Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Sob 4:14, 30 Lis 2024

Nocni Łowcy
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21 ... 34, 35, 36  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> RPG / Wyprawy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Sob 15:30, 23 Lut 2008    Temat postu:

Lisica zza drzew obserwowała wiedźmina, elfkę i wilka. Wyruszyli oni do obozowiska orków, więc jej obecność nie była tam potrzebna. Szybko wbiegła na pobliski pagórek, aby wspierać ich magią. Na razie tylko zesłała mocniejszy sen na strażników i orków. Bogowie miejcie ich w swojej opiece.

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 15:33, 23 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Sob 16:37, 23 Lut 2008    Temat postu:

Shirina wskoczyła na konia. Lekki ruch bioder wystarczył by Pielgrzym wiedział dokąd zmierzają.
- No cóż... - elfka zdmuchnęła kosmyk włosów z twarzy. - Pytam się, ponieważ rok temu zwiałam z od orków właśnie za pomocną animagowania. Do głowy im nie przyszło, że szara wilczyca jest tą samą elfką, którą kilka godzin temu schwytali w lesie.
W kąciku jej ust pojawił się lekki uśmiech zadowolenia.
- To były czasy... - mruknęła do siebie.
Jechała przez krótką chwilę zamyślona. Następnie ponownie spojrzała na wiedźmina.
- Więc jakbyś był animagiem, łatwiej by nam było przedostać się w samo serce ich oddziału, czyli tam, gdzie są więźniowie. Z resztą tak czy inaczej poradzimy sobie. Orkowie nie są zbyt bystrzy, a ich siła zrównoważona jest z ich głupotą. - uśniechnęła się lekko.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Lasu


PostWysłany: Nie 11:19, 24 Lut 2008    Temat postu:

- Więc jakbyś był animagiem, łatwiej by nam było przedostać się w samo serce ich oddziału, czyli tam, gdzie są więźniowie. Z resztą tak czy inaczej poradzimy sobie. Orkowie nie są zbyt bystrzy, a ich siła zrównoważona jest z ich głupotą.
- No niestety nie jestem animagiem. Jednak spotkałem się z wieloma ludźmi, którzy mnie tak nazwali, a wszystko to przez jeden z eliksirów, który robi zemnie...... - wiedźmin przerwał na chwile, a gdy spojrzał na elfkę zaczął mówić dalej: - .... coś w rodzaju nie do końca przemienionego wilkołaka. - po tych słowach głowa twarz do tej pory pełna radości, teraz spochmurniałą. Gerald na chwile pogrążył się w atakujących go wspomnieniach.....

