Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Wto 17:33, 26 Lis 2024

Wertiana
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Śro 19:27, 22 Paź 2008    Temat postu:

Ale ze mnie gapa! Zapomnialam przpuscic przez Worda! zmienie tresc na przepuszczona. Sorki...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Illidan
Władca Słów



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myślenice
Płeć: Sir


PostWysłany: Śro 19:31, 22 Paź 2008    Temat postu:

... słowa niewiele Word raczej nie poprawi... co do reszty, to nie wiem, ale warto spróbować... Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Śro 20:46, 22 Paź 2008    Temat postu:

Lepiej, naprawdę. Ciekawie i podoba mi się Wesoly ale!

Styl zbyt potoczny... Więcej czytaj literatury pięknej. Więcej.

Akapity - mam wrażenie, że o nich zapominasz, szczególnie na początku.

Powtórzenia - cała masa...

Megi napisał:
Zimne, poranne powietrze delikatnie szczypało Gilfrasa w twarz. Wędrował teraz uliczkami Ceintiren, jeśli tak je można nazwać. Po prostu były to starannie wytyczone, szerokie ścieżki pomiędzy drzewo-domami. Mieszkania elfów bowiem nie mieściły się na ziemi, lecz na tahronach, czyli drzewach o niewyobrażalnie grubym i długim pniu, który rozgałęział się po raz pierwszy dopiero na wysokości kilkudziesięciu metrów nad ziemią. Właśnie to rozgałęzienie elfy wykorzystywały jako miejsce do budowy domów, do których wchodziło się przez upuszczaną drabinkę. Kolejne domy były połączone ze sobą drewnianymi pomostami, także gdyby sąsiedzi pragnęli wspólnie spędzić trochę czasu, nie musieli schodzić na dół.


Armandia napisał:
- Ario czy widziałaś kiedyś cud?
- Cud? - Dziecko spojrzało na elfa nierozumiejącym wzrokiem.
- Spójrz w górę. – Na bladej twarzy Armanda zagościł łagodny uśmiech.
Arianna powędrowała oczami w górę za wzrokiem swego nowego opiekuna. To, co ujrzała, zaparło jej dech w piersiach. Przez cały czas ich wędrówki pewna była, iż idą samotnie przez las, którego mieszkańcami są jedynie ptaki i zwierzęta. Natomiast teraz widziała nad sobą całe miasto. Na każdym drzewie mieścił się dom wbudowany w gałęzie i przytwierdzony do pnia. Małe mieszkanka łączyły mosty zrobione z drewnianych paletek i lin. (...) Arianna podała rękę starcowi i ruszyli w stronę jednego z dębów, koronę którego wieńczył domek cały obrośnięty mchem, na jego werandzie pełno było różnych buteleczek i dzwoneczków. Ramandi z lekkością młodzieńca wspiął się po drabince, zwisającej wzdłuż pnia drzewa, której Arianna wcześniej nie zauważyła.


Mruga

Megi napisał:
Oszczęć ją!


Oszczę...

Megi napisał:
Była cała rozpłakana.


zapłakana

Faceta jej zabili, a ona jest w stanie tak logicznie się wypowiadać? Kobieta-lód...

Mała rada... Przejrzyj sobie zasady interpunkcji w dialogach.



To tyle na dziś. Firma Przeczytaj&Oceń idzie się uczyć na jutrzejsze koło


Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Śro 20:50, 22 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Śro 21:23, 22 Paź 2008    Temat postu:

eee i tak mało jak na tak długi kawałek tekstu...Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Śro 21:32, 22 Paź 2008    Temat postu:

Nie liczy się ilość ale jakość...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Nie 15:03, 02 Lis 2008    Temat postu:

Oj, Aria kilka błędów zawsze się znajdzie.... a właśnie kończę powoli szkic II rozdziału... zostało mi do napisania 1, może 2 planowane scenki... pewnie to zrobię dzisiaj... jeśli chodzi o "premierę" II rozdziału opowieści to jest ona uzalezniona od tego czy w tygodniu znajdę trochę czasu by go poprawić. W każdym razie na przełomie pod koniec przyszłego tygodnia lub początkiem kolejnego nowy frag "ujrzy" światło dzienne....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Czw 15:11, 06 Lis 2008    Temat postu:

Niestety Arunia nie jest osamotniona w swoim zamiłowaniu do czepialstwa: ]


Megi napisał:

Wstał. W dłoni cały czas trzymał zielony kamyk. Gilfras spojrzał ze strachem na przedmiot. Nie zmierzał go zostawić. Bezpański mógł narobić jeszcze więcej szkody niż porządnie kogoś wystraszyć. Elf bał się jednak zabrać go ze sobą. Ale nie miał wyboru. Musiał to zrobić. Wetknął kamień do kieszeni. Spojrzał w górę.


Coś co kiedyś powiedziałam Arii, a ona wzięła sobie do to seraca Jezyk myślę, że taki szereg urwanych zdań nieprzyjemnie się czyta. Po to Bóg dał Polakom zdania złożone co by je urzywali;D Znacznie ładniej będzie wyglądało jeśli napiszesz: Wstał cały czas trzymając w dłoni zielony kamyk. Popatrzył na przedmiot ze stachem, ale nie zamierzał go zostawiać etcetc. Serdecznie polecam Ci używanie zdań podrzędnie złożonych

Megi napisał:

Niebo zaczynało robić się pomarańczowo- czerwone, co mocno zdziwiło elfa.


hehe, elf-kosmita, nie wie jak wyglada zachód słońca;] Wieje mi tu luką myślową: P Domyślam się oczywiście, że chodzi o zachód słońca, ale chwilę wcześniej pisałaś, że jest ranek i moja wyobraźnia wciąż ma to w pamięci ranek i kolorowe niebo nie zmienia temtego stanu rzeczy. W jednym z miast gdzie mieszkałam niebo potrafi cała noc być czerwono-różowo-pomarańczowe i to nie dlatego, że zaraz po zachodzie następuje wschód tylko przez ogień buchajacy z kominów Orlenu. Przydało by się tu mocniej zaznaczyć, że nagle z ranka zrobił się wieczór, bo robi się nieprzejrzyście, przynajmniej dla mojego wolno myślacego mózgu;]

A co do reakcji Gilfrasa, mocne nerwy ma chłopak. To, że w ciągu minuty ranek zamienił się w wieczór nie zrobiło na nim w zasadzie żadnego wrażenia poza jedną lekko zdumioną myśląxd

Nie chcę narażać się na Twój gniew dlatego daruję sobie dlasze wytykanie.
Tylko jedna mała drobna (co za hipokryzjaxD) rzecz:

Megi napisał:
Jeszcze raz się rozglądnął.

I w tym momencie zgwałciłaś Język Polski Mr. Green
rozjerzał się
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Czw 20:19, 06 Lis 2008    Temat postu:

Abi nie ucieszysz się tym co napiszę, ale po pierwsze:
Arrow Zdań złożonych tu nie użyłam specjalnie. Ponieważ moje polonistki zawsze twierdziły, że takie "urywane zdania" nadają trochę "dramaturgii" opowiadaniu w języku pisanym i nimi to właśnie chciałam podkreślić. Czy to mi się udało? Nie wiem, nie mnie to oceniać. Poza tym, używanie zdań prostych w moim przypadku to, że tak powiem "dobry omen" pracy nad stylem. Z czego to wnioskuje? Bo już byłam w takiej sytuacji. Po podstawówce, kiedy wszyscy z klasy mieliśmy fioła na punkcie zdań złożonych i w dodatku źle skonstruowanych, polonistka z gimnazjum powiedziała, że skoro mamy problemy z ich poprawną budową, to powinniśmy zacząć używac w większości prostych zdań, potem ona się zajmnie złożonymi. No i do liceum trafiłam z dośc dobrym stylem, polonistka piątek mi nie dawała ale za to były mocne czwóry(u niej to dużo), niestety nie pracowała z nami nad stylem, więc niestety się opuściłam, ale teraz... widzę, że to powoli zmierza w dobrym kierunku.
Arrow Co do pomarańczowo- czerwonego nieba to masz rację chodziło o zachód słońca. A co do zdziwienia elfa do biegało o to, że cała wizja trwała tak długo w czasie rzeczywistym, podczas gdy jemu zdawało się to chwilą. I jeszcze jedno Gilfras człowiekiem nie jest. Jest elfem, a to oznacza, że co nieco o magii wie. I np. wie jak ocenić moc magii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Pon 17:27, 10 Lis 2008    Temat postu:

