Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Sob 3:17, 30 Lis 2024

The Another Gene - Odmienny gen
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Pon 14:15, 31 Sie 2009    Temat postu:

Mimo wszystko... zapraszam na kolejną odsłonę TAG. Uprzedzam, kóńcówka... jest dość... mocna?

Statek Apohisa

Myślałam intensywnie o Jacku. Może sytuacja nie będzie… aż tak zła? W tym momencie znalazłam się w sali tortur na statku kosmicznym. Jack był przykuty do prętów, a Goaul’d wtykał mu metalowy kij w plecy. Nie wyglądało to najlepiej, ba, tragicznie. Jack wrzeszczał ile tylko miał sił w płucach.
Muszę mu pomóc, muszę mu pomóc… ale jak? Odwróciłam się i zobaczyłam, że na stojaku wisi jeszcze jeden pręt, wtedy wpadłam na pomysł. Chwyciłam go i podeszłam od tyłu do obcego, przez krótki moment jeszcze obserwowałam jak Apofis używa tego czegoś. Chwilę później po statku rozniosło się głośne:

- Auuuuuu! – nie był to głos O’neilla, tylko Goaul’da.
Ani Apofis, ani Jack nie rozumieli co się dzieje. Zdezorientowani patrzyli na kij, który trzymałam. Mnie nie widzieli, pułkownik pewnie już zwalił to na omamy, tymczasem Apofis stał jak skamieniały. Zadałam mu kolejny cios i następny. Padł na podłogę.
W tym momencie do pomieszczenia wpadło kilku wartowników w Jaffa. Stanęli, całkowicie zbici z tropu. Nerwowo patrzyli to na swojego boga, to na „latający” kij. Zwróciłam trójżab w ich stronę, oni z kolei odbezpieczyli swoje lance. Postawiłam wszystko na jedną kartę i ruszyłam na nich. Może się wystraszą? Skoro Jack, tyle wrzeszczał, a Goaul’d leży na ziemi to musi być to niezła zabawka.
Jaffa oddali kilka strzałów, na szczęście pudłując. W końcu strzelają na ślepo. Wycofali się za próg, co pozwoliło mnie zamknąć grodź. Podbiegłam szybko do Apofisa, zadałam mu jeszcze jeden cios, tym razem w brzuch. Zwinął się w kłębek. Chwyciłam za klucze i uwolniłam Jacka.

- Ja majaczę czy co? – wymamrotał niewyraźnie.
Uszczypnęłam go leciutko w ramię, gdzie nie miał jeszcze bąbli.

- Auć! Czyli chyba nie. Zaraz, kim jesteś? Maaagda? – tym razem zmierzwiłam go po włosach, na znak potwierdzenia. Na twarzy O’neilla pojawił się słaby uśmiech.
- Tam jest sarkofag. Pomoż mi do niego dojść – powiedział cicho i wyciągnął ramię.
Pomogłam mu się położyć w sarkofagu. Potem sama zamknęłam oczy.