- Uważaj! - krzyknął Gerald w stronę mężczyzny. Ten odwrócił się i w ostatniej chwili unikną ostrych i długich pazurów wilkołaka, który po chwili leżał na ziemi przebity długim ostrzem.
- Dzięki - powiedział nieznajomy i znowu rzucił się w wir walki z wilkołakami. Mutantów przybywało coraz więcej, a ludzi zdolnych do walki z nimi z każdą minutą ubywało. Wiedźmin nagle przypomniał sobie o swojej fiolce, a raczej o tym co było w środku.
- Nie nie mogę tego zrobić. Jeszcze nie teraz... - powtarzał sobie w myśli Gerald. Jednak sytuacja wymykała się z pod kontroli. Wilokałaków było z każdą minuta więcej. Wiedźmin nie mógł dłużej zwlekać. Chwycił za fiolkę otworzył ją, zawartość zaś szybko wypił.
Wszystko w okół, jakby zwolniło. Wiedźmin widział wszystko jakby we mgle. Nagle poczuł jak coś ściska jego wnętrzności. Gerald upadł na kolana. Po chwili jednak jego wzrok wyostrzył się jak nigdy dotąd. Niewyraźne dźwięki, słyszane zaraz po wypiciu eliksiru, teraz były niesamowicie wyraźne. Wiedźmin znowu rzucił się w wir walki. Czuł jak jego ruchy są płynniejsze niż zwykle. Jego cięcia mocniejsze, a Znaki Wiedźmińskie nie pozbawiały go siły jak przed wypiciem czegoś o czym mówiono w Kear Morhen " Ostatni Napój ". Nagle do jego wyczulonego słuchu dobiegło wołanie pomocy tego samego mężczyzny co przed chwilą. Wiedźmin zadał jeszcze cięcie pozbawiające wilkołaka głowy i ruszył z pomocą.
Mężczyzna leżał na ziemi, a nad nim stał na czerech łapach pochylony wilkołak. Potwór zawył, wstał na dwie łapy i wziął zamach prawą łapą. Mężczyzna krzyknął i zamknął oczy. Coś nagle zaskomlało, a po krótkiej chwili zacharczało. Mężczyzna czuł, że jeszcze żyje. Powoli otworzy oczy. Wiedźmin uśmiechnął się, jednak na twarzy uratowanego nie było widać żadnej radości z powodu ocalenia mu życia. Na twarzy mężczyzny pojawiło się przerażenie, gorsze niż na widok wilkołaka stojącego na nim.
Wiedźmin nie wiedział co sie stało. Oglądnął się za sobą z myślą że to może za nim znajduje się coś co wywarło na mężczyźnie takie zdziwienie. Nagle poczuł ból w kroczu, po czym odsunął się od mężczyzny. Gdy na niego spojrzał ten biegł w stronę Geralda z mieczem. Wiedźmin parował cios, ale mężczyzna nie przestawał go atakować. Po kolejnym parowaniu ciosu wiedźmin podciął mężczyznę, który upadł i stracił przytomność od uderzenia głową w kamień.
Nagle za plecami Geralda dobiegł głos:
- Patrzcie na tą bestię! - kilku żołnierzy skierowało wzrok i rzuciło się na wiedźmina. Gerald nie wiedział o co chodzi i ruszył w kierunku stojącego domu. Tam znalazł chwilowe schronienie. Gdy chciał odsunąć firankę i zajrzeć przez okno co dzieje się na polu, zobaczył swoje odbicie. Twarz wyglądała okropnie. Porośnięta częściowo sierścią. Wielkie wyłupiaste oczy. Kły wystające z gęby. Odsunął się od szyby i zobaczył resztę ciała. Niesamowicie atletyczne ciało, pazury u rąk, dłonie obrośnięte sierścią. Wiedźmin pochylił się i upadł na kolana. Nagle do drzwi otworzyły się wielkim hukiem....


Gerald gwałtownie podniósł głowę. Obok niego jechała Shirina, na swoim pięknym wierzchowcu. Przed nimi, kilkadziesiąt jardów śmiało stąpał wilk, prowadzący ich w stronę reszt drużyny......


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gerald dnia Nie 11:24, 24 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Nie 12:12, 24 Lut 2008    Temat postu:

Shirina drgnęła, słysząc słowa wiedźmina. Coś w rodzaju wilkołaka?
Spojrzała na Geralda. W jej fioletowych oczach malowała się niepewność. Mężczyzna jechał pogrążony w swych myślach i zdawało się przez chwilę był nieobecny.
Gdy się ocknął, elfka pospiesznie odwiodła wzrok.
Coś w rodzaju wilkołaka... Jak mi ktoś powie, że ten świat nie jest mały to mu utnę głowę! - w kąciku ust kobiety pojawił się jej charakterystyczny uśmiech - Życie jest marnością, a my trwamy by uczynić go lepszym...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Lasu


PostWysłany: Czw 22:02, 28 Lut 2008    Temat postu:

- Nie Ty jedna zareagowałaś w podobny sposób. - po tych słowach skierował powoli swój wzrok w stronę Shiriny. W jego oczach nie było obecnej przez cały czas radości. Teraz przeważał smutek, rozpacz..... Już nie było tych radosnych błysków....
- Mam nadzieje że to co Ci powiedziałem nie przeszkodzi Nam w ratowaniu reszty drużyny...... - Gerald miał jeszcze coś powiedzieć ale wolał zostawić to dla siebie.... - i że nie pozbawisz mnie głowy w najmniej oczekiwanym dla mnie momencie.......


