|
|
|
|
|
|
|
Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
|
|
|
Obecny czas to Sob 3:07, 30 Lis 2024
|
Autor |
Wiadomość |
Megi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Podkarpacie Płeć:
|
Wysłany: Pią 16:48, 27 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Dzięki Ill za zwrócenie uwagi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Megi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Podkarpacie Płeć:
|
Wysłany: Sob 17:44, 04 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Ok.. to poprawiona część:
Ostatnie ciepłe promienie zachodzącego wiosennego słońca wesoło muskały twarze spacerujących, także Magdy, która właśnie wracała z zajęć i postanowiła skorzystać z pięknej pogody i odreagować ostatnie przeżycia. Dużo się wydarzyło. To była jej pierwsza chwila relaksu od wyjścia ze szpitala. Przez pobyt tam narobiła sobie trochę zaległości i teraz musi wszystko nadrabiać. W dodatku dowiedziała się, że jutro jej grupa ma kolokwium z angielskiego. Nic dobrego to nie wróżyło, ale doskonale wiedziała, że jeśli nie uporządkuje myśli i spraw w głowie to będzie jeszcze gorzej. Teraz jednak rozkoszowała się trwającą chwilą. Śpiewające ptaszki, młode pączki na drzewach, ciepłe promienie słońca i ta cisza… CISZA?! Cisza na Plantach? Magda zaczęła się trochę nerwowo rozglądać, zastanawiając się, gdzie podziali się inni przechodnie. Nie zauważyła jednak nic podejrzanego. Ruszyła więc dalej. Po chwili za nią rozległ się cichy trzask łamanej gałązki. Odwróciła się. Zza drzewa mierzył do niej z „wężyka” jeden z goryli, którzy nie tak dawno ją napadli. Nacisnął spust i…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Megi dnia Sob 22:25, 04 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Illidan
Władca Słów
Dołączył: 20 Lip 2008 Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Myślenice Płeć:
|
Wysłany: Sob 20:23, 04 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
... a fragment w ostatniej linijce:
Megi napisał: | Odwróciła do niej z tej samej broni. |
... ?...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Illidan dnia Sob 20:23, 04 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Megi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Podkarpacie Płeć:
|
Wysłany: Sob 22:26, 04 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Już... edit
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Megi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Podkarpacie Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:54, 14 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Dwa dni później, Kraków, lotnisko
Za pięć ósma Magda wysiadła z miejskiego autobusu naprzeciwko terminalu odlotów. Zarzuciła ogromny plecak na plecy, torbę podręczną na ramię i ruszyła pod terminal, rozglądając się dyskretnie za pułkownikiem i jego ekipą. Na razie nie było ich nigdzie widać, więc stanęła pod wejściem i czekała. Zrobiła głęboki wdech. Denerwowała się. Za chwilę po raz pierwszy wsiądzie do samolotu i znajdzie się w zupełnie innym świecie. Wiosenne słońce wesoło łaskotało jej twarz, a ciepły wietrzyk rozwiewał delikatnie włosy. Mijały kolejne minuty, a drużyna wciąż się nie pojawiała.
Było już pięć po ósmej. Magdę zaczynało to powoli dziwić i niepokoić. W wojsku takie spóźnienia? Nagle z kieszeni rozległ się jej ukochany utwór ulubionego zespołu i zarazem dzwonek komórki.
- Słucham?
- Magda? Coś się stało? Gdzie jesteś? Czekamy na ciebie – z telefonu rozległ się lekko zdenerwowany głos Daniela.
- A ja na was. Jestem pod terminalem – odpowiedziała.
- No, my też. – Magda podniosła lewą brew i rozejrzała się jeszcze raz po okolicy– Nie widzę was. Zaraz… a z której strony jesteście?
- Od płyty.
- Co?! O ślicznie. Ja myślałam, że będziecie czekać od ulicy. Już do was idę.
- Wyjdziemy ci naprzeciw. Kieruj się do bramki numer 1.
- O.K. – odpowiedziała i nacisnęła czerwoną słuchawkę.