***

15 minut później, sala sarkofagu

O’ neill otworzył szeroko oczy. Nic go już nie bolało, rany po bąblach się zagoiły na dobre. Jedyna rzecz, która mu przeszkadzała, to poczucie otumanienia. Usiadł, rozglądając się dookoła i pocierając tył głowy. Widok nie zaskoczył go, ani nie przeraził. Całe pomieszczenie wypełniali po brzegi wierni Jaffa Apofisa, a on sam stał u stóp urządzenia, łypiąc połyskującymi oczyma na pułkownika.
- Jak się spało? – spytał ironicznie obcy.
- Doskonale! Gdzie kupiłeś takie cacko? W „Ikei”? – Jack trzymał nienagannie trzymał fason swoich żartów.
Apofis nieznacznie się skrzywił, nie zbyt wiedział jak sparować tę gierkę słowną. Nie miał pojęcia, co to „Ikea”.
- Jaffa kree! – dwóch wartowników doskoczyło do mężczyzny i poderwało go na nogi, a później wyprowadziło do sąsiedniego pomieszczenia. Pułkownika ponownie zakuto do łańcuchów.
- Koniec tych kiepskich żartów, O’ neill. Czas poważnie porozmawiać – Apofis uśmiechnął się po szelmowsku do niego.
- Och, ale ja jestem bardzo poważny. Sporo złota wydałeś na to „łóżko”, co?
Apofis poczerwieniał na twarzy. Wyciągnął z tronu swoją ulubioną biżuterię, podszedł szybko do O’ neilla.
- Jak sterowałeś kijem! Gadaj!
- Co? O czym ty mówisz?
- Nie udawaj O’neill. Tracę cierpliwość! – wrzasnął obcy.
- Nie wiem! Z resztą i tak bym ci nie powie… aaa! – Jack poczuł na sobie gorące promienie, a niewyobrażalny ból zaczął powoli wypełniać jego ciało. Po chwili przed oczyma O’neilla zaczęło robić się ciemno, w sekundę później osunął się bezwiednie na podłogę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 20:41, 19 Wrz 2009    Temat postu:

