynów... Ludzie kłamią i zdradzają. Taka jest kolej rzeczy.
- Bractwo Księżyca tak? Tak sobie wszystko zaplanowałaś... - przez moment dziwny skurcz przebiegł przez twarz Łowcy. Chwile potem znikły z niej wszystkie oznaki choćby cienia słabości. Zwrócił się do przywódcy stada stojącego obok Shiriny.
- A wiec mój drogi - głos stał się metaliczny, wyprany z wszelkich uczuć - Musiałeś upaść do wysługiwania się rodakami... wykorzystywać czarnoksiężników... zabijać, mordować, kłamać, niszczyć, palić i wpajać im - wskazał mieczem Shirinę - że to wszystko w imię dobra? - ironiczny uśmiech zagościł na jego twarzy
- Dobro zapanuje gdy wszyscy ludzie zginą... nie będzie plugastwa - warknął przywódca i uczynił krok w stronę Halida
- A więc... winą mojej rodziny było to, że urodzili się ludźmi? Winą mojego ojca, że strzegł granic? Mojej matki, że zarządzała gospodarstwem? Mojego młodszego brata, że leżał w kołysce? A winą Aelin, że mnie kochała?- wilkołak milczał, wbił tylko swój wzrok w gardło Halida
- A więc tu na pustkowiu, w cieniu Gór Mrozu rozegra się to na co tak długo czekaliśmy? -
- Nie gadaj tylko przygotuj się na śmierć! - zawył jeden z wilkołaków za nim. Był to najmłodszy w stadzie, porywczy, niedoświadczony. Nie czekając na znak rzucił się na Łowce od tyłu. Maradwe usłyszał go. Nie odwracając się zadał potężne cięcie skierowane na nogi przeciwnika. Jego pazury musnęły mu włosy. Chwilę później potężne cielsko zwaliło się na ziemie. Rozległ się potępieńczy skowyt. Wilkołak miał rozchlastany brzuch z którego wyłaziły wnętrzności. W agonii darł śnieg pazurami. Widać było, że umiera w męczarniach. Halid podszedł do niego powoli i potężnym ciosem odrąbał mu głowę. Żaden z wilkołaków nie przyszedł pomścić rodaka. Wszyscy stali w milczeniu trzymani rozkazem i respektem dla tego Łowcy. Krążyły między wilkołakami, szczególnie młodszymi, że kto raz spotka się z Maradwe umiera. Wszyscy wierzyli jednak w przywódcę stada. teraz trzymani jego rozkazami nie drgnęli tylko w złowrogim milczeniu przyglądali się Łowcy. Tymczasem Halid podszedł do ciała i wskazał na wylegające z brzucha wnętrzności. Zwrócił się do Shiriny.
- Wiesz ile małych dzieci zostało tam strawionych? Nie wyobrażasz sobie... - szepnął cicho i dobitnie. Potem podszedł cicho do Meadhrosa i Geralda i szepnął im kilka słów. Potem stanął z wyciągniętym mieczem i krzyknął.
- Bogowie i przodkowie! Wybaczcie jeśli chybię! - szybciej niż myśl, szybciej niż dźwięk Łowca zamachnął się potężnie i cisnął swoim mieczem w przywódcę. Miecz powoli obracał się w powietrzu i z furkotem utkwił w ciele wilkołaka. Krew chlusnęła na wszystkie strony. Rozległo się okropne wycie i wszystkie wilkołaki jak na hasło rzuciły się na Łowcę. Ten dobył dwóch małych kusz i dwukrotnie wystrzelił. Dwa ciała zwaliły się na śnieg brocząc krwią.
- Meadhrosie nie pozwól by go przywróciła do życia. - krzyknął Halid i z dwoma sztyletami rzucił się na pewną śmierć między mutanty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Pią 15:59, 31 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Copyright Meadhros & Arianna
Shirina rzuciła się do przywódcy wilkołaków.
- Nie tak miało być... - wyszeptała, kładąc ręce na jego ciele.
Wiedziała doskonale, że uleczenia tak poważnej rany może nie przeżyć, ale było jej to obojętne. Ta misja musiała być spełniona. Należało położyć kres temu szaleństwu. Maradwe zabił zbyt wielu wilkołaków, by teraz mógł przeżyć.