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Czw 22:05, 28 Lut 2008    Temat postu:

Shirina spojrzała na Geralda z niepewnością. Nie wiedziala, że dojrzał jej reakcję.
- To co powiedziałeś, nic nie zmieni. - rzekła spokojnie, wciąż uważnie patrząc na wiedźmina.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Lasu


PostWysłany: Czw 22:20, 28 Lut 2008    Temat postu:

- To co powiedziałeś, nic nie zmieni.
- Bardzo się cieszę z tego powodu Shirino. - po tych słowach oczy wiedźmina chciały błysnąć radością, jak to robiły nie raz na widok Elfki, jednak teraz coś je powstrzymywało......

Nagle za jego plecami coś zaszeleściło w krzakach. Wiedźmin w mgnieniu oka trzymał swój długi miecz w rękach.....
- Zostań sprawdzę to....... - po tym ruszył w kierunku zarośli ..........


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Czw 22:30, 28 Lut 2008    Temat postu:

Za taki sekret można by było i zabić... - mruknęła do siebie w myślach. - Ciekawa jestem czy nie żałuje, że wyjawił mi go. A może...
Myśli elfki przerwał dźwięk wyjmowanego ostrza. Shirina drgnęła.
Czyny były szybsze niż myśli. Ostrze elfki bezszelestnie wyłoniło się z pochwy i w mgnieniu uka było skierowane tuż na Geralda. Srebrny, elficki miecz błysnął majestatycznie w młodych promieniach słońca. Zdobiona tafla ostrza zawisła w powietrzu, swym ostrzem omal nie dotykając szyi wiedźmina.
Shirina ścisneła usta, w jej oczy zalśniły intensywniejszym blaskiem.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Lasu


PostWysłany: Pią 7:31, 29 Lut 2008    Temat postu:

Wiedźmin ze względu na to że miał w rękach swój długi miecz, zachował dystans od elfki, na wypadek walki z czymś lub kimś, siedzącym w zaroślach. Jednak i ten dystans nie uchronił go ostrza elfki, które widniało wiedźminowi przed oczami.
Oczy Shiriny zalśniły intensywnym blaskiem. Gerald skierował swój wzrok na miecz elfki, po czym jego oczy powoli skierowały się na twarz Shiriny. Kątem oka dostrzegł, że to co siedziało w zaroślach i spowodowało tyle zamieszania to niewielki rogacz.
- Myślałem, że na słowie elfów można bardziej polegać. - po tych słowach skierował ostrze swojego miecza ku ziemi.
- Przypominam Ci że jeżeli zechcesz mnie zabić w tej chwili, to ratować naszych kompanów będziesz sama..... - po tych słowach spauzował i znowu dodał: - ..... no chyba że jesteś pozbawiona jakichkolwiek uczuć i pozostawisz ich na pastwę losu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gerald dnia Pią 7:33, 29 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Pią 19:55, 29 Lut 2008    Temat postu:

- Moje uczucia nie powinny cię obchodzić! - wysedziła przez ściśnięte zęby.
Kątem oka dostrzegła ptaka, frunącego ku niebu z zarośli. W mgnieniu oka zrozumiała co było powodem wyjęcia broni przez wiedźmina. Westchnęła, karcąc siebie w duchu za zbytnią nerwowość.
- Nigdy nie wyciągaj miecza za moimi plecami. - rzekła spokojnie, opuszczając miecz. - Innym razem mój miecz może przeciąć nie tylko powietrze...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Pią 23:18, 29 Lut 2008    Temat postu:

- Kim jestem? - powtórzył pytanie Interfector.
Magiczna melodia przenikała każdą jego myśl, budząc z głębokiego snu dawno zapomniane i pogrzebane uczucia. Wspomnienia, bez niczyjej pomocy, przedostawały się do świadomości człowieka, a żywe obrazy z przeszłości stawały przed oczami z taką realnością, jakby miały miejsce tu i teraz. Opowieść sama cisnęła się na usta, a chociaż Halid nie nucił już kołysanki, muzyka wciąż rozbrzmiewała, czyniąc wszystkie wydarzenia nieprawdopodobnymi.
- Właściwie nie wiem, kim lub czym jeszcze jestem. Od wielu lat szukam własnego domu, który utraciłem dawno temu. Można powiedzieć, że zostałem wygnany za opowiedzenie się po niewłaściwej stronie. Zaślepiony przez nic nie warte obietnice, złamałem prawo swojego ludu. Powinienem ponieść śmierć, ale z niewiadomych mi przyczyn, zostałem ukarany w inny sposób. Od tej pory błąkam się bez celu po świecie, korzystając z różnych szans, które daje mi los, by nie myśleć o tym, co zrobiłem i jakie ten czyn pociągnął za sobą konsekwencje. Żyję w odosobnieniu, a towarzyszy mi jedynie Animus, wilk, którego miałeś już sposobność poznać. Spotkałem go zaraz po wygnaniu i uratowałem go z niebezpieczeństwa. Szczerze mówiąc, to raczej on mnie ocalił, niż ja jego. Od tamtego dnia nigdy się nie rozstajemy, chyba że nasza misja tego wymaga, jak w tym przypadku. Rozumiemy się bez słów, jakbyśmy razem tworzyli pewną całość; jakby żaden z nas bez drugiego nic nie potrafił uczynić. Dlatego wiem i czuję, że oni teraz idą, by nas uwolnić.
Zapadła cisza. Interfector przerwał swoją historię, a zwykłemu, podejrzliwemu i dociekliwemu słuchaczowi wydawać by się mogło, że mężczyzna zastanawia się, czy nie powiedział za dużo, czy nie uchylił za wiele zasłony, skrywającej jego tajemnicę. Spoglądał teraz w dal, wpatrzony w tylko sobie znany punkt. Jedynie on sam wiedział, ile w tej opowieści było prawdy, ile kłamstw, a ile niedopowiedzeń.
- Dlaczego ja ci to wszystko mówię? - zapytał nagle, nie odrywając wzroku od zasnutego szarymi obłokami nieba. - Przecież i tak mi nie uwierzysz, nawet jeśli opowiem najbardziej realistyczną historię. Nie potrzeba być mędrcem, czy czarnoksiężnikiem, nie potrzeba posiadać zdolności czytania innym w myślach, aby odkryć, że ktoś ci nie ufa. Masz do tego prawo, jak każdy wolny człowiek...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Michalot
Łzy Księżyca



Dołączył: 04 Paź 2007
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola


PostWysłany: Śro 12:43, 05 Mar 2008    Temat postu:

Halid zamyślił sie głęboko.
- Tak mam do tego prawo... ale to nie znaczy, że mamy sobie nie pomagać - szepnął cicho i zamknął oczy. Obrazy same przesuwały mu sie przed oczami. Sen owładnął nim gwałtownie... Czy aby to był na pewno sen? Stał po środku polany. Czuł to. Nie widział. Ciemność... Noc... Niebo bez gwiazd i księżyca... Było tak ciemno że Halid poczuł duszność… Niewidzialne ręce wyciągały sie do niego a on ich nie widział... Cisza dzwoniła mu w uszach... Chciał usłyszeć przeciwnika... zadać cios... nic nie słyszał... Ręce zaczęły mu sie trząść... Wyciągnął miecz i ciął na oślep... Przeciął powietrze... Cos przemknęło za jego plecami... Łowca okręcił sie na pięcie i zaatakował ponownie... z podobnym rezultatem... Strach... A więc to jest strach? Coś czego oczekujemy ale nie wiemy kiedy przybędzie... strach przed śmiercią? śmierć? Nie śmierć to ukojenie w mękach... Strach to coś innego... Gra cieni... coś w mroku... czy to on... Znowu cios w ciemność... Cos uderzyło go w plecy... Ostre pazury przecięły jego skórę... Poczuł jak krew tryska z rany... upadł... miecz wyleciał mu z ręki...Łowca zaczął go szukać po omacku... nie znalazł... coś świsnęło w powietrzu... Odruchowy unik... Jego własny miecz przeciął powietrze tuz nad jego głową... On mnie widzi a ja jego nie... dlaczego? Znowu cios. Halid przeturlał się w bok. Nagle usłyszał to Pamiętaj... patrz oczami duszy... nie mózgiem... duszą i sercem... gdy zawodzą Cię zmysły... On tego nie zrozumie... Jego dusza też... Poradzisz sobie Znał ten głos. Łzy napłynęły mu do oczu.
- Tata?- szepnął
- Tatuś ci nie pomoże...- warknął głos z ciemności - Oni już dawno gryzą piach... ale nie bój się zaraz do nich dołączysz...- zdanie zakończyło się przeciągłym skowytem wyrażającym radość...
Halid skurczył sie na ziemi. Odłączył się. Wszystkie zmysły przestały pracować. Poczuł jak jego ciało sztywnieje... Nic nie słyszał... Wiedział... Teraz uderzy z lewej... Odruchowy unik... miecz przeleciał centymetr od jego lewego ucha... Czuj duszą i sercem... Wyszarpał z pochwy sztylet. Czuł że przeciwnik go obchodzi... Chciał go zaskoczyć... Halid wiedział gdzie jest... Sprężył się... Wygiął się do skoku w przeciwnym kierunku niż stał przeciwnik... Sztylet ścisnął mocniej w prawej ręce... Teraz! Okręcił się i rzucił w ciemność tnąc powietrze przed sobą... Nagle natrafił na ciało... Sztylet wbił się w ciało... Ciepła krew trysnęła na ręce Łowcy... Mrożące krew w żyłach wycie bólu przeszyło powietrze... Mężczyzna mimowolnie zatrzymał się... To był błąd... Otrzymał odruchowe uderzenie w żebra... Siła uderzenia odrzuciła go... Z bólu zamknął oczy. Gdy je otworzył zorientował się że ciemności minęły. Leżał plecami na niewielkiej polanie w środku las... Zewsząd otaczały go drzewa... Księżyca w pełni oświetlał polanę na której kulił sie jego przeciwnik... Wilkołak... Jego twarz przecinała pionowa rana od sztyletu Halida... Ciemnoczerwona ciecz sączyła sie z rany i spływała mu po brodzie... Halid podniósł się z ziemi ciągle trzymając sztylet. Dostrzegł swój miecz kilka kroków dalej. Powoli go podniósł. Wilkołak widząc to wstał również. Oblizał krew spływającą mu po brodzie.
- I tak cie zabije ścierwo... zabiłem ci całą rodzinę więc jakiś ostatki bachor nie stanowi dla mnie problemu...- zaryczał.
Halid nic nie odpowiedział. Stanął pewniej na nogach. Adrenalina buzowała mu w żyłach. Nie czuł bólu. Widział że ma pocięte plecy. Odrzucił sztylet i chwycił miecz dwiema rękami. Spojrzał w oczy wilkołaka. Biła z nich niewyobrażalna nienawiść. Całe przesiąknięte były rządzą śmierci. Rządzą krwi... krwi ostatniego... Ostatniego z rodu Maradwe... Halid wykrzywił twarz i splunął wilkołakowi pod nogi.
- Skoro chcesz mnie zabić - rzucił mu nienawistne spojrzenie- to czekam...- Nie czekał długo... Pół człowiek pół wilk rzucił sie na niego. Halid odskoczył ciął na odlew. Wilkołak parował ostrze pazurami. Klinga migotała w powietrzu. Pazury błyskały w poświacie księżyca. Ciosy zadawane był ze śmiertelną precyzją. Parowane były równie precyzyjnie. Każda ze stron pałała taką nienawiścią do drugiej że ciosy były dwa razy szybsze i potężniejsze. Zwierze i człowiek czerpali z tej nienawiści siłę. Nieznaną siłę. Walka była wyrównana. Każda ze stron czekała na błąd przeciwnika. Pierwszy doczekał sie Halid. Krew kapiąca z twarzy mutanta zasłaniała mu widoczność. Wilkołak przerwał cios, który zadał i otarł krew wierzchem łapy. To był błąd. Wykorzystał go Halid tnąca poziomo potężnym piruetem. Przeciwnik odskoczył ale końcówka miecz trafiła w brzuch. Wilkołak zwalił się ciężko na trawę. Rana cięta rozciągała sie od lewego do prawego biodra. Mutant leżał na plecach i wył z bólu. Halid stanął nad nim z wyrazem triumfu na twarzy.
- Teraz ich pomszczę... Nareszcie...za to wszystko co mi zrobiłeś. Mnie i mojej rodzinie...nareszcie... Żegnaj- Łowca zaśmiał sie szaleńczym śmiechem - Nareszcie! - zawył i uniósł miecz. Nagle zza drzew wypadła na polane zakapturzona postać. Halid stał jak skamieniały. Postać zatoczyła ręką koło nad głową i wyszeptała kilka słów. Obrzeża polany momentalnie stanęły w ogniu. Ogień oślepił Halida. Mimo to zadał cios na ślepo. Spóźnił się. Wilkołak już zdążył sie podnieść i pokracznym biegiem wbiegł do żółtego owalu zawieszone stopę nad ziemią. Postać w czarnych szatach z kapturem zaczęła sie śmiać. Śmiech ten Łowca słyszał pierwszy raz w życiu. Był to mrożący krew w żyłach, ironiczny, skrzekliwy rechot od którego wszystkie włosy stanęły Halidowi dęba.
- Do zobaczenia...- warknęła postać na pożegnanie i wkroczyła do portalu w ślad za wilkołakiem. Portal zmniejszył sie i znikł. Ogień płonący na obrzeżach polany dogasał. Łowca zaklął. Ciemność zasnuła mu oczy.

Łowca obudził sie nagle i poderwał głowę. Ze zgrozą uświadomił sobie że dalej znajduje sie w klatce, w której zamknęli go najemnicy. Jednak klatka stała w miejscu. Nie jechali. Wyjrzał przez szczeliny w skórach. Była noc. Księżyc jasno świecił nad głowami. Jakieś dziesięć kroków od nich paliło sie ognisko przy którym siedzieli orkowe i najemnicy głośno się śmiejąc. Znajdowali sie na jakiejś polanie niedaleko gościńca. Śniegu nie było tu tak dużo. Gdzie niegdzie wystawała trawa. Podróżowali zatem na wschód. Jak najdalej od mroźnej zimy. Łowca pokręcił głową.
- Ile spałem?- zapytał współtowarzyszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gerald
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 04 Wrz 2007
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Lasu


PostWysłany: Czw 20:00, 06 Mar 2008    Temat postu:

- Nigdy nie wyciągaj miecza za moimi plecami. Innym razem mój miecz może przeciąć nie tylko powietrze...
- Jeżeli jesteś na to tak wyczulona to będę starał się tego nie robić albo Ty będziesz musiała się do tego przyzwyczajać. - po tych słowach na twarzy wiedźmina zajaśniał delikatny uśmiech, po czym powoli złapał za ostrze miecza elfki i opuścił je w dół.
- Teraz jednak nie czas na zwarcie po między nami. - ciepły głos dobiegł z pod lekko przysłoniętych białymi włosami, ust - Gdzieś tam są nasi kompani i na razie tylko my jesteśmy ich jedyną deską ratunku. - po tych przenikliwy wzrok wiedźmina utkwił w oczach Elfki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Czw 21:34, 06 Mar 2008    Temat postu:

- Jeżeli jesteś na to tak wyczulona to będę starał się tego nie robić albo Ty będziesz musiała się do tego przyzwyczajać.
- Nie mam zwyczaju zmieniac swych przyzwyczajeń i... - zaczęła z nutką wrogości w głosie. Lecz widząc delikatny uśmiech na twarzy wiedźmina zamilkła.
Jej oczy błysnęły mocniejszym fioletem, gdy mężczyzna dotknął ostrza jej miecza, jednak nic nie rzekła na ten gest, jedynie uważnie patrzyła na niego, jakby rachując coś w myślach.

- Teraz jednak nie czas na zwarcie po między nami.
Zawsze jest czas... - pomyślała, uśmiechając się do siebie. - Na małą bójkę czas jest zawsze, by rozruszać mięśnie. Ale jak jeszcze raz wyjmie miecz za moimi plecami, to tak łatwo broni nie opuszcze...
- Gdzieś tam są nasi kompani i na razie tylko my jesteśmy ich jedyną deską ratunku.
Elfka uciekła oczami przed uważnym wzrokiem wiedźmina.
- Masz rację. - mruknęła. - Więc ruszajmy. Im szybciej tam dotrzemy, tym lepiej.
Po tych słowach Shirina schowała miecz i chwyciła za lejce, dając Pielgrzymowi do zrozumienia, że ruszają dajej. Koń zarżał radośnie i ruszył galopem w kierunku, w którym kroczył wilk.


Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Czw 21:53, 06 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Pią 19:10, 07 Mar 2008    Temat postu:

Animus nie zwracał uwagi na Shirinę i wiedźmina, gdy prowadził ich na miejsce obozowiska pojmanej części drużyny. Wiedział, że idą za nim, więc nie zwalniał tempa i nie zatrzymywał się, chcąc jak najszybciej uwolnić swojego przyjaciela z niewoli. Wędrując, przez cały czas wyczuwał działanie magii Marii. Natychmiast wyostrzyły się jego zmysły, albo pod wpływem zaklęcia w lesie zapanowała głęboka cisza, pozwalająca usłyszeć i bezbłędnie zlokalizować źródło najcichszego szmeru.
W miarę, jak zbliżali się do celu, robiło się coraz ciemniej, gdyż słońce opuszczało te krainy, skrywając się za szczytami zaśnieżonych gór, które majaczyły w oddali na zachodzie. Pod osłoną nocy łatwiej było odbić uwięzionych – poczekać, aż wrogowie zasną i natychmiast uderzyć z zaskoczenia.
Kiedy zmierzch zapadł na dobre, Animus zatrzymał się niespodziewanie. Czekając, aż jego towarzysze zrównają się z nim, dokładnie określił położenie obozu orków i najemników. Znajdowali się nieopodal, ale w bezpiecznej odległości, by nie zauważono ich obecności tutaj i nie zdołano zastawić na nich pułapki w razie próby oswobodzenia pojmanych.
Już niedługo - pomyślał Interfector, wyczuwając silną, jak jeszcze nigdy dotąd, aurę przyjaciela.
Nic nie odpowiedział na słowa Halida, przez cały czas zastanawiając się nad ich sensem. Zbyt dobrze znał życie, by uwierzyć w coś tak takiego jak bezinteresowna pomoc. Doskonale przeniknął w przeszłości ludzkie dusze, by wiedzieć o ich prawdziwej naturze i jedynych intencjach działania. Póki komuś wiodło się dobrze, a los nie oszczędzał mu wszelkiej pomyślności, gromadził wokół siebie tłumy. Wszyscy chętnie mu pomagali, zwąc się jego przyjaciółmi, w rzeczywistości jednak liczyli na własne korzyści. Wspólnie świętowali sukces, lecz gdy tylko szczęśliwcowi podwinęła się noga, to prawdziwi i niezastąpieni „przyjaciele” pierwsi wbijali mu nóż w plecy. Zostawali nieliczni lub nawet nie zostawał nikt, by podać wtedy pomocną dłoń i dodać potrzebnych sił do powstania z upadku. Uczty, zabawy i radości były sprawą całego tłumu, natomiast z bólem, cierpieniem i śmiercią należało zmierzyć się w samotności. Sam dobrze wiedział, że nie byłoby go z nimi, gdyby przywódca wilkołaków zadowolił się śmiercią Halida, poniesioną z ręki przypadkowego orka. Musiał go strzec do czasu, kiedy nastąpi ostateczne starcie. Jego pomoc też nie była bezinteresowna. Liczyło się tylko wykonanie zadania, nieważne były środki, jakie w tym celu wykorzysta. Rozumiał, że towarzyszenie im w niedoli przyczyni się do wzrostu zaufania wobec niego. Na końcu zobaczą i przekonają się sami, jak bardzo się pomylili.
Nikły uśmiech pojawił się na jego twarzy, wiedząc, że tuż obok w zaroślach tróje istnień czekało na dogodny moment, by rozpocząć walkę. Nie zamierzał dłużej czekać i nie zważając na pytające spojrzenia innych, dokończył rozwiązywanie supłów, krępujących ich dłonie. Już miał pomóc Halidowi, kiedy spostrzegł, że mężczyzna śpi. Powstrzymał się, nie chcąc go budzić. Nie czekał długo, gdyż po chwili usłyszał jego pytanie:

- Ile spałem?
- Niedługo - pospieszył z odpowiedzią Interfector. - Nie tak dawno zapadł zmierzch.
Przysunął się bliżej i natychmiast uwolnił jego ręce.
- Oni już tu są i czekają, aż w obozie zapadnie sen, by odbić nas z zaskoczenia. Musimy być gotowi...
Powrót do góry

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> RPG / Wyprawy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21 ... 34, 35, 36  Następny
Strona 20 z 36

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin