Autor |
Wiadomość |
Dijkstra3 |
Wysłany: Pon 22:41, 01 Mar 2010 Temat postu: |
|
-Cholerny smród! Boże, jak tu cuchnie, czego ja tu szukam? Czarnego kota w ciemnym pokoju. Uganiam się za legendą, na podstawie jednego durnego pamiętnika. – wyklinałem w myślach.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon komórkowy zapakowany w szczelną folię, za dużo na niego wydałem by ochlapać go ściekami, ubrania już są do wyrzucenia, a przez tydzień się nie domyję. Kaśka mi łeb urwie i z domu wyrzuci. Wszystko przez krążącą od czasu wojny legendę, taką jakich pełno w każdym kraju ogarniętym wojną. O tajnych schronach, składach broni, ukrytych czołgach, samolotach, a nawet broni atomowej! Utworzonych przed wojną i ukrytych by w razie wojny z nich skorzystać. Podstawowym problemem owych legend jest to, ze jeśli jakiś kraj miał takie składy, to gdy tylko zaczynał przegrywać używał ich. Nigdy bym nawet nie ruszył tej sprawy, gdyby nie Orlecki, przedwojenny wicepremier. Wszyscy uznawali go za wariata, że po utracie rodziny masakarze pod Wilkowem, oszalał. Nikt nie traktował poważnie jego gadania o ukrytych bunkrach, o których Orlecki wiedział tylko tyle, że istnieją. Szkoda, że niewielu przedwojennych polityków i wysokich rangą urzędników przetrwało wojnę, albo chociaż było na wolności. To znacznie ułatwiłoby mi pracę. Jednak cała sprawa zaczęła się wcześniej. „Dziki fart” jak to mówią, poznałem panią Oliwię Pluszczyńską, żonę byłego premiera Polski. Premiera który najdłużej pełnił ten urząd w historii trzeciej RP, bo aż osiemnaście lat. Osiemnaście długich lat rządów partii „Silna Polska”. W czasie wojny straciła dom i prawie wszystko co miała, pozostał jej tylko pamiętnik jej męża oraz trochę ubrań. Pamiętam że mieli daczę niedaleko naszego domu, stąd moja rodzina ją znała i pomogła jej. Premier Pluszczyński niestety umarł na zawał, dwa dni przed wojną. Co zresztą też obrosło w legendy, jedne głupsze od drugich. Po śmierci Pani Oliwii dziennik został u mnie w domu, nie ruszałem go dopóki nie wspomniał o nim Orłowski.
Zasięgu rzecz jasna nie ma, więc jeśli wpadnę do „wody” i się utopię to nikt nie będzie o tym wiedzieć. Dobra, nie miałem przecież dzwonić, galeria, dziennik, dzień…
16 Październik 2037
Projekt Pandora ukończony, w samą porę. Osiemnaście dużych bunkrów, cztery niezależne bazy główne, oraz prawie dwieście małych schronów. Trzynaście lat pracy, ukrywania kosztów i fingowania zleceń budowlanych i zbrojeniowych. Biliony Euro, z kredytów nie poszło na marne. Wreszcie jesteśmy bezpieczni. Rosja już nam nie zagrozi, zwłaszcza po ostatnich przewrotach, są zbyt zajęci sobą. Jednak taka ilość ropy skusiłaby każdego, a tam nadal ludzie myślą w kategorii „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”. Teraz gdy cały świat już wie o naszej ropie, będziemy mogli spłacić te kredyty, i stać się prawdziwą potęgą! Militarną i gospodarczą, gdyby jeszcze tylko parę lat poczekać, za mało forsy wydaliśmy jednak na rozwój petrochemii. Wydobycie nadal będzie nastręczać sporo problemów, ale później może być już tylko lepiej.
To jeden z ciekawszych wpisów, nie było ich wiele, Premier w swoim pamiętniku raczej skupiał się na problemach rodzinnych, niesnaskach pomiędzy politykami, drobnymi intrygami, i tym podobnym nic nie znaczącym chłamem. O decyzjach politycznych nie było tu wiele. Dopiero pod koniec, Pluszczyński zaczął pisać o polityce, dopiero gdy zaczęły się problemy, gdy odkryto w Polsce ropę. Ten wpis jako pierwszy przeczytałem z pełną uwagą i skupieniem, jest jednym z najważniejszych. Sugeruje on że Polski rząd wiedział o ropie o wiele wcześniej, i przygotowywał się na inwazję. Tylko nie trafiliśmy z przeciwnikiem, rząd Darka Pluszczyńskiego szykował się na atak Rosji. Z dalszych wpisów wynika że przygotowywali się również do długotrwałej okupacji, na wzór okupacji z czasu drugiej wojny światowej. To tłumaczyłoby tak szybkie utworzenie Armii Krajowej i jej siłę. Jednak nadal nie wyjaśnia dlaczego AK nie używa tych bunkrów? Oby ta mapa prowadziła do dobrego miejsca, jeszcze dwieście metrów i będzie zakręt w lewo, nie opisany na innych mapach. Ta mapa to niezła sztuczka, podejrzewam, że to nie jedyny taki trik. Nowoczesna księga kodowa, system wielu milionów map, na których były zaznaczone bunkry, składy amunicji i broni, budynki ważne dla obronności i wiele, wiele innych. Problem był w tym że tych map były miliony. Większość z nich była tworzona przez komputer, całkowicie losowo. Kilkanaście było stworzonych lub zmienionych celowo, tak by przedstawiały prawdziwą mapę obiektu. To jednak byłoby za proste, więc postanowiono użyć nakładania się, dopiero cztery mapy nałożone na siebie mogły doprowadzić do celu. Przy czym były one zawieszone w przestrzeni, bez współrzędnych były bezużyteczne, czy wręcz mylące. Według notatek Pluszczyńskiego stworzono dodatkowo kilkaset fałszywych bunkrów, za drzwiami których znajdowały się miny, ładunki wybuchowe, iperyt lub inne miłe niespodzianki. Pluszczyński zamieścił w pamiętniku współrzędne oraz oznaczenia map, do jednej z baz. Przy czym zrobił to w jednym z ostatnich wpisów, chyba spodziewał się aresztowań i bał się, żee tajemnica bunkrów mogłaby zaginąć.
