hiacynt |
Wysłany: Sob 20:46, 23 Maj 2009 Temat postu: Tata |
|
Łzawe i ckliwe. Ale nie chcę tego trzymać w sobie więc może zrozumiecie.
Tata
Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.
Tata. Tata ma brodę i duże szorstkie ręce, silne i delikatne. Tata gra na pianinie i kosi trawę. Tata jest najlepszym tatą na świecie.
Tata. Tata jest chory, ma słabe nogi i skurcze. Tata nie może spać i bierze zbyt dużo leków. Tata. Martwię się o niego.
Nauczyłam go mruczeć, więc skiałczy żałośnie, gdy uczniowie wychodzą z rytmu i wciskają b zamiast gis.
Nauczył mnie szacunku do muzyki, a potem szacunku do wszystkiego w ogóle. Pokazał granicę, gdzie kończy się tolerancja, a ślepa akceptacja. To tata we mnie…
Nie nauczył mnie wytrzymałości bólu. Marudzę przy spuchniętym palcu, a gdy mam grypę prawie umieram. Gdy muzyk fałszuje lub bierze źle oddech demonstruję swoją niechęć… Nie chodzi o to, że potrafię lepiej, bo tak nie jest. Chodzi o to, że jeśli nie umiem, nie chwalę się.
Nie nauczyłam go cierpliwości. Liczy każdą minutę w łazience, nie pozwala, a przynajmniej nie chce pozwolić na pospanie „jedynych pięciu minut”. Nie wytrzymuje oczekiwania, nie lubi kolejek u lekarza, wkurza się, gdy ktoś jest ospały na drodze, więc nadużywa klaksonu – jak dzieciak.
Oboje lubimy szybką jazdę. Choć nasze niebieskie uno się prawie rozpada, tata cały czas dodaje gazu. W ostatnie wakacje pobiliśmy siebie: 160 hm/h prawie dziesięcioletnim samochodem. Co z tego, że przy okazji dostaliśmy mandat za przekroczenie prędkości i wyprzedzanie na podwójnej ciągłej długiego tira? Policjant był zły, więc nie chciał przystać tylko na upomnienie. W sumie zauważyliśmy go przez przypadek, choć jechał za nami kilka dobrych kilometrów i puszczał znaki kogutem, to złapał nas dopiero, gdy tata zwolnił, bo myślał, że pościg… Okazało się, że za nami.
Oboje mamy sklerozę, trądzik i podobny nos. Podobne podejście do życia, poczucie humoru.
Pamiętam, gdy razem wieczorem oglądaliśmy i ja i on, w dużym łóżku rodziców zawody skoków konnych. Oboje lubiliśmy konie.
Gdy byłam mała raz musiał mnie wykąpać. Założył na mnie swój szlafrok i ociekającą wodą zaniósł pod pierzynę.
Raz poszliśmy na długi spacer. Chyba zbieraliśmy bazie, obeszliśmy cały park i poszliśmy na lody do mamy mojej koleżanki.
Nauczył mnie jeździć na rowerze. Do tej pory chce mi się śmiać, gdy wspominam moje pierwsze próby jazdy, gdy tata prowadził mój rower na kiju. Czułam się bardzo poważnie, a bardzo podobał mi się „zakręcany” styl jazdy. Więc próbowałam kręcić kierownicą z tatą na kijku od miotły.
Pisze mi usprawiedliwienia do szkoły, pozwala chodzić na drugą lekcję i podwozi pod samo wejście. Codziennie czeka na parkingu paląc papierosy i czochra na powitanie. Nie wkurza się o jedynkę za ściąganie, wie, że to nie oceny są nie najważniejsze. Gadamy o wszystkim, nawet o polityce, muzyce i sporcie. Tak się złożyło, że mamy podobny gust. W szóstej klasie kupił mi trapery w rozmiarze 45, potem pierwsze Americanosy i nie marudził jak mama, gdy przyniosłam wytarte Levisy z ciucholandu.
W międzyczasie zachorował. Miał złą chorobę, skurcze i bóle. Wcześniej złamał nogę. W domu pojawiły się kule. Potem ujawniła się niedokładnie wykonana operacja sprzed iluś lat.
I dziś tylko wspominam, że zanosił mnie mokrą do łóżka. Że normalnie chodził.
Mam nadzieję, że będzie chodził.
Mam nadzieję, że skalpel nie zabierze mu życia. |
|