Autor Wiadomość
Gość
PostWysłany: Śro 8:29, 06 Sie 2008    Temat postu: Re: Wolność i Chwała.

literówki
Undermine napisał:
M aszerowali równym tempem gdy z daleka zobaczyli płomienie.

Undermine napisał:
-Oczywiście. - odpowiedział Eric - żołnierze! Przechodzicie pod moje dowództwo. Kusznicy - ustawić się w krzakach. Po dziesięciu. Topory i włócznie - osłaniacie kuszników. Reszta brać tarcze i czekamy na środku drogi.

wydaje mi sie, że lepiej brzmiałoby "Kusznicy ustawcie się w krzakach" i niepotrzebne są myślniki w środku zdań.


Undermine napisał:
W tem młody chłopak skoczył z mieczem i osłonił Erica od 3 udzerzeń jednocześnie. Gdy walka byla bardzo wyrównana Eric dła znać topornikom i golbinom.


Wtem to raczej razem. Liczebniki lepiej pisz słownie.


Undermine napisał:
Przygotujcie się teraz na atak ze zdwojoną siłą!!

Nie ma takiego symbolu interpunkcyjnego"!!" jest tylko ! oraz !!!

Undermine napisał:
Z daleka widac było potężny oddział żołnierzy króla.Eric i jego żołnierze nagle poczuli, że ktoś ich obserwuje.

Brak spacji po kropce.

Undermine napisał:
Król elfów wysyła do ciebie wsparcie!!

znów dwa wykrzykniki

Undermine napisał:
W mieście wszystko bło uporządkowane.


Undermine napisał:
Czy Elfy nie zdają sobie z tego sprawy?? Z tego, że dla niego strata 200 ludzi nic nie znaczy?
-Myślę, że chcą cieszyc się zwycięstwem. .

liczebnik i literówka

z krytyki. Więcej błędów ort. nie widzę, trochę za często pojawia się imię Eric.
pochwała: w sumie nie jest źle. Opowiadanie musi cos w sobie mieć, jeżeli przeczytałam je do końca. Pisz dalej, chętnie przeczytam. I nie sfochaj się, za to, że wytknęłam błędy. To tylko dobrze świadczy, że spodobało mi się, aż chciało mi się je sprawdzać.
Undermine
PostWysłany: Sob 9:03, 02 Sie 2008    Temat postu: Wolność i Chwała.

Witam. Jestem Nowym uzytkownikiem, więc wypada się przedstawić.
Więc jestem Undermine, i mam lat 13.
Z nudów napisałem Fanfica Fantasy, i oddaje go do oceny większej ilości ludzi.


Rozdział I

Więc... Od czego by tu zacząć... Nigdy nie byłem mistrzem słowa pisanego... Ale zacznę od początku.

Nazywam sie Gaduloth. Eric Gaduloth. Byłem jednym z najlepszych rycerzy króla Arnortha władcy Midlemandi.
W naszym królestwie dobrze sie powodziło.
Ludzie żyli dostatnio, nie było najazdów, mieliśmy bardzo silną armię, i pokojowe stosunki ze słabszymi sąsiadami.
Wiele ludów zazdrościło nam potęgi. Nikt nie myślał o spiskowaniu przeciw nam. Nie z powodu silnej armii, ale dzięki zyczliwości naszego króla.
To było chyba zbyt piękne by mogłbyć prawdziwe. Wszyscy poddani bardzo przerzyli nagłą chorobę króla.
Oddał on pewien dobrych myśli tron swojemu synowi, Arnorthowi II. Chłopak jednak ani myślał o spokojnym władaniu państwem.
Przez 2 lata panowania był królem podobnym do ojca. Mądrym i sprawiedliwym, państwo stale się rozwijało. Jednak po jego śmierci zwiększył podatki i daniny, ograniczył przywileje szlachty, zaczęły psuć się stosnki dyplomatyczne z sąsiadami. W końcu, jedna z naszczych prowincji, ogłosiła niezależność.
To rozwścieczyło młodzieńca, który kazał najechać na ziemie sąsiadów. Kraj Choranów chroniły góry, jednak wyszkolona armia poradziła sobie z łatwością. Sam byłem odpowiedzialny za ich zagładę, jako jeden z głównych oficerów. Przez cały rok gryzły mnie wyrzuty sumienia.
Jednak gdy rok później nakazał atak na bezbronne ziemie państwa elfów nie zgodziłem się. Piąta[jedna piąta] część armii poparła mnie.
Chłopak uznał to za bunt i zaczęła się wojna domowa. My mielismy po swojej stronie część społeczeństwa, zaś on najlepszych żołnierzy.
Pół roku trwały walki, jednak z czasem zaczęliśmy słabnąć. Mieliśmy mniej wojska, i mniej zapasów. W końcu w bitwie nad rzeką życia ponieslismy klęske i z zaledwie 30 ludźmi udało mi się zbiec...