Magazyn na staku Apofisa

Ukryta w ciemnych zakamarkach pomiędzy skrzyniami, młoda studentka otworzyła oczy. Rozejrzała się po pomieszczeniu, sprawdzając czy jest względnie bezpieczna. Magda zamierzała jakimś cudem przekraść się jakimś cudem w kierunku celi lub sali tortur, gdyż tam spodziewała znaleźć O’neilla.
Wstała i nagle spostrzegła, że jedna ze skrzyń jest otwarta, postanowiła więc zajrzeć i tego nie pożałowała. W wypchanym sianie pudle wygrzebała kilka „wężyków”. Uważnie obejrzała jeden z nich i szybko znalazła spust. Nie wiedząc, na ile starcza jeden schowała za paskiem trzy, a jednego wzięła do ręki.
Podeszła po cichu do drzwi i otworzyła je. Na korytarzu nikogo nie było. Postanowiła pójść w stronę celi, gdyż bała się stracić orientacje na statku, a stamtąd drogę do sarkofagu i sali tortur znała już całkiem nieźle.
Udało jej się niepostrzeżenie dojść praktycznie pod samą celę. Gdy już miała wyjść na korytarz z którego się do niej wchodziło, usłyszała znajomych hałas metalowych zbroi rycerzy Apofisa. Prędko cofnęła się za róg i obserwowała scenę, jak kilku Jaffa brutalnie wrzuciło nieprzytomnego pułkownika do pomieszczenia. Studentka zasłoniła ręką usta, aby nie krzyknąć.
Po krótkiej chwili został przed drzwiami tylko jeden, najwidoczniej miał trzymać wartę. Dziewczyna odczekała moment, aż ucichną wszystkie niepokojące dźwięki w pobliżu, wycelowała i strzeliła dwa razy, dla pewności. Wysoki, wysportowany żołnierz opadł na podłogę bez tchu. Magda puściła się biegiem do drzwi i otworzyła je. Mężczyzna leżał niedaleko wejścia, twarzą do ziemi.
- Jack, Jack obudź się, proszę… - powtarzała raz za razem, klepiąc pułkownika nerwowo po policzku.
- Co jest?! – po dłuższej chwili O’neill gwałtownie otworzył oczy i usiadł.
- Masz – Magda podała mu broń.
- Skąd, do jasnej anielki, masz zaty? – oczy mężczyzny zrobiły się wielkości piłeczek pingpongowych ze zdumienia
- Przypadkiem ukryłam się w magazynie – szatynka uśmiechnęła się słodko, ale szybko spoważniała. - Nie wiem kiedy jest u nich zmiana warty, ale chyba mamy mało czasu.
O’neill dopiero teraz dojrzał nieżywego Jaffa za progiem.
- Twoja robota?
- Mhm- przytaknęła z krzywą miną – pierwszy raz…
- Fiufiu… jak na pierwszy raz i w dodatku, na naukowca, masz niezłego cela – pokiwał głową z uznaniem pułkownik.
- Dzięki – Magda spłoniła się niczym piwonia.
- Dobra, dość tych słodkości, wracamy do domu. Byłaś w SGC? – Jack wstał i podszedł do złocistej framugi drzwi, jakby przed chwilą wcale nie leżał bez świadomości na ziemi.
- Tak, generał wysłał resztę na najbliższą planetę z wrotami. Mają nas odbić.
- Nie jesteśmy chyba na żadnej orbicie. Bez statku nic nie zdziałają – zauważył Jack.
- Ups, zaraz im powiem – dziewczyna miała już ścisnąć zielony kamyczek, kiedy O’neill złapał ją za rękę.
- Nie teraz – popatrzył na nią stanowczym wzrokiem – szybciej to załatwimy wychodząc im na spotkanie. Trzymaj się blisko mnie.
- Dobrze.
Wyszli na korytarz. W najbliższej okolicy na razie nie było nikogo, toteż wrzucili martwe ciało do celi i zamknęli je. O’neill znając już z poprzednich misji rozkład statków Goaul’d, prowadził ich do hangarów, próbując uniknąć wykrycia.
Przez całą drogę dopisywało im szczęście, gdyż dotarli pod sam cel. Kilkanaście metrów przed rzoległ się alarm. Któryś z Jaffa musiał zajrzeć do celi.
- Trzymaj zata w pogotowiu! – krzyknął Jack, gdy otworzył drzwi do hangaru.
W środku dojrzeli około pięćdziesięciu wrogich służalców i dwa Hat’aki gotowe do startu, z których jeden stał naprawdę niedaleko.
- Biegnij za te pudła! Osłaniam cię! – krzyknął do Magdy, a gdy ta spojrzała na niego z niepewnym wyrazem twarzy i nie ruszała się z miejsca wrzasnął:
- GAZ!
Tym razem nie trzeba było powtarzać. Dziewczyna w mgnieniu oka znalazła się na za beczkami z nieznanego jej metalu, który okazał się wyjątkowo odporny na strzały. Po chwili Jackowi również udało się przedostać za małą ściankę.
- Wybijamy tych i wskakujemy na tamten statek. Jasne? – wskazał ruchem głowy żołnierzy stojących przy najbliższym pojeździe kosmicznym w kształcie ciemnej piramidy.
- Ok.- odpowiedziała i zabrała się za strzelanie w wyznaczonym kierunku.
Niedługo potem powtórzyli manewr z przechodzeniem i znaleźli się na niewielkim statku.
O’neill uruchomił silniki.
- Tamta konsola służy do strzelania! – krzyknął, a dziewczyna posłusznie znalzła się przy niej – Teraz krótka instrukcja obsługi: działa nakierowujesz za poruszając palcem na ekranie, strzelasz odrywając go.
Dziewczyna w mig pojęła prosty system obsługi, po chwili robiąc im pociskami wyłom w drzwiach. Pułkownik wystartował i chwilę później byli już w przestrzeni kosmicznej, co prawda wolni, ale nie bezpieczni. W ślad za nimi ruszyły trzy wrogie Hat’aki. Chcąc ich zgubić, O’neill wybrał kurs na najbliższą planetę, na której znajdowały się Wrota, mając nadzieję, że spotka tam resztę swojego zespołu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megi dnia Sob 20:42, 19 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Śro 22:20, 21 Paź 2009    Temat postu:

Przedostatni odcinek:

Nieznana planeta

Po pewnym czasie Ha’tak z Magdą oraz Jackiem dość miękko wylądował na środku polany.
- Musimy się z niego wynosić. Te półgłówki już nas namierzają – zakomunikował pułkownik, po czym prędko otworzył grudź i spojrzał w kierunku dziewczyny, która jeszcze rzuciła okiem na ekran:
- Wrota są na wschód stąd.
- Dobra, chodź już. Ogrodnik, chyba zapomniał tutaj skosić trawę.
Uwaga O’neilla świetnie oddawała urok najbliższej okolicy, byli bowiem zanurzeni po pas w zielonej, świeżej trawie. Gdzieniegdzie spod kęp trawy wychylały się egzotyczne kwiaty, nieznane obojgu. Dookoła natomiast roztaczał się gęsty las, przypominający ten spotykany na Ziemi w strefie równikowej. Drzewa podobne do hebanów, palm i kauczukowców dzielnie walczyły o dostęp do życiodajnych promieni słońca, a grube pnie porastały długie i grube liany.
Meżczyzna zadarł głowę do góry i spojrzał na słońce, by ocenić w którą stronę mają się udać. Na lazurowe niebie nie dostrzegł też ani jednej, małej chmurki, pomimo tego panowała na tej porośniętej dżunglą planecie niemała duchota.
- Tędy. – powiedział i ruszyli w stronę, którą wskazał.
Po kilkunastu minutach byli już w sporej odległości od miejsca, gdzie zostawili statek. Szybki marsz znacznie utrudniała bujna flora zwłaszcza, że żadne z nich nie miało przy sobie nawet małego scyzoryka.
Wtem wśród usłyszeli hałas dobiegający z polany. Żołnierze Apofisa, nie mogąc ich atakować z powodu gęstego poszycia zdecydowali się własnoręcznie ująć lub wykończyć uciekinierów.
- Chyba niezbyt się ucieszyli, że opuściliśmy imprezę. Biegnij!
Młodej kobiecie nie trzeba było tego powtarzać. Biegła tak szybko, na ile pozwalały jej zagradzające drogę pnącza oraz coraz większe zmęczenie, potęgowane przez parne powietrze. Nie minęła chwila, jak pot lał się z niej strumieniami, tymczasem odgłosy ścigających ich Jaffa zdawały się z każdą minutą narastać.
Nagle las się urwał i wypadli prosto na piaszczysty brzeg szerokiej rzeki. Woda była ciemna, pełna mułu spływającego z dalekich miejsc. Nurt tutaj był wartki, lecz wystające ponad powierzchnię kamienie, mogły pomóc w przeprawie na drugą stronę.
Jack bez wahania wskoczył do wody, wiedząc że rzeka wstrzyma na dość długo pościg. Tymczasem Magda stanęła i nie mogła zrobić kroku, aby wejść do wody za O’neillem.
- Jack, ja zostaję – powiedziała nieśmiało.
- Oni są tuż za nami! Właź! – pułkownik odwrócił się i ponaglał wzrokiem.
- Ale, ale… ja nie umiem pływać – studentka nadal stała na brzegu, wpatrując się ze strachem w żywy nurt rzeki.
O’neill wrócił się i chwycił dziewczynę za rękę. Ta niechętnie weszła do wody, wyraźnie chcąc zostać na suchym lądzie. Gdy w końcu poziom brudnej rzeki sięgał im pas, razem płynąć do najbliższego głazu. Chwycili się niego, aby przez moment odpocząć.
W tej chwili nad ich głowami zebrały się czarne chmury, zarówno w przenośni, jak i dosłownie. Na brzegu pojawili się żołnierze wroga, a na niebie pojawiły się zupełnie niewiadomo skąd, granatowe cielska. Nagle jeden z Jaffa wystrzelił w ich kierunku, Jack instynktownie schował się za głaz, ciągnąc za sobą dziewczynę. Zrobił to jednak sekundę za późno.
- Auć! – zawyła z bólu – dostałam w ramię…
- Pokaż – O’neill spojrzał na ramię dziewczyny, które było już całe zakrwawione – eee tam, nie dramatyzuj – Magda już miała spojrzeć na rękę, ale mężczyzna powiedział:
- Ale też nie patrz – studentka nie posłuchała go jednak i szybko złapała się mocniej kamienia, by nie odpłynąć – mówiłem „nie patrz”.
- Uch, specjalnie powiedziałeś, żebym popatrzyła. Znam tą sztuczkę, Jack.
- Dobra, płyniemy dalej – uciął w wojskowym stylu rozmowę pułkownik.
- Moja ręka… - znowu się zająkała.
- Pomogę ci, musimy się wydostać z ich zasięgu.
Odbili się z całej siły od skały i po dłuższej chwili dotarli do kolejnej, chowając się za nią przed pociskami energii. Nurt tutaj był bardziej wartki, toteż musieli się mocniej trzymać, co nie było proste, gdyż leżący pewnie kilka tysięcy lat w wodzie głaz był bardzo śliski. Oddychali ciężko, wysiłek i duża wilgotność coraz bardziej dawały im się we znaki.
- Nie żałujesz, że daliśmy nogi? – spytał pułkownik, patrząc na dziewczynę.
- Mimo wszystko – urwała na chwilę, dysząc ze zmęczenia i bólu – nie – odpowiedź brzmiała na tyle stanowczo, że O’neill się szeroko uśmiechnął.
- No, no, myślałem że większa z ciebie beksa, może byś się nadała do wojska.