- Będzie dobrze... - szepnęła do rannego, przymykając oczy.
Słysząc słowa Halida, Meadhros wskoczył na jednego z koni i pomknął nim w stronę, gdzie pierścień wilkołaków zdawał się być najsłabszy. Prowadził konia tak, by uniknąć jakiegokolwiek walki z wilkołakami. Obawiał się, że po zabiciu wierzchowca, nie uda się mu wydostać z kręgu wrogów. Sprzyjał mu fakt, że wszystkie rozjuszone wilkołaki skupiły się na osobie Łowcy i w swej furii po stracie przywódcy nie zwracały zbyt dużej uwagi na resztę drużyny. Kilka z nich jednak zauważyła Meadhrosa i próbowała go zatrzymać, jednak elf udaremnił im to paroma wprawnymi ciosami miecza.
Wydostawszy się z zabójczego kręgu i skierował konia w stronę miejsca, gdzie leżał w agonii przywódca wilkołaków. Elf, dostrzegłszy klęczącą przy nim Shirine, popędził konia jeszcze bardziej. Gdy był już dostatecznie blisko elfki, zeskoczył z konia i odepchnąwszy Shrine od wilkołaka, silnym ciosem odrąbał mu głowę.
Usta Shiriny drgnęły, a w oczach wybuchł ogień nienawiści.
- Ty... - syknęła. - Jak śmiałeś...
Podniosła się szybko i skierowała na Meadhrosa swój miecz. Nie wahała się ani chwili dłużej. Zaatakowała z całą siłą i zwinnością jaką miała w sobie.
Meadhros odbijał dokładne ataki Shiriny i sam, co jakiś czas, wyprowadzał swoje silne ciosy.
- Jak śmiałem cię odepchnąć, czy jak śmiałem go dobić? – zapytał przy kolejnym zetknięciu ostrzy.
- Głupcze, mnie możesz nawet zabić, oczywiście jeżeli zdołasz. Ja miałam zginąć w tej walce, wiedziałam to od dawna. Ale nie miałeś prawa zabijać przywódcy - mówiła, przerywając co chwila gwałtownymi ciosami.
Meadhros był silnym elfem i dość wprawnie walczył, lecz Shirina starała mu dorównać przy każdym jego ataku.
- Nigdy ci nie wybaczę...
Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Pią 16:00, 31 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Sob 0:21, 01 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
* * *
Niebo na wschodzie zaczęło szarzeć, rozpraszając ciemności nocy. Za górami budziło się słońce, gotowe rozpocząć codzienną podróż. Wstawało leniwie, rozlewając swoje blade promienie, aż wreszcie wyjrzało zza groźnie majaczących szczytów. Mocno bordowy kolor, jaki tego dnia na siebie przyodziało, świadczył o ilości przelanej krwi w ciągu ostatniej nocy.
Król Virtus bezbłędnie odgadł tą przyczynę. Od dawna przeczuwał, że wojna jest nieuchronna i przybliża się każdego dnia. Elfowie przygotowywali się na nią od dawna, odczuwając coraz większy brak szacunku od strony wilkołaków. Niegdyś uzależnione i całkowicie zdane na nie istoty, z biegiem czasu zaczęły stanowić same sobie prawa, niekoniecznie zgodne z wolą leśnego ludu. Żądza zemsty, jaką wilkołak nosił w sobie przeciwko człowiekowi, była tak wielka, że zatruwała jego myśli i wszystkie jego czyny sprowadzała tylko do jednego celu, aby któregoś dnia rozprawić się z ludźmi na zawsze. Dezaprobata elfów nie spodobała się królowi wilkołaków i wszelkie pokojowe stosunki zostały zerwane. Wszakże wojna nie wybuchła, ale każda ze stron bacznie obserwowała poczynania drugiej, oczekując na pierwszy, wrogi ruch. Skryta wrogość już wkrótce miała przerodzić się w otwartą rzeź, zbierającą niewyobrażalne dla nikogo żniwo.
