Opiekun |
Wysłany: Pon 21:32, 28 Maj 2007 Temat postu: Pasażer - Wersja Poprawiona |
|
Wszystko uciekało. Przez jasną szybę przemykały chyłkiem utopijne obrazy żyznych, zielonych pól, wielkich, ciemnych lasów oraz ubogich domów promieniujących szczęściem. Wszystko uciekało. Pojawiało się na chwilę i znikało w ciemnych tunelach. Z każdą godziną tych tuneli było coraz więcej i zdawały się nie mieć końca. Przebywało się w nich tak długo, że nadzieja na ujrzenie słońca gasła.
Znów wsiadł do pociągu. Nie liczył który to już raz. To nie miało sensu ani znaczenia. Świat się zmieniał. Znikał w tunelach. Powoli, nieubłaganie. On się nie zmieniał. Wciąż te same ciemne jeansy, ten sam czarny golf i brązowa skórzana torba na prawym ramieniu. Uciekał. Kolejny raz uciekał. Przed samym sobą. Przed potrzaskanymi marzeniami. Przed światłem. To wszystko zlewało się w jeden bilet. Bilet donikąd. Konduktor dawno już zasnął... A może zapomniał? To też nie miało znaczenia. Pociąg powoli zwalniał i przyspieszał znowu.
- Czy to pociąg, czy to moje serce zaczyna szybciej bić? - spytał sam siebie w myślach, które kłębiły się w jego głowie. Może to serce pękło, gdy dostrzegł przez szybę krzyż. A może to upadła łza, gdy dostrzegł człowieka a w jego oczach ból?
Nie chciał wysiadać. Tam było zło. Wszechobecny strach. Mrożący krew w żyłach krzyk cierpienia. Tam była nienawiść. Tu był bezpieczny. Hermetycznie zamknięty. Tam nikt na niego nie czekał. Tam był tylko jego żal. Jego zranione serce. Puste, krwawiące po kryjomu. Osierocone przez ojca, odepchnięty przez matkę, zdradzone przez żonę. Zostawione same sobie przez przyjaciół. A tu? Tu nie było nic. Nie było emocji. Nie było cierpienie. Nie było łez. Nie było niczego...
Spokój myśli przerwał dźwięk otwartych drzwi. Do przedziału wsiadł anioł. Przypominał cudnej urody kobietę, jednak biel skrzydeł i blask bijący z oczu nie mógł należeć do człowieka, prawda?
- Witaj, przyjacielu. Czemu znowu Cię spotykam w tym pociągu? Świat jest aż tak straszny? Znowu uciekłeś? - spytał i usiadł koło niego.
- Po co pytasz, skoro wiesz? Uciekłem. Ucieknę kolejny raz, jeśli będzie trzeba. Tam nie czeka na mnie nic. Nic poza samotnością. Znieczulicą. Tam jest tylko ból... Wspomnienia.
- Przecież wiesz, że nie uciekniesz. Wspomnienia dopadną Cię nawet tutaj. Uciekasz przed nimi tak długo. Zawsze uciekałeś. Tu też nic nie ma. Tylko wieczne rozkochanie w swoim smutku. Tu też jesteś sam. Sam ze sobą. Sam z pozornym lekiem na swoje lęki. A ty? Czy będąc tu nie stałeś się bezduszny? Patrzysz na ludzkie cierpienie i co? Wsiadasz do tego pociągu patrząc jak ból przenika ludzkie serca. Patrzysz przez szybę, która jak mur odgradza Cię od całego uczuciowego świata – odpowiedział spokojnie anioł zatrzymując swoje spojrzenie na kamiennej twarzy pasażera. On milczał. Czuł się jakby ktoś nagle uderzył go w twarz. Tak wiele już przeżył. W jego życiu było tyle ciemności. Przyszła nagle i zabrała wszystko co kochał. Cały jego świat. Jego radość, uśmiech, miłość, szczęście. Jego bezpieczeństwo i poczucie własnej wartości. Teraz nagle przyszedł do niego ktoś, o kogo prosił dawno temu, kiedy miał jeszcze siłę. Gdy żyła w nim nadzieja. A teraz? Jest już za późno. Ten świat nie jest wart życzliwego spojrzenia. Nie jest wart przyjaznego uderzenia serca. Ani jednej łzy współczucia. Mój świat nie jest już nic wart.
- Słyszę Twoje myśli, przyjacielu. Uwierz mi. Twoja modlitwa została wysłuchana już dawno, dawno temu. Byłem przy Tobie, choć Ty tego nie widziałeś. Trzymałem Cię za rękę gdy spałeś. Osłaniałem własnym skrzydłem, gdy sypano Ci piach w oczy. Nie słyszałeś mnie, ale ja Ciebie tak. Starałem się Ci pomóc, ale nie mogłem do Ciebie trafić. Teraz jestem. Sam tego nie rozumiem, przyjacielu. Dlaczego teraz?
- Dlaczego mi zadajesz to pytanie? Skąd mam to wiedzie?! Ja już nic nie wiem! Jesteś moim aniołem, a przyszedłeś i zburzyłeś mi mój nowy świat. Ten świat… Ten cudowny, pusty, samotny świat. Było mi tu tak cudownie – odparł pasażer.
Kłamiesz! - zagrzmiał anioł a skrzydła rozbłysły oślepiającym blaskiem – Tak Ci tu dobrze? Kłamiesz! Jak może Ci być dobrze? Żyjesz w ciemności! W samotności! Mówisz, że tak Ci tu wspaniale? To posłuchaj! Mrok to jedna kropla, gdy światło jest oceanem. Tutaj jesteś nikim. Tam możesz być kimś. Możesz walczyć o siebie, do póki bije Twoje serce. Konduktor nie śpi. On nie zapomniał. Czeka aż na bilecie pojawi się informacja o tym, gdzie chcesz jechać… Gdzie wysiadasz. Obudź się! Tam jest ból. Jest cierpienie. Jest samotność. Ale tylko wtedy, gdy zamykasz Bogu drzwi. Tam jest radość. Tam jest miłość. Tam jest nadzieja!
- Tam nie ma miłości, mówiłem Ci już. Umarła razem ze mną.
- Ona umrze jeśli nie będziesz jej szukał.
Nie, nie. To wszystko nie prawda – zaczął powtarzać Pasażer, chwytając się za głowę i zamykając powoli oczy. Mówił co raz szybciej i głośniej. Ręce wpijały się boleśnie w skroń. Anioł usiadł obok niego i przytulił do swego ramienia. Zaczął śpiewać cichutko pewną krótką pieśń: Nie bój się, nie lękaj się… Bóg sam wystarczy, Bóg sam wystarczy…
- Chcę być sam – powiedział mężczyzna ocierając łzy.
- Nie mów, że chcesz. Pomyśl dlaczego jesteś – odparł szeptem anioł.
- To prawda – szepnął mężczyzna i zaczął płakać. Znów zamknął oczy i schował swoją twarz w trzęsących się dłoniach. Oczy, którymi wypływały wielkie, krwawe łzy. Anioł pocałował pasażera w czoło i wyszedł z przedziału.
Pociąg zatrzymywał się. Z wielkim piskiem i hukiem zwalniał. Zatrzymał się i … zniknął. Rozpadł się. Kryształowa ciuchcia roztrzaskała się na miliony kawałków. Każdy z nich uderzył mocno o ziemię i wbijał się w nią, stając się jej częścią. Chwilę później było już po wszystkim. Mężczyzna siedział na ziemi w ciemnym pokoju. Dwa źródła światła niewiele, ale wystarczająco rozpraszały mroki pokoju. Sprawiały, że ta wszechobecna czerń stawała się przytulna. Jedno ze źródeł było księżycem, który wpadał tu przez okno, grasując swoim bladym światłem po mokrej podłodze, w poszukiwaniu odłamków pociągu. Drugie światło. Żółte i jasne. Takie ciepłe. Mężczyzna podniósł głowę ze swych dłoni. To drugie światło… Świeca. Płonęła powolnym i radosnym płomieniem na środku pokoju. Obok świecy znajdował się mały obrazek, a na nim człowiek… Nie… Pod nim zaś, napis: „Jezu, Ufam Tobie”. Z oczu byłego pasażera wciąż płynęły łzy. Nie łkał. Jednak. W delikatny i łagodny sposób poruszył powietrze swym lekkim śpiewem…
Nie bój się…
Na koniec dodał od siebie: Panie, odnalazłem Cię w mrokach mojego serca. Nie gaś więcej tej świecy.
I znów zaczął śpiewać
Nie bój się
Jest to moje jedno z wielu opowiadań. Powstało dawno, w pierwszej gimnazjum. Mam nadzieję, że nauczy i pomoże... Chociaż odrobinę... |
|