Phoe |
Wysłany: Czw 0:39, 29 Sty 2009 Temat postu: Parodia Matrixa |
|
Wiecie co, chyba to ta filozofia sprawiła (bo już świra dostaję i widzę, że więcej siedzę w necie niż przy notatkach) ale postanowiłam wam dać coś co napisałam dobre kilka lat temu. Nie wiem czy wam się spodoba, na początku jest słabiutko i widać wpływy innych lektur (przede wszystkim HP =D) ale w tamtym czasie ta parodia zrobiła furorę. Mam do tego tekstu sentyment ale nie oszczędzajcie mnie w krytyce, przyjmę ją z godnością
XMATRAX - pierwsze wyzwanie
Był sobie zwykły dzień w zwykłym szarym świecie. Historia ta opowiada perypetie programisty, który w młodości uciekł z Ośrodka Wychowawczego Świętego Brutusa dla młodocianych recydywistów. Ma na imię Thomas Anderson. Zdradzę wam tajemnicę, że jest hakerem. Ot, taki sobie haker o ksywie Neo, który zamiast robić dziury w czyimś komputerze, robi je niechcący w swoim. Pewnego dnia, kiedy szukał w Internecie bardzo skomplikowanego programu dla swojego kolegi i przy okazji grał w "Bambo - ostateczne wyzwanie" zdarzyło się coś co bardzo przykuło jego uwagę. Kiedy miał właśnie rozwalić jednego z przeciwników, ekran zgasł z cichym trzaskiem i w chwilę później zrobił się cały czarny.
- Co do... - mrukną, a na jego wysokim czole, na którym opadało kilka rudych kosmyków, pojawiła się lekka zmarszczka.
Nagle zaczęły pojawiać się zielone literki, jakby pisała je niewidzialna ręka.
Neo, Obudź do cholery!
Matrix cię więzi
Skacz za białym królikiem
Puk, Puk Neo...
Nagle do drzwi jego domu ktoś zapukał. Przez zaskoczenie jakie na nim wywarła cała sytuacja, siedział sztywno jak kij od miotły, którą zwykle zamiata swoja kuchnię. Po chwili jednak podskoczył jak oparzony, podszedł do drzwi i uchylił je.
- Siemka - w drzwiach stał jego znajomy, wraz swoimi kumplami - Masz to, o co cię prosiłem?
- Pewnie - na chwilę znikną i pojawił się z dyskietką w ręku.
- Idziesz z nami?
- Nie mogę, jutro mam pracę - mrukną Thomas.
- Wyrwij nogę do góry i wciśnij luz. Wyglądasz wręcz okropnie, jak... jak... - nie mógł tego ująć.
- Jak szczotka do butelek - dokończyła jego dziewczyna, która miała na ramieniu wytatuowanego królika Bagsa.
Zauważywszy ów tatuaż, wybrał się z nimi do pobliskiej dyskoteki. Stał przy ścianie patrząc jak inni tańczą. Nagle podeszła do niego jakaś nieznajoma i rzekła:
- Wiem dlaczego tu jesteś. Szukałeś odpowiedzi na pytanie. Na pytanie: czym jest Matrix.
- Znasz Morfeusza? - zapytał Thomas niepewnie.
- Szukałeś go, ale tak naprawdę, to on ciebie szukał.
To było bardzo dziwne. Jednak następnego dnia czekał na niego nudny, szary dzień w jego nudnym, szarym biurze. Po tym jak jego szef opryskał go śliną, wrzeszcząc, że znowu się spóźnił, podreptał do swojego kantorka. Kiedy usiadł wygodnie, rozmyślając jak się na nim odegrać, dostał przesyłkę. Otworzył ją, a w niej był telefon.
- Dring... - zadzwonił telefon w kształcie banana.
- Słucham? - zapytał.
- Agenci po ciebie idą - odezwał się głos z słuchawki.
- Morfeusz??? - niemal krzykną.
- Nie drzyj się tak! Zachowujesz się jak baba. Słuchaj; czmychaj szybko do sąsiedniego gabinetu i wejdź na rusztowanie, jeśli nie chcesz iść z nimi...
Spojrzał, w progu stało trzech mężczyzn ubranych w żółte garnitury, w pionowe, pomarańczowe paski, spod których wystawały czerwone krawaty. Natomiast na nosach mieli duże, fioletowe okulary. Chyba mają problem z gustem, pomyślał. Postanowił zastosować się do rad Morfeusza, ale kiedy był już na rusztowaniu, podmuch wiatru wyrwał mu komórkę. Zobaczył w spowolnionym tempie jak telefon spada w dół, pokazując w całej okazałości napis Nokia. Z telefonu darł i lamentował cienki głosik:
- Co za fajtłapa! A mama zawsze mi mówiła: jak chcesz zrobić coś dobrze, zrób to sam!
Tak więc, ze strachu, że może podzielić los ów Noki, stał w bezruchu. Agenci go zabrali, jednak mieli pewien problem, ze ściągnięciem go z rusztowania. Zaprowadzili do jakiegoś pokoju, gdzie ściany były pomalowane w różowe kwiatki, ze sterczącymi ogonkami. Weszli trzej Agenci.
- Nazywam się Smith i wie pan, co, panie Anderson...? - zaczął, przeglądając notatki świadczące o przestępczości Thomasa - Mamy z panem duże problemy, lecz jest pewien sposób na oczyszczenie tego... konta - powiedział nienaturalnie przeciągając sylaby, co Thomasowi przypominało skrzek zardzewiałego radia.
- Nie dziękuje, to są oszczędności mojego życia - powiedział, lecz Smith nie przejmując się jego słowami ciągną dalej.
- Jeżeli pomożesz nam w schwytaniu najbardziej przebiegłego zbiega o imieniu Morfeusz, będziesz oczyszczony.
- Ale ja nie jestem brudny - odrzekł, wąchając się pod pachami - Nic nie czuję.
- Zastanów się. To może być twoja ostatnia szansa - powiedział drugi Agent, stojący za Smithem.
A ten trzeci nie robił nic. Stał jak spetryfikowany (dla niewtajemniczonych: sztywny jak posąg) z wygiętymi ustami jakby go ząb rozbolał. Lecz Thomas pokazał im figę i wystawił język, marszcząc swój piegowaty nos, co oznaczało odmowę.
- Rozczarowałeś mnie - powiedział Smith, ospale wzdychając.
To, co się stało później było okropne, lecz Thomas ku swojej uldze obudził się we własnym łóżku. Było mu tak jakoś mokro, więc się trochę zarumienił. Tak, więc pomnijmy niepotrzebne szczegóły tej długiej historii, gdyż mogłoby to doprowadzić do uśnięcia, tego pospolitego stworzenia jakim jest homo sapiens i przejdźmy do rzeczy.
Przewrotny los doprowadził do kolejnego spotkania Thomasa z ów pięknością z dyskoteki. Trinity, bo tak ma na imię, zaprowadziła go do Morfeusza. Thomas wszedł do ciemnego pokoju rodem z Scherlocka Holmesa.
- Witaj - w fotelu siedział ciemnoskóry mężczyzna w ciemnozielonym garniturku i melonikiem na głowie.
- Usiądź - zaprosił.
- Zastanawiałeś się: czym jest Matrix. Niestety tego nie da się wyjaśnić, można to tylko zobaczyć - powiedział krzyżując z tyłu dwa palce.
- Mam tu dwie pigułki: jeżeli wybierzesz niebieską obudzisz się w swoim łóżku, w ulubionej kołderce z Pamelą w bikini. Natomiast, jeśli wybierzesz czerwoną pokażę ci, czym jest Matrix.
Thomas pomyślał przez chwilę o swojej kołderce i już miał chwycić niebieską, gdy w ostatnim momencie rozmyślił się i wziął czerwoną. Wtedy znalazł się w prawdziwym świecie. Wokoło otaczało go mnóstwo dziwnych kapsuł. Kiedy rozglądał się ciekawie, ku jego niezadowoleniu został wciągnięty przez jakiś ruro-tunel do ścieków. Morfeusz go wyłowił i doprowadził do porządku.
Czym jest Matrix?
Matrix to świat wirtualny
Gdzie smak kurczaka jest smakiem owsianki
To świat stworzony przez roboty
Które zresztą maja pomylony gust
Tak więc, kiedy Thomas dowiedział się, czym jest Matrix, Morfeusz zaprowadził go do wyroczni. Włamali się do Matrixa i Neo wszedł do przytulnego pokoju. Siedział w nim jakiś mały Hindus pocąc się nad łyżką.
- Co ci jest? - zapytał trochę bojąc się, że mógłby się zarazić, ów dziwnym zaburzeniem pracy gruczołów potowych. Wtem ujrzał jak łyżka chłopca zgina się.
- Ale super! - krzykną i wyrwał mu ją, by samemu spróbować.
- Pomyśl, że tej łyżki nie ma - powiedział chłopiec.
Neo natężał swój wzrok, wybałuszając oczy do nienaturalnych rozmiarów. Kiedy już zrobił się cały czerwony, a jego małe zazwyczaj ślepka osiągnęły rozmiary spodeczków do kawy, łyżka lekko drgnęła. Wtem uchyliły się drzwi do sąsiedniego pokoju i Wyrocznia zaprosiła go do siebie. Wszedł z niepewna miną, mając jeszcze na twarzy nierówny koloryt.
- Nie przejmuj się tym wazonem - powiedziała na powitanie.
- Czym? - lecz nie musiała odpowiadać, bo piękny niebieski wazon roztrzaskał się na kawałeczki.
- Przepraszam - wybąkał. Skąd ona wiedziała, że jest takim niezdarą, pomyślał.
Wyrocznia obejrzała go dokładnie, zaglądając niemal wszędzie: w gardło, uszy, nos. To ostatnie nie było zbyt przyjemne, gdyż posiada wyjątkowo krzaczaste owłosienie. Po chwili namysłu powiedziała:
- Niestety, moje dziecko. Nie jesteś Wybrańcem, ale muszę cię ostrzec: będziesz musiał dokonać wyboru, który zadecyduje, kto dostanie po czerepie: Ty czy Morfeusz. Trochę zaniepokojony słowami Wyroczni i jedząc ciasteczko, które dała mu na pożegnanie dołączył do Morfeusza.
Tak więc, pomijając większe szczegóły, kiedy cała załoga była w Matrixie, wpadli w pułapkę Agentów. Wszystkim, oprócz Morfeuszowi udało się uciec. Biedny, cały jego melonik jest teraz w strzępach. Lecz Neo w przypływie nagłej i niespotykanej jak dotąd odwagi, zdecydował go odbić. Wszystko poszło świetnie. Kiedy Agent klepał Morfeusza po jego łysej główce, Neo wparował na niebotycznym helikopterze. Strzelał gdzie popadnie i aż dziw, że nie posiatkował Morfeusza. Potem tylko jeszcze doprowadzili do pięknego wybuchu i już mogło się zdawać, że wszystko dobrze się skończy. Jednak zacięty Agent Smith przeszkodził Neo w wydostaniu się z Matrixa. Stoczyli ze sobą walkę, rzucając się na siebie i strzelając.
- Nie ma już pan nabojów, panie Anderson - powiedział Smith, obnażając swoje żółte zęby.
- Ha! Ty też!
Znowu nastąpiła zacięta walka. Neo kilka razy strzepną pokazowo z siebie kurz, lecz to nie wystarczyło. Agent wcale się nie przestraszył i nawet oszołomił go. Jednak Neo wykazując spryt przebiegłej świnki morskiej, zaciągną Agenta w kozi róg i doprowadził do tego, że ten z przyjemnym plaskiem spotkał się z pociągiem. Neo zaczął uciekać, bo to Smitha nie powstrzymało od bawienia się w berka. Agent co chwila zmieniał się w starsze babcie i rzucał w niego nożami.
Neo był już blisko. Odgłos dzwonka nawoływał go jak cudowna pieśń. Otworzył drzwi. Stał w nich Agent. Jeden strzał, potem drugi. Neo spojrzał na swoją dłoń, która w euforii bólu powędrowała do ran. Miał na niej krew. I jeszcze kilka strzałów. Osunął się na ziemię, powieki nieposłusznie opadły. Agent z wyniosłością spojrzał na martwego Thomasa.
- Co za drań - powiedział do siebie - Jest cały pognieciony! Mój ukochany garnitur, jest teraz cały pognieciony!
Odwrócił się i już miał odejść, kiedy zdarzyło się coś, co sprawiło, że zwykle ulizane włosy Smitha, zaczęły sterczeć jak ogonki kwiatków ze ścian, z pokoju przesłuchań. Otóż przed nim stał ten sam drań, który tak bardzo pogniótł mu garnitur! Wszyscy trzej Agenci zaczęli strzelać.
- Nie - powiedział Neo. Silna wola sprawiła, że wszystkie kule zatrzymały się. A szlachetne serce, że wyrosły z nich kwiatki. Skoczył ku Smithowi i zneutralizował na dobre. Spojrzał na resztę agentów tym swoim zniewalającym, stalowym spojrzeniem świnki morskiej i czmychnęli ze strachu. Nawoływany przeczuciem skoczył ku telefonowi i znalazł się w prawdziwym świecie. Tuż nad nim stała Trinity osłaniając go swoim ciałem przed Strażnikami którzy wtargnęli do ich poduszkowca - "Czarnego Kapcia". Uśmiechną się i wystawił usta do namiętnego pocałunku, gdy...
- O matko!!! - krzyknęła - Złamałam paznokieć! |
|