Opiekun |
Wysłany: Wto 20:37, 29 Lip 2008 Temat postu: Opiekun |
|
- Zabije nas, mówię Ci, uciekajmy od tego starucha, szybko. To szaleniec, odludek, psychol. Myślisz, że czemu mieszka tutaj sam? Monika, nie ma czasu. Musimy stąd uciekać.
- Po pierwsze, to nigdzie nie uciekniesz, chyba, że do dupy, masz tak poharataną nogę że aż cud, że jeszcze się nie wykrwawiłeś! Po drugie, to poczciwy, dobry człowiek udzielił Ci schronienia, dał Ci jeść i opatrzył Ci nogę. Gdybyś trochę wolniej jeździł tym zakichanym motorem, może by nas tu nie było! Więc ciesz się, że żyjesz i przestań marudzić – odpowiedziała zła jak osa Monika. Nie mogła uwierzyć, że Tomek mógł być taki niewdzięczny. Oni wciąż żyją i to się liczy. Głupi motor, popisy i w ogóle ten cały wyjazd do Szczytna na jakiś zakichany koncert. Utknęli niewiadomo gdzie, w ciemną noc i bez środków na telefonie komórkowym a o wycieczce w poszukiwaniu sklepu nie było nawet mowy.
- To jest wariat, gada sam do siebie, to obdartus i dziwak. Jeszcze zrobi nam krzywdę, Monika, ja nie żartuje, wynośmy się stąd! – odpowiedział lekko rozdrażniony i jakby… przestraszony?
- Boisz się? To świetnie, cierp przez własną głupotę! – Monika odeszła od łóżka i ruszyła przed małą chatkę pustelnika, który się nimi zajął. Co za zbieg okoliczności… Może nawet cud? W Boga nie wierzyła ale często pędząc z prędkością stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, uczepiona pleców swojego chłopaka, czuła, że jednak coś czuwa nad nią. Zaraz po wypadku, pojawił się on, zabrał Tomka, opatrzył, podzielił się żywnością z Moniką i pocieszył. Teraz zapewne stary pustelnik siedział gdzieś w domku i mruczał do siebie. Dziwny człowiek. Ale dobry, pomógł. To jest ważne. Tylko co teraz zrobić? Nie ma telefonu, do sklepów i innych domów bardzo daleko a Tomek potrzebuje pomocy, nie mówiąc już o kontakcie z rodzicami czy o tym, że bilety na nic się zdadzą i pieniądze pójdą w błoto. Może jutro upewni się, że wszystko w porządku z Tomkiem i sama pójdzie znaleźć jakąś pomoc. Popatrzyła na niebo, odetchnęła głębiej czerwcowym powietrzem i zawiesiła wzrok na nocnym, bezchmurnym niebie pełnym złoto-srebrnych migoczących gwiazd. Maleńkie punkciki, odległe o olbrzymie liczby kilometrów a mimo tak bliskie sercu, kojące duszę i budzące instynkt romantyka.
- Piękne, prawda? – powiedział gdzieś z tyłu niskim głosem starszy człowiek. Monika aż podskoczyła, pisnęła i obróciła się gwałtownie, intensywnie wpatrując się w ciemność przed nią…
- Ale mnie pan wystraszył! – krzyknęła wręcz Monika dopatrując się w mroku zarysu postaci pustelnika. Starszy pan zrobił dwa kroki do przodu tak, że w blasku księżyca można była dostrzec już dokładniej jego wysoką, postawną sylwetkę, siwą brodę, długie białe włosy, krzaczaste brwi i ciemne, bardzo przenikliwe oczy. W ciągu dnia nie mogła się zdecydować jakiego są koloru. Raz były zielone, czasami piwne a niekiedy czarne jak dwa węgielki więc określiła je jako kocie. Teraz, w nocy mogła jedynie stwierdzić, że są bardzo przenikliwe i… piękne.
- Jak Tomek? – zagadała, gdyż nastała trochę krępująca cisza przy czym nowo przybyły wydawał się całkowicie pochłonięty spoglądaniem w niebo.
- Dobrze, już dobrze. Powinien wyjść z tego w miarę szybko. Nie mniej jednak, proponuje pani jutro wybrać się drogą na wschód. Dziesięć kilometrów stąd jest mały zajazd, tam znajdzie pani telefon i wszelką inną potrzebną pomoc. Domniemam, że posiadacie jakieś pieniądze? Jeśli nie, to mogę wam trochę użyczyć. Nie są to wielkie sumy ale na najpotrzebniejsze rzeczy powinno wystarczyć – odpowiedział.
- Oh, nie, nie trzeba. Pieniądze mamy, zresztą i tak bardzo dużo już dla nas pan zrobił. Za opiekę w imieniu swoim i Tomka serdecznie dziękuje. A jeśli można wiedzieć, jak ma pan właściwie na imię? – spytała.
- Tak, jak mnie nazwałaś. Po prostu. Opiekun. I niech tak zostanie.
- Czemu pan, to jest, Opiekunie, czemu tu mieszkasz? – drugie pytanie wypadło jakby samo choć wypowiadając imię „Opiekun” czuła się dziwnie głupio. Kto się teraz tak nazywa?
- Tu mi dobrze. Z dala od ludzi, zgiełku miast, od wiecznie zabieganych biznesmenów z teczkami w dłoni, od spalin i wielu innych rzeczy, których nie lubię… Jeśli ktoś będzie mnie szukać, znajdzie mnie tutaj, w mojej pustelni.
- Więc mieszkasz tutaj sam, a te zdjęcia które widziałam na półeczce nad łóżkiem Tomka? Widać tam wielki dom, młodego biznesmena, pięknego czarnego mercedesa i psa. Nie wygląda na zdjęcie z gazety. To jakaś rodzina? – spytała a zaraz potem żałowała tego pytania, gdy spostrzegła, że jej ciekawość przestała graniczyć z bezczelnością.
- Piękne mamy dziś gwiazdy, prawda?
- Słucham? Ach, tak, piękne…
Nastała cisza i zarazem milczenie. Milczeli oboje, wpatrzeni w czarną szatę nocnego nieba, przetykaną migoczącymi diamentami. Ciepłą, czerwcową noc odwiedził lekki, chłodny wietrzyk który przyniósł ze sobą cichutką melodię. Usłyszała ją tej nocy tylko jedna osoba…
Są pieśni smutne i radosne, które słyszy tylko serce.
- To byłem ja. Dawno temu. Miałem wszystko i chciałem mieć jeszcze więcej, a tak naprawdę nie miałem nic. Kiedy odkryłem prawdę, porzuciłem wszystko co miałem i schowałem się tutaj przed zbyt szybkim biegiem świata. Byłem bogaty, byłem Aniołem Biznesu, byłem chciwy i zapatrzony w siebie. Ale nie miałem nikogo, z kim mogłem się tym podzielić. Nawet nie potrafiłem. Mogłem dać wszystko prócz miłości. Teraz jestem tutaj, sam, bez pieniędzy, bez luksusów i wszystko co mogę dać to miłość. I dlatego czuje się najbogatszym człowiekiem. Mogę dać tylko miłość. Sama miłość wystarczy… |
|