No dobra... czas na kolejny fragment Wertii... jest krótszy niz ostatni, bo następny znowu będzie dłuuuugi... ale co tam zapraszam do lektury...choć podejrzewam, że część użytkowników będzie się jak zwykle czepiać...:

II

Wioska w stepie



Było południe. Słońce bezlitośnie prażyło, rozlewając swoje świetliste promienie na wielką pustynię trawy. W odległości kilkudziesięciu mil nawet najbystrzejszy elfi wzrok nie dostrzegłby choćby odrobiny cienia. Jedynie co pewna odległość z morza stepowej trawy wystawały cierniste krzaki. W oddali majaczyły się nieznacznie rysy największego miasta kontynentu, Elkroin. Pomimo wszystkich niedogodności stepy Eidoin wytrwale przemierzał jeden z niewielu elfów-handlarzy. Tak, w Świecie Ósmego Wymiaru elfy wyjątkowo rzadko trudniły się tym fachem. Jeśli już, któryś z elfów poczynał zajmować się tym zawodem, pielęgnowano tą tradycję z pokolenia na pokolenie w danym rodzie. Tymczasem ten elf był całkowicie nowym w tym fachu, nie należał do żadnego znanego w Wertianie elfiego rodu, nic więc dziwnego, że pomimo długiej, kilkumiesięcznej podróży z wieloma postojami sprzedał niewiele ze swojego asortymentu. Teraz jednak, jego wóz ledwo do połowy wystawał ponad rośliny.
- Zatrzymamy się tutaj chwilę na popas.- Gilfras, bo tak miał na imię elf, powiedział ni to do siebie, ni to do swojego konia, Hremara.
Zwierzę towarzyszyło mu już od opuszczenia granic Troudien i od tego czasu stało się najlepszym przyjacielem brązowowłosego elfa. Hremar był doskonale wyćwiczonym i posłusznym koniem, nigdy nie oddalał się dalej od swego właściciela dalej niż na kilka kroków. Może dlatego, że Gilfras naprawdę się o niego troszczył. Teraz, gdy elf uwolnił go na chwilę od wozu, też oddalił się na niewielką odległość. Biała maść konia łatwo powalała go odróżnić od otoczenia. Gilfras usiadł na ziemi i wyjął z torby suchary.
„ Trzeba będzie wkrótce coś kupić, prowiant powoli się kończy. Ale przed wieczorem może będziemy już w Elkroin. Mam nadzieję, że utarg będzie większy niż zwykle” - pomyślał i miał zaczynać jeść pierwszego suchara, gdy nagle poczuł czyjąś obecność. Misternie robiony łuk już po chwili był w dłoniach elfa. Napiął go i skierował w stronę, z której dochodziła aura nieznajomego. Nagle usłyszał krzyk:
- Cholibka! Niech Upiory wezmą tego przeklętego węża!
Elf natychmiast pobiegł w stronę głosu. Po krótkiej chwili szybkiego biegu ujrzał leżącego na ziemi krasnoluda, trzymającego się kurczowo za lewą kostkę. Na jego twarzy malował się wyraz okropnego bólu, a spod dłoni wypływały dwie strużki krwi. W tej chwili jednak uwagi krasnoluda nie przykuwała jego dość poważna rana, lecz nagłe pojawienie się nieznajomego elfa. Ranny patrzył teraz na niego gniewnymi oczyma.
- A jaśnie wielmożne elfiątko czego?- mruknął krasnolud z nieukrywaną ironią.
Stosunki pomiędzy Troudien a królestwem Greterth nigdy nie należały do najlepszych, a po pojawieniu się Upiorów Zmroku nie uległy żadnej poprawie, choć zarówno krasnoludy jak i elfy znosiły nie małe cierpienia ze strony Upiorów. Każda z nich dalej pielęgnowała swoją domniemaną wyższość. Jednakże Gilfras dorastając na Lorfitien, nie znał dobrze tych „zwyczajów” i był nieco zdziwiony chłodnym przyjęciem, zwłaszcza że po bagażu krasnoluda widać było, iż nie zna się na lecznictwie, więc nie zbyt mógł sobie pomóc. Gilfras jednak postanowił być uprzejmy i nie zareagować na zaczepkę:
- Widzę, że ukąsił cię wąż. Chciałbym pomóc. Znam się na tym.
- Niby strzelając do mnie i skracając moje męki? Nie, dziękuję bardzo.
- Nie…- dopiero teraz elf przypomniał sobie o wyciągniętym łuku. Natychmiast przewiesił go przez ramię. – Pozwól, że wrócę do moich bagaży po leki. Zaraz się tym zajmę.
Zabrzmiało to nad wyraz uprzejmie, jednak elf nie czekał na zgodę krasnoluda.
- Długo jeszcze? To pieczenie jest nie do zniesienia!- zakrzyknął ranny, gdy Gilfras nie wracał zbyt długo.
- Spokojnie, spokojnie już mam!- odkrzyknął Gilfras i za chwilę wyłonił się za wysokiej stepowej trawy, po czym zaczął opatrywać ranę nieznajomego i wyjaśniać:
- To maść z emoites. Za chwilę możesz się poczuć trochę senny, ale to będzie znaczyło, że zioła oczyszczają krew z jadu.
- Że co?! Senny?!- krasnolud w momencie zabrał nogę spod rąk Gilfrasa.
- Spokojnie, chcę tylko pomóc.
- Tak, oczywiście… raczej uśpić i okraść!
- Po pierwsze elfy nie kradną, po drugie gdybym chciał to zrobić nie uprzedzałbym cię o tym! A teraz daj sobie pomóc, bo za chwilę może być za późno.
Nieznajomy krasnolud z kwaśną miną przysunął na powrót nogę. Nie miał zbyt wielkiego wyboru, jak tylko zaufać elfowi. Gilfras ponownie zajął się raną, nacierając ją zielonkawą maścią z ziół. W tym momencie z ranek zaczęła wydobywać się odurzająco słodka woń. Krasnolud zaczął nerwowo mrugać oczami, starając się nie poddać pragnieniu snu. Po chwili jednak zapach rozpłynął się w powietrzu, a ból ustąpił. Był wdzięczny elfowi za okazaną pomoc, ale nie ufał mu jeszcze zbytnio.
- A właściwie to czemu mi pomogłeś?- zapytał wciąż trochę krzywo patrząc na elfa.
- W podróży zawsze trzeba sobie pomagać. I nie ważne, czy się jest elfem, krasnoludem czy człowiekiem. Nigdy nie wiesz, czyja pomoc ci się kiedyś przyda.
- Szczerze mówiąc, masz sporo racji, elfie. Ale to nie usprawiedliwia twojej pomocy, jeśli wziąć pod uwagę stosunki między Troudien a Greterh.
- Nie wychowałem się w Troudien. Nie znam wertiańskich relacji międzypaństwowych i nie obchodzą mnie one.-wzruszył ramionami Gilfras.
- To w takim razie… jesteś z Lor…. Cholibka! Nigdy nie mogłem się połapać w tych waszych nazwach! Ledwo wymawiam Troudien… Wybacz.
- Z Lorfitien. Tak. Tam dorastałem. A na Wertianę przybyłem zupełnie niedawno. – odparł z lekkim rozbawieniem elf, podając krasnoludowi rękę.- Ale mam nadzieję, że moje imię będziesz w stanie wymówić. Nazywam się Gilfras.
- Gilfras. Tak… myślę, że nie będę miał z nim trudności- uśmiechnął się w końcu krasnolud i odwzajemnił uścisk.- Jestem Drimther.
- Ciekawe imię.
- Twoje również.
- To dokąd zmierzałeś Drimtherze?
- Do Elkroin. Liczę, że sprzedam tam kilka krasnoludzkich skarbów.
- No tak. Ja również podróżuję w tamtą stronę. Nie będziesz miał nic przeciwko wspólnej podróży?
Propozycja zbiła krasnoluda z tropu. Może i Gilfras nie wychowywał się w Troudien i nie zna się dobrze na relacjach na Wertianie, ale proponować tak od razu wspólną podróż krasnoludowi? To nie podobne do elfa. Drimther wahał się. Gilfras uratował go w końcu przed powolną i okrutną śmiercią, a z drugiej… on właśnie był ELFEM! Drimther, jak każdy szanujący się krasnolud, był wyjątkowo dumny, lecz z drugiej miał swój honor i wiedział, że za uratowanie życia trzeba się odwdzięczyć. A w obecnej chwili nie mógł zrobić niczego więcej jak przystać na propozycję elfa. Gilfras pomógł krasnoludowi wstać.
- Dam radę iść sam.- prychnął Drimther. W niesmak mu była aż taka życzliwość ze strony elfa. Spróbował zrobić krok, ale zachwiał się. Wbrew pozorom był jeszcze trochę osłabiony.
- Chyba jednak nie.- stwierdził elf i znów pomógł nowemu znajomemu.
Powoli doszli do miejsca, gdzie Gilfras zostawił swój wóz i konia. Drimther usiadł na ziemi, elf zaczął sprawdzać dobytek. Na szczęście nic nie zginęło. Nawet ten jeden, najmniejszy i najcenniejszy pakunek. Odetchnął z ulgą.
- Wiele towaru wieziesz do Elkroin.- zagadał krasnolud.
- Zgadza się. – elf przez chwilę przyglądał się rozmówcy, tak jakby chciał z jego oczu wyczytać czy można mu ufać. Pochwili jednak dodał:
- Pójdę po twoje rzeczy. Popilnujesz towaru?
- Dobrze.- odpowiedział Drimther.
Gilfras już miał zniknąć w trawie, gdy krasnolud zadał mu pytanie:
- Zaraz, zaraz, a dlaczego aż tak mi ufasz?
- Bo gdybym ci nie pomógł, właśnie zaczynałbyś rzucać się na wszystkie strony z bólu, jaki rozdzierałby twoje ciało od środka! Zawdzięczasz mi życie, krasnoludzie.- odburknął Gilfras.
- Racja.- stwierdził krótko Drimther, krzywiąc się. Elf mówił prawdę.
Teraz już Gilfras mógł spokojnie przedzierać się przez trawska Eidion i dotrzeć do miejsca spotkania krasnoluda. Drimther miał mniej towaru od elfa, lecz jak sam nazwał były to same skarby. Nawet Gilfras zorientował się, że ma do czynienia z rzadkimi i mało dostępnymi rzeczami. Nie myśląc zbyt długo wziął ile mógł i zaniósł je z powrotem. Wrzucił towary Drimthera na wóz i powiedział:
- Czas ruszać.
Na te słowa krasnolud wstał i wgramolił się obok woźnicy. Gilfras dał Hremarowi znać, że pasażer już jest na miejscu i mogą jechać dalej.
Tymczasem dzień zaczynał chylić się już ku końcowi. Pomarańczowy blask zachodzącego słońca zaczął powoli rozlewać się po zielonej pustyni. Wóz powoli zbliżył się do małego pagórka i leniwie wspinał się na niego. Zanim jednak wędrowcy dojechali do jego szczytu, zaczęło się już ściemniać.
- Nie zdążymy przed nocą do Elkroin.- stwierdził Drimther. W jego głosie dało się usłyszeć nutkę przerażenia.
- Jakoś damy im radę.- elf nie chciał wspominać towarzyszowi o kamieniu, który kilka miesięcy temu uratował jemu i Asmalli życie.
- Nie sądzę. Jeszcze nikt tego nie dokonał.
- Zdziwiłbyś się.- Gilfras popatrzył z ukosa na krasnoluda.
- Nie mów…
- Skoro, nie chcesz to nie. Ale powiem ci jedno. Nie mam najmniejszej ochoty po raz drugi przez to przechodzić.- elfowi przypomniały się dramatyczne wydarzenia, kiedy ginął Celtim. Wyrzuty sumienia nadal go dręczyły. Nie mógł pogodzić się ze sratą najlepszego przyjaciela. Gilfras jednak nie powiedział jednak niczego więcej. Popędził jedynie konia.
W końcu wóz znalazł się na szczycie. Ku ich uldze okazało się, że za wzgórkiem znajdowała się mała…:
- Wioska?! Myślałem, że do Elkroin nie ma już żadnej miejscowości.- na twarzy elfa odmalowało się niemałe zdziwienie.
- To Quaimon. Nie zaznacza się go na mapach, jest zbyt małe. Ale za to jest tam przytulna, mała karczma, w której można się schronić przed Upiorami.- skomentował Drimther, zadzierając ręce na myśl o wybornym piwie i jadle, jakie podawano w tutejszej oberży.
- Dobrze, zobaczymy, czy naprawdę jest taka przytulna.- elf pociągnął znowu za lejce i zaczęli zjeżdżać w dół, w stronę Quaimon. Wioska składała się jedynie z gościńca, kilku chat oraz oberży. Nic nadzwyczajnego, ale zawsze to jakieś schronienie przed niebezpieczeństwami nocy.

***

- Piwo!- zakrzyknął Drimther do karczmarza, gdy tylko postawił swoja nogę w progu oberży.
- Dwa!- zawtórował mu Gilfras, po czym podszedł do gospodarza i poprosił o nocleg na dwie noce: dzisiejszą i jutrzejszą. Zamierzał bowiem spróbować sprzedać co nieco mieszkańcom wioski. Na razie wychylił swój kufel i skierował się do pokoju.

***

Było już późne popołudnie. Gilfrasowi udało się sprzedać część towaru. Jednak powoli tracił już nadzieję, że coś niezwykłego się jeszcze dzisiaj wydarzy. W tym samym momencie jego wzrok przykuła mała, może siedmioletnia dziewczynka, prowadzona za rękę przez kobietę, która najprawdopodobniej była jej matką. Dziecko obserwowało lecącego nieopodal pięknego motyla o niebieskich skrzydełkach. Owad w pewnej chwili, widząc że nie ma w pobliżu żadnych kwiatów, odleciał w stronę elfa. Teraz uwaga dziewczynki przeniosła się z motyla na nieznajomego i jego stragan. Natychmiast wyrwała się z ręki matki i podbiegła do straganu. Dziewczynka szukała czegoś, co by było warte jej uwagi. W pewnej chwili wzrok dziewczynki się zatrzymał i spoczął na małej szkatułce, ustawionej z boku. Dziewczynka wzięła ją do ręki i delikatnie otworzyła. W środku na turkusowym, aksamitnym podłożu leżał maluteńki zielony kryształ. Młodziutka nieznajoma spojrzała z zaciekawieniem na elfa:
- Magiczny?
Gilfras już miał jej odpowiedzieć, ale w tym momencie matka dziecka zabrała szkatułkę i odłożyła ja na miejsce:
- Mirallo, idziemy już późno.- zwróciła się do córki.
- Ale, mamo ja chciałam tylko…
- Idziemy…
„- Czyżby ta mała… miała być… wybranką?!”- szybka, ale zastanawiająca myśl przemknęła przez głowę Gilfrasa.- „Jako pierwsza zwróciła uwagę na szkatułkę… i to jej pytanie… ale to jeszcze dziecko…muszę się o niej dowiedzieć czegoś więcej…” .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megi dnia Pon 22:28, 10 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Illidan
Władca Słów



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myślenice
Płeć: Sir


PostWysłany: Pon 22:47, 10 Lis 2008    Temat postu:

... poza uwagami z GG nie mam takich większych zastrzeżeń... Wesoly dostrzegam Twoje prace nad poprawianiem stylu i przyznaję, że owoce już są... Wesoly teraz potrzeba tylko pisać, pisać i jeszcze więcej pisać... Jezyk
... krasnolud sympatyczny... Kwadratowy ogólnie fragment uważam za udany... Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Pon 22:51, 10 Lis 2008    Temat postu:

o ba dzieki Ill... skończyłam rozdział wcześniej bo Drimther miał być planowo jedynie epizodyczną postacią, ale... nie zrobię Wam tego znowu... myślę, że jeszcze pośmiejecie się troszkę z tego krasnoluda...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Sob 1:22, 15 Lis 2008    Temat postu:

Zgodnie z życzeniem Megi, wydajemy wspólny wyrok (Aria & Abi). Moja droga, na Twoją własną odpowiedzialność, sama chciałaś... Mruga

No to hop...


Megi napisał:
...na wielką pustynię trawy...


Używając słowa pustynia sugerujesz, że nic tam nie ma, trawa jest nieadekwatna.

Megi napisał:
W odległości kilkudziesięciu mil nawet najbystrzejszy elfi wzrok nie dostrzegłby choćby odrobiny cienia.


Co ma piernik do wiatraka?

Megi napisał:
Jedynie co pewna odległość z morza stepowej trawy wystawały cierniste krzaki.


To jest ten cień czy go nie ma? Bo jak jest krzak, to logiczne, że jest cień, no chyba że panuje wieczne południe.

Jedynie gdzieniegdzie z morza...

Megi napisał:
Pomimo wszystkich niedogodności stepy Eidoin wytrwale przemierzał jeden z niewielu elfów-handlarzy.


stepu

Niedogodności stepu? Yyy...

Megi napisał:
Tak, w Świecie Ósmego Wymiaru elfy wyjątkowo rzadko trudniły się tym fachem.


Przeskok myślowy. To jest to naturalne czy nie? Bo czytelnik odbiera to, jako nie naturalne, a Ty twierdzisz coś odwrotnego.

Megi napisał:
Jeśli już, któryś z elfów poczynał zajmować się tym zawodem, pielęgnowano tą tradycję z pokolenia na pokolenie w danym rodzie.


Jeżeli już_któryś z elfów w danym rodzie poczynał zajmować się tym zawodzie, pielęgnowano...

Megi napisał:
Tymczasem ten elf był całkowicie nowym w tym fachu,


...nowy w tym rzemiośle...

Megi napisał:
z wieloma postojami sprzedał niewiele ze swojego asortymentu


Asortyment zupełnie tu nie pasuje, wyrzuca z klimatu języka fantasy i zmusza do powrotu do świata współczesnego.

Megi napisał:
Teraz jednak, jego wóz ledwo do połowy wystawał ponad rośliny.


teraz jednak_jego

A co ma piernik do wiatraka?

Megi napisał:
nigdy nie oddalał się dalej od swego właściciela dalej niż na kilka kroków


Czyli jak idzie za potrzebą, to wciąż ma tuż za sobą konia?

Megi napisał:
Misternie robiony łuk już po chwili był


Misternie wykonany

Megi napisał:
Napiął go


Napina się cięciwę, a nie łuk. Skonsultowano ze specjalistą Mruga

Megi napisał:
Elf natychmiast pobiegł w stronę głosu. Po krótkiej chwili szybkiego biegu


Słysząc te słowa, elf natychmiast skierował się w stronę skąd dochodziły. Po krótkiej chwili szybkiego biegu


Megi napisał:
nie przykuwała jego dość poważna rana, lecz nagłe pojawienie się nieznajomego elfa. Ranny patrzył teraz na niego gniewnymi oczyma.


Powtórzenie

Megi napisał:
Każda z nich dalej pielęgnowała swoją domniemaną wyższość


poczucie domniemanej wyższości

Megi napisał:
zwłaszcza że po bagażu krasnoluda widać było, iż nie zna się na lecznictwie,


Nie ma apteczki, czy po zawartości torby potrafisz określić, czy potrafię sobie rękę zabandażować? I skąd on wie, co on ma w bagażu, no chyba że wszystko jest rozrzucone po polanie. A poza tym po ukąszeniu węża należy wyssać jad z rany, ani niczym smarować i opatrywać.

Megi napisał:
Że co?! Senny?!- krasnolud w momencie zabrał nogę spod rąk Gilfrasa.


w tym momencie / momentalnie / natychmiast

Elf trzymał w ręku jego nogę, opatrywał i smarował maścią? Ile rąk mają elfy w Twoim świecie?

Megi napisał:
Nieznajomy krasnolud z kwaśną miną przysunął na powrót nogę


z powrotem

Megi napisał:
Wbrew pozorom był jeszcze trochę osłabiony


Ale nic nie pisałaś, że on nie wyglądał na osłabionego. Jakie pozory?

Megi napisał:
przez trawska


xD

Megi napisał:
Gilfras jednak nie powiedział jednak niczego więcej.


Czy Ty czytasz po napisaniu tekst? Powtórzenia tego typu są dziecinnie łatwe do wyłapania.

Idziesz stepem, nagle masz pagórek i jesteś na szczycie? Odsyłamy do definicji stepu...

Megi napisał:
że za wzgórkiem znajdowała się mała…:


Interpunkcja właśnie poszła się upić...

Megi napisał:
wzgórek


[link widoczny dla zalogowanych] xD

Megi napisał:
Nie zaznacza się go na mapach, jest zbyt małe.


Masz step i masz nagle na nim wioskę. I nie zaznacza się jej na mapie! Kartografia też poszła się upić...

Megi napisał:
skomentował Drimther, zadzierając ręce na myśl o wybornym piwie i jadle, jakie podawano w tutejszej oberży.


Ręce do góry, bo piwo będzie strzelać! XD
...zacierając ręce...

Megi napisał:
elf pociągnął znowu za lejce


Kiedy pociągasz za lejce, to koń się zatrzymuje.

Megi napisał:
- Dwa!- zawtórował mu Gilfras, po czym podszedł do gospodarza


Subtelne rysy elfickiej twarzy, spiczaste piękne uszy, delikatna cera, a z kącika miękkich elfickich ust leje się struga bursztynowego PIWA! I ogromniasty kufel przy tej pięknej twarzy? Zaraz wyjdziemy z siebie i staniemy obok...

Megi napisał:
Jednak powoli tracił już nadzieję, że coś niezwykłego się jeszcze dzisiaj wydarzy.


Tak, napadną go i okradną. Dzień bez kradzieży towaru – to dzień stracony...

Megi napisał:
Dziewczynka szukała czegoś, co by było warte jej uwagi. W pewnej chwili wzrok dziewczynki się zatrzymał i spoczął na małej szkatułce, ustawionej z boku. Dziewczynka wzięła ją do ręki i delikatnie otworzyła.


Powtórzenie...


Interpunkcja w dialogach kuleje i na kulach zbankrutuje jak sobie o niej nie poczytasz...
Czytaj to, co piszesz. Tekst jest przez Ciebie nie sprawdzony. Przy pisarstwie lenistwo jest karygodne.
Niestety ale poprawy nie ma...
Mała dziewczyna i dorosły elf? Coś mi to przypomina, ale nie żebym się czepiała, wcale...

Company A&A sp. z o. o. przemówiła.


Ostatnio zmieniony przez Arianna dnia Sob 18:45, 15 Lis 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Opiekun
Administrator



Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 1417
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Sir


PostWysłany: Sob 12:34, 15 Lis 2008    Temat postu:

A&A napisał:
Megi napisał:
Napiął go


Napina się cięciwę, a nie łuk. Skonsultowano ze specjalistą Mruga


Po tym pytaniu, w związku, że już prawie spałem zostałem wprawiony w taką konsternację, że to zaniechałem dalszych prób spania.

Zainteresowało mnie to pytanie a to oto wyniki badań prowadzonych z bronią białą do 2 w nocy:

Zwrot "napiął łuk" można przyjąć za poprawny z prostej przyczyny. Podczas podejścia do postawy zasadniczej łuk znajduje się w względnym spoczynku względem dłoni - choć jest już naprężony przez naciągnięta cięciwę - podczas przygotowania do oddania strzału pada komenda - napnij - na którą łucznik musi naciągnąć cięciwę wprowadzając ramiona oraz gryf w ruch względem ramienia prowadzącego. Co doprowadza do naprężenia (napięcia) łuku.

Samą cięciwę się po prostu "ciągnie".
Badania przeprowadzono z punktu widzenia filologicznego jak i poprawności.
Za wprowadzenie w błąd bardzo przepraszam i proszę o zadawanie takich pytań w czasie wyższej aktywności świadomości Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Sob 12:41, 15 Lis 2008    Temat postu:

Spróbuję ustosunkować się do powyższej prośby, aczkolwiek wczorajsza rozpierająca nas energia przy omawianiu pięknych i zadziwiających spraw literackich w kontekście twórczości Megi, była tak niepohamowana, że nie mogłam się powstrzymać i nie wydać ostatnich pieniędzy na dzwonienie do mistrza mego w tej dziedzinie, pomijając fakt, że wyrwałam do z głębokiego snu...

Przepraszamy Megi, co do sprawy łuku, przepraszam Kubę za wybudzenia go ze, z pewnością, głębokiego snu i bijemy czołem przed wami wszystkimi

A&A
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 19:41, 15 Lis 2008    Temat postu:

Dziękuję baaaarzo A&A company.... też uważam że ten rozdział wymaga poprawy... choć z niektórymi uwagami, to jednak sa one pomocne...

A tera inna sprawa nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejna część bo wielkimi krokami zbliża się tzw. maraton, czyli w moim słowniku duuuuża ilość kolokwiów w niewielkich odstępach czasowych.... więcej czasu będe miała najprawdopodobniej dopiero na początku grudnia i wtedy zacznę coś "skrobać"...

P.S. Ario a jak mówiłam że mam podobny pomysł to nie chciałaś wierzyć...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin