Autor Wiadomość
Saphira
PostWysłany: Czw 21:32, 26 Lis 2009    Temat postu:

***
- Ania, Ania, Anulka, nie płacz. Nie chciałem, Anuś, naprawdę…- z każdym słowem głos Piotra stawał się coraz bardziej łagodny. Siedział na kanapie, próbując uspokoić Anię, która zwinięta w kłębek, łkała tuż obok niego. – Przepraszam…- wyciągnął dłoń. Chciał, żeby jego dziewczynka znów poczuła się przy nim bezpieczna. Wiedział, że tym wyskokiem potwornie ją zranił.
- Dlaczego to zrobiłeś? – Spytała, nie patrząc na niego.
- Widzisz… - zaczął, nieco zbity z tropu. – Jestem żołnierzem. Muszę być silny i samodzielny. Nie potrafię pogodzić się z utratą niezależności. Nie jestem w stanie spokojnie przyjmować pomocy.
- Nawet ode mnie? – Głos Ani zadrżał.
- Zwłaszcza od Ciebie! – Zaperzył się Piotr. – Jesteś kobietą, i to nie byle jaką, najbliższą mi na świecie…
- Tak?! I dlatego mnie od siebie osuwasz?!
- Aniu, spójrz na mnie – mężczyzna nachylił się , delikatnie ujmując jej bladą twarz w swoje rozgrzane dłonie. –Posłuchaj, jestem żołnierzem…
- I co z tego?! – Szarpnęła się, wyrywając z jego objęć. – Jesteś jak dziecko. Unosisz się honorem.
Nie nauczyłeś się jeszcze, że każdy ma prawo do słabości i sztuką jest przyznanie się do niej?!
- Aniu, nauczono mnie szacunku do kobiet…
- Rozdarłeś się na mnie na środku ulicy, tylko dlatego że chciałam ci pomóc! TO nazywasz szacunkiem?!Świetnie! Zostawiam cię, żebyś się zastanowił, co jest ważniejsze: miłość, czy twoje debilne zasady! – Wyszła, trzasnąwszy drzwiami. Piotr usłyszał jeszcze, jak energicznie wbiegła na poddasze i w furii, niemal wyrwała drzwi z zawiasów.
Asthanel
PostWysłany: Czw 21:05, 19 Lis 2009    Temat postu:

Biedny pan... też hejciam tą wojnę co mu noge urwała :<

A generalnie - pychotka <mlaska głośno> Wesoly
Megi
PostWysłany: Czw 19:59, 19 Lis 2009    Temat postu:

Figa, Twoje jest ładniejsze i bardziej realistyczne Jezyk
Saphira
PostWysłany: Czw 15:19, 19 Lis 2009    Temat postu:

***
Ściemniło się. Wiatr wył przeraźliwie, pojawiła się gęsta, mlecznobiała mgła. Widoczność była tragiczna, a na domiar złego zaczął padać deszcz.
- O jasny gwint, prawie nic nie widać – zaklęła Ania. Automatycznie przyhamowała i włączyła wycieraczki.
- Odwykłem od takiej pogody. W Bagdadzie to słońce jest przekleństwem, ludzie modlą się o deszcz, a ten, jak na złość nie chce padać.
Zaparkowali na placu przed domem. Ania wyskoczyła z samochodu. Obeszła go wokoło i otworzyła drzwi.
- Anka, co ty robisz? – Major zmierzył kobietę ostrym jak brzytwa spojrzeniem
- Nic, nic, spokojnie.- Odpowiedziała z uśmiechem. Chciała pomóc Piotrkowi, ale ten odepchnął ją tylko. Miał siłę, w końcu był żołnierzem. Anna posmutniała, nie spodziewała się takiej reakcji, mimo to jednak wbiegła po schodach i otworzyła drzwi. Z wnętrza domu lała się jasna poświata. Pachniało też pieczenią, ciepłym ciastem i świeżo zmieloną kawą.
Mamo, jesteś aniołem. Dziękuję. Kocham Cię;*
Wiadomość powędrowała w eter. Sekundę później w torebce zabrzęczał telefon:
To drobiazg, córeczko. Bawcie się dobrze. Odpocznijcie. Też Cię kocham, pa. ;*
Ania schowała komórkę i zbiegła po schodach, kuląc się pod wpływem zimnych kropel. Piotr siedział jeszcze w samochodzie. Ledwie sięgnął po kule na tylne siedzenie. Teraz patrzył przed siebie obojętnym wzrokiem.
- Daj, pomogę ci- usłyszał jak ze źle dostrojonego radia.
- Nie, zostaw – warknął.
- Ale…
- Powiedziałem nie! Nie waż się mnie dotykać, rozumiesz?!
W szarych oczach Ani stanęły łzy, ale Piotr tego nie widział. Był wściekły, krzyczał.
- Cholera! Powinienem był zginąć w tej pieprzonej bazie! Mam w dupie takie życie! Nienawidzę tych debilnych lasek! Nienawidzę, rozumiesz?!*
- Piotrek, chodź do domu, proszę… Błagam cię, nie krzycz, nie na środku ulicy. – Ania rozpłakała się już na dobre. Mówiła cicho, płytko oddychając.- Jeśli… nie… chcesz… nie… będę… ci… pomagać… tylko… na… Boga… chodź… do… domu…

* użyte słownictwo jest niezbędne dla oddania stanu emocjonalnego bohatera
Saphira
PostWysłany: Pon 22:03, 16 Lis 2009    Temat postu:

aj, marudy. Cieszę się, że udało mi się co nieco osiągnąć
Megi
PostWysłany: Pon 21:58, 16 Lis 2009    Temat postu:

Megi też! Megi też! Wesoly
Asthanel
PostWysłany: Pon 21:45, 16 Lis 2009    Temat postu:

Bravissimo! Bravissimo!

Asth chcieć więcej!!!

Wesoly
Saphira
PostWysłany: Pon 21:04, 16 Lis 2009    Temat postu:

- Tak. Na lotnisko. Nie, mamo, nie jestem zdenerwowana, po prostu prowadzę. Dobrze, zadzwonię. Pa.- Ania odłożyła słuchawkę, naciskając odpowiedni guzik. To zdecydowanie nie był odpowiedni moment na rozmowę. Spieszyła się bardzo, nie chcąc, by Piotr musiał czekać na nią choć chwilę. Mocniej docisnęła pedał gazu, dobrze wiedząc, że jeśli teraz zostanie złapana, z pewnością zapłaci gigantyczny mandat. Wkrótce znalazła się na terenie lotniskowego parkingu. Miejsc było niewiele, w dodatku wszystkie dość daleko od wyjścia. Zdecydowanie, nie była to specjalnie komfortowa sytuacja, ale Ania wiedziała, że nie ma innej drogi. Wysiadła, rozglądając się niepewnie wokoło. Odległość dzieląca ją od wejścia na teren lotniska nie wydawała się już tak ogromna, może dlatego, że emocje wzięły górę.
Jeszcze chwila, tylko chwila, a czymże ona jest wobec tego ogromu samotności, jakiego doświadczyłam przez ostatnie kilka lat? Niepewność, wcale nie mniejsza od tej, która towarzyszyła mi na przestrzeni minionych tygodni, miesięcy. Strach? Może, ale przecież teraz będziemy razem już zawsze…
Hala przylotów warszawskiego Okęcia była, jak zwykle, niesamowicie zatłoczona. Każdy tu na kogoś czekał, w powietrzu czuć było ogromne napięcie.
- Pasażerowie lotu czarterowego z Bagdadu proszeni są do taśmociągu po odbiór bagażu – poinformował z głośnika wysoki damski głos.
Anna uśmiechnęła się delikatnie. Od długo wyczekiwanej chwili dzieliło ją już tylko kilka minut. Była szczęśliwa, ale nie bezwzględnym, czystym, upajającym szczęściem. Na dnie jej jestestwa tliła się iskierka niepokoju. Powracające pytanie o przyszłość było jak fala przypływu, brutalnie niszcząca linię brzegową.
Ktoś zaszedł Anię od tyłu, zakrywając jej oczy dłońmi. Kobieta odwróciła się spiesznie. Tuż za nią stał wysoki mężczyzna. Był wychudzony i wspierał się na kuli, ale kolor jego oczu nie uległ zmianie.
- Piotrek. Boże, jesteś… Jak ci się udało mnie zaskoczyć, przecież patrzyłam?
- Tak, patrzyłaś, aż za uważnie- mężczyzna uśmiechnął się. – Chodź, niech ci się przyjrzę. Zbladłaś, kochana, zmizerniałaś.
- Idziemy? – Ania wyswobodziła się z objęć Piotra. – Jedziemy do domu. – Ujęła plecak i przerzuciła sobie przez ramię.
- O nie, nie, daj mi te toboły.
- Piotr, na litość, jesteś zmęczony, a to nie jest ciężkie.
- Jesteś kobietą, nie pozwolę ci dźwigać. Nigdy i niczego, tym bardziej moich rzeczy.
- Ale… - zaczęła. Piotr zamknął jej usta pocałunkiem.
Chwilę później oboje siedzieli już w samochodzie. Piotr wygodnie rozsiadł się w fotelu. Beztrosko bawił się włosami swojego Słoneczka. Oboje czuli, że teraz wszystko będzie dobrze.
Saphira
PostWysłany: Nie 19:13, 25 Paź 2009    Temat postu:

***
Lotnisko w Bagdadzie było zatłoczone, Piotr Spałka, major Wojska polskiego w stanie spoczynku, wlókł się powoli brzegiem terminala, przyciągając ludzkie spojrzenia. Wyglądał faktycznie nieco osobliwie. Ubrany był w szerokie, szare spodnie od dresu, których prawa nogawka zwisała smętnie poniżej kolana, pod bluzą rysowały się silnie rozwinięte mięśnie. Przez ramię mężczyzna przerzucił sobie plecak będący jego bagażem głównym. Podręczny stanowiły dwie kule, na których ciężko się wspierał. Był zmęczony, od ciągłego obciążenia bolały go barki. Odprawa celna przebiegła bez większych komplikacji. Sprawdzono paszport, legitymację wojskową, zrewidowano broń, prześwietlono bagaż. Szwedki chciano, co prawda skonfiskować, w obawie, by nie przemycił w nich ostrych narzędzi, lub trucizny.
- Zasady są takie: na pokład nie wolno wnieść żadnych ostrych, potencjalne niebezpiecznych przedmiotów. – Czarnowłosy Irakijczyk zmierzył Piotra surowym spojrzeniem- muszę zabrać panu te urządzenia.
- Panie, zwariowałeś pan?!- Major się wściekł.- Zabierzesz i co zrobisz, każesz mi wczołgać się do samolotu tak?!A może znasz pan jakiś inny sposób?! Co nie widziałeś pan kaleki, nie przeszkolili was w tym kierunku?! A może Allach każe zabijać kaleki, tak jak niewiernych?- Rozkręcał się.
- Niech się pan uspokoi, prześwietlimy kule i wejdzie pan na pokład, ale potem musi pan umieścić je pod siedzeniem, tak by w razie lądowania awaryjnego nie spadły komuś na głowę. – Arab mówił spokojnie i wciąż się uśmiechał, co bardzo irytowało Piotra. Nienawidził nieszczerych uśmiechów.
Chwilę później znalazł się na pokładzie niewielkiego samolotu. Lot był wyczarterowany, ale o dziwo, nie miał żadnych opóźnień. Major ukrył kule pod siedzeniem, dokładnie tak, jak go poinstruowano, zapiął pasy i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Nie słuchał instrukcji bezpieczeństwa. Nie obchodziło go to. Samolot wystartował.
- Za cztery godziny wyląduję w Warszawie i wszystko diabli wezmą- rzekł do siebie i wpatrzył się w okno.
Megi
PostWysłany: Nie 11:14, 25 Paź 2009    Temat postu:

Dobra czekam Wesoly
Saphira
PostWysłany: Nie 10:54, 25 Paź 2009    Temat postu:

czekaj, wrócę do Łodzi i d-orwę swojego laptopa to napiszę
Megi
PostWysłany: Sob 16:15, 24 Paź 2009    Temat postu:

Nie pociesza tylko stwierdza fakt.