Nareszcie, to tu, wnęka w kanale, czwarta cegła od dołu w prawym rogu. Mam podważyć nożykiem, odsłonić panel, wcisnąć czerwony przycisk cztery razy, potem wcisnąć odpowiednie cegły… Nożyk jest, no to teraz się okaże. Cholernie się boję, co jeśli to pułapka? I wszystko wybuchnie? Wiktor, debilu uspokój się, będzie dobrze procedury znasz, zresztą możliwe, że nic tu nie ma…
Nie wierzę, patrzę i nie wierzę, widzę czuję i dotykam. Jestem tu już ze cztery godziny, to jest ogromne, i jest więcej takich baz. Wszystko ukryte starannie, bezsensowne procedury, otwierania, jak w tanich głupich filmach, kody, mapy, czuję się jakbym znalazł mapę do skarbu piratów. Tyle, że to o wiele lepsze, jest broń, amunicja, plany konstrukcyjne, podręczniki walki, taktyki, koszary, konserwy, przeszedłem kilkanaście korytarzy a końca nie widać. Księga kodów, leżała w pokoju dowódcy, jestem prawie pewien, że jest fałszywa i prowadzi do bunkrów pułapek. To by było za proste gdyby sobie ot tak leżała. To jednak znaczy coś innego, że taka księga istnieje, i całkiem możliwe, że jest tutaj. Musze wracać, bo Kaśka naprawdę mnie zabije. Wcześniej musze jednak znaleźć Sebka, to szansa dla Legionu, mając te bunkry będziemy niepokonani, skostniałe dziadki z AK oraz dzieci z Rebelii będą musieli uznać nasze zwierzchnictwo. |
|
|
Megi |
Wysłany: Sob 21:35, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
Fiuuu.... dobre... Dik, za ten frag wielkie brawa, udał Ci się i to baaaaardzo Kiedy nowa część? |
|
|
Saphira |
Wysłany: Sob 8:53, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
Ja już mówiłam i powtórzę raz jeszcze z dziką przyjemnością : Jest bardzo dobrze. |
|
|
Dijkstra3 |
Wysłany: Czw 20:52, 28 Sty 2010 Temat postu: |
|
- Pani oddział będzie powiększony, musi pani dobrać nowych ludzi. Czeka panią awans. Właściwie to już teraz mogę nieoficjalnie powiedzieć: pani pułkownik – powiedział uśmiechając się Sebek. Wstał od stolika i pożegnał Trupią Olę. Panią pułkownik, Aleksandrę Marszałek.
Usiadł wygodnie w fotelu, na dziś nie było przewidziane więcej spotkań. Sebastian zaczął wspominać, ucieczkę, półroczne życie na ulicy. Kradzieże, spanie w opuszczonych domach, czasem w kanałach. Zimę u „Brata Alberta” gdzie bracia pomogli mu wyrobić nowe dokumenty. Teraz nazywał się Sebastian Sarna, i miał osiemnaście lat. Dwa lata więcej niż „dawny” Sebastian, ten poszukiwany przez Amerykanów. Dom socjalny który tak naprawdę był drewnianą budą pośród setek innych bud. Nowe slumsy, dzielnica zwana tekturową. Ania przez cały ten czas, pojawiała się i znikała, jak zwykle. Z czasem widywał ją coraz częściej, to ona mobilizowała go do pracy oraz nauki. Przede wszystkim nauki. Przez ten rok przeczytał setki książek, Ania pewnie jeszcze więcej, w bibliotece publicznej był codziennie. Wszystkie bibliotekarki znał z imienia i nazwiska, czasem kupował im kwiaty lub słodycze, porozmawiał, troszkę poflirtował. Za co one odwdzięczały się pożyczając mu książki których normalnie nie mógłby dostać, stare te które można czytać tylko na miejscu lub też klasyfikują się jako obiekty muzealne a jedynie z braku innego miejsca pozostają w bibliotekach. Książki o nikłym nakładzie, lub czasem te zakazane przez cenzurę. Informatyka, podstawy programowania, ekonomia, gospodarka, biznes, techniki wojskowe, nowinki naukowe, mechatronika, budownictwo, elektronika, aeronautyka, psychologia. Tak w skrócie przedstawiała się tematyka książek, które czytali. Potem giełda, i ich pierwsze sukcesy, przeprowadzka do normalnego mieszkania. Rok studiów na politechnice. Tam poznał sporą część osób która pomogła mu stworzyć „Mokoszę”. Późniejszy wyjazd za granicę. Anglia, Irlandia, Indie, Japonia, Zachodni Sybir, Dania, a nawet ogarnięta wojną Kanada. Wielkie interesy, polityka międzynarodowa, prestiżowe bale, wykwintne restauracje. Powrót do Polski, i utworzenie „Legionu”. Podziemnej organizacji bojowej, jednej w wielu działających wtedy w Polsce.
Wspominanie przerwała mu Ania.
-Co się lenisz?
-Myślę.
-Myślisz o przeszłości, jak zwykle zresztą.
-Anka, nie wkurzaj mnie i powiedz mi co chcesz.
-Musisz zmówić się z hindusami, potrzebujemy nowych rakiet.
-Ledwie wysępiliśmy jedną, na razie nie dadzą.
-Dadzą dadzą, jeśli im obiecasz nowy nawóz który poprawi zbiory ryżu.
-Jaki znowu nawóz?
-Mokoszę, użyjemy jej by poprawić zbiory, a wyślemy im kilkaset ton najtańszego gówna jakie znajdziemy. Oni też się szykują do wojny, więc chcą przygotować jak najwięcej żywności dla cywili i wojska. Nowe rakiety usprawnią Mokoszę, Przydałoby się też usprawnienie Pogwizdu, Japońce się chętnie tym zajmą, ale trzeba kasy.
-Jutro zadzwonię do premiera Indii. Kasę dla Japońców jakoś skołuję.
-Dziś! – krzyknęła wściekle Ania.
-Spokojnie, teraz u nich przecież środek nocy jest. Jeśli gdybym dziś zadzwonił to na pewno bym nic nie utargował. Coś Ty dziś taka nerwowa?
-Głowa mnie boli. – fuknęła Ania
-Głowa? – powiedział z drwiną w głosie Sebek – Przecież Ciebie nie może boleć głowa. Ty nie istniejesz.
-Istnieję!
-Nie w rzeczywistości.
-Zależy co jest rzeczywistością, a co jeśli jestem demonem? Powiedzmy sukubem który Cię nęka?
-Jesteś moją drugą osobowością, podświadomością o cechach antropomorficznych którą stworzyłem w wyniku przeżytej traumy. A gdybyś była sukubem, byłabyś niższa i byłabyś brunetką, ja wolę brunetki. Chodziłabyś kuso ubrana albo wcale, no i kochalibyśmy się każdego dnia wiele razy.
-To znaczy, że jestem innym demonem, może pożądania? Który tylko kusi. Kto Cię namówił na ucieczkę? Na grę na giełdzie? Stworzenie legionu? No i przede wszystkim kto Cię namawia byś w końcu przeleciał jakąś laskę? Żeby w tym wieku być prawiczkiem, wstyd i hańba. Władza, pieniądze, luskus i seks wszystko czego można pożądać.
-Bzdura –odpowiedział z pewnością w głosie -Twoje cechy charakteru są antagonistyczne do moich, co przemawia raczej za tym że jesteś moją podświadomością.
-Po cholerę ja dawałam Ci te wszystkie podręczniki, naczytałeś się i myślisz że brylujesz wiedzą. A nie potrafisz udowodnić, że jestem Tobą.
-Tak jak Ty nie udowodnisz, że mną nie jesteś.
Ania wzięła do ręki wazon stojący na biurku i rzuciła nim w Sebastiana.
-Sama w siebie bym rzucała?! – powiedziała z wściekłością. –Jeśli nie istnieję to dlaczego ten wazon jest rozbity?
-Bo sam go rozbiłem, a dokładniej Ty go rozbiłaś moimi rękami. Chcesz udowodnić sobie i mnie, że nie jesteś tylko wytworem mojego umysłu, drugą osobowością, bo nie chcesz wierzyć że gdy zginę przestaniesz istnieć albo wyzdrowieję i scalisz się ze mną.
-Przecież jesteś wierzący, to dlaczego w demony nie wierzysz?
-Bo to głupie. Nie jesteś demonem, gdyby tak było bałbym się krzyża, wody święconej.
-Ty się nie boisz, ale mnie w kościele przecież nie ujrzysz.
-Bo tak sobie umyślałaś, żeby to wyglądało na to że jesteś demonem. Jednak Twoja teoria ma jedną wadę. Pomagasz mi, i jednocześnie pomagasz Polsce. Walczysz z Hamami. Gdybyś była demonem na rękę byłoby Ci utrzymanie reżimu.
-A wojna nie jest mi na rękę? Przecież wywołamy wojnę.
-Ale wyzwolimy Polskę, a według jednej z przepowiedni z Polski przyjdzie zbawienie na świat.
Ania zamilkła, patrzyła tylko uważnie na Sebastiana. I zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu. Sebastian zastanawiał się przez chwilę co to znaczy. Jeszcze nigdy nie odeszła w taki sposób, nie bezpośrednio przy nim. Zawsze szła do innego pomieszczenia, lub znikała gdy usypiał. Przez chwilę bał się, że odeszła, że ujawnienie prawdy, powiedzenie jej na głos przez niego sprawiło, że umysł się zresetował i zniszczył ją. Wytwór jego wyobraźni, ogarnęła go na chwilę panika, bez niej nie potrafił już nic zrobić. Jednak czuł ją, gdzieś w środku czuł, że była, i chyba płakała. Jemu też zrobiło się jakoś smutno. Postanowił nigdy więcej o tym nie wspominać, i przeprosić ją jak tylko przyjdzie. |
|
|
Saphira |
Wysłany: Wto 23:39, 01 Gru 2009 Temat postu: |
|
dobrze, naprawdę, tylko musisz uważać na styl |
|
|
Dijkstra3 |
Wysłany: Wto 20:29, 01 Gru 2009 Temat postu: |
|
Sebastian leżał na podłodze, nie był w stanie podnieść się. Czuł rwący ból w boku, oraz koszmarny ból gdy oddychał. Próbował sobie przypomnieć co się stało, a tak, przesłuchanie. Przypominał sobie wszystkie szczegóły, jak to próbowali się dowiedzieć skąd miał ten trotyl. A on opowiadał im po raz kolejny, że nic o tym nie wiedział i gdy się wprowadził to już tam było. A oni pytali kogo zna w organizacjach terrorystycznych, jakie są ich struktury. Taki standard, co jakiś czas przychodzą i pytają, jak odpowiada inaczej niż chcą biją. Taki standard trwa… w sumie Sebek nie miał pojęcia jak długo tu już jest, nie wiedział czy jest dzień czy noc, nie wiedział jak często go zabierali. Jedynym co odmierzało czas były posiłki, przy czym Sebek nie wiedział czy są regularne, bo raz był głodny jakby nie jadł parę dni, a czasem wydawało mu się że dostawał jedną porcję za drugą. Ostatnio dużo spał, w celi nie ma co robić, półmrok od ciągle świecącej brudnej żarówki, twarda prycza, oraz brudne ściany. Czasem dobrze było poleżeć na podłodze, jakoś beton wydawał się bardziej miękki od desek pryczy, tyle że chłodny, ale po przesłuchaniu to dobrze nie czuć tak bólu. Przymknął oczy i zaczął sobie wyobrażać, że jest w domu, znów w domu. Coraz trudniej było mu go sobie przypomnieć, nie pamiętał czy obok jego pokoju jest łazienka czy wyjście na balkon. Czuł jak ktoś go łapie za ramiona podnosi i opiera o ścianę. Bał się, że to znów oni, czasem jak udaje nieprzytomnego to dają spokój. Tym razem coś się różniło, oni przychodzą i szarpią, ten kto go podnosił robił to delikatnie, z trudem ale delikatnie. Z trudem otworzył oczy i zobaczył ją. Wysoką dziewczynę o rudych włosach, ubraną w szary sweter i jeansy. Patrzyła na niego z politowaniem, wzięła łyżkę do ręki i karmiła go, lepką papką bez smaku.
-Jedz, ledwo żyjesz. Od dwóch dni nie jadłeś.
Chciał się jej zapytać o wiele, ale nie miał siły. Nie potrafił.
-Nie mów nic, nie trać sił. – powiedziała z naciskiem.
Gdy tylko zjadł zasnął. Gdy obudził się następna porcja już czekała, pod drzwiami. Dziewczyna poszła po nią i znów go nakarmiła.
-Kim jesteś? – wychrypiał Sebek, dopiero wtedy poczuł jak bardzo chce mu się pić, zaś gardło drapało jakby właśnie przełykał papier ścierny.
Dziewczyna podała mu kubek, on się ciągle zastanawiał, czuł, że ją zna. Że już ją gdzieś, kiedyś widział. Wiedział to, gdy czuł że już jest blisko, że jego od dawna nie używany umysł odżył ona się odezwała.
-Ania. – powiedziała niepewnie, zawieszając na chwilę głos – Tak, jestem Ania.
-Miło mi, Sebastian. – wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, ta tylko lekko ją uścisnęła i szybko schowała swoje dłonie do kieszeni. Dłonie miała lodowato zimne, i wyjątkowo delikatne. Długie smukle palce, kontrastowały z krępymi i niezgrabnymi dłońmi Sebka.
Ania podeszła do drzwi i usiadła przy nich i przyłożyła ucho do nich. Siedziała tak parę minut, na początku Sebek myślał że coś słyszała, ale mimo ze mijał czas nic się nie dzialo.
-Co robisz? – zapytał w końcu zniecierpliwiony. Chciał porozmawiać, pierwszy raz ma okazję z kimś normalnie porozmawiać.
-A nie widać? Słucham.
-Czego?
-Tam jest wartownik numer jeden, on zawsze słucha muzyki, jakiejś starej ale nie rozpoznaję co to, jedynie rytm. Wiem, że to znam.
Sebastian podszedł i przyłączył się do niej, długo nasłuchiwał lecz nie słyszał absolutnie nic.
-Nie słyszę nic, może Ci się wydaje?
-Nie! Ja to słyszę, Ty też to usłyszysz ale musisz się skupić. Skup się na słuchaniu.
Sebastian spróbował znów, lecz nadal bez skutku, gdy miał już mówić że to nie ma sensu, usłyszał. Najpierw ciche dudnienie, regularne, po chwili usłyszał znajomą melodię, Radia Old Songs Rulez która zawsze leciała tuż przed wiadomościami.
-Te stare piosenki to z radia.
Sebka jednak zastanawiało coś innego, dlaczego wartownik numer jeden? Czuł jak jego umysł odżywa, jedzenie jednak dobrze mu zrobiło.
-Bo tak. – odpowiedziała ciągle nasłuchując
-To nie jest odpowiedź.
-Bo muszę go odróżnić od wartownika numer dwa i trzy. Dwójka jest bardzo cichy, chyba śpi na swojej zmianie. Trójka za to zaprasza faceta od zbrojowni, i jeszcze jakichś dwóch i grają w karty.
-Skąd to wszystko wiesz?
-Słucham. Siedzę i słucham, gdy Ty śpisz. Dużo śpisz, trochę za dużo, później nie masz siły żeby wstać.
Sebek nic nie odpowiedział, wiedział że ma rację.
-Przyjdą, zaraz po Ciebie przyjdą.
Strach wypełnił umysł chłopaka, spanikował, chciał uciec, biec jak najdalej, nie zatrzymywać się. Wiedział ze koszmar zacznie się na nowo.
-Nie rzucaj się to nie będą bić. – powiedziała chłodno – Gdy będą pytać zgadzaj się na wszystko, mów to co chcą usłyszeć. Zmyślaj. Imiona nazwiska, miejsca wszystko. Bo nie przeżyjesz. – Ania patrzyła się na drzwi, które po chwili się otworzyły.
Tak mijał czas, od przesłuchania do przesłuchania. Czasem wracał poobijany, a czasem dali batona, kawę. Było inaczej, Ania zawsze mu podpowiadała co ma mówić. To mądra dziewczyna. Gdy pierwszy raz zniknęła Sebastian się przeraził. Wpadł w panikę, zastanawiał się co się stało. On się obudził a jej nie było. Bał się, że była tylko złudzeniem, snem, albo że ją zabrali, zabili, zgwałcili albo torturowali. Potem pojawiła się, podeszła do niego i podała jedzenie. Potem czasem znikała, Sebastian nie pytał gdzie była przez ten czas. Przeczuwał gdzie była, i wiedział że nie chciała tam wracać. Nie musiała nic mówić, widział to w jej oczach za każdym razem gdy tylko pojawiała się po nagłej nieobecności.
-Ucieknijmy. – powiedziała pewnego razu stanowczo, wyglądała wtedy jakoś inaczej, tak piękniej, pewniej. Dopiero wtedy zauważył że ma inne ubranie, zamiast wytartych jeansów krótką spódnicę w szkocką kratę, czarne rajstopy, i zieloną bluzeczkę opinającą jej duże piersi. Nigdy jej takiej nie widział.
-Musimy uciec, dziś teraz. Inaczej nigdy stąd nie wyjdziemy, zabiją nas.
-Ale co chesz zrobić? – wydukał zaskoczony Sebek.
-Teraz jest drugi wartownik, ten co śpi. Otworzymy zamek i uciekniemy, zabrałam trochę drutu raz otworzyłam zamek i zamknęłam go.
-Za pomocą drutu? Jak na filmach? – Sebek nie mógł uwierzyć w to co słyszy.
-To stary zamek, a poza tym miałam dużo czasu na próby.
Chwilę pogrzebała grubym zardzewiałym drutem w zamku, po czym usłyszał chrobot otwieranego zamku. UDAŁO SIĘ!!! Nie wierzył, uciekają to szaleństwo, ale… Pierwszy raz poczuł nadzieję, nadzieję na to, że to ma sens. Ania otworzyła drzwi i lekko skulona przemknęła się pogrążonym w półmroku korytarzem, do stróżówki. Sebek podążył za nią, dziewczyna zajrzała przez otwarty wizjer w drzwiach do pomieszczenia, po czym nacisnęła klamkę, powoli ciągnęła drzwi w swoją stronę starając się zrobić to jak najciszej. W środku siedział czterdziestokilkuletni żołnierz, miał założoną czapkę z daszkiem i ciemne okulary, które lekko się zsunęły. Wtedy Sebek poznał go, gdy przychodził zabrać go na przesłuchanie zawsze klął siarczyście i bił mocno. Gdy ten nie miał siły iść i upadał to ten kopał go po brzuchu i głowie ciężkimi wojskowymi buciorami. Sebek poczuł wściekłość, chciał się zemścić za to wszystko co mu zrobili, wszyscy zapłacą krwią. Ania złapała go i pociągnęła w róg pomieszczenia, kątem oka Sebastian zobaczył kogoś. Wyglądał jak chodząca góra, wydawał się tak duży że powinien głową ocierać się o sufit. Obrany na czarno, w półmroku stróżówki wyglądał jak przerwa w rzeczywistości. Niczym czarna dziura, obiekt doskonale czarny, tak przerażająco nienaturalny. Ania złapała go i przycisnęła do siebie, dłońmi trzymała jego głowę, tak by nie mógł odwrócić głowy.
-Nie, nie patrz, nie rób tego, nie… Nie patrz. – szeptała łkając, Sebastian się przeraził nigdy jej takiej nie widział, już miał powiedzieć by uciekali gdy usłyszał to. Trzask pękających kości, i mlask. Taki bezgranicznie obrzydliwy, wywołujący odruch wymiotny. Sebek nie wytrzymał, wiedział że to pękła czaszka strażnika, i że jego mózg…
Potem odleciał, nie pamiętał co się stało. Przebudził się i potknął, biegł, Ania mocno trzymając go za rękę biegła i ciągnęła go za sobą. Sebek czuł, że nie ma siły płuca go paliły żywym ogniem zaś nogi plątały się. Każdy ruch był torturą, ale biegł. Ania go ciągnęła biegli przez sam środek otwartego placu, stał tam Humvee. Słyszał strzały z karabiny, gdzieś w oddali, gdzieś za nimi. Byli już blisko, gdy Ania przewróciła się i podcięła nogi Sebka, który padł jak długi. Wtedy usłyszał długą serię strzałów, pociski wystrzelone odbijały się od karoserii pojazdu iskrząc. Gdy strzały ucichły, natychmiast dało się słyszeć przekleństwa Amerykańskiego żołnierza który właśnie szukał po kieszeniach zapasowego magazynku. W tym czasie Sebek z Anią wsiedli do pojazdu. Rozpędzony pojazd staranował małą bramę w której ogromny samochód ledwie się zmieścił. Pociski wystrzeliwane przez wartownika odbijały się od maski. Wypadli, w sam środek miasta, pędzili przez puste ulice, było już jasno, lecz słońce jeszcze nie wzeszło. W oddali słyszeli pościg, Wjechali na niewielki most, Ania nagle otworzyła drzwi samochodu i ciągnąc Sebka wyskoczyła z pojazdu. Samochód skręcił w bok i przebił się przez barierki i wpadł do wody. Sebek czuł rwący ból w nodze i w ręce, Ania szybko jednak wstała i ciągnęła go. Przejście tych kilkudziesięciu metrów było katorgą, Skręcili w boczną uliczkę, potem weszli w jakąś starą obskurną bramę, by na końcu otworzyć właz studzienki kanałowej i tam się schować. Jak szczury. Jednak żywe szczury, wolne szczury. |
|
|
Saphira |
Wysłany: Pią 20:56, 13 Lis 2009 Temat postu: |
|
ja już mówiłam, jest dobrze. Tylko, proszę, popraw te usterki |
|
|
Megi |
Wysłany: Czw 20:39, 12 Lis 2009 Temat postu: |
|
Kontynuacja bardzo mi się podoba. Styl tym razem się wg mnie poprawił, ale lepiej niech się wypowie któraś z naszych polonistek |
|
|
Dijkstra3 |
Wysłany: Śro 23:24, 11 Lis 2009 Temat postu: |
|
- No idź! Nie będę tu wiecznie czekać.
- Ale sama możesz kupić… - powiedział niepewnie zwalisty Rosjanin.
- Nie! Przed sklepem jest kamera uliczna.
Iwan pomruczał jak zwykle, ale polazł. Uhhhhhh, jak się nie pospieszy, to mu oczy wydrapię! Czy to taki problem dla faceta, żeby kupić podpaski i coś przeciwbólowego? I jak zawsze zdziwiony! Znamy się tyle lat, mógłby się w końcu przyzwyczaić! A dla niego to zawsze niespodzianka.
- Nareszcie! - wyrwałam mu z rąk leki i od razu wzięłam cztery tabletki, nawet nie popiłam.
- Jedziemy.
Iwan nawet nie spojrzał na mnie, co on? Obraził się? A może się boi? Jak się boi to dobrze, bo nie mam ochoty na żadne durne żarty. Po ostatnim razie mam dość, jeszcze mnie nogi bolą, co on sobie myślał? Że mała przebieżka przez granicę z psami patrolowymi na karku dobrze mi zrobi? Przebiegliśmy dwadzieścia kilometrów, zanim sobie przypomniał, głupi cymbał, że ma „Cywila”. Dopiero, jak się popsikaliśmy, to mogliśmy pójść normalnie a psy zgubiły trop. A i tak myślałam, że zawału dostanę, nie ma to jak to tak biec przez dwadzieścia kilosów i jeszcze się stresować. Bo nie wiadomo: czy „Cywil” zadziała, byliśmy cali spoceni, więc psy mogły nas i tak zwęszyć.
Jechał, jak to on, szybko i nieostrożnie, mało nie potrąciliśmy jakiejś babiny pędzącej kozy. W sumie dziwne, że kogokolwiek tu spotkaliśmy. O Karelii mówi się, że na jednego człowieka przypada tutaj trzydzieści renów, dwadzieścia wilków i trzy niedźwiedzie. I jeszcze ten język, prawie ich nie rozumiem, oni mówią chyba wszystkimi językami byłej federacji tylko nie po rosyjsku! Ba, oni nawet fiński znają! Dobrze, że znaleźliśmy tu chociaż jednego przewodnika, który potrafi powiedzieć zrozumiale więcej niż dwadzieścia słów! Mam dość tego wszystkiego! Uganianie się za jakimś cholernym mitem. Przejechaliśmy już prawie trzydzieści kilometrów od najbliższego miasta, dalej już tylko lasy, łąki i bagna. Jeszcze dwadzieścia i będziemy na miejscu. Dobrze, że mamy mapę, starą bo starą, ale jest. Wojskowa, więc tam wszystko zaznaczali, nawet leśne drogi. Część już zarosła, ale mam nadzieję, że ta, którą mamy tam dotrzeć, jest jeszcze w stanie używalności. Iwan nawet się nie odezwie, jeszcze obrażony, że musiał mi kupić te podpaski. Czy wszyscy Rosjanie muszą być tacy dumni? I na Boga, dlaczego każdy ma na imię Iwan, przecież jest tyle pięknych imion: Misza, Sasza, Władimir, Grigorij, a u nich wszyscy Iwan.
Wreszcie, myślałam ze już nigdy nie dotrzemy do celu. Dwie godziny szukania durnej drogi sprzed stu lat! Dobrze, że nie postarali się jej bardziej ukryć, po dwóch godzinach ciągłego błądzenia pieszo przy jezdni znaleźliśmy pas drzew ułożonych równolegle, jedno za drugim. No może nie tak regularnie, bo część wycięto, no ale to było coś, co akurat odróżniało się od reszty lasu. Dobrze, że w raporcie było wspomniane, że idzie się tam przez szkółkę leśną, którą zastąpili drogę. Dobrze, że to była jedyna szkółka leśna w tej okolicy. Później osiem kilometrów marszu przez „szkółkę” i osiągnęliśmy cel. Jeziorko: małe, pokryte w całości rzęsą, z jednej strony brzeg jest zwykły i piaszczysty, z drugiej to skała. Widok dosyć częsty w tych stronach, tyle że ta skała to detektor i nadajnik w jednym.
Obeszliśmy ją pięć razy dookoła i nie udało nam się znaleźć żadnego sprzętu. Iwan już chciał wyciągnąć młot pneumatyczny i ryć na ślepo. Jak to Rusek, jak facet, nie pomyśli, a to może delikatny sprzęt, a to przecież stare jest. Poszłam do samochodu po raport, przeczytałam go dokładnie jeszcze raz. Według opisu sprzęt detekcyjny znajdował się od strony jeziorka. Dopiero jak czytałam ósmy raz, zwróciłam uwagę, że naprawiano sprzęt jesienią, a dopiero co były roztopy. Kazałam Iwanowi wejść do wody i szukać czegoś tuż pod powierzchnią. Jak zwykle stękał i bredził coś, że ja powinnam to zrobić skoro mam takie pomysły. Jednak wszedł do wody. Dobrze go wytresowałam, wie, że od myślenia to jestem ja. On załatwia brudną robotę. Gdy mnie zawołał, powiedział, że powinnam sama ocenić czy to aby to. Myślałam ze go rozszarpię. Rozebrałam się, tuż przy brzegu układając tak ubranie by go nie zabrudzić. Ta woda była koszmarnie zimna a dno błotniste. Jeszcze ta rzęsa, która się cała do mnie przykleiła, bleeee. Uduszę go! Albo utopię! Jedno i drugie! Jemu wody było po pas, a mnie prawie całą zakryło! Sprzęt był: nawet w tej zamulonej wodzie widać było „kawałek kamienia” jakby przyklejonego do reszty skały. Ten kawałek odróżniał się przede wszystkim tym, że miał niewielkie ale regularnie rozłożone otwory. Czyli dobrze trafiliśmy. Odwróciłam się do Iwana, uśmiechnęłam przymilnie, po czym kopnęłam go pod kolano. Momentalnie zapadł się pod wodę, odechce mu się żartów. Gdy wychodziłam z wody, usłyszałam, jak biegnie w moją stronę, by mnie najpewniej utopić. Szybko dopadłam do mojej torby, wyciągnęłam pistolet i odskoczyłam w ostatniej chwili. On upadł na miejsce gdzie przed chwilą leżałam, ja zaś celowałam już w jego głowę. Popatrzył na mnie i się uśmiechnął. Durny Rusek, ale kocham go. Pocałowałam go w czoło, po czym uderzyłam go pistoletem w głowę robiąc mu sporego siniaka na łysej głowie.
- Za co?
- Ubranie mi pobrudziłeś.
W sumie niewiele, ale lubię się z nim drażnić. Pora wracać, trzeba jeszcze napisać raport:
Mit potwierdzony, Perymetr istnieje. |
|
|
hiacynt |
Wysłany: Czw 19:09, 22 Paź 2009 Temat postu: |
|
aj. menda znów nie powiedziała. i za to generalny foch.
na wszelki wypadek powiem, że podobało mi się. |
|
|
Saphira |
Wysłany: Śro 22:29, 21 Paź 2009 Temat postu: |
|
dosyć kazań na temat stylistyki. Dik dość się już nasłuchał ode mnie. |
|
|
Dijkstra3 |
|
|
Megi |
Wysłany: Śro 22:06, 21 Paź 2009 Temat postu: |
|
Fabuła git, reszta cienko. Styl od ostatniego razu się posuł i nawet ja to widzę. Pierwsza część jest nawet, nawet podba mi się Jeśli chodzi o drugą, to można by ją bardziej dopracować, zwłaszcza zaznaczyć kto zaczyna rozmową, bo ja się przyznam pogubiłam. Można liczyć na kontynuację tego opowiadanka? Co z tym Perymetrem? Bo się zrobiło ciekawie... |
|
|
Dijkstra3 |
Wysłany: Śro 21:45, 21 Paź 2009 Temat postu: |
|
Wiktor zjawił się, jak zwykle, w chwili, gdy Sebek miał już iść do domu. Zawsze twierdził, że ma niesamowite wiadomości, że odkrył coś sensacyjnego. Taki już był: rozkojarzony marzyciel, całymi dniami siedzący w starych dokumentach. Spec od analiz. Wyglądał tak jak powinien wyglądać typowy profesor zbyt zajęty badaniami by dbać o siebie. Ewentualnie można jego wygląd porównać do studenta tuż po juwenaliach. Trzeba przyznać, że na historii najnowszej znał się jak nikt inny, polityka światowa zaś była jego konikiem. To właśnie on podpowiedział Sebkowi, że Indie dążą do zwiększenia swoich wpływów na świecie i mogą stać się dobrymi sojusznikami.
- Sebek! Nie uwierzysz. Wiem, dlaczego Hamy nie użyły ani razu broni atomowej!
- Wikuś, nie chcę cię zasmucić, ale to już wiemy od dawna.
- Że co? Niemożliwe, przecież to największa tajemnica jeszcze z czasów zimnej wojny! – wykrzyknął zdziwiony Wiktor.
- Tajemnica, o której wiedzą wszyscy. Wojny nuklearnej nie da się wygrać, a gdyby Hamy użyły atomówek, reszta państw odpowiedziałaby im tym samym.
- Ha! I tu się mylisz – rzekł z nieukrywaną dumą Wiktor. – Oni nie bali się Angoli, Francuzów, Hindusów czy innych gadów. Oni bali się „Martwej ręki”.
- Co ty bredzisz? Jakiej ręki?
- Znalazłem stare dokumenty, zapiski rozmów. Tuż przed wojną rząd przyjął uchodźca Siergieja Władimirowicza Pietrowa, wówczas osiemdziesięciosiedmioletniego staruszka, byłego oficera KGB. On potwierdził istnienie systemu „Perymetr”, zwanego potocznie „Martwą ręką”. – Wiktor zerknął na Sebka jakby czekał na pozwolenie, by mówić dalej. Ten tylko ponaglił go machnięciem ręki. Wiktor kontynuował. – To system jeszcze z czasów zimnej wojny. Zakładał on automatyczny atak nuklearny na USA oraz jego sojuszników. W razie zerwania kontaktu z dowództwem, zarejestrowania promieniowania radioaktywnego oraz wstrząsów towarzyszących odpaleniu broni nuklearnej na terenie byłego Układu Warszawskiego miał on samodzielnie odpalić rakiety bez potrzeby rozkazu z dowództwa. Słynna walizka z atomowym guzikiem to przy nim pikuś.
- Chcesz powiedzieć, że tego się wystraszyli? Systemu sprzed sześćdziesięciu lat?
- Sebek, nadal nie rozumiesz. Dziewiętnastego marca w dniu pierwszego rozpadu Federacji Rosyjskiej, po buncie generałów, prezydent Federacji powiedział, że uruchomił Perymetr. Wiedział, że bunt generałów to sprawka Hamów. Następnego dnia prezydent zginął w zamachu. Perymetr nadal jest aktywny, już nie da się go zdalnie wyłączyć: kody aktywacyjne przepadły. To technologia późnych lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku: stare komputery, które może i działają wolno, ale praktycznie się nie psują. Te systemy są prymitywne, ale najprawdopodobniej nie zostały naruszone. Nikt nie wie, gdzie jest umieszczony centralny układ Perymetru, ale jedno jest pewne: Amerykanie się go boją.
- Jesteś pewien na sto procent?
- Tak! W starych raportach wywiadowczych parę razy wspominano o Martwej ręce, do dziś nie miałem pojęcia, że Perymetr naprawdę istnieje!
- Wikuś, to wszystko, co chciałeś mi powiedzieć?
- Przecież mówię, że dotarłem do głównych akt starego rządu. Naprawdę wiele rzeczy nie jest takimi, jakimi wydają się być.
- Wiktor, szybciej.
- Chciałem jeszcze tylko zaproponować, by na rekonesans wysłać Koziołka. Ona była u Ruskich, zna tereny, ma kontakty. Myślę, że znajdzie Perymetr – odpowiedział Wiktor przyciszając głos. Jednak w jego oczach ciągle było widać podniecenie. No tak, wiedzę miał ogromną, ale lubił się nią popisywać.
- Człowiek z KGB zostawił mapę? – Z niedowierzaniem w głosie zapytał Sebek.
- Nie tyle mapę, ile powiedział, gdzie znajduje się jeden z czujników promieniowania. Siergiej był specem od telekomunikacji, no specem to może za dużo powiedziane, zajmował się tym. Pod koniec istnienia ZSRR został przydzielony do konserwacji jednego z tych czujników, miał naprawić nadajnik satelitarny. Jeśli znajdziemy nadajnik, uda nam się znaleźć satelitę.
- A później centralę. Dobra, Wiktuś, zastanowię się, Ty wracaj do papierów: może znajdziesz jeszcze coś ciekawego, dopiero od miesiąca mamy dostęp do akt AK, wolałbym byś na razie zajął się bardziej bieżącymi sprawami.
Gdy Wiktor wyszedł z pokoju, zjawiła się Ania, usiadła na biurku, udawając, że czyta raporty:
- Gra warta świeczki? – spytał nie odrywając oczu od dokumentów.
- Myślę, że nie warto ryzykować. Kontrola nad całym nuklearnym arsenałem byłego ZSRR, atomówkami rozłożonymi od Obwodu Kaliningradzkiego po Kamczatkę to zbyt duża odpowiedzialność. Jeszcze byś przez przypadek wcisnął atomowy guzik.
- Pytam się, czy warto budzić Niedźwiedzia? Z tego, co powiedział Wiktor, wynika, że pokój na świecie istnieje tylko dlatego, że wszyscy boją się „Martwej ręki”.
- Taaa, jasne, a ten prezydent, co to uruchomił Perymetr powinien pokojowego Nobla dostać, nie? Sebek, potrzebujemy tego. Bez broni masowego rażenia nie jesteśmy w stanie nic zrobić Hamom. Wojny gospodarczej to my sami nie wygramy. Nie wykupisz ich. Na normalnej wojnie sami nie mamy szans. Kto by nas teraz otwarcie wsparł? Hę? Kanadyjce i Duńczycy.
- Nadal pracujemy nad naszą własną bronią.
- Tak, pracujemy, Hindusi jeszcze się zastanawiają czy wysłać naszego satelitę. Zaś Koreańczycy niespecjalnie chcą nam sprzedać reaktor do naszej broni. Jesteśmy w dupie. Musimy mieć pod kontrolą Perymetr. Tylko wtedy Hamy w razie wojny będą z nami negocjować jak równy z równym.
- Pomyślę, Aniu, pomyślę.
- Tylko nie za długo, bo Hamy cię ubiegną.
Ania zeskoczyła z biurka, udała się w kierunku drzwi. Gdy była tuż przed nimi, Sebek stwierdził:
- Szukali go sześćdziesiąt lat, mamy czas.
Ania fuknęła wściekle, słysząc takie słowa. Stwierdziła, że i tak jej posłucha i miała rację: musieli kogoś tam wysłać, jeśli Wiktor dogrzebał się do tych dokumentów, to równie dobrze CIA też mogło je zdobyć. Sebek nie może być tak pewny siebie: pracuje tu dopiero miesiąc, nadal jest szpiegowany przez własnych ludzi i CIA, nadal nie wie, ile osób pracuje dla Hamów. Dlatego musi działać jak najszybciej i jak najdyskretniej. |
|
|
Saphira |
Wysłany: Sob 16:47, 12 Wrz 2009 Temat postu: |
|
Tym razem drobna uwaga: pilnuj, jak piszesz przymiotniki. Z zasady używa się małej litery, a więc "hamski". Dwukrotnie użyłeś tego określenia - raz zapisując je błędnie, raz poprawnie. Uważaj na takie rzeczy, to troszeczkę psuje estetykę. Po drugie, nie wiedziałam, że w Twojej twórczości można spotkać takie słowa, jak "kibel", czy popularne przekleństwo na k. Przyjmijmy, jednak, że to personalizacja języka oraz specyfika miejsca akcji;). Poza tym, naprawdę dobre, tak na 5, gdyby nie usterki, przez nie jedynie 4,5 Czekam na dalszy ciąg |
|
|