Weszła na teren lotniska. Codzienny tutejszy hałas był naprawdę ogłuszający. Pożegnalne rozmowy, łzy, objęcia. Tłum. Średniego wzrostu szatynka łatwo wtopiła się w niego, przeciskając się do wskazanej przez doktora bramki. Gdy w końcu do niej dotarła i położyła torbę do kontroli bagażowej, odetchnęła głęboko. Po drugiej stronie zobaczyła Jacka, Sam i Daniela. Pomachała do nich i chciała już załatwiać tradycyjne formalności, gdy celniczka zapytała:
- Pani z nimi? – i wskazała ręką na Amerykanów, a w tym momencie Jack uśmiechnął się i puścił do niej oko. Magda odwzajemniła uśmiech. Dobrze wiedziała, że „maczał” w tym palce.
- Tak. Z nimi – uśmiechając się chytrze.
- To proszę podać paszport.
- Proszę – odpowiedziała studentka i poddała dokument.
- Zgadza się – celniczka oddała paszport i przepuściła dziewczynę. Magda natychmiast podbiegła się przywitać z zespołem.
- Miło was widzieć. Tylko skąd pomysł by czekać na mnie od strony płyty? – wzrok dziewczyny zatrzymał się na Jacku.
- No, ja się zawsze tak umawiam – przewrócił oczami pułkownik i rozłożył ręce.
- W końcu służymy w lotnictwie – pospieszyła mu z pomocą Sam i trąciła dziewczynę łokciem.
- No tak, racja.
Po kilku minutach wyszli na płytę lotniska, a przed nimi stał jeden z amerykańskich samolotów rządowych, VC-25.
- Ej, no bez przesady! – rzuciła studentka, widząc że towarzysze kierują się właśnie do niego.
- A ty myślałaś, że co? Mówiłem, że nam zależy. Idziesz czy nie? – odpowiedział pułkownik, odwracając się. Przez chwilę szedł do tyłu i nie zauważył małej szczeliny w asfalcie, nagle stracił równowagę i… po chwili leżał już na ziemi, powodując niemałą salwę śmiechu u reszty – Kurczę…
- Nie wiesz, że polskie drogi słyną z dziur? – powiedziała Magda.
- Nieee… , ale już wiem. Chodźmy do samolotu.
Magda weszła do samolotu i usadowiła się w jednym z wygodnych foteli. Teraz, gdy już miała podpisaną klauzulę była bardzo ciekawa, w co się wpakowała, tak na serio. Teraz patrzyła po całej drużynie z zniecierpliwieniem, aż ktoś jej to wyjaśni.
- To kto mi wyjaśni o co chodzi z tym genem?
- Dawno, dawno temu… - zaczął Jack, ale Daniel mu przerwał:
- W 1928 roku ekspedycja archeologiczna znajduje w Gizie kamienne tablice w całości pokryte hieroglifami i ogromny pierścień z metalu, który nie występuję na Ziemi. Ten pierścień to Gwiezdne Wrota. Jest urządzenie umożliwiające podróże między planetarne, które skonstruowali Starożytni, bardzo wysoko zaawansowana technologicznie rasa obcych, których wytraciła jakaś tajemnicza, groźna choroba. Jednak Wrota nie są jedynym dziedzictwem po Starożytnych. Nie dawno na Antarktydzie odkryto całą masę urządzeń stworzonych przez nich. Niestety nie wszyscy są w stanie uruchomić te urządzenia. Potrzeba do tego specjalnego genu, Genu Starożytnych.
- I ja taki gen mam?
- Najprawdopodobniej. Pułkownik też go posiada – wtrąciła major Carter.
- To skoro pułkownik go ma to dlaczego on nie może pomóc? Czemu ja?
- Ponieważ, dr Freiser, nasz lekarz stwierdziła, że twój gen nieco różni się od genu… - major Carter urwała na chwilę, ale za chwilę dodała - chociażby pułkownika.
- I co z tego?
- Niedawno odkryto na Antarktydzie urządzenie, którego nikt nie potrafił uruchomić. Nawet pułkownik – wtrącił Daniel.
