Autor |
Wiadomość |
Lidya |
Wysłany: Wto 14:35, 08 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Wcale się nie gniewam. Dzięki za pokazanie błędów
I proszę, kolejna część :
Lidya, kiedy tylko wstała po nieprzespanej, pełnej płaczu i żalu nocy, chwyciła za wspaniałe, suto zdobione skrzypce. Zrobił je dla niej najzdolniejszy i najbardziej ceniony przez rodzinę królewską rzemieślnik Doliny, Iluandilas. Wykonane zostały z drzewa cedrowego, a pomalowane na delikatny brąz. Rączka z wyrzeźbioną na końcu głową smoka lśniła w blasku słońca. Księżniczka dostała je od rodziców na ósme urodziny i od tamtej pory na nich grała. Gry uczyła jej przepiękna młoda wróżka, jej imienniczka. Zawsze ubierała się w błękitną suknię z dekoltem w łódeczkę, który podkreślał jej pełne kształty.
Brunetka przysiadła na zdobionym krześle, umieściła skrzypce na odpowiednim miejscu i szarpnęła smyczkiem za struny. Popłynęła piękna, pełna smutku, goryczy i żalu melodia. Niosła się po całym zamku, budząc po kolei księżną, psy oraz służbę. Małe pieski zaskomlały żałośnie, jakby wyrażały swój smutek z powodu śmierci ich pana. Beatha poczuła, że pieką ją oczy, więc otarła je chusteczką, szlochając przy tym głośno. Jedynie księżna zachowała stoicki spokój i nie dała się ponieść melodii - w przeciwieństwie do swojej córki. Lidya kołysała się mocno do tyłu i do przodu, w takt muzyki. Kilka chwil później wstała i zaczęła krążyć po komnacie. Miała półprzymknięte oczy, a w głowie wirowało jej tysiące wspomnień związanych ze zmarłym ojcem. Ósme urodziny, pierwsza rodzinna wycieczka, wspólne wieczorne spacery. Miał wtedy 95 lat, ale w świecie wróżek stworzenia starzeją się bardzo wolne, a mężczyźni aż do śmierci mogą płodzić dzieci.
Lidya przestała grać. Usłyszała za sobą kroki i upuściła skrzypce z przerażenia. Bała się odwrócić, ale w końcu się odważyła. Stała przed nią piękna kobieta. Łagodny wzrok skierowała na drżącą z przerażenia dziewczynę. Uśmiechnęła się leciutko. Podeszła bliżej do Lidyi i na jej ramieniu położyła delikatną i jasną jak płatek śniegu dłoń.
- Witaj, Lidio. - Rzekła dźwięcznym głosem.
Nic nie odpowiedziała. Stała jak zaczarowana. Fascynujący gość ją jakby zaczarował swym urokiem.
- Dowiedziałam się o śmierci Twego wspaniałego ojca. Ty nie możesz zasiąść na tronie, a w Dolinie nie ma odpowiedniej osoby.
- Jak to? - Wreszcie wykrztusiła wróżka.
- Nikt nie byłby odpowiednio dobrym królem. Musisz wyruszyć na poszukiwanie. Musisz opuścić Dolinę na bardzo długi czas. Wyruszysz na północ. Mogę zdradzić Ci jedynie jedno imię, które będzie dla Ciebie kluczem do rozwiązania. Nie zapuszczaj się do Świata Ludzi. Trzymaj się z dala od elfów i innych stworzeń. Musisz zdać się na siebie, moja droga. - Mówiąc to nadal trzymała dłoń na ramieniu zaskoczonej dziewczyny.
- Jak brzmi to imię? - Spytała, bojąc się odpowiedzi.
Nieznajoma chwilę się zawahała i opuściła dłoń.
- Meanel. - Odrzekła, znikając w obłoku błękitnych smug.
Spełniły się najgorsze koszmary Lidyi. Miała opuścić swoją ojczyznę, w której się wychowała.
***
Cały urok opuścił piękną wróżkę, która odwiedziła Lidyę. Stała teraz w obskurnej i brudnej chacie, zbudowanej na bagnach. Wokół roznosił się odór rozkładających się ciał i zgnilizny.
Anhaga weszła do kolejnej izby, która służyła jej za pracownię. Na samym środku rozciągał się długi stół zastawiony po brzegi fiolkami przeróżnej wielkości. Drewniane nogi, obgryzione przez mole, z trudem utrzymywały ciężki blat.
- Jasha! - Krzyknęła ochrypłym głosem, godnym złej wiedźmy, którą oczywiście była.
Po chwili w pokoju zadudniły kroki demona. Jedynie jego pani mogła go ujrzeć. Był wyjątkowo brzydkim stworzeniem podobnym do człowieka. Ramiona szerokie miał na jeden metr, długie ramiona zwisały po bokach zgarbionego torsu. Twarz miał paskudnie powykrzywianą, oczy nierówne, złamany nos i brakowało mu sporej ilości zębów, przez co seplenił.
- Tak, pani. - Ukłonił się i znów wyprostował plecy.
- Masz pilnować księżniczki. Nie odstawaj od niej o krok. Kiedy nadejdzie odpowiedni czas na pozbycie się jej, dam ci znak. - Wydała polecenie zimnym, pełnym zadowolenia głosem.
- Oczywiście. Jak sobie jaśnie pani życzy. - Jeszcze raz zamiótł nosem brudną podłogę i wyszedł głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
Anhaga zaśmiała się demonicznie, podnosząc do góry ręce.
***
Kolacja w zamku przebiegła po znakiem niepokojącej ciszy, która zasnuła swym całunem ogromną jadalnię. Słychać było jedynie głuchy szczęk sztućców.
- Matko... - Zaczęła niepewnie Lidya, wycierając ręce w chustę, którą okryła kolana.
Taana podniosła głowę i dała znak córce skinieniem, żeby mówiła dalej.
- Ojciec... Ojciec przed śmiercią wypowiedział pewne imię. Znasz może nijakiego Meanela? - Spytała, a serce biło jej jak oszalałe. Bała się, że nagle wyskoczy jej z piersi.
Kobieta głośno nabrała powietrza, Beatha upuściła widelec, który z głośnym brzękiem wylądował na talerzu, a dwóch lokajów złapało się za serca. Lidya, zdziwiona tą reakcją szybko przeprosiła.
- Nigdy tu o nim nie wspominamy. - Odrzekła królowa tonem, którego dziewczyna nigdy u niej nie słyszała.
- Nic więcej nie musisz wiedzieć. Możesz iść już do siebie.
Lidya wstała na chwiejnych nogach. Myśli galopowały jej po głowie, i żeby ich się pozbyć lekko potrząsnęła głową. Wcale to nie pomogło. Przeszła korytarzami do swojej komnaty, gdzie usiadła na parapecie przy oknie. Przerzuciła długi warkocz przez ramię i zaczęła rozważać wszystkie za i przeciw na temat podróży na północ |
|
|
Arianna |
Wysłany: Wto 9:37, 08 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Podoba mi się. Powiem Ci, że jakby mi w ręce wpadła książka o takim początku, to z pewnością bym jej na bok nie odłożyła.
Masz bardzo przyjemny styl pisania, choć parę błędów wyłapałam Mam nadzieję, że się nie pogniewasz jak Ci je wskazę...
Cytat: | na samym południu Anglii istniał pewien prastary lud. Przywódcą tego ludu był bardzo stary Algar |
Trochę mi zafałszowało w uszach. Może jakieś inne słówko o innym rdzeniu...
Cytat: | dając wspaniałe schronienie wszystkim wróżkom zamieszkującym Dolinę Magnolii. Wszystkie wróżki były dla Algara tak samo ważne. |
Powtórzenie.
Cytat: | Słudzy nie zdołali utrzymać jego ciężaru ciała i osunął się na marmurową posadzkę |
...i król osunął się... <- Może tak brzmiało by lepiej?
Cytat: | Spojrzeli na siebie zaskoczeni, ale zaskoczenie natychmiast ustąpiło miejsca przerażeniu |
Powtórzenie.
Cytat: | Już po godzinie widzieli o niej wszyscy. |
Wiedzieli
Cytat: | Lydia - piękne siedemnastolatka |
piękna
Cytat: | o bystrym, zielonym spojrzeniu |
Spojrzeniu zielonych oczu, ale nie zielonych chyba. A swoją drogą chciałabym zobaczyć czyjeś zielone spojrzenie
Cytat: |
zielonym spojrzeniu spacerowała po swojej zamkowej komnacie. Zielona, bogato zdobiona perłami suknia |
Powtórzenie. Można zastąpić szmaragdowym kolorem.
Cytat: | Zielona, bogato zdobiona perłami suknia szeleściła przy każdym jej kroku. Przystanęła i dotknęła palcami miejsca, gdzie powinny wyrastać jej skrzydła | .
Może "Dziewczyna przystanęła... Bo wychodzi jakby to suknia przystanęła.
Cytat: | Wiadomo tylko, że z niewiadomych przyczyn odciął sobie skrzydła ostrym kamieniem i rzucił czar, dzięki któremu już żadne stworzenie z rodu wróżek nie miało mieć skrzydeł |
już żadne stworzenie z rodu wróżek nie miało ich mieć
lepiej?
Cytat: | Taana, nim się odezwała spojrzała na swoją piękną córkę, która za chwilę miała obciążyć straszliwą informacją o śmierci jej ojca |
którą
Cytat: | Matka ukryła twarz w jej włosach i cicho płakała |
To nie jest błąd. Ale zestawienie dwóch trybów (dokonany i niedokonany) czasowników tu mi troszkę nie pasuje... Może "zapłakała/załkała" brzmiało by lepiej? Ale zaznaczam, ze to tylko moje urojenia.
Cytat: | - Matko... Czy coś się stało? |
Jakby mi mama się rozpłakała w ramionach to raczej bym jej z "matką" nie wyskoczyła. Lepiej by zabrzmiało "Mamo". No chyba że chciałaś podkreślić chłodne relacje między nimi.
Cytat: | Taana chwilę nie odpowiadała |
Napisałabym "Przez chwilę"
Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam |
|
|
Lidya |
Wysłany: Pon 18:19, 07 Kwi 2008 Temat postu: Dolina Magnolii |
|
Moje skromne początki...
Dawno temu, kiedy jeszcze istnieli rycerze Króla Artura, na samym południu Anglii istniał pewien prastary lud. Przywódcą tego ludu był bardzo stary Algar. Miał już grubo ponad sto lat i w przepięknej Dolinie Magnolii aż wrzało na temat stanu zdrowia umierającego Algara. Był coraz bardziej słaby i zmęczony, więc służba codziennie biegała po przeróżne specyfiki dla króla. Nic mu już jednak nie mogło pomóc. Czuł, że umiera, czuł, że już niedługo opuści swoją ukochaną Dolinę, do której był tak mocno przywiązany.
Pewnego wyjątkowo słonecznego dnia Algar zebrał w sobie wszystkie siły, jakie mu pozostały w kruchym ciele, i wstał ze swojego łoża. Natychmiast rzucili się ku niemu słudzy, którzy czuwali przy nim dzień i noc, od kiedy zapadł w chorobę. Podtrzymali go za ramiona i chcieli znów położyć na łoże, ale on mocno zaprotestował.
- Chcę... do... okna. - Wydusił słabym, ale nadal w pewien sposób władczym głosem, który nie znosił sprzeciwu. Młodzieńcy natychmiast posłuchali i powoli podeszli z królem do okna. Wyjrzał przez nie i obdarzył swoją Dolinę czułym wzrokiem. Zielone pagórki piętrzyły się wokół dając wspaniałe schronienie wszystkim wróżkom zamieszkującym Dolinę Magnolii. Wszystkie wróżki były dla Algara tak samo ważne. Kochał swoich poddanych i oddałby za nich swoje marne życie. Kiedy był jeszcze młodym władcą, często wychodził do społeczności wróżek i wygłaszał orędzia, żeby tylko być jak najbliżej ich. Teraz, kiedy stał przy oknie zapewne po raz ostatni, wróciły do niego wspomnienia z dzieciństwa, kiedy wesoło hasał po magicznych kwiatkach, rosnących w całej Dolinie. Jeszcze raz przeżywał swoją młodość, która już tak dawno minęła.
Nagle pociemniało mu przed oczami, a po ciele przeszedł ostry ból, wnikający w każdy zakamarek organizmu. Słudzy nie zdołali utrzymać jego ciężaru ciała i osunął się na marmurową posadzkę. Jęknął przeciągle, a chwilę później wrzasnął z obezwładniającego bólu. Złapał młodszego chłopca za dłoń i wymamrotał jakieś imię, które nic im nie mówiło. Spojrzeli na siebie zaskoczeni, ale zaskoczenie natychmiast ustąpiło miejsca przerażeniu jakie w nich się wezbrało.
Meanel. - Wymamrotał przed śmiercią.
***
Wieść o śmierci króla rozniosła się po Dolinie w rekordowym tempie. Już po godzinie widzieli o niej wszyscy. Prawie wszyscy.
Lydia - piękne siedemnastolatka o długich, spływających na plecy mahoniowych włosach i o bystrym, zielonym spojrzeniu spacerowała po swojej zamkowej komnacie. Zielona, bogato zdobiona perłami suknia szeleściła przy każdym jej kroku. Przystanęła i dotknęła palcami miejsca, gdzie powinny wyrastać jej skrzydła.
Wróżki od pokoleń już ich nie miały. Wszystko to za sprawą dawnego przodka, którego imienia nikt już nawet nie pamięta. Wiadomo tylko, że z niewiadomych przyczyn odciął sobie skrzydła ostrym kamieniem i rzucił czar, dzięki któremu już żadne stworzenie z rodu wróżek nie miało mieć skrzydeł. Cały lud wszystkich Dolin Wróżek mocno ten fakt frapował, ale dorośli nie chcieli mówić o tym przy swoim potomstwie, które by od razu zaprzątnęło sobie głowę myślami o posiadaniu skrzydeł.
Ocknęła się z rozmyślań i jej uwaga skupiła się na dochodzących zza drzwi gorączkowych szeptach. Rozróżniła głos matki oraz jednej ze służących, którą traktowała jak najlepszą przyjaciółkę.
Wreszcie złocone drzwi się otworzyły, a w progu stanęła jej matka, Taana, a za nią służąca o imieniu Beatha. Obydwie miały zatroskane miny. Taana, nim się odezwała spojrzała na swoją piękną córkę, która za chwilę miała obciążyć straszliwą informacją o śmierci jej ojca. Ogarnęła ją fala współczucia i, nie mogąc się powstrzymać, podbiegła do Lydii i mocno ją uścisnęła. Dziewczyna odwzajemniła uścisk, chociaż nie miała pojęcia, o co chodzi. Matka ukryła twarz w jej włosach i cicho płakała.
- Matko... Czy coś się stało? - Spytała, siląc się na normalny ton.
Taana chwilę nie odpowiadała, aż wreszcie odsunęła się od córki i chwyciła ją za ramiona. Miała twarz czerwoną od płaczu.
- Twój ojciec nie żyje. - Oznajmiła pomiędzy krótkimi szlochami i znów wtuliła się w Lidyę, która machinalnie objęła rodzicielkę.
Mój ojciec nie żyje, kołatało jej się w głowie. |
|
|