Eric zerknął na niebo. Zaczynało się zciemniać.
Słońce powoli zachodziło, niedługo miała nastąpić noc, czyli pora upragnionego odpoczynku.
Wstał, schował swój dziennik i spojrzał zza pagórka, na którym pisał. Objął wzrokiem swoich żołnierzy. Łącznie z zebranymi przeciwnikami Króla, miał może 50 ludzi, w tym tylko połowa miała broń. "Bardzo mało" - pomyślał. Kierowali się do ziemi Elfów. Wiedziały one o planach króla więc przygotowali się przez pół roku walk. A Eric chciał ich wspomóc doswiadczeniem.
-Sir! - usłyszał głos. Podszedł do niego jeden z żołnierzy. Wysoki, szczupły chłopak, krótko ostrzyżony. W ręku trzymał włócznię. - Żołnierze pytają się czy mają rozbić namioty.
-Tak. Ale w lesie by nie odnalazły nas patrole.
-Tak jest!
Eric nie chciał się oszukiwać. Wiedział, że prędzej czy później przyjdzie mu walczyć. Patrząc na swoje "wojsko" bał się. Miał świadomość tego, że nawet słaby patrol jest lepiej uzbrojony i liczniejszy od jego sił.
Noc. Ciemna i mroczna noc. Teraz żaden patrol nie będzie go szukał. Obawiają się bandytów. Eric jednak tak samo dlatego w nocy jego oddziały
odpoczywają. Eric jak zwykle odbywał wartę. Uważał, że musi świecić przykładem. Musi walczyć razem z żołnierzami, musi pomagać im w obowiązkach.
Taki był właśnie Eric, od najmłodzych lat.
Wraz z nastaniem świtu ruszyli. Nie mieli koni, więc musieli iść na piechotę. Za tydzień powinni być na ziemiach elfów.
Szli już dobrych parę godzin. Pogoda była badzo dobra. Było chłodnawo, wiał przyjemny wiatr i nic nie zapowiadało burzy.
W pewnym momencie zaczęło padać. Na początku lekki deszczyk, jednak przerodził sie w prawdziwą ulewę. Eric kazał żołnierzom biec.
Po 20 minutach dotarli do opuszczonego i zrujnowanego garnizonu. Postanowili tam przeczekać. Gdy tylko weszli do środka zdziwili się.
Wnętrze było zadbane, jakby ktoś tam mieszkał. Jeden z żołnierzy zrobił krok naprzód.
Nagle świst... I Eric skoczył by osłonić swojego sojucznika tarczą. Strzała. Wtem z kątów i zakamarków zaczęli wychodzić bandyci. Na schodach pojawili się łucznicy.
-Dobyć broni!! - krzyknął Eric. Żołnierze wyjęli miecze, dzidy i kusze. Uzbrojenie bandytów było podobne.
-Na nich!-krzyknął wódz bandytów i zaczęło się starcie. Wojska Erica miały strategię. Żaden nie oddala się za bardzo. Walka w grupie by można było pomóc komuś w potrzebie. Szczęk broni i krzyki wypełniały obszerne wnętrze garnizonu.
Eric jako świetny żołnierz radził sobie z większością przeciwników. Tak samo jak reszta jego żołnierzy. Zdobyli znaczącą przewagę, i schronieni za tarczami ruszyli ku łucznikom.
Gdy weszli na pierwsze piętro zobaczyli 3 mężczyzn. Jeden w czarnym kapturze, dwóch zaś - potężnych 2-metrowych kolosów. Zakapturzony wyciągnął ręke w przód i wymamrotał coś pod nosem. Żołnierze Erica zobaczyli ogień i po chwili krzyk cierpienia wypełnił całe pomieszczenie. Eric
wyjął z kieszeni małą buteleczkę i rozbił ja o ziemię.
-Anielska mikstura! Nieeee! - krzyknął zakapturzony. I miał powody. Mikstura natychmiast zaleczyła rany i zlikwidowała ogień. Eric ruszył z mieczem osłaniany przez dzidników. Szybko uporał się z mięśniakami. Później ujął za szyje zakapturzonego i podniósł go.
-Kim jesteś? - krzyknął Eric.
-A co cię to interesuje? - czarownik denerwował Erica.
-Zaatakowałeś mnie więc dużo.
-To wy tu weszliście.
-Szukając schronienia.
-Znaleźliście przeciwników. Ale dobrze - czarownik skapitulował - jestem czarownkiem gildi chaosu. Schroniłem się tutaj, ponieważ czeka na tych ziemiach spora liczba żołnierzy mających przejść pod moją komendę. Dzień drogi stąd. Jednak zablądziliśmy i schorniliśmy się tutaj.
Chwilię potem przyszliście wy. Wzieliśmy was za żołnierzy króla
-Gdzie ci żołnierze?
-Na zachód stąd. Mam im przekazać pewien dokument.
-W takim razie wyprowadzę cię z błędu. Jestem Eric Gaduloth, buntownik, kieruję się ze swoimi siłami na południe do elfów.
-Świetnie. Połączmy siły. Weźmy moich żołnierzy, w połączeniu z twoimi, moimi czarami i twoim doświadczeniem znacznie wspomożemy Elfy.
-Ilu masz ludzi?
-Zabiłeś 30. Tutaj czai się jeszcze drugie tyle - Eric opuscił czarownika na ziemię - tam czeka 50 bandytów, kilka goblinów i wilczych rycerzy.
-Dobrze. Ja mam jakieś 50 - Eric odetchnął i wyciągnął ręke do czarownika - nie znam jeszcze twojego imienia.
- Hepestus - czarownik uścisnął jego dłoń.