A kiedy kolejna część?
Saphira
PostWysłany: Sob 15:29, 24 Paź 2009    Temat postu:

aj Dik, pocieszasz mnie tylko
Dijkstra3
PostWysłany: Sob 13:07, 24 Paź 2009    Temat postu:

Bardzo dobrze, i prawdziwe, według mnie jesteś mistrzynią opisywania uczućWesoly
Saphira
PostWysłany: Pią 10:45, 23 Paź 2009    Temat postu:

Anna siedziała przy biurku zawalonym papierami. Miała przed sobą kilka tekstów przeznaczonych do korekty, ale nie potrafiła skupić. Goniły ją terminy. Szef kilkakrotnie już upominał się o gotowe egzemplarze, z innych wydawnictw też dzwonili. Nie mogła nic poradzić, że praca idzie opornie, przecież od kilku miesięcy nie zaznała spokoju. Myśli wciąż krążyły wokół tragedii w Bagdadzie, która całkowicie wytrąciła kobietę z równowagi. Niezależnie od tego, czym się zajmowała, wciąż miała przed oczyma wizję Piotra leżącego gdzieś pod gruzami, przemarzniętego i zapomnianego przez wszystkich. Wiedziała, że przeżył. Czuła to od początku, a kilka dni temu otrzymała potwierdzenie na piśmie. Tak długo na to czekała, że z początku nie dotarło do niej, że z listem coś jest nie tak. Dopiero przy drugim czytaniu zrozumiała. W liście nie było ani śladu ciepła i optymizmu, jakie zwykle emanowały z wypowiedzi ukochanego, przeciwnie, był przerażająco obrzydliwy, wstrząsający, pełen makabrycznych porównań.
Z całości dało się wyczytać ogrom cierpienia wewnętrznego, które stało się udziałem nadawcy. To rozdarcie, ciągła walka między realnym światem, a idealistycznym obrazem wpojonym w dzieciństwie, wywierały przygnębiające wrażenie. Najgorsze zostawiono, jednak na koniec. Piotr przeżył co prawda, ale tragedia pozbawiła go sprawności fizycznej. Odebrała mu ją na zawsze. Zgrywał silnego i opanowanego, tak jakby ta sprawa zupełnie go nie dotyczyła, ale Ania była dość wrażliwa, by zrozumieć jego prawdziwe uczucia. Oczami wyobraźni widziała mały polowy szpital, niesterylne narzędzia chirurgiczne, brudną, nieświeżą pościel przesiąkniętą odrażającą wonią potu i krwi. Tak, czytała wiele, wiedziała, że teraz, w dwudziestym pierwszym wieku, szpitale są czyste, nawet w Iraku, ale wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że było dokładnie tak, jak podsuwała jej to wyobraźnia. Sama operacja też nie przedstawiała się lepiej. Amputacja nogi. Z trudem zapewne uratowane kolano. Brak leków i środków opatrunkowych. Wielokrotnie używane szmaty zamiast bandaży, w końcu morfina podawana za pomocą brudnych, skażonych igieł. I Piotr w tym wszystkim. Ten wrażliwy, delikatny, w gruncie rzeczy, człowiek. Jakież piekło musiał tam przeżywać, wśród ogromu cierpienia, jego własne wydaje mu się pewnie nic nieznaczącym . Jest sam, a ona nie może mu pomóc.
- Pani Aniu- z zamyślenia wyrwał ją głos sekretarki – dzwonili z Iraku. Samolot pana Piotra właśnie wystartował. Będzie tu za jakieś cztery, może pięć godzin.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group