- I podejrzewacie, że ja, dzięki temu że mam ten inny gen Starożytnych będę potrafiła włączyć to „coś”?
- Zgadza się – uśmiechnął się do studentki doktor Jackson.
Magda lekko skrzywiła się na te słowa, nie miała zamiaru zostawać królikiem doświadczalnym. Ale teraz nie miała odwrotu. Jack może i obiecał jej, że po wszystkim nie zostanie zabita, ale sumienie i ciekawość nie dały by jej spokoju. Może i była spokojną, cichą studentką, mimo to zawsze kochała książki przygodowe i sensacyjne. Teraz przygoda zaprosiła i ją do swojej zabawy, a według dziewczyny głupio by było z zaproszenia nie skorzystać.
Wyjrzała przez okno samolotu. To był jej pierwszy lot i jak na razie bardzo jej się podobał. Niebo za oknem było bezchmurne tak, że Magda mogła dostrzec ocean pod nimi. Światło słońca grało na muskanych delikatnym wiatrem falach.
- Piękny widok – skomentowała studentka.
- I między innymi za to kocham latanie – odpowiedział jej O’neill.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- Twój pierwszy lot? – spytał, a ona przytaknęła:
- I mam nadzieję, że nie ostatni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Saphira
Niewolnik Duszy
Dołączył: 28 Gru 2008 Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wędrująca,jak wiatr Płeć:
|
Wysłany: Wto 19:58, 14 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Megi rozkręcasz sie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Megi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Podkarpacie Płeć:
|
Wysłany: Nie 20:19, 19 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Nie wiem ile osób to tu czyta, ale zamieszczam:
Colorado Springs, lotnisko USAF
Kolejne krople ulewnego deszczu spadały na mokrą płytę lotniska, gdy koła VC-25 jej dotknęły. Po chwili samolot stanął naprzeciw wielkiego terminala i podjechał do niego wózek. Drzwi maszyny się otworzyły, a z środka zaczęli wysiadać kolejni pasażerowie, natychmiast rozkładający parasole. Spod zadaszenia nad wyjściem z terminalu wyłoniły się dwie postacie. Jedna była ubrana w galowy mundur Sił Powietrznych, druga w czarną, przeciwdeszczową kurtkę, identyczną z tą, jaką mieli Jack, Sam i Daniel. Gdy Magda i SG 1 stanęli już na płycie lotniska mężczyźni byli już przy schodach. Major i pułkownik zasalutowali, a niższy z przybyłych mężczyzn uczynił to samo, po czym zwrócił się do Magdy:
- Witam w Colorado Springs. Jestem generał George Hammond i dowodzę bazą w Cheyenne. To jest Teal’c, Jaffa, nasz przyjaciel.
- Witam - Teal’c głęboko ukłonił się w stronę dziewczyny. Magdzie nie pozostało nic innego jak odkłonić się mężczyźnie.
- Miło mi poznać.
- Mam nadzieję, że podróż przebiegła bez komplikacji i w miłej atmosferze?
- Dziękuję. Lot był naprawdę wspaniały.
- Klauzulę rozumiem pani ma?
- Przekazałam już ją major Carter – uśmiechnęła się w stronę kobiety.
- Świetnie.
- Przepraszam za pytanie, ale gdzie będę mieszkać?
- Możesz u mnie. Mam duży dom, poza tym coś Ci obiecałem – wtrącił pułkownik.
- Dobrze. W takim razie jutro widzę wszystkich w bazie. – zakończył generał.
***
Colorado Springs, ulica przed domem płk Jacka O’neilla
Deszcz przestawał powoli padać, gdy pod dość spory jednopiętrowy dom z niewielkim, ale wystarczającym do zorganizowania grilla dla przyjaciół ogrodem, podjechał ciemnogranatowy, prawie czarny samochód.
- To jest mój dom. I twój przez najbliższe dwa tygodnie – powiedział Jack i wysiadł z auta.
- Ładny i… spory – oceniła studentka, po czym również wysiadła i skierowała się do bagażnika po plecak, ale pułkownik już ją ubiegł i miał go na plecach. Magda skwitowała to jedynie wzruszonymi raminami.
- Chodź, pokażę Ci pokój – i skierował się w stronę drzwi.
Gdy weszli do środka, znaleźli się w holu, w którym były też schody na piętro, a także przejście do kuchni i naprawdę sporego salonu. Jack skierował się jednak na piętro, do mniejszej z sypialń. Magda od razu spostrzegła, że to pokój chłopca. Cały prawie był obwieszony plakatami ulubionej drużyny baseballowej, a na półkach stały modele przeróżnych aut i samolotów, z kolei na biurku leżało rodzinne zdjęcie Jacka z chłopcem.
- Masz syna? – spytała dziewczyna, podnosząc fotografię.
- Mhm – mruknął O’neill. Ale w tym było zawarte wszystko to, co czuł: gorycz, tęsknota, poczucie winy oraz ojcowska duma – Zmarł 6 lat temu.
Dziewczynę początkowo zatkało.
- Rozumiem, przepraszam, nie…
- Nie musisz przepraszać. Nie mogłaś wiedzieć – spuścił głowę na dół – rozpakuj się. Myślę, że nie miałby nic przeciwko. Zrobię za chwilę coś na kolację.
Pułkownik wyszedł z pokoju i zamknął jak najdelikatniej drzwi. Studentka nadal wpatrywała się w zdjęcie. Byli do siebie podobni. Nagle przyszedł jej do głowy pomysł. Wybiegła jak najszybciej z pokoju i po chwili znalazła mężczyznę w kuchni.
- Jack? Wybacz, że o to pytam ale dlaczego… - zawahała się.
- Jak już zaczęłaś to skończ.
- Ale nie wiem czy powinnam. To dość osobiste… -odpowiedziała i wskazała wzrokiem na fotografię, którą trzymała w dłoni. Jack dopiero teraz zwrócił na ten szczegół uwagę.
- Pytaj – powiedział z powagą, ale natychmiast się odwrócił, udając że szuka czegoś w lodówce.
- … dlaczego nie chcesz trzymać tego zdjęcia u siebie w pokoju?
Totalnie go zaskoczyła. Spodziewał się zupełnie innego pytania. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć.
- Wiesz to dość prywatne pytanie…
- Mówiłam, ale skoro nie chcesz o tym rozmawiać, rozumiem. Idę wyładować plecak – powiedziała, po czym wyszła, zostawiając jednak fotografię na wysepce.
Po wyjściu dziewczyny pułkownik głęboko odetchnął, zamknął lodówkę i oparł się o nią, kryjąc twarz w dłoniach. Nie spodziewał się aż takiej dociekliwości i delikatności w tej dziewczynie. Poruszyła ważny dla niego temat, który on sam bał się przemyśleć i nazwać po imieniu. Teraz najwyraźniej czekało go to zadanie. Opuścił ręce i dojrzał na blacie zdjęcie. Wtedy gdy zostało zrobione, Charlie wygrał swój pierwszy mecz baseballa.
Właściwie ona ma rację. Charlie by chyba tego właśnie chciał.
Pomyślał, po czym chwycił ramkę i zaniósł ją do swojej sypialni. Postawił ją na szafce nocnej tuż obok łóżka. Miał wychodzić i wrócić do kuchni, ale zmienił zdanie. Spojrzał na zdjęcie i wszystkie wspomnienia wróciły. Te miłe i te ostatnie.
- Nie, Jack najwyższa pora się z tym pogodzić. To nie Twoja wina.
- Nie powinienem zostawiać tam broni… to przeze mnie się postrzelił…
- Jack! – z rozmowy z samym sobą wyrwał go przerażony krzyk Magdy i odgłosy szarpaniny dochodzące najpierw z sąsiedniego pokoju, a następnie z holu. Pułkownik natychmiast zareagował.
- Puść ją! – krzyknął do napastnika, gdy znalazł się już na korytarzu z wycelowanym pistoletem.
Potężnie zbudowany Jaffa odwrócił się w jego stronę, mierząc do dziewczyny z zata, ale milczał. Cofnął się jeszcze kilka kroków i otworzył drzwi, na szczęście te do ogrodu i wyszedł na zewnątrz. Powiedział coś w nieznanym Magdzie języku i po chwili rozległ się dziwny dźwięk, jakby nadlatywała monstrualna pszczoła. Pułkownik natomiast od razu rozpoznał ten dźwięk i rzucił się w kierunku Jaffa i Magdy. Nie wiele to dało, bo nie zdołał ich wypchnąć z pola. Cała trójka została przetransponowana.
Ołki Tołki Na dzis koniec "bajki" o SG1.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Megi dnia Nie 20:21, 19 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Dijkstra3
Administrator
Dołączył: 02 Sty 2007 Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Redania, Tetrogor Płeć:
|
Wysłany: Nie 20:35, 19 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
ciekawie:D czekam co dalej będzie;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Megi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Podkarpacie Płeć:
|
Wysłany: Czw 22:00, 07 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Statek Goaul’d na orbicie Ziemi
Gdy pierścienie się uniosły, Jack, Magda i Jaffa zmaterializowali się w komorze pierścieni. Komitet powitalny złożony z Apofisa i jego świty już na nich czekał.
- Mmm… kogo ja tu widzę. Pułkownik Jack O’neill, dowódca SG 1. Nie spodziewałem się tak sławnego gościa – przywitał ich Apofis, w jego głosie dało się wyczuć nutę drwiny i ironii.
- We własnej osobie. Mnie również miło. Ale nie przypominaj sobie, abyśmy cię zapraszali na naszą planetę – pułkownik nie pozostawał dłużny.
- Głupcze! Taki bóg jak ja nie potrzebuje niczyjego zaproszenia! Ale wiem co cię dręczy… - Goaul’d urwał na chwilę, jak gdyby chciał się droczyć z pułkownikiem – Dlaczego wasze marne radary nie wykryły mojego statku. To proste. Jesteście na moim najnowszym statku zwiadowczym. Nie możliwym do wykrycia – Goaul’d wyraźnie zaakcentował ostatnie zdanie.
- Przykro mi, ale cię rozczaruję. Nie to mi leży na wątrobie.
- Czyżby?
- Skąd wiedzieliście o Magdzie?
- To ja tu zadaje pytania! – wrzasnął obcy, dając znak jednemu z Jaffa, ten natychmiast strzelił z zata.
Po chwili komorę wypełnił szyderczy śmiech fałszywego boga. Magda podobny słyszała jedynie na filmach grozy. Po chwili jednak kontynuował:
- Taki sławny, a taki głupi! Myślisz, że ten statek mam od wczoraj?! – krzyknął pułkownikowi prosto w twarz, a następnie odwrócił się na pięcie – Parę miesięcy temu znaleźliśmy nieznane nam urządzenie Starożytnych. Nie potrafiliśmy go jednak uruchomić. Z inskrypcji wyczytaliśmy, że tego potrzeba specjalnego genu…
W tym momencie niespodziewanie się odwrócił i podszedł do dziewczyny. Chwycił ją za podbródek i patrząc przenikliwe prosto w oczy powiedział:
- A ty go posiadasz, jako jedyna we Wszechświecie…
- Nie wiesz tego i nie będziesz wiedział – odrzuciła głowę na bok, by strącić jego rękę.
- Co ty nie powiesz? Później będziesz śpiewać inaczej – syknął, po czym wyprostował się i wydał rozkaz:
- Do celi z nimi!
Sorki, że takie krótkie ale mam mało czasu... a i nie wiem kiedy wsadzę kolejną część... obiecuje że będzie dłuższa...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Phoe
Niewolnik Duszy
Dołączył: 18 Sty 2009 Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Nibylandia Płeć:
|
Wysłany: Pią 16:44, 08 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Ty Megi piszesz pułkownikach i tym podobnych a ja mam ostatnio ochotę na klimaty romansowe Tym bardziej po dzisiejszym dość ciekawym i wielce romansowym śnie. A najlepiej romansowo-przygodowo-fantastycznym bo takiż miałam, gdzie były w nim góry, olbrzymy, źli czarnoksiężnicy, dewianci w postaci samotników z chaty, pirackie okręty, lazurowe morza i tajemnicze kotliny, oraz piękny główny bohater z blond włosami i ciekawej powierzchowności a ja jako długonoga piękność z bohaterską odwagą stająca twarzą w twarz z olbrzymami i przepływająca łódką głębiny gdzie w odmętach czaił się pożerający statki potwór. Na końcu musiało dojść do konkluzji - spotkania z blondwłosym niczym spotkanie pięknej ze swym wyśnionym księciem (rozmarzona). Niech ktoś, coś takiego napisze, plisss xD
Popracuj nad słownictwem. Zamiast:
"Zrobiła głęboki wdech"
powinno być raczej:
"Wzięła głęboki wdech"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Megi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Podkarpacie Płeć:
|
Wysłany: Pią 16:49, 08 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Dzięki Phoe.
A Oni (jak tak w skrócie na zywam Jacka) jest normalnie the beściacki... i normalnie te jego teksty(zawsze mam odjazdozalewkę) i uśmiech... ale się kocha w Sam A poza tym z młodszego pokolenia to ja wolę Cama(yka) lub Jonasa Zwłaszcza Jonasa(mamy podobne zainteresowania)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Megi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Podkarpacie Płeć:
|
Wysłany: Śro 21:38, 20 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Dziś troszkę więcej... zapraszam do czytania:
Cheyenne Mountain Complex, sala odpraw
Do sali odpraw sprężystym krokiem wszedł generał Hammond, w środku czekali już na niego dr Jackson, Teal’c oraz dr Freiser. Brakowało jedynie major, pułkownika oraz gościa specjalnego, Magdy. George usiał w wygodnym, czarnym, skórzanym fotelu. O wiele bardziej wolał ten od tego w biurze, kilka pięter wyżej. Hammond nerwowo spojrzał na zegarek. Carter była zbyt dokładną osobą, żeby pozwolić sobie na spóźnienie, a Jack o ile słynął z niesubordynacji, o tyle musiał mieć naprawdę ważny powód, aby się spóźnić. Generał już miał zaczynać odprawę bez nich, ale w ostatniej chwili przez drzwi wpadła zdyszana Samantha, szybko, ale przepisowo salutując.
- Major Carter? Co się stało? – spytał podwładną.
- Sir, Mag… przepraszam, panna Niedzwiecka i pułkownik zostali porwani… - rzuciła Sam, próbując złapać oddech.
Tymczasem pozostali jakby nie rozumieli co major do nich mówi spojrzeli po sobie.
- Sam, usiądź i powiedz nam konkretnie co się stało – poradził Daniel, wskazując jej najbliższe wolne krzesło.
Major opadła na podsunięte siedzenie. Wciągnęła kilka razy głębiej powietrze, aby wyrównać oddech.
- Na lotnisku umówiliśmy się z pułkownikiem i panną Magdą, że po mnie dzisiaj przyjadą i razem, we trójkę pojedziemy do bazy. Czekałam aż do ustalonej godziny, a samochodu pułkownika nie ma. Czekam kolejne 15 minut nadal nic, więc postanowiłam zadzwonić. Próbowałam kilka razy, ale nikt nie odbierał, ani pułkownik ani Magda. Postanowiłam więc wsiąść do samochodu pojechać do nich. Przyjeżdżam, a tu drzwi otwarte, nikogo w domu nie ma. W przedpokoju poprzewracanych kilka rzeczy. Salon w porządku, kuchnia też, więc poszłam na górę do pokoju Charliego. Wchodzę, a tam istny bałagan! Z początku myślałam, że to panna Niedźwiecka, ale poźniej spostrzegłam urwaną zasłonę. Odwróciłam się w stronę drzwi, a w nich była wbita łuska. Wyglądała na jedną z pistoletu pułkownika. Zbiegłam więc na dół do sypialni, zaglądam do szuflady broni nie ma! Szukam w kuchni i pozostałej części domu i nie ma! Mnie się nasuwa tylko jeden wniosek – opowiedziała szybko i zwięźle całą historię.
Zapanowała cisza, każdy z uczestników niedoszłej odprawy był w szoku. Żadna z osób nie podejrzewała, że do domu Jacka może się ktoś włamać. Ale stało się. Dziewczyna, która prawdopodobnie posiada najbardziej wrażliwy gen Starożytnych wpadła w ręce wroga. Wszyscy, bez wyjątku domyślili się czyja to robota. Jedynym pocieszeniem był fakt, że nie jest sama, tylko z O’neill’em. Z drugiej strony sytuacja była o tyle beznadziejna, że nie wiedzieli gdzie ich szukać. Czy są wciąż na Ziemi czy w kosmosie? I jak daleko od planety? A jeśli tak, to w jaki sposób Apofis oszukał sensory?
- Majorze, ma pani jakieś pomysły, gdzie mogli ich zabrać? – przerwał niezręczną ciszę generał.
- Chwilowo nie, sir – odpowiedziała Carter.
- Generale Hammond, podczas wczorajszej wizyty, mistrz Brat’ac wspomniał mi, jakoby flota Apofisa wzbogaciła się o nową klasę statków. Posiadają one nowe osłony antyradarowe – wtrącił Teal’c
- Rozumiem, a więc mogli ich zabrać na taki statek – stwierdził generał.
- Możliwe, wystarczyłoby aby wyszli do ogrodu, a użycie pierścieni nie stanowiło by problemu – dokończyła major
- W istocie, major Carter – potwierdził ciemnoskóry Jaffa i skinął w swoim zwyczaju głową.
- Ale w takim wypadku oni mogą być już setki lat od Ziemi! – celnie zauważył milczący dotąd Daniel.
- Owszem i najprawdopodobniej pomoc nie będzie możliwa – stwierdziła smutnie major i spojrzała poważnie na Hammonda – Sir, wie pan, że zrobiłabym wszystko, aby odnaleźć pułkownika, ale obawiam się, że jest już za późno. Statek mógł odlecieć parę ładnych godzin temu i może być wszędzie, to jak szukanie igły w stogu siania.
Generał zamyślił się przez chwilę.
- Skontaktujemy się z Tok’ra. Może któryś z ich szpiegów będzie mógł uzyskać informacje na ten temat. Spróbować nie zaszkodzi – powiedział.
- Ja zawiadomię mistrza, na pewno zechce nam pomóc. Za pozwoleniem generale, ale pragnąłbym wyruszyć natychmiast. Nie ma czasu do stracenia – powiedział poważnie Jaffa.
- Oczywiście Teal’c. Zrób to jak najszybciej – odparł generał, a potężny mężczyzna wyszedł i ruszył szybkim krokiem do swojego pokoju – Carter, dr Jackson zajmiecie się kontaktem z Tok’ra. To tyle, dziękuję za przybycie.
- Rozkaz, sir – zasalutawała Sam.
- Dobrze – odpowiedział Daniel i wszyscy wyszli z pomieszczenia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Saphira
Niewolnik Duszy
Dołączył: 28 Gru 2008 Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wędrująca,jak wiatr Płeć:
|
Wysłany: Czw 11:13, 21 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Madziu, wspaniałe, bardzo się cieszę, że piszesz, to wspaniałe
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Megi
Wschodząca Nadzieja
Dołączył: 04 Sie 2008 Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Podkarpacie Płeć:
|
Wysłany: Sob 18:43, 23 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze czyta:
Statek Apofisa, gdzieś w Galaktyce
- Spokojnie, sama wej… - powiedziała Magda w stronę dwóch Jaffa, którzy prowadzili ją do celi, trzymając mocno za ramiona – dę… - dokończyła kiedy obcy wrzucili ją do dziwnego pokoju bez drzwi tuż za pułkownikiem, tymczasem Jaffa przunęli ręką nad jakimś zielonym kółkiem, a w przejściu na chwilę pojawiła się żółta kałuża, która po chwili rozpłynęła się w powietrzu.
- Oni tak zawsze – stwierdził Jack, który już siedział na ławeczce.
Dziewczyna usadowiła się obok niego i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Miało złote ściany, a przynajmniej pomalowane na taki kolor, Wszystkie trzy były puste, nie było w nich żadnych okien. Przy podłodze znajdowały się dwa, wbudowane w ścianę kloce, aby więźniowie mogli usiąść.
Jack oparł się o ścianę i zakrył twarz dłońmi.
- Jakim cudem oni dostali się do mojego domu? Przecież zamykałem drzwi! – wymamrotał, przenosząc ręce z twarzy na włosy
- Od ogrodu też? Poza tym Jack, to nie byli zwykli, ziemscy włamywacze.
- Kuchenne! – w celi rozległ się słaby plask – przecież zostawiłem klucze sąsiadce, aby podlewała kwiatki. Dałem jej klucz od kuchennych! Ach…- Jack schował głowę w kolana, głupio czuł się w tej sytuacji, miał być gwarantem bezpieczeństwa, a tu proszę: siedzą sobie w celi u Apofisa: po prostu bajkowo.
- Myślisz, że się kapną?- spytała nieśmiało.
- Że niby kto?
- No, w SGC, że jesteśmy na statku…
- Powinni. Zwłaszcza Carter, w końcu umówiliśmy się z nią. Tyle, że nie wiem czy dadzą radę nas wyciągnąć, nie wiedzą o statku, a tym bardziej w którą stronę lecimy – popatrzył na nią krzywo
- Aleś mnie pocieszył – powiedziała ponuro, podkurczyła kolana i objęła je rękoma.
Następnie położyła na nich głowę i zaczęła wpatrywać się w ścianę naprzeciwko. Wyglądała jak mała dziewczynka, która się nudzi. Trochę romantycznie, trochę słodko. Jack zaklął cicho. Nie chciał jej okłamywać, ale też nie zamierzał dołować Magdy.
- Magda, posłuchaj – wstał i przykucnął tuż przed nią, tak aby widziała jego twarz, nie była uśmiechnięta jak wtedy, na Plantach. Wręcz przeciwnie, malowała się na niej troska, a oczach coś jeszcze. Studentka nie mogła się domyślić co to takiego – nie chcę cię oszukiwać bo sytuacja jest naprawdę ciężka, ale obiecuję ci, że to nie zmieni faktu, że zrobię wszystko, abyśmy się stąd wydostali. A poza tym Sam mnie zawsze zaskakuje, może uda jej się coś wykombinować.
- Nie wierzysz w to, co sam mówisz.
- Owszem, wierzę. No, już popatrzył mi w oczy. Będzie dobrze – podniosła na niego wzrok, tym razem ten sam co wtedy.
Trochę się uspokoiła, ale nie na długo. Na korytarzu rozległy się głuche kroki metalowych butów, wskazujących że ich właściciele zmierzają właśnie w ich kierunku
- Zaczyna się. Magda, gościu nie jest zbyt milusi, jeśli rozumiesz co mam na myśli. Bądź, co bądź zrób wszystko byle mu nic nie wygadać. Jeśli nas wezmą razem, postaram się aby się ze mną pobawił, nie dam cię skrzywdzić.
- Jack tu nie… - chciała mu odpowiedzieć, ale w tym momencie pięciu Jaffa stanęło u drzwi.
Jeden z nich przesunął ręką nad kamieniem, a żółte pole znowu się pojawiło i znikło. Obcy weszli do pomieszczenia, czterech chwyciło ich za ręce, a piąty powiedział:
- Pójdziecie z nami.
- A mamy jakiś wybór? – spytał z ironią Jack
- Zamknij się psie. Jeszcze ukorzycie się przed potęgą Apofisa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
Autor |
Wiadomość |
Saphira
Niewolnik Duszy
Dołączył: 28 Gru 2008 Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: wędrująca,jak wiatr Płeć:
|
Wysłany: Sob 18:49, 23 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
jeszcze....super...akcja ekstra
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group. Theme Designed By ArthurStyle
|
|
|
|
|
|