Rozdział II
Eric, Hepestus i ich żołnierze, nie tracili czasu i gdy tylko burza straciła na sile ruszyli. Hepestus opowiadał Ericowi, że żołnierzami dowodził jego bliski kolega.
Patrol zaatakował go, ale żołnierze uciekli. Wysłali wiadomość, że potrzebują dowódcy.
-Jak długo jeszcze będziemy wędrować?? - zapytał się Erica wysoki młodzieniec z kuszą.
-Myślę, że niedługo będziemy u celu - odpowiedział Eric.
M aszerowali równym tempem gdy z daleka zobaczyli płomienie.
-To ta wioska! Tam mieli czekać! - krzyczał Hepestus.
Wtem zobaczyli przerażony tłum żołnierzy. Uciekali z wioski.
-Hepestusie! Dzięki bogu że jesteś. - niski, silny mężczyzna, zdaje się dowódca odezwał się - zaatakował nas patrol.
-Bardzo niedobrze - odpowiedział Hepestus - ale nie martwcie się. Słyszeliście o Ericu Gadulothcie? Oto on. Wspomoże nas doświadczeniem i odddziałami.
-Ile was jest? - wszedł w rozmowę Eric - my mamy 30 wojowników Hepestusa, 30 moich i 20 kuszników.
-Nas jest 50 rycerzy i 20 oswojonych goblinów.
-Liczyłem na więcej.
-Ale zaatakowął patrol.
-Koniec pogaduszek - wtrącił Hepestus - musimy się przygotować.
-Oczywiście. - odpowiedział Eric - żołnierze! Przechodzicie pod moje dowództwo. Kusznicy - ustawić się w krzakach. Po dziesięciu. Topory i włócznie - osłaniacie kuszników. Reszta brać tarcze i czekamy na środku drogi.
-Słucham? Czy to nie szaleństwo? - spytał jeden z żołnierzy.
-W ten sposób wygrywałem bitwy.
Po chwili nadjechało 50 konnych żołnierzy. Byli może 50 metrów od Erica i mieczników gdy posypały się strzały. Połowa jeźdców padła ci zeskoczyli z koni i zaczęli walczyć wręcz. Na to czekał Eric. Dobył miecza. Pozostali zrobili to samo. Zaczęła się walka. Miecz uderzał o miecz, żołnierze padali z jednej i drugiej strony.
W tem młody chłopak skoczył z mieczem i osłonił Erica od 3 udzerzeń jednocześnie. Gdy walka byla bardzo wyrównana Eric dła znać topornikom i golbinom.
Otoczyli oni żołnierzy Królewskich. Stawiali oni zacięty opór. Imponowali techniką, jednak wrogowie byli liczniejsi i bardziej zacięci. Ich kapitan w jednej chwili wyjął róg.
Nim Eric dobył miecza któregoś z martwych i rzucił w niego rozległ się przeszywający hałas. Był to sygnał. Rycerze króla w niebezpieczeństwie.
Żołnierze Erica zaatakowali ze zdwojoną siłą. Zgranie zwykłych żołnierzy, przeciwko elitarnym wojownikom było imponujące. Na jednego wroga szło trzech żołnierzy, by pomagać sobie nawzajem. Gdy zostali pokonani Eric przemówił:
-Weźcie broń pokonanych. Jest dużo lepsza od waszej. Przygotujcie się teraz na atak ze zdwojoną siłą!! - Eric miał rację. Z daleka widac było potężny oddział żołnierzy króla.Eric i jego żołnierze nagle poczuli, że ktoś ich obserwuje. Odwrócili się. I nie mogli uwierzyć własnym oczom. Zobaczyli elfickiego dowódcę i oddział kilkuset elfów.
-Słyszeliśmy o twojej dobrej woli, Ericu Gaduloth. Król elfów wysyła do ciebie wsparcie!! - elficki dowódca przemawiał z konia.
-Ja... Ja nie wiem co powiedzieć - wydukał Eric.
-Wystarczy, że dacie nam rozprawić się z królewskimi pachołkami - odpowiedział elf, po czym zwrócił się do swoich podwładnych - przygotować łuki. Nadjeżdżają pachołki króla!!!
I po chwili niczego nie spodziewających się żołnierzy zasypał deszcz strzał. Nie wiedzieli co zrobić. Jedni chcieli walczyć drudzy uciekać. W efekcie, elfy schowały łuki, wyjęły włócznie i zmasakrowały tych rycerzy królewskich, którzy nie zginęli od strzał.
-Pełen triumf - Eric i Hepestus byli pełni uznania - gratulujemy.
-Nie traćmy czasu. Lada chwila może tu być niewesoło. Niech wasi ludzie wskakują na konie i ruszajmy - uciął rozmowę generał elfów.
-A więc na koń! - zawołał Eric, nie zadowolony utratą autorytetu. Wiedział jednak, że elf jest dobrym dowódcą.
Była już noc, gdy dojechali do miasta Elfów. Otoczone murem, było to opuszczone miasto ludzi, które Elfy zagospodarowały. Była to strażnica, ostatnia dzieląca państwo elfów od Midlemandii. W mieście wszystko bło uporządkowane. Domy w równych rzędach, wszędzie wartownicy, wieżyczki strażnicze równo postawione, zaś żołnierze doskonale uzbrojeni. Eric i Hepestus dostali kwaterę, zaś resztę żołnierzy czekało spanie w koszarach, obecnie pustych, ponieważ żołnierze byli w wieżyczkach, na murach i na patrolach.
-Ericu - zaczął Hepestus - wydaje mi się, że król niedługo uderzy na to miasto.
-Tak, to prawda.
-Czy nie wydaje ci się, że dzisiejsza wygrana tylko rozwścieczy tego młodzieniaszka.
-Oczywiście, że tak.
-Czy Elfy nie zdają sobie z tego sprawy?? Z tego, że dla niego strata 200 ludzi nic nie znaczy?
-Myślę, że chcą cieszyc się zwycięstwem.
-Wydaje mi się, ze będziemy mieli powazne kłopoty i to już niedługo.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group