- Nie był byś taki pewny siebie, gdybyś wiedział o czym teraz marzę – odburknęła mu, a on spojrzał na nią pytającym wzrokiem:
- O czym?
- By się w końcu znaleźć na suchym lądzie – rzuciła dziewczyna, co spowodowała cichy, ale serdeczny śmiech pułkownika.
Kiedy tylko wyszli z wody, wprost człapiąc doszli do linii drzew. Magda padła na ziemię, pułkownik usiadł obok, opierając się drzewo. Byli bezpieczni. Broń służalców Apofisa nie sięgała tutaj, więc mogli odpocząć dłuższą chwilę.
- Suche! – krzyknęła Magda, ciesząc się, że ten „horror” już za nią, jednak jej szczęście nie trwało długo.
Kiedy to mówiła, z nieba prosto na ich głowy wylał się potężny potok. Ziemia, na której leżała dziewczyna, po chwili zamieniła się w błoto. Jack parsknął śmiechem.
- Figa, mokre! – zawołał, ale już chwilę później tego pożałował.
Na jego ulubionym, czarnym, wojskowym T-shircie znalazła się duża gruda brązowej paćki.
- Hej! – i oddał studentce tym samym, z tą różnicą, że na jej zielonym dresie plama wyglądała bardziej okazalej.
Po chwili oboje byli ubrudzeni lepką mazią. Miał to jednak bardzo pozytywny skutek – Magdzie znacząco poprawił się humor i nie narzekała na „głupi deszcz”, jak zwykła to robić, kiedy tylko pierwsze kropelki spadały na jej twarz.
O’neill po chwili się jednak opamiętał i zarządził dalszy marsz w stronę Wrót. Nie szli jednak zbyt szybkim tempem, gdyż drogę utrudniał rzęsisty deszcz, a także coraz gęściej rosnąca dżungla. Wysiadając z Hat’ak’a nie zdążyli sprawdzić odległości dzielącej ich od celu podróży, jedynie kierunek. Z każdą chwilą zbliżali się do celu.
Po kilku godzinach uciążliwego marszu nadal nie odnaleźli Wrót. Widocznie nie leżały aż tak blisko, jak im się to wydawało. Zmęczenie zaczynało się dawać we znaki, zwłaszcza Magdzie, która nagle stanęła i oparła się o najbliższe drzewo, którym był bardzo wysoki i rozłożysty heban.
- Jack, zróbmy postój. Ja mam dość. Bolą mnie już nogi. – wyjęczęła.
Oparła ręce o kolana, a głowe spuściła na dół. Mokre, brązowe kosmyki włosów opadły jej na twarz. Mężczyzna słysząc zmęczony głos dziewczyny odwrócił się i zawrócił kilka kroków, po czym usiadł na ziemi naprzeciw studentki. Nic z początku nie mówił, wygrzebał jedynie patyk i zaczął się nim bawić, rysując na mokrej ziemi. Dopiero po dłuższej chwili odezwał się:
- Gramy w kółko i krzyżyk?
Magda zrobiła wielkie niczym strusie jaja oczy. Nie spodziewała się, że spyta o taką błahostkę. Myślała, iż czeka ją coś w rodzaju typowej żołnierskiej mowy mobilizującej. Tymczasem pułkownik zapytał ją, czy nie chce zagrać w grę i to tonem, jak gdyby wcale nie znajdowali się setki, a może nawet tysiące lat świetlnych od domu, w dodatku cali przemoczeni i w błocie. W pierwszym odruchu chciała zrobić skrzywioną minę i krzyknąć: „Co?!” i przypomnieć mu w jakim położeniu się znajdują, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Wzruszyła ramionami i usiadła obok, robiąc miejsce na planszę. Podczas gdy Magda skupiła się na znalezieniu „pisaka” Jack szybko narysował siatkę do gry.
- Panie mają pierwszeństwo – rzekł i zerknął na dziewczynę.
Studentka uśmiechnęła się i narysowała kółko w środkowym kwadracie. O’neill odpowiedział krzyżykiem w prawym środkowym. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i wymownie spojrzała na przeciwnika:
- Albo dajesz mi fory, albo kiepski z ciebie taktyk.
- Hę? – pułkownik zgrywał niewiniątko.
- Patrz i ucz się od mistrzyni. To klasyka, Jack – odpowiedziała tonem znawczyni, stawiając swój symbol w polu nad znakiem mężczyzny.
O’neill zmuszony postawił krzyżyk po drugiej stronie planszy, aby uniknąć szybkiej przegranej.
- Co ty nie powiesz?
- Ej, to moje powiedzonko! I już niedługo za to zapłacisz – odparła, rysując kółko w górnym, lewym kwadracie. – To już twój koniec, Jack, to są widły.
- Nauczyłaś się tego tekstu od Apofisa? – szkicując krzyżyk już dla formalności, między trzema kołami.
- Nie, sama go stosuję dla tych, którzy popełniają szkolne błędy w tej grze – i „dobiła” Jacka zakreślając trzy kółka w rzędzie.
- Rewanż? – pułkownik już miał stworzyć nową planszę, kiedy rozległ się hałas i to w dodatku całkiem nie daleko.
- Co to? – spytała Magda, odgarniając nerwowo za ucho włosy, jednak Jack rozpoznał ten dźwięk.
- Wrota. Są blisko. Idziemy, trzeba przywitać gości – chwycił ją za nadgarstek i ruszył w kierunku, z którego dobiegał hałas.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Czw 13:31, 19 Lis 2009    Temat postu:

- Jack! Zwolnij! Ja… ja… tak… szybko nie umiem! Jack! – krzyczała bez przerwy dziewczyna – Moja ręka…
Nagle mężczyzna stanął i przykucnął, pociągając studentkę za sobą. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, gdy na jej ustach pojawił się palec. O’neill rozchylił ostrożnie liście najbliższe krzaków, za nimi znajdowała się długa, ale wąska polana. Na przeciwległym końcu rysowały się dość wyraźnie Gwiezdne Wrota.
Od tej chwili spokojnie mógłby Jack opuścić palec, bo Magda oniemiała na widok pierścienia o sporej średnicy wbitego w ziemię. W tym momencie w obręczy pojawiło się coś w rodzaju wodnego wiru. Po chwili wyrównał się on z powierzchnią Wrót na wzór tafli jeziora, leciutko muskanego powiewem wiatru.
Po kilkunastu sekundach z „wody” wyskoczyła trójka ludzi ubranych w czarne kurtki i spodnie. Byli to: major Carter, Teal’c oraz dr Jackson.
Magda już chciała do nich podbiec, ale pułkownik stanowczo ją przytrzymał. Szatynka spojrzała na niego z wyrzutem:
- Przecież to Sam, Teal’c i Daniel.
- Wiem. Ale ujawnieniem się możemy spowodować ostrzał.
- Przecież tu nie ma…
- Statek na orbicie.
- Aaaa… - Magda w lot zrozumiała już o co chodzi, uderzyła się tylko w głowę.
O’neill się uśmiechnął.
- Tylko przydało by się by nas zauważyli – stwierdziła dziewczyna.
- Spoko, zauważą. Nie wierzę, by Carter nie wzięła swoich zabawek.
Jack miał rację. Major oczywiście zabrała ze sobą niezbędny sprzęt. Nie upłynęło dużo czasu, kiedy jej wykrywacz podczerwieni wykrył w pobliskich zaroślach dwie osoby. Wskazała to miejsce głową Teal’c’owi.
Potężny Jaffa odbezpieczył staffa i powoli zaczął zbliżać się w ich kierunku. Gdy był w już w odległości kilkunastu metrów, bystry wzrok pozwolił mu stwierdzić, że osoby chowające się za krzakami to wcale nie Jaffa:
- Pułkowniku O’neill? Panno Niedźwiecka?
- Tak, Teal’c to my – odpowiedział mężczyzna wstając, podobnie jak Magda.
- Major Carter, to oni – Jaffa zameldował przez krótkofalówkę.
- Zabieraj ich i wracamy – z urządzenia rozległ się głos Sam.
- Dobrze, tylko skorzystamy z parasolek – stwierdził pułkownik – wybierzcie adres.
- Tak jest – przyjął rozkaz Teal’c i natychmiast przekazał go major.
Jack, Magda i Teal’c ruszyli w ich stronę. W chwili gdy dotarli do Sam i doktora tunel właśnie się otworzył. Oboje byli już cali mokrzy od ciągle padającego deszczu.
- Magda, idziesz z major Carter jako pierwsza, później ty, Danielu, ja i Teal’c przejdziemy ostatni, jasne? – zakomunikował wszystkim pułkownik.
W odpowiedzi wszystcy kiwnęli głową, a studentka podeszła do Samanthy i niepewnie na nią popatrzyła, potem spojrzała w stronę Wrót.
- Spokojnie, my to robimy codziennie – major próbowała uspokoić Magdę.
- Taa… jasne, codziennie – odparła studentka. – Ale jak to jedyna droga to wolę mieć to już za sobą.
- OK. – odpowiedziała krótko ścięta blondynka, po czym obie podeszły do Wrót i rozpłynęły się w horyzoncie zdarzeń.
Kilka sekund później w ich ślady poszedł Daniel. Jack i Teal’c już mieli ruszyć w stronę „mostu” do domu, gdy nagle, kilkadziesiąt metrów od nich rozległ się potężny huk. Najwidoczniej, Apohis zorientował się kim byli przybysze i co się święci na powierzchni planety. Nim mężczyźni się obejrzeli z drugiej strony, usłyszeli kolejny, a po chwili do ulewie towarzyszył już deszcz pocisków, czyniąc większy hałas niż grzmoty.
- Wiejemy stąd! – wrzasnął O’neill i razem z Jaffa pognali w stronę otwartego jeszcze przejścia.

***

SGC, sala Wrót

- Niezaplanowana aktywacja Wrót! – częsty i głośny komunikat sierżanta Walter’a kolejny raz skutecznie postawił większość personelu pracującego w bazie na nogi.
- Kto to? – spytał generał, który właśnie zbiegł do pomieszczenia kontrolnego po metalowych, kręconych schodach.
- To kod SG-1, sir – otrzymał odpowiedź, gdy tylko na monitorze pojawiła się odpowiednia wiadomość.
- Otworzyć przesłonę – rozkazał dowódca bazy.
Sierżant wykonał polecenie i po krótkiej chwili z „wody” wyszli: major Carter, Magda oraz Daniel. Hammond zszedł szybko to pomieszczenia Wrót:
- Gdzie pułkownik i Teal’c?
- Mieli przejść zaraz za mną – odpowiedział dr Jackson i odwrócił się, mając nadzieję, że tak się rzeczywiście stało.
Kilka sekund później na metalowy podest sturlali się obaj mężczyźni. Jack kurczowo chwycił się za prawe ramię.
- Osłona! – krzyknął O’neill, a Wrota natychmiast zostały zamknięte - Fiuuu… kto by pomyślał, że Apofis jest taki gościnny. Też dostałem prezent na pożegnanie – uśmiechnął się do szatynki, ta krzywo się uśmiechnęła.
- Taa… bardzo – mruknęła.
- Natychmiast wszyscy macie się zameldować dr Freiser, a potem pod prysznicami. Za półtorej godziny odprawa, na której chciałbym zobaczyć i panią – generał spojrzał na dziewczynę.
- Dobrze.

***

SGC, sala odpraw

Półtorej godziny później w sali odpraw spotkali się generał Hammond, dr Freiser, a także porządnie umyci członkowie „jedynki” oraz studentka, która usiadła pomiędzy generałem a pułkownikiem O’neill.
Zarówno Jack, jak i Magda mieli fachowo założony, bielutki niczym świeży śnieg bandaż, który porządnie brudziła czerwona plama na środku.
- Witam wszystkich, zwłaszcza panią, panno Niedźwiecka. Proszę też przyjąć przeprosiny za tą niemiłą historię.
- Przeprosiny przyjęte – odpowiedziała Magda – a pułkownik O’neill, r Freisier i reszta spisali się na medal – dodała z uśmiechem.
- Dziękuję – odpowiedzieli pozostali.
- Jak długo Magda i pułkownik będą musieli nosić bandaże – spytał Daniel.
- Pułkownik pewnie krócej, bo dwa tygodnie. Natomiast Magda tydzień dłużej, może dwa. Zależy jak szybko będzie się goiła rana.
Jack popatrzył z troską na dziewczynę. Ta spojrzała na niego jak na wielkiego panikarza:
- No co? Jak trzeba będzie ponosić miesiąc to ponoszę… jejku… - i przewróciła oczami, pozostali zachichotali.
- Pozostałym nic nie jest? – spytał generał.
- Nie, nic. Nie wykryłam niczego, co mogło by mnie zaniekpokoić.
- W takim razie SG 1 dostnie dwutygodniowy urlop.
- Fantastycznie! – ucieszył się pułkownik, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Przepraszam, ale jestem ciekawa dlaczego w ogóle chcieliście mnie tu sprowadzić aż z Polski – zaciekawiła się Magda.
- No, cóż. Możemy chyba pani powiedzieć – stwierdził generał – Major Carter, proszę przynieść tamten znaleziony artefakt.
- Tak jest – odpowiedziała blondynka i wstała od stołu.
- Jest u mnie w gabinecie, Sam! – krzyknął za nią dr Jackson.
Po kilku minutach major wróciła, trzymając w dłoni małe zawiniątko, które położyła między generałem i Magdą. Dziewczyna niespokojnie spojrzała na gospodarza miejsca.
- Ależ proszę.
Magda chwyciła zawiniątko i rozwinęła szary papier, w którym było zawinięte. Wkrótce z materiału na stół wytoczył się identyczny kamień, jaki dał jej Apofis. O’neill i dziewczyna wymienili spojrzenia. Studentka w jednej chwili chwyciła jajko i bezwiednie osunęła się na oparcie krzesła, powodując nie małe zamieszanie. Jedynie pułkownik nie zareagował na to wydarzenie. Tymczasem ponownie na nosie Daniela pojawił się żółty kartonik:

Szkoda, żeście siebie nie widzieli!
To jest identyczne urządzenie,
jakie ma Apofis!

- Dlaczego ja?! – krzyknął dr Jackson, robiąc minę zbitego psa – Nic złego nie powiedziałem!
Pozostała piątka wybuchnęła gromkim śmiechem na widok miny Daniela. Po krótkiej chwili dołączył do nich i szósty, wesoły śmiech Magdy.

THE END


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megi dnia Czw 13:33, 19 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Saphira
Niewolnik Duszy



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wędrująca,jak wiatr
Płeć: Lady


PostWysłany: Czw 15:16, 19 Lis 2009    Temat postu:

pięknie, Megi

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin