Autor |
Wiadomość |
Megi |
Wysłany: Sob 23:25, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
Galaktyka Pegaza, Atlantyda, tydzień później
Podróż do innej galaktyki trwała długo, lecz w końcu pierwsza między galaktyczna podróż Magdy dobiegła końca. Ogromny statek o nazwie US „Dedal” znalazł się na orbicie planety, na której leżała jedno z najbardziej znanych, mitycznych miast – Atlantyda.
Pierścień transportujący przeniósł Magdę, generała O’neill oraz członków „jedynki”: pułkownika Camerona Mitchell’a, który zastąpił Jacka, pułkownik Samanthę Carter, doktora Daniela Jacksona, Teal’c’a, a także Valę Mal Doran na teren miasta Starożytnych, a dokładniej do przestronnej Sali Wrót. Studentka oniemiała na widok pomieszczenia. Pastelowe barwy czerwieni, żółci, błękitu i zieleni nadawały mu jeszcze bardziej bajkowego i nierealnego charakteru. Sama świadomość, że przebywa się w mieście, które według większości ludzi na Ziemi nie istnieje była dla młodej kobiety czymś niezwykłym.
Ten niemy zachwyt nad niesamowitością miejsca i chwili trwały pewnie znacznie dłużej, gdyby nie zejście „komitetu powitalnego”. Składał się on z wysokiej, szczupłej ciemnowłosej kobiety ubranej w cywilny strój, młodego żołnierza o kruczoczarnych włosach oraz niskiego szatyna z małym komputerkiem w ręku, w który prawie cały czas stukał. Kiedy doszli na dół, podniósł głowę, szybko przyjmując do wiadomości kto przed nim stoi. Gdy jego wzrok padł na Sam, w oczach pojawiły się małe iskierki.
- Witam na Atlantydzie, generale – kobieta przywitała Jacka, podając mu dłoń.
- Również witam, dr Weir. Mam nadzieję, że Atlantyda jest gotowa do przeglądu – odpowiedział O’neill, puszczając oczko do dowodzącej misją.
- Ależ oczywiście – potwierdziła dr Weir.
- To dobrze. Myślę, że wypadało by też w tym miejscu kogoś przedstawić. To jest Magda Niedźwiecka, młoda i zdolna kulturoznawczyni z Polski.
- Jeszcze nie, generale – wtrąciła się dziewczyna, a jej policzki delikatnie zabarwiły się na piękny, różany kolor.
- Oj, tam. Przecież kończysz wkrótce. Poza tym, Magda posiada jeszcze inne talenty. Ma dość nietypowy gen Starożytnych.
Niski mężczyzna z komputerkiem w ręku, który podczas dotychczasowej rozmowy wciąż stukał w ekranik urządzenia, od czasu do czasu podnosząc wzrok na przybyłych, nagle na dźwięk słów „Starożytni” i „nietypowy” gwałtownie podniósł głowę.
- Jak to „nietypowy”? - spytał, specjalnie akcentując ostatni wyraz.
- Potrafię uruchamiać urządzenia, których na przykład generał włączyć nie może. – wytłumaczyła mu dziewczyna, na co mężczyzna zareagował jeszcze większym ożywieniem i zdumieniem:
- Na przykład?
- Transportery holograficzne – Sam, widząc zakłopotanie Magdy pospieszyła z pomocą – więcej urządzeń nie znamy. Dlatego też załatwiliśmy Magdzie odpowiedni kod dostępu. Możliwe, że tu coś znajdziemy.
- Możliwe, Magda chodź ze mną, poka… - mężczyzna już chciał zaprosić Magdę do poszukiwań, lecz dr Weir go powstrzymała.
- Doktorze McKey, oni są zmęczni. Poza tym chciałbym zamienić kilka słów z nimi nie na forum publicznym. Później będzie pan mógł oprowadzić Magdę po swoim „świecie”.
Na twarzy mężczyzny pojawił się cień zawodu. Mimo to podporządkował się poleceniu. Tymczasem zarówno gospodarze jak i goście weszli po schodach na taras i przeszli do Sali Odpraw.
***
Środek nocy, jedna z sypialni Atlantis
Średnich rozmiarów pokój od dwóch godzin był zaciemniony, jego nowa lokatorka spała jak zabita na miękkim łóżku. Przeżycia ostatnich kilkudziesięciu godzin były zarówno męczące jak i ekscytujące. Podróż międzygalaktyczna, przybycie na Atlantydę, poznanie miasta jak i ekspedycji dr Weir, nic więc dziwnego, że delikatne, różowe usta same się uśmiechnęły na widok kwatery, jaką pokazał jej doktor Zelenka.
Kiedy tylko mężczyzna zamknął drzwi za sobą, młoda kobieta szybko wygrzebała z bagażu koszulę nocną, przebrała się i praktycznie padła na łóżko. Studentka szybko zasnęła, ale jej sen był bardzo niespokojny.
- Teraz Wam pokażę bibliotekę Starożytnych, niestety niezbyt często jej używamy, bo jest bardzo energochłonna – zakomunikowała dr Weir i weszliśmy do seledynowego pomieszczenia.
Na środku pokoju znajdował się mały pulpit z kilkoma przyciskami. Elizabeth podeszła do niego i wcisnęła jeden z guzików. Po kilku sekundach przede mną i resztą gości pojawiła się kobieta w białej albie. Spojrzała na nas pytającym wzrokiem.
- To jest nasza przewodniczka po bibliotece – powiedziała gospodyni.
- Ale ja tu nie widzę żadnych książek – zauważyłam.
- Starożytni ich nie używali. Można powiedzieć, że używali tylko książek w e-wersji. Jeśli chcesz wiedzieć coś o Starożytnych spytaj hologramu. Jest interaktywny, odpowie na wszystkie pytania – uśmiechnęła się dr Weir.
- Opowiedz mi o genie Starożytnych – poprosiłam postać i wtedy stało się coś dziwnego.
Doktor Weir, Jack i SG 1 nie było, rozpłynęli się w powietrzu Zostałam sam na sam z hologramem. Czy tak miało być? Gdzie oni są? W tym momencie projekcja kobiety odezwała się:
- Przyjdź do mnie, przyjdź do mnie, przyjdź – uporczywe wołanie kołatało się w głowie, dźwięczny głos kobiety nie dawał spokoju. Zatkałam uszy. Nie pomogło. Ciągle słyszałam:
- Przyjdź do mnie, przyjdź do mnie…
W tym momencie dziewczyna otworzyła oczy. Otaczała ją ciemność panująca w pokoju. Spojrzała na zegarek, było w pół do trzeciej. Przypomniała sobie sen.
„Zwykły koszmar” – pomyślała i już miała zamykać oczy, gdy nagle w głowie na nowo zabrzmiało:
- Przyjdź do mnie…
- Nie! – krzyknęła i znowu przyłożyła ręce do uszu.
Nie pomagało, głos z każdą chwilą brzmiał coraz głośniej, był coraz wyraźniejszy.
Magda skuliła się w kłębek, powtarzając ciągle:
- Nie, przestań, nie…
W końcu dziewczyna wstała z łóżka, założyła niebieski szlafrok i ruszyła w stronę biblioteki, licząc na to, że właśnie tam męczący głos ucichnie.
Wędrowała korytarzami uśpionego miasta dobrych kilka minut, zanim dotarła do celu. Otworzyła drzwi i weszła do ciemnej biblioteki. Tak jak podejrzewała, głos zniknął całkowicie. Odetchnęła z ulgą, odwróciła się i już miała wyjść, kiedy nagle hologram kobiety sam się włączył.
- Zaczekaj, Magdaleno, moja dziedziczko. Prosiłaś, abym opowiedziała ci o genie. |
|
|
Saphira |
Wysłany: Czw 19:37, 03 Gru 2009 Temat postu: |
|
nie no, dobre, dobre. Kilka usterek by się znalazło, ale nie będę wredna |
|
|
Megi |
Wysłany: Czw 19:22, 03 Gru 2009 Temat postu: |
|
Następna część mam nadzieję, że tez sie spodoba.
Colorado Springs, tydzień później
- To twój pokój – powiedziała pani domu, w którym przez najbliższe był roku miała mieszkać Polka – Masz tu wszystko, wygodne łóżko, biurko, szafę, półki na książki. Kolacja będzie o 7. Zejdź, to przedstawię cię reszcie rodziny.
- Oczywiście – odparła Magda, otwierając swoją ogromną walizę.
Latynoamerykanka wyszła z pokoju. Po chwili można było usłyszeć jak włącza na dole w kuchni radio. Tymczasem Magda zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy. Gdy bagaż był już w połowie opróżniony, z ulicy dobiegł ją hałas parkującego samochodu.
Okolica była spokojna i cicha o tej porze, gdyż dom mieścił się na jednej z węższych ulic przedmieść miasta. Dlatego też dziewczyna z ciekawością wyjrzała przez okno, które wychodziło na ulicę.
Auto zajechała do sąsiedniego domu, który wydał jej się dziwnie znajomy i nic w tym nie było niezwykłego. Magda zdała sobie z tego natychmiast sprawę, kiedy tylko spostrzegła kto jest zarazem kierowcą samochodu, a także sąsiadem przez najbliższe pół roku.
- Jack! – zapiszczała z radości, bez najmniejszej trudności rozpoznając chyba najbardziej zabawnego generała Sił Powietrznych USA.
Hmmm…. Chyba po kolacji pójdę poznać tego sąsiada i chyba zabiorę aparat. Szykuje się zdjęcie wszechczasów…
Dwie godziny później, po niemałej kolacji, na której Magda poznała pozostałych członków rodziny Gomez’ów Polka wyszła na ulicę i skierowała się w stronę domu niczego nie spodziewającego się generała O’neill.
Nie będę mu robić obciachu przed sąsiadami, zajdę od ogrodu.
Jak pomyślała tak zrobiła i już parę minut później zadzwoniła do drzwi kuchennych. Najwidoczniej Jack był porządnie zmęczony, bo gdy tylko Magda puściła przycisk dzwonka, ze środka można było usłyszeć:
- Kur*a, kogo tam niesie? Ulubionego serialu spokojnie obejrzeć człowiekowi nie dadzą! Cze… Ma… GDA?! – O’neill stał jak wryty w drzwiach, robiąc jedną z „najinteligentniejszych” min świata
- Tak, Jack to ja. A to jest zdjęcie stulecia – przytaknęła z szerokim uśmiechem na twarzy dziewczyna, pokazując generałowi przed chwilą zrobioną fotkę.
O’neill ryknął śmiechem na widok swojej podobizny na wyświetlaczu, a następnie mocno uściskał niespodziewanego gościa.
- Wejdź, właśnie miałem zrobić sobie popcorn i obejrzeć powtórkę The Simpson’s – powiedział, zapraszając gestem Magdę do środka.
Dziewczyna weszła i poszła do salonu. Czołówka już leciała. Usadowiła się wygodnie na kanapie.
- Kiedy przyjechałaś? No i czemu nic nie pisałaś, że się wybierasz się do Colorado? – gospodarz zasypał ją gradem pytań.
- Po kolei, Jack. Po pierwsze przyjechałam dzisiaj po 3 po południu, wieć tyle co zdążyłam się rozpakować i zjeść kolację. A nie pisałam, bo chciałam zrobić zdjęcie roku i zobaczyć totalnie zaskoczonego Jack’a O’neill.
- No, zaskoczyć mnie to ci się udało nie ma co. Kiedy wracasz do Polski?
- Ej, już mnie wyganiasz?
- Nie, zwyczajnie jestem ciekawy – z kuchni zaczęły dobiegać odgłosy strzelającej kukurydzy.
- Za pół roku. Przyjechałam tu na praktyki. Mieszkam u Gomez’ów.
- Wow! Będziemy sąsiadami! Nie no, jak reszta się dowie to padną!
- Tak samo jak ty dzisiaj – zaśmiała się studentka, tymczasem Jack wszedł do pokoju z ogromną miską prażonej kukurydzy.
- W sumie wiesz, trochę się za wami stęskniłam, może byś załatwił przepustkę? – spytała nieśmiało, robiąc słodkie oczka.
- Spoko, tylko będziesz musiała trochę poczekać. Ja, SG 1 i jeszcze parę osób za kilka dni wyjeżdżamy. Nie będzie nas dobre dwa tygodnie, co najmniej.
Dziewczyna posmutniała. Liczyła, że zobaczy dawnych znajomych, pozna nowych. SGC nie było zwykłą wojskową bazą dla większości ludzi, którzy wiedzieli cokolwiek co ma miejsce pod górą Cheyenne, lecz dla niej było to najbardziej niezwykłe miejsce na Ziemi.
- A gdzie jedziecie? – spytała.
- Nie mogę ci powiedzieć. To tajne.
- Jack, przecież też jestem objęta klauzulą! – Magda zrobiła taką minę, jak gdyby mężczyzna powiedział, że nie będzie gwiazdki.
- Uspokój się, takie klauzule mają kilka poziomów dostępu. Ty masz jeden z niższych.
Magda odpowiedziała jedynie nieznacznym mruknięciem. Nie podobało jej się to, ale nic nie mogła poradzić. Gdyby Jack jej powiedział, musiał by ją przecież zabić. Chyba, że...
- Jack, a mój gen… nie byłby wam potrzebny… no, tam gdzie jedziecie?
- Eeee, cóż, musiałbym się doradzić Sam, ona ma lepszy pomyślunek do takich rzeczy. Dam ci znać, jakby co – odpowiedział wesoło i puścił do niej oczko.
Na rumianej twarzy dziewczyny znowu pojawił się uśmiech, iskierka nadziei na przygodę w gronie wspaniałych ludzi i nie tylko ponownie się pojawiła.
***
Dwa dni później, ulica pod domem gen. O’neill i rodziny Gomez’ów
Szatynka siedziała właśnie przy komputerze, rozmawiając przez Skype’a ze swoją przyjaciółką Ula.
- Wiesz tu jest całkiem fajnie. Indianie mają naprawdę niezwykłą kulturę, a w realu staję się jeszcze bardziej pasjonująca – Magda relacjonowała przyjaciółce przeżycia ostatnich dni – A jak na uczelni?
- To co zwykle. Trukowski znowu oblał większość roku na kolosie. A ten twój generał… jak mu tam O’neill? Co u niego?
- Spadaj! On wcale nie jest mój! A co u niego? Sama chciałabym wiedzieć. Nie widziałam ostatnio jego samochodu
W tym momencie Magda usłyszała ryk silnika, a po kilku minutach dzwonek do drzwi, a po chwili z dołu do jej uszu dobiegła taka rozmowa:
- Dzień dobry, generale. Co pana do nas sprawodza? – dziewczyna rozpoznała głos właścicielki.
- Dzień dobry sąsiadko. Mam pytanie. Jest Magda? – teraz usłyszała O’neilla.
- Tak, jest u siebie. Pan ją zna?
- Poznaliśmy się parę lat temu – Jack odpowiedział pani Gomez, która weszła na schody, kierując się do pokoju na piętrze.
- Ula, kończę. Jack przyszedł, cześć – rzuciła szybko.
- Cześć.
Magda zgasiła laptopa, w chwili gdy rozległo się pukanie gospodyni. Na grzecznościowe „proszę”, właścicielka weszła i zakomunikowała, że Magda ma gościa i by zeszła na dół.
Na dole na dziewczynę czekał Jack, ubrany w białą blzukę i czarną skórzaną kurtkę. W dłoni trzymał świstek papieru.
- Hej, co tam słychać? – zapytał na powitanie.
- Hej, a żyje się.
- Mam coś dla ciebie – powiedział i wręczył Magdzie kartkę.
Szatynka wzięła ją do ręki. Gdy zorientowała się co to takiego jest, spojrzała na przyjaciela zarazem podziwem i ogromną radością.
- Wow… mowiłeś, że będę musiała poczekać, aż wrócisz z wycieczki – puściła do niego oko.
- Plany się zmieniły. Najpierw mała wycieczka w okoliczne góry. Śmigaj na górę, bierz co potrzeba i jedziemy – rzekł z największym uśmiechem na ustach, jaki Magda w życiu widziała.
A raczej dostrzegła, bo pół minuty później była już w swoim pokoju, szybko pakując swoją torbę. |
|
|
Dijkstra3 |
Wysłany: Wto 20:29, 01 Gru 2009 Temat postu: |
|
Każdy ma swoje upodobania:) co do zaś opowiadania to mnie się podoba:) |
|
|
Megi |
Wysłany: Czw 21:22, 26 Lis 2009 Temat postu: |
|
Oj, to jedno z moich ulubionych miast po prostu. |
|
|
Illidan |
Wysłany: Czw 20:48, 26 Lis 2009 Temat postu: |
|
... ciekawi mnie fakt, dla którego miejscem akcji w wielu Twoich opowiadaniach wybierasz właśnie Kraków... |
|
|
Megi |
Wysłany: Czw 20:45, 26 Lis 2009 Temat postu: Morgana’s Daughter *** Córka Morgany |
|
Kolejny fanfick o SG, seqel TAGu. Tym razem nie będzie bliższego spotkania z Goaul'd, ale zupełnie inną rasą. Dziś tylko krótkie preludium.
Morgana’s Daughter *** Córka Morgany
Kraków, Uniwersytet Jagielloński
Śnieżnobiałe ściany i czarna, marmurowa, ciemna posadzka nadawały miejscu niepowtarzalny, donośny charakter. Tak samo jak codzienny, niewielki tłum młodych, roześmianych żaków najbardziej renomowanej krakowskiej uczelni.
Studenci często gromadzili się na tym korytarzu bynajmniej nie z powodów towarzyskich. Sprowadzały ich tu sprawy bardziej poważne, a mianowicie tablica ogłoszeń. Pojawiały się tu nie tylko ogłoszenia o stancjach, ale przede wszystkim o praktykach i stażach, również tych, organizowanych przez uczelnię za granicą.
Interesuje Cię życie i kultura amerykańskich Indian?
Chciałbyś zapalić fajkę pokoju?
Nasz Uniwersytet
daje Ci szansę realizacji tych marzeń!
Wyjedź na półroczne praktyki AIESEC do
COLORADO SPRINGS w USA!!!
Szczegóły w pokoju 246
Praktyki zagraniczne cieszyły się jak zwykle sporym zainteresowaniem, ale to ogłoszenie dziwnie nie przykuwało uwagi wielu studentów. Do tego nielicznego grona zaliczała się studentka IV roku kulturoznawstwa.
- Jedziesz w końcu na te praktyki do USA? – wysoka, szczupła dziewczyna o kasztanowych włosach zadała pytanie stojącej przed plakatem szatynce.
- Tak. Byłam wczoraj po wizę i paszport i za tydzień wyjeżdżam, Uluś. Nie zobaczymy się dobre pół roku – młoda kobieta spojrzała na swoją najlepszą przyjaciółkę smutnym wzrokiem, choć tak naprawdę cieszyła się na ten wyjazd.
- Oj, Magda, wiem jak kochasz to całe Colorado. Nie wiem, co ty widzisz w tym mieście, ale jedź. Bo inaczej z tobą nie wytrzymam.
Dziewczyny roześmiały się wesoło. Ula miała w pewnym stopniu jednak rację. Magda ostatnio ciągle mówiła o tym mieście i miała dobrą intuicję. Jej koleżanka najprawdopodobniej miałaby paskudny humor przez parę miesięcy.
I że by nie było: niebieski w tytule, ma symboliczny charakter... wkrótce będzie dużo wody... |
|
|