Władca Leśnego Królestwa zwrócił się na północny-zachód, gdzie mroku nieba nie rozproszyły jeszcze promienie słońca. W tej samej chwili z gęstwiny lasu wyszedł Nuntius, któremu towarzyszył Animus. Z wilczych oczu zniknął charakterystyczny, radosny błysk, a tlił się smutek. Zwierzę wyczuwało, z jakiego powodu zostało wezwane, ale tęsknota za Interfectorem zdawała się być silniejsza niż nadzieja na przywrócenie go z powrotem.
- Był w tym samym miejscu, w którym się rozstali - powiedział posłaniec, ukłoniwszy się wcześniej. - Obozu najemników już tam nie zastałem. Musieli otrzymać rozkazy od swojego przywódcy i przenieść się w inne miejsce.
- Nie będą nam teraz przeszkadzać - odrzekł król. - Nadchodzi burza, której z dawna oczekiwaliśmy.
- Wilkołaki zaatakowały drużynę u stóp Gór Mrozu - przytaknął Nuntius. - Losy tej bitwy nie są mi jeszcze znane, ale trzeba przygotowywać się na najgorsze. Szczerze wątpię, by czwórka, nawet najsilniejszych i najpotężniejszych wojowników poradziła sobie z całą zgrają.
- Zawsze trzeba mieć nadzieję - odpowiedział smutno władca Leśnego Królestwa. - Gdyby nie miał jej Interfector, nie odważyłby się użyć śmiertelnego zaklęcia. A mimo to złożył siebie w ofierze, poświęcając się dla nich i wyrywając ich z objęć śmierci.
Animus na dźwięk imienia swojego przyjaciela zaskomlał cicho. Posłaniec elfów uklęknął przy nim i delikatnie pogładził jego srebrzystoszary grzbiet.
- Wszystko będzie dobrze - wyszeptał, usiłując zachować wiarę we własne słowa.
Król Virtus odwrócił się i spojrzał w stronę wschodzącego słońca.
- Trzeba rozpocząć proces - rzekł. - Niech wilk stanie na środku polany, zanim dotrą tam pierwsze promienie.
Nie trzeba było powtarzać. Animus położył się na śniegu i zamknął oczy.
Tymczasem słońce, wznosząc się coraz wyżej, obejmowało swoimi światłem zachodnie krainy, aż w końcu jego blask dotarł do Leśnego Królestwa. Padające promienie rozświetliły skraj polany, zbliżając się do jej centralnego punktu. Gdy pierwsze z nich dotknęły srebrzystoszarej sierści, wilka otoczyła blada poświata. Z zamarzniętego śniegu wzbiło się w górę tysiące dźwięczących gwiazd, tych samych, które tamtej pamiętnej nocy odprowadzały ciało Interfectora do krainy, gdzie spoczywali jego przodkowie. Wydawało się, że teraz wychodziły mu naprzeciw, chcąc sprowadzić go z powrotem w miejsce, które przedwcześnie opuścił.
- Czy zdążymy na czas? - zapytał niepewnie Nuntius. - Drużyna już tej nocy znalazła się w opałach. Nawet jeśli uda im się odeprzeć atak wilkołaków, jeszcze bardziej rozjuszone zaatakują z większą furią. Tylko Interfector może ich powstrzymać. Jednak czy z nadejściem zmierzchu, nie nadejdzie kres dla naszego świata?
- Zawsze trzeba mieć nadzieję - odpowiedział jedynie król Virtus...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Sob 16:51, 01 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Copyright Meadhros & Arianna
- A jak ja mam wybaczyć tobie moją miłość? – szepnął elf, zadając coraz silniejsze ciosy.
- O czym ty... - Shirina spojrzała na elfa zaskoczona, cudem unikając jego ciosu. Ostrze miecza przecięło rąbek jej sukni.
Meadhros nie odpowiedział, jedynie w oczach elfa odmalował się obraz bólu… Obraz utraconej nadziei…
O nie, nie dam się zabić tak łatwo i te jego sztuczki...
- Nie dam się zwieść. Kolejne kłamstwo... - szepnęła i zaatakowała z jeszcze wiekszą siłą.
- Nigdy cię nie okłamałem.
- Kilka chwil temu nazwałeś mnie egoistką, teraz wspominasz o miłości - Shirina uśmiechnęła się krzywo. - Nieadekwatnie okolicznościowo...
- Okoliczności zawsze można zmienić… - szepnął broniąc się przed kolejnym ciosem elfki.
- Co? - Shirina spojrzała ze zdziwieniem na elfa.
Po chwili przypomniała sobie ich rozmowę...
- Szkoda, że spotykamy się w takich okolicznościach... - szepnęła.
- To znaczy? – spytał elf podnosząc w górę brwi.
- Nieważne - Shirina pokręciła głową, dając do zrozumienia, że nastąpił koniec pytań na ten temat
- Czemu opowiadasz mi to wszystko? - spytała nagle. - Czemu właśnie mnie?
- Abyś nigdy nie popełniła tego samego błędu, co ja… - szepnął, patrząc pełnymi bólu oczyma na elfke.
- To znaczy? - Shirina nachmurzyła brwi.
- Żebyś… Żebyś z nią nie walczyła… Po prostu odejdź… Żyj i kochaj, póki jeszcze masz czas… - wyszeptał, a po jego policzku popłynęła łza, której nie zdołał powstrzymać.
Elfka westchnęła. Uniosła dłoń i dotknęła policzka mężczyzny, wycierając łzę.
- Nie wszystko jest takie proste, by móc ot tak sobie żyć i kochać... - wyszeptała, a jej oczy rozjarzyły się ciepłym światłem współczucia. - Życie jest marnością...
- Życie nie jest marnością… Życie i miłość to największe skarby jakie otrzymaliśmy… Jednak trzeba je najpierw odkryć… - szepnął, ujmując delikatnie dłoń elfki.
Shirina spojrzała na Meadhrosa z jakimś jej tylko znanym lękiem. Po chwili powoli cofnęła dłoń.
- Nie rozumiesz... - wyszeptała, wstając.
Odeszła od stołu i zatrzymała się przy jednym z okien. Nic więcej nie powiedziała. Elf usłyszał tylko jej ciche westchnienie.
- Wątpię czy można je zmienić, gdy jedno z nas za chwilę umrze - mruknęła, robiąc unik od kolejnego ciosu.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Nie 10:01, 02 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Copyright Meadhros & Arianna
Meadhros nie odpowiedział nic. Teraz skupił się jak jedynie na walce z Shiriną.
Elfka zrobiła unik i znów zaatakowała. Miała już dość zabawy w kotka i myszkę. Jedno szybko cięcie, drugie, trzecie. Ostrze miecza przecięło nagle ramię elfa. Na śnieg upadło kilka kropel krwi. Kobieta uśmiechnęła się i zaatakowała z jeszcze większą siłą.
Elf czuł jak ciepła krew spływa jego ramieniem. Ból przypomniał mu o tym, że to walka na śmierć i życie… Na śmierć i życie…
Elfie… Nawet największy płomień nie ogrzeje serca z kamienia – Meadhros zbladł, słysząc znajomy szept…
Tak – szepnął w myślach – na śmierć i życie…
Mimo rany na prawym ranieniu jego ciosy nie osłabły. Nawet zdawać się mogło, że ból zwiększył jego siły. – na śmierć… - szepnął w duchu, zadając potężne cięcie skierowane na głowę elfki.
Shirina uchyliła się od ostrza i straciła równowagę, upadając w miękki śnieg.
Meadhros korzystając z okazji, jaka się nadarzyła, kopnięciem wytrącił elfce miecz z ręki. A następnie nie czekając ani chwili dłużej silnym, zdecydowanym ruchem uderzył ją rękojeścią miecza w głowę.
Shirina jęknęła cicho, a jej oczy wyblakły. Upadła na ziemię, tracąc przytomność i zabarwiając biały puch szkarłatną krwią.
Meadhros przykląkł i delikatnie, z zagadkowym uśmiechem, odgarnął kosmyk kruczoczarnych włosów Shiriny, który nieposłusznie opadł jej na twarz. Twarz tak bliską jego sercu.
Nie mógł jej zabić. Nie potrafił teraz… Nie potrafił tak po prostu…
Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Nie 12:29, 02 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Michalot
Łzy Księżyca
Dołączył: 04 Paź 2007 Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Nie 11:44, 02 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Halid pędził na wilkołaki z rządzą mordu w oczach. Pierścień włochatych ciał zacieśniał się wokół niego. Nie dbał o to. O nic nie dbał. Tylko śmierć.... Chciał jednak jeszcze narżnąć jak najwięcej przeciwników przed śmiercią. Z żalu... Z żalu, że sprowadził śmierć na towarzyszy.
Pierwszy wilkołak skoczył ku niemu ze skowytem. Łowca wypuścił sztylet z prawej ręki i chwycił go w zęby. Następnie błyskawicznym ruchem, wydobył zza pasa bolę i cisnął ją w przeciwnika. Ciężarki oplotły napastnikowi nogi. Po chwili wielkie cielsko zwaliło się śnieg. Maradwe chwycił sztylety na zewnątrz i runął na powalonego przeciwnika rozchlastawszy mu pysk dwoma potężnymi cięciami. Reszta wilkołaków zatrzymała się. Jakiś dziwny lęk ogarnął zgraję przeciw samotnej postaci umazanej krwią ich pobratymców. Jakiś lek przebiegł po ich obliczach. Potem ta chwila minęła. Mutanty jednocześnie rzuciły się na Łowcę ze wszystkich stron. Halid nie miał szans. Przykucnął. Gdy wilkołaki były dostatecznie blisko wykonał piruet. Ostrza sztyletów rozcinały żyły i aorty przeciwników. Krew lała się na Łowcę strumieniami. Czuł, że pazury szarpią mu ciało. Ręce omdlałe od cięć coraz wolniej pracowały broniąc życia Łowcay. Włochate ręce uderzały go co chwila z potężną siłą. Łowca jęknął. Umierał... Świat zawirował... Wydał z siebie ostatni okrzyk zgrozy i bólu. Następnie ciężko zwalił się na ziemię. Jeden z wilkołaków w przypływie furii dźwignął jego ciało i cisnął daleko od siebie, poza krąg wilkołaków. Śnieżny puch złagodził upadek i nie było słychać trzasku łamanych kości. Wtedy wilkołaki przypomniały sobie o reszcie drużyny i rzuciły się na nich z okrutnym wyciem...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie
Dołączył: 04 Wrz 2007 Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Lasu
|
Wysłany: Nie 22:49, 02 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Halid podszedł cicho do Meadhrosa i Geralda i szepnął im kilka słów.
Po tych słowach wiedźmin podniósł swój miecz i wycelował w stronę bestii.
- Nie znam wiedźmina, który zginąłby w walce z wilkołakami, dlatego i ja nie mam zamiaru zginąć... - po tych słowach powoli zmierzył mutanty, ciągnąc dalej : -... w przeciwnym wypadku niech ciało moje nie zazna grobu, dusza moja zostanie potępiona, a imię moje zapomniane.
- Bogowie i przodkowie! Wybaczcie jeśli chybię! - szybciej niż myśl, szybciej niż dźwięk Łowca zamachnął się potężnie i cisnął swoim mieczem w przywódcę. Miecz powoli obracał się w powietrzu i z furkotem utkwił w ciele wilkołaka. Krew chlusnęła na wszystkie strony. Rozległo się okropne wycie i wszystkie wilkołaki jak na hasło rzuciły się na Łowcę.
Gerald widząc, że wilkołaki kierują się w stronę Łowcy, podbiegł i stanąwszy jak wryty zablokował części z nich drogę.
- Najpierw ja! - krzyknął przez zęby, zaciskając dłonie na rękojeści swojego miecza.
Wilkołaki zatrzymały się i ugięły na nogach. Następnie zaczęły się jakby skradać w kierunku wiedźmina. Wiedźmin lekko przymrużył oczy.... Nagle jedna z bestii zerwała się w ruszyła w kierunku białowłosego. Ten otworzył oczy, z których ukazał się błysk. Mutant odbił się kilka metrów przez mężczyzną i skoczył na niego. Wiedźmin wykonał unik i szybkie cięcie. Po chwili za wiedźminem ukazała się plama krwi na śniegu w centrum, której leżał wilkołak z połówką tylko czaszki. Zaraz po tym zerwały się dwa kolejne. W stronę jednego szybko powędrował sztylet, który celnym trafieniem powalił mutanta tuż pod nogi Geralda. Wiedźmin wykonał szybki piruet pozbawiając głowy leżącego wilkołaka i wyprowadzając miecz do silnego pchnięcia w stronę nadbiegającego z drugiej strony wilkołaka. Miecz wślizgnął się łatwo w czaszkę bestii, a krew obficie splamiła ręce i tors wiedźmina. Reszta mutantów zatrzymała się. Gerald wyciągnął miecz, a ciężkie cielsko zwaliło się pod jego nogi. Następnie podszedł do leżącego bez głowy mutanta i wyciągnął silnie tkwiący sztylet. Wiedźmin zrobił kilka kroków w stronę stojących i warczących wilkołaków zostawiając za sobą trzy już zabite bestie.......
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
meadhros umarath
Władca Słów
Dołączył: 10 Gru 2006 Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola Płeć:
|
Wysłany: Śro 13:19, 12 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Nagle wstał. Rozglądnął się szybko, jak gdyby lustrując całą sytuacje.
-Weź Shirine na konia i jedźcie w stronę gór! - krzyknął po chwili do Geralda, a sam dosiadłszy konia pomknął w miejsce, gdzie leżał umierający Łowca. Jednak tym razem Meadhrosowi nie było tak łatwo przebić się przez nacierające wilkołaki, jak wcześniej. Niekiedy wilkołaki stawiały tak wielki opór, że elf musiał zawracać konia, a następnie, będąc znacznie oddalony od wilkołaków, próbować wyminąć je w jakiś sposób. W końcu udało mu się dotrzeć do celu, jego drogę znaczyła krew wilkołaków. Mimo, że nie był to jeszcze koniec walki, miejsce gdzie walczyli nie przypominało śnieżnego pustkowia a ogród, pełen kwitnących róż.
Meadhros usadził ciało Halida na koniu tak ostrożnie, na ile pozwalała mu odległość między nim a wilkołakami, po czym pognał konia w kierunku Gór Mrozu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Pon 8:33, 17 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Zakon Księżyca... Tu trafiały dzieci porzucone lub osierocone od narodzin skazane na śmierć, bądź życie niosące tylko cierpienie. Mistrzowie Zakonu zabierali je w swe mury i ofiarowywali schronienie, pożywienie, naukę i opiekę.
Jednak nie trzymali nikogo na siłę. W Zakonie Księżyca dzieci przebywały do osiemnastego roku życia, ucząc się różnych sztuk walki, podstawowej i niezbędnej do życia wiedzy naukowej oraz poznając cele i powody istnienia Zakonu.
Gdy osiągało się osiemnaście lat, Mistrzowie Bractwa dawali wybór pozostania lub odejścia.
Pozostanie w Zakonie oznaczało dalsze pobieranie nauk, już bardziej skomplikowanych i tajemniczych. Następnym etapem było przejście Próby. Dla uczniów zakonu, słowo to niosło ze sobą jedynie niewiedzę i niepokój. A zarazem każdy czekał na ową tajemniczą Próbę z zniecierpliwieniem, gdyż po niej zostawało się prawowitym członkiem Zakonu i wyruszało się w Wędrówkę, pod czas której wypełniało charyzmat Zakonu, zawierający się w jednym zdaniu, będącym zarazem przysięgą Bractwa: „Życie jest marnością, a my trwamy by uczynić go lepszym”.
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie
Dołączył: 04 Wrz 2007 Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z Lasu
|
Wysłany: Czw 16:29, 04 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
-Weź Shirine na konia i jedźcie w stronę gór!
W tym samym momencie Gerald wykonał piruet i precyzyjnym cięciem zwalił mutanta na ziemię.
- Już pędzę! - krzyknął i ruszył w stronę Elfki. Biegnąc gwizdnął po Płotkę i szepnął pod nosem: - Tylko mnie nie zawiedź....
Jeden z wilkołaków ruszył wprost na wiedźmina. Łowca cofnął lewą rękę do tyłu i wyszeptał: - Aard. - po tym w jego dłoń zajaśniał płomień, który z każdą chwilą jak wiedźmin był bliżej bestii, rozpalał się coraz bardziej i bardzie. Gdy wilkołak był już wystarczająco blisko wybił się w powietrze, aby spaść wprost w nadbiegającego Geralda. Wiedźmin zatrzymał się i wycelowawszy ręką w lecącego w niego wilkołaka powiedział:
- Giń psie.... - słowa te zakończyły się drwiącym uśmiechem, po którym z dłoni w kierunku bestii buchnęła kula ognia. Podmuch był tak potężny, że wilkołak z powrotem spadł w miejsce, z którego się wybił. Wiedźmin lekko ugiął się na kolanach, ale wiedział że nie ma czasu na odpoczynek i znowu ruszył do leżącej Shiriny. Minął spalonego na węgiel mutanta po czym znalazł się przy leżącej w bezruchu elfce.
Szybkim ruchem złapał za cholewkę buta i wyjął z niego sztylet. Wiedźmin rozglądnął się dookoła.
- Za spokojnie.... - mruknął. W pobliżu nie widział, ani nie słyszał żadnego z wilkołaków. Naglę za jego plecami rozległo się chrapnięcie i coraz bardziej było słychać dudnienie kopyt.
- Dzięki za pamięć.... - powiedział z ironią wiedźmin i pozbawiwszy całego oręża Elfki, wsadził ją na rumaka, na którym już po chwili sam siedział.
- Byle szybko!- krzyknął i ruszył za Meadem w stronę Gór Mrozu.....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
meadhros umarath
Władca Słów
Dołączył: 10 Gru 2006 Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola Płeć:
|
Wysłany: Czw 20:32, 04 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Gdy galop Płotki zrównała się z galopem konia, na którym jechał Meadhros, elf oglądnął się za siebie. Jego oczom ukazały się wilkołaki, które zwolna ich doganiały - wierzchowce były wycieńczone.
Muszą jakoś odgrodzić się od tych bestii, to było pewne. W innym razie ich śmierć była pewna.
Ale jak? – zadawał sobie w duchu pytanie.
Nagle leżący nieruchomo do tej pory Halid poruszył się niespokojnie i jak gdyby czytając w myślach elfa, podał mu drżącą ręką szczelnie zapieczętowany pergamin, który wyjął ze swojej sakwy.
Meadhors spojrzał zdziwiony na Łowce.
- Co mam z tym zrobić? – spytał zaskoczony.
- Rzuć… - wydusił z siebie, po czym całkowicie opadł z sił.
Elf szybko przyglądnąwszy się dokładnie zwojowi, cisnął go w ziemię za sobą.
Pergamin dotknąwszy ziemi, zaczął płonąć, jednak zamiast dymu w powietrzu unosiła się dziwnego, rubinowego koloru mgła. Wilkołaki, które w nią weszły mimowolnie stanęły w miejscu. Wyglądały jak gdyby co ich krępowało. Zdezorientowane patrzyły to na siebie, to na oddalająca się coraz bardziej drużynę, aż zupełnie rozmyła się na tle Gór Mrozu…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Michalot
Łzy Księżyca
Dołączył: 04 Paź 2007 Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Sob 12:44, 06 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
***
Ognień cicho zasyczał. Halid ruchem ręki dorzucił kilka mokrych szczapek drewna. Płonień przygasł a następnie zapłonął z nową siłą trawiąc drewno. Chłód w jaskini ustąpił fali ciepła. Maradwe chwycił sztylet, który leżał ostrzem w ognisku. Następnie odsłonił ranę na nodze. Zaciskając zęby przyłożył rozgrzane żelazo do rany. Cichy jęk wydarł się z jego gardła. Następnie odrzucił nóż i zabandażował ranę. To była ostatnia... Cicho wstał i sprawdził wyjście groty. Było dokładnie zasypane śniegiem. Meadhros razem z Geraldem dobrze wykonali swoją pracę. Sądząc po wyciu wiatru na zewnątrz panowała kolejna zamieć. Łowca uśmiechnął się pod nosem. W takiej pogodzie nikt ich nie będzie szukał, a ślady zostaną zatarte. Podszedł do siedzących przy ogniu elfa i białowłosego człowieka.
- Dziękuję wam... za wszystko i przepraszam...- powiedział i zamilkł. Jego myśli błąkały się i odbijały od ścian jaskini. Wszyscy troję co chwila zerkali na leżąca, w kącie elfkę. Mocny rzemień opasał jej nadgarstki i kostki. Maradwe patrzył to na nią to na koniec sztyletu nagrzewającego się w ogniu... Tak... Dzisiaj dowie się wszystkiego...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Arianna
Gość
|
Wysłany: Sob 13:16, 06 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Korytarz był długi i bardzo ciemny. Gdzieś w dali kosmyki księżyca srebrzyły się i znikały co chwila. Shirina chciała iść do nich, lecz coś jej nie pozwalało. Coś wciąż trzymało ją w tym ciemnym, chłodnym korytarzu. Ostry ból w skroni zalał nagle wszystko czerwienią.
Elfka powoli otworzyła oczy. Cichy jęk wydostał się z jej gardła, gdy poczuła piorunujący ból głowy. Nadgarstki i kostki mu wtórowały. Pierwszym jej ruchem, jak od wielu lat, było sięgnięcie po rękojeść miecza. Jednak w tej chwili Shirina zrozumiała, że nie ma możliwości wykonania żadnego ruchu.
Gdy jej wzrok się wyostrzył, ujrzała Meadhrosa, Geralda i Halida siedzących przy ognisku. Zaklęła w myślach. Nie udało się...
Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Sob 13:17, 06 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
meadhros umarath
Władca Słów
Dołączył: 10 Gru 2006 Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola Płeć:
|
Wysłany: Sob 13:49, 06 Gru 2008 Temat postu: Meadhros siedział w milczeniu, patrząc na tańczące języki og |
|
|
Meadhros siedział w milczeniu, patrząc na tańczące języki ognia.
Dwa kamienie, zdobiące medalion, który otrzymał od Śmierci, rozświetliły się kolorami. Jeden zalany smutnym błękitem, drugi barwą letniej trawy spalonej słońcem. Już dwa. Zostały trzy… Trzy życia.
Wzrok elfa przeniósł się na sztylet Łowcy, którego ostrze czerwieniało w ogniu, a następnie na Shirine. Nagle elfka otworzyła oczy. Chciała wykonać jakiś ruch, jednak silnie zaciśnięte rzemienie na przegubach jej rąk, udaremniły jej to.
Meadhros widząc to szturchnął Halida łokciem, po czym wstał i oparłszy się o ścianę groty czekał na jego poczynania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Michalot
Łzy Księżyca
Dołączył: 04 Paź 2007 Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Sob 14:05, 06 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Halid ocknął się z zamyślenia. Popatrzył na Maedhrosa potem przeciągle spojrzał na Shirinę. Istotnie otworzyła już oczy. Wstał. Podwinął rękawy. Ręce przeorane były ranami z ostatniej walki. Niektóre nawet pod wpływem rozgrzanego żelaza nie zasklepiły się. Łowca podszedł cicho do Shiriny. Ciszę panującą w grocie przerywało tylko trzaskanie ognia i ciche chrapanie koni stojących w głębi. Maradwe kucnął przy elfce. Jego oczy wyprane były z wszelkich uczyć. Twarz była jak maska. Nieprzenikniona. Zbliżył swoja twarz do twarzy Shiriny. Spojrzał w jej oczy.
- Dlaczego?- zapytał – Co musi pchnąć jakakolwiek istotę do tego b zdradzić inną? Kłamać? Oszukiwać? Zwodzić? - pokręcił głową – To jednak nie ma już dla mnie znaczenia elfko… jak i to jakkolwiek się nazywasz, gdyż z pewnością i to przed nami zataiłaś… Nie ma znaczenia… Powiedz mi tylko kto Cię przysłał? Kto jest mentorem Zakonu? Kto zabija zamiast ratować?-
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group. Theme Designed By ArthurStyle
|
|
|
|
|
|