Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Wto 17:49, 26 Lis 2024

"Ciag dalszy dziejow Śródziemia"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Illidan
Władca Słów



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myślenice
Płeć: Sir


PostWysłany: Pią 18:15, 21 Sie 2009    Temat postu:

... tylko popraw jeszcze ten fragment, bo nagle w nowym zdaniu pojawia Ci się "jej" i nie wiadomo o kogo chodzi... Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Nie 14:59, 23 Sie 2009    Temat postu:

Cóż mam wenę do CDDŚ, więc część I rozdziału jest już poprawiona. Doszła jedna nowa scena, jest trochę więcej opisów, a wizyta u Elizera została bardziej rozbudowana, nie wiem jakie są Wasze odczucia, ale teraz jest ciut mniej szablonowo. Dziś zamieszczam tylko pierwszą połowę "Kłopotliwego pomysłu", gdyż tamtą czeka większa rozbudowa. Jak zwykle miłego czytania Wesoly

I
"Kłopotliwy pomysł"


Minas Noruth było pięknym miastem, podobnie jak jego południowy odpowiednik – Minas Tirith, składało się z dziewięciu kręgów, a w środkowym dziewiątym znajdował się królewski zamek. Zostało zbudowane na gruzach Annuminas, kiedy pewnej jesieni wojska Gondoru zapędziły się aż pod samą stolicę Arnoru. Zima tamtego roku była szczególnie mroźna, więc po kilku miesiącach Gondorczycy opuścili ruiny. Mieszkańcy królestwa Północy odbudowali miasto. Siedziba króla była zbudowana z marmuru, sprowadzanego z dalekiego południa. Reszta miasta natomiast była zbudowana ze złotego piaskowca, dostępnego w najbliższej okolicy. Domieszka metalu sprawiała, iż tracił on kruchość zwykłych piaskowców i mógł przetrwać nawet długie wieki. Z daleka miasto sprawiało wrażenie mieniącej się w słońcu góry złota, na której szczycie osadzona została bielusieńka, drogocenna perła. Dookoła miasta poprowadzono głęboką fosę prosto z jeziora Evendim, także dostęp do miasta wiódł tylko przez jeden zwodzony Most i jedną Bramę.
Tym wspaniałym miastem, jak i całym Królestwem Arnoru rządził obecnie król Arntomor III, syn Artomora III. Był on mądrym władcą, dzięki czemu mieszkańcy Arnoru mieli dość jadła i napoju, a także innych dóbr. Potomek Noromora odznaczał się jednak zbytnią, wyolbrzymioną dumą, by nie godzić się z królestwem Gondoru. Miał on siostrę, księżniczkę Arnonę, o którą był chorobliwie zazdrosny. Rzadko pozwalał jej wychodzić poza obręb murów zamkowych, do poddanych, których siostra tak kochała i kontakt z nimi uznawała za niezwykle ważny.
Chodziła więc po komnatach smutna i zamyślona. Wiele już osób próbowało wydobyć z niej powody tego nastroju i nikomu jak dotychczas to nie udało. Wszyscy jednak zrzucali jej przygnębienie na zazdrość brata. Może i postawa Arntomora była jedną z przyczyn złego samopoczucia księżniczki, gdyż Arnona była osoba towarzyską i lubiącą przygody, lecz w rzeczywistości największym strapieniem była dla niej trwająca od niepamiętnych czasów wojna i coraz bardziej złośliwa pogoda. Co prawda, jeśli chodzi o wojnę ogłoszono rok temu zawieszenie broni, gdyż zarówno Arnorowi jak i Gondorowi brakowało już środków do prowadzenia dalszych działań wojskowych, ale Arnona doskonale wiedziała, że jest to tylko chwilowy spokój i wojna powróci ze zdwojoną siłą, a także wszystkie związane z nią nieszczęścia.
W tej chwili leżała na swoim łożu otulonym złocistym baldachimem przewieszonym pomiędzy czterema kolumienkami rozmyślając o swym pomyśle dokładniejszego zbadania dziwnych zjawisk w pogodzie. Dobrych kilka miesięcy temu wpadła na pomysł podróży na północ, do tajemniczego Forodwaith, krainy za Północnymi Wzgórzami, skąd jak podejrzewała te dziwne zjawiska mają swe źródła. Jednakże realizacja tego zamierzenia przysparzała trochę kłopotów.
Największy problem stanowił brat, władca Arnoru. Już dawno przedstawiła mu swój pomysł, ale od razu tego pożałowała. Odpowiedź była negatywna, a mało tego, Arntomor zaczął ją jeszcze bardziej kontrolować, dzięki czemu czuła się jeszcze bardziej jak w złotej klatce. W głowie młodej księżniczki roiło się od przemyśleń.

Przecież pomysł nie jest aż taki zły, owszem, może i niebezpieczny, ale jeśli chce się rozwiązać problem tego nieurodzaju, trzeba się na coś w końcu zdecydować i podjąć jakieś działania. A przecież ani ja, ani Arntomor, ani żaden z doradców nie mamy lepszego pomysłu. – pomyślała ze złością na starszego o kilka lat brata.
Choć z drugiej strony - w głowie Arnony pojawiły się pierwsze wątpliwości.
Nie wiem, czego spodziewać się po tamtej stronie gór. Może być tam bardziej niebezpiecznie niż w samych górach, jeśli dać wiarę starym legendom.
Myśląc to, wstała z łóżka i podeszła do jednego z okien w komnacie. Wychodziło na północ. W oddali majaczyły się ośnieżone szczyty gór, w kierunku, których planowała wyruszyć. Był to, bowiem jeden z nielicznych pogodnych wieczorów tegorocznej zimy, która od kilku miesięcy była jedyną, prawdziwą władczynią Śródziemia. Młoda księżniczka w końcu uświadomiła sobie, iż samotna wyprawa jest pozbawiona sensu, bo pewnie nigdy by z niej nie wróciła.
Trzeba będzie skrzyknąć jakąś małą drużynę. – zamyśliła się i zamyknęła oczy. - Tak…, ale kto się zgodzi? Na pomoc przedstawicieli innych ras liczyć nie mogę, bo nie mam jak ich powiadomić, bo Arntomor dowiedziałby się o wszystkim. Muszę szukać wśród poddanych… hm… mam paru przyjaciół wśród rycerzy, tylko czy któryś będzie chciał wyruszyć? Na dobrą sprawę wkrótce wojna rozgorzeje na nowo, więc nie powinno być wielkiej różnicy pomiędzy zostaniem w Arnorze i polęgnięciu w boju, czy wyruszeniem, by próbować rozwiązać sprawę całego Śródziemia… Przede wszystkim trzeba będzie trzymać realizację planu w tajemnicy przed Arntomorem, to jest najważniejsze. On mnie na pewno nigdy nie puści! A przecież trzeba podjąć jakieś kroki!
Tak została podjęta decyzja, która miała zdecydować o przyszłych losach Śródziemia. Jednak naszą bohaterkę czekało kilka przeszkód, z których Arnona zdawała sobie doskonale sprawę. Najpierw jednak postanowiła skompletować drużynę i postanowiła to rozpocząć już następnego ranka.
- Jutro czeka mnie pracowity dzień – powiedziała na głos, odwracając się do wnętrza pokoju.
Sypialnia księżniczki była rozplanowana na bazie sześciokąta i znajdowała się w jednej z wewnętrznych wież zamku. Z okien rozpościerał się widok, zarówno na okalające zamek miasto oraz jezioro, ale i dalszą okolicę. Ściany wyłożone arrasami przedstawiały historię ostatnich wydarzeń Wojny o Pierścień. W pomieszczeniu dominowały czerwień oraz zieleń, przeplatane złotawymi akcentami.
Arnona podeszła do łóżka i położyła się, zakrywając się szczelnie przed zimnem atłasową pościelą z wyszytym na niej kolorowymi nićmi godłem Arnoru.

***

Następnego dnia wstała dość wcześnie i szybko się ogarnęła. Ubrała swoją ulubioną bordową suknię z długimi, poszerzanymi u wyjść rękawami i ciepły, brązowy płaszcz z głębokim kapturem zakończonym puszystym, biało-czarnym futerkiem z jednego ze zwierzątek Królewskiego Lasu. Mróz szczypał delikatnie w policzki, a powietrze drżało od niewielkich podmuchów wiatru.
Arnona była już przy samej bramie zamkowej, gdy nagle natknęła się na swojego brata, Arntomora, kiedy sprawdzał wartowników stojących przy bramie.
- A ciebie dokąd niesie, droga siostrzyczko? – spytał podnosząc lewą brew.
Reakcja władcy świadczyła o jego dezaprobacie co do zamiaru księżniczki.
- Wybierasz się sama na miasto? Przecież wiesz, jakie bywają zimy – dodał z świetnie udawaną troską o Arnonę.
- Wiem, kochany bracie, ale nie jestem już małą dziewczynką. Mogę wychodzić sama poza zamek. Poza tym idę do Elizera. Dawno się z nim już nie widziałam – odparła zgodnie z prawdą, wzruszyła ramionami i mijała już brata, kiedy ten chwycił ją za ramię.
- Nigdzie nie pójdziesz, Arnono – odpowiedział z gniewem, nie spodobała mu się jej odpowiedź.
- Puść mnie… - spojrzała bratu prosto w oczy, oboje mieli takie same, szare tęczówki.
- Niby czemu?
- Bo wiem czego najbardziej się boisz – odpowiedziała z uśmiechem.
Blefowała, ale na szczęście Arntomor nie poznał się na tym, głównie dlatego, że robiła to wyjątkowo rzadko. Arnona uważała kłamstwo i zdradę za największe zło, ale zdawała sobie sprawę, że to pierwsze bywa użyteczne, zwłaszcza w zimnej wojnie przeciwko bratu, dlatego wykorzystywała czasami ten chwyt, gdy bardzo jej zależało na wyjściu do przyjaciół.
Arntomor rozluźnił uchwyt. To wystarczyło, Arnona sprawnie wyszarpnęła rękę i wyszła na złociste ulice miasta. Swoje kroki skierowała do domu swego najlepszego przyjaciela, jeszcze z lat dziecięcych, Elizera. Obecnie jednego z najznamienitszych rycerzy w państwie Arnoru.
„Elizer zawsze kochał dawne legendy, a zwłaszcza tę o Drużynie i jeszcze o Bitwie Pięciu Armii. Możliwe, że uda mi się go skusić, bo myślę że mnie będzie czekała trochę podobna przygoda do tych które spotkały Froda czy Bilba.”- z tą myślą zapukała do dębowych drzwi jednego z domów w Szóstym Kręgu, gdzie mieszkał wojownik. Budynek był wykonany tak jak pozostałe z okolicznych piaskowców. Jednopiętrowy, skromny dom spokojnie wystarczał jego mieszkańcowi.
- Witaj, Elizerze! Jak się miewasz? – przywitała się, kiedy tylko wysoki, barczysty mężczyzna otworzył drzwi.
- Witaj księżniczko Arnono. Dziękuję, dobrze. A co Cię sprowadza w moje skromne progi? Wejdź, zapraszam – mimo, że byli dobrymi przyjaciółmi, Elizer zawsze pamiętał, że Arnona pochodziła z królewskiego rodu i nie zamierzał ze wzglądu na przyjaźń rezygnować z oddania swego szacunku wobec przedstawicielki obecnej dynastii.
Arnonie zwykle z początku było to obojętne, ale później coraz bardziej irytowało. Nigdy nie uznawała się za lepszą od innych ludzi. Podczas oficjalnych uroczystości oczywiście trzymała fason, ale na co dzień nie cierpiała, jak sama to nazywała „etykietki z napisem księżniczka”.
Weszła do wnętrza domu i odwiesiła płaszcz na kołku. Elizer mieszkał sam i rzadko bywał w swoim mieszkaniu ze względu na trwającą wojnę. Jednak mieszkanie wydawało się zadbane, nie widać było śladu kurzu. Dbała o to najbliższa sąsiadka Elizera, Briena. Mąż jej był towarzyszem broni Elizera i jego nauczycielem, niestety zginął podczas jednej z kampanii. Wdowa po nim, która była już starszą kobietą z miłą chęcią opiekowała się domem ucznia swojego męża i traktowała go jak syna.
W największym pomieszczeniu znalazło się miejsce dla małej kuchni, stołu dla kilku osób wraz z dwoma ławami, broń oraz kilka skrzyń, a także kominek nad którym wisiała zdobycz z ostatniego polowania: skóra wielkiego dzika. Z pomieszczenia przechodziło się do schludnie urządzonej sypialni ze sporym łóżkiem i szafą. Z kuchni można było przejść jeszcze do spiżarni, w której nigdy nie brakowało dobrego trunku.
- Cóż, chciałam zobaczyć co słychać u mego przyjaciela, a poza tym pragnę cię prosić o pewna przysługę – przeciągnęła delikatnie ostatnie sylaby, zawsze tak robiła, kiedy na czymś jej zależało.
- Do usług, pani – odpowiedział gospodarz i zaprosił Arnonę do stołu – Napijesz się czegoś? Niedawno udało mi się dostać naprawdę przepyszne wino, prosto z Shiru, mówię ci, hobbici wyrobili sobie ostatnio świetną markę, kto by pomyślał, że hobbici potrafią zrobić takie przepyszne wino.
- Dziękuję, Elizerze, nie dzisiaj – na te słowa księżniczki rycerz posmutniał, miał nadzieję na kolejną kolejkę wina owocowego, które rzeczywiście wyjątkowo mu zasmakowało.
- Pewnie słyszałeś o moich kłótniach z Arntomorem i pewnie, wiesz też czego dotyczyły.
- Tak – Elizer usiadł naprzeciwko Arnony- I wybacz mi szczerość, ale mówię ci to jako dobry przyjaciel i wierny poddany: chyba poszłaś po rozum do głowy, skoro tu ze mną siedzisz, bo samotna wyprawa do Forodwaith, które jest praktycznie nie znanym miejscem byłaby czysta głupotą.
-Wiem - na policzku Arnony pojawił się delikatny rumieniec.- i dlatego przyszłam prosić cię o to, abyś wyruszył ze mną.
- Sam nie wiem. To niebezpieczna wyprawa, nie wiem nawet czego od niej oczekujesz, ani czy przyniesie ona cokolwiek dobrego. Nie zapominaj też, że jestem żołnierzem. Wojna może wybuchnąć na nowo w każdym momencie, nawet tej wiosny. Muszę się wstawić na froncie. – pokręcił głową Elizer.
- Te wszystkie zmiany w pogodzie mają źródło na północy, za górami. Wiatr ostatnimi laty wieje głównie stamtąd, te powodzie nad morzem – urwała na moment, jakby się zastanawiała – przecież lód to woda, a takie duże połacie są na pewno tylko za Północnymi Wzgórzami. Musiało z nimi się coś stać. Zostając pomagasz tylko Arnorowi, a tam całemu Śródziemiu.
- Arnono, ja jestem żołnierzem Arnoru.
- A ja jego księżniczką, nie zapomniałeś czasami?
- Nie, nie zapomniałem. Ale wierność przysięgałem nie tobie, tylko…
- Mojemu ojcu…
- Władcy Arnoru, a nim jest twój brat, a nie ty.
- Czyli chcesz mnie puścić samą?! Bo ja idę z tobą, albo bez, Elizerze! – wykrzyczała mu w twarz, już od dawna była zdecydowana na ta wyprawę.
Odeszła od stołu i stanęła twarzą do okna. Skrzyżowała ręce na ramionach. Mężczyzna wstał i podszedł do niej. Chciał położyć ręce na jej drobnych ramionach, ale je odtrąciła.
- Nie zostawię cię samej. Nie z tym – powiedział cicho.
Arnona odwróciła się. Elizer spojrzał na jej twarz, nie było na niej śladu łez. W zielonych oczach królewskiej siostry tliły się tylko dwa malutkie niczym iskierki z ogniska, światełka nadziei.
- Dziękuję – odpowiedziała takim samym, cichym głosem.
- Jest jeszcze jeden problem.
- Tak?
- Przecież we dwójkę nic nie zdziałamy. Według mnie musimy namówić jeszcze kilka osób.- odpowiedział spokojnie, nie zwracając uwagi na pojawiający się nagle wyraz ulgi na twarzy przyjaciółki.
- O tym już pomyślałam. Ale przyszłam najpierw do Ciebie. Zamierzałam odwiedzić jeszcze Gadofra, Merona i Zimfryda.
- Cóż…- namyślił się przez chwilę- jak znam Merona i Zimfryda może się zdarzyć, ze będą woleli zostać w domach, ale Gadofr powinien się zgodzić bez większych trudności, a jeśli nie to sam go namówię.- wyszczerzył bielutkie zęby, bo podobał mu się jednak pomysł księżniczki.- I wiesz co myślę? – kochał zaskakiwać takimi zagadkami zwłaszcza, że najczęstsza odpowiedź Arnony, jak i innych osób brzmiała:
- Nie…
- Myślę, że lepiej będzie jak mi powierzysz tworzenie drużyny. Znam wiele znamienitych rycerzy, a mam wrażenie, że ty natomiast nie znasz ich wielu.
- Racja – przytaknęła- tak będzie lepiej. Choć wiesz ja w przeciwieństwie do ciebie mam lepszą siłę perswazji – uśmiechnęła się do niego
- Co ty nie powiesz? – Elizer uderzył pięścią w otwartą dłoń.
Arnona zachichotała i potrząsnęła głową z powątpiewaniem.
- Moje metody są jednak bardziej miłe
- Ale moje są skuteczniejsze, oj, dobra, dobra, skuteczniejsze wśród żołnierzy – Elizer wycofał się trochę ze swojej tezy widząc wzrok księżniczki - Ale za to masz dostęp do rożnych map w Królewskiej Bibliotece, w dodatku dobrze by było gdybyś spróbowała znaleźć więcej informacji na temat Forodwaith. Zajmij się na razie tym, a ja za kilka dni przyjadę do zamku z reszta drużyny – dodał po chwili, chcąc wrócić do tematu.
- Doskonale - ucieszyła się Arnona.
- Elizer wyjrzał za okno. Szybę wprawdzie misternie ozdobił mróz na całej powierzchni, ale to nie przeszkodziło mężczyźnie dostrzec pierwszych płatków śniegu spadających na ziemię. Spojrzał na przyjaciółkę, chciałby jeszcze chwilę została, ale nie było to dobrym pomysłem. Nikomu w Śródziemiu nie udało się jeszcze przewidzieć czy nadchodząca chmura przyniesie jedynie lekki śnieżek czy też większą zadymkę.
- Zaczyna padać. Jeżeli chcesz wracać do zamku, to musisz się zbierać – stwierdził z troską i podszedł do kołka, na którym Arnona zawiesiła płaszcz.
Zdjął go i pomógł jej się ubrać.
- Uważaj na siebie.
- Ty też, Elizerze. Do zobaczenia – powiedziała, następnie zręcznie zarzuciła kaptur, by ukryć swoje śliczne brązowe loki przed zimnem i śniegiem, po czym wyszła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Saphira
Niewolnik Duszy



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wędrująca,jak wiatr
Płeć: Lady


PostWysłany: Czw 15:35, 03 Wrz 2009    Temat postu:

dobry;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 14:41, 05 Wrz 2009    Temat postu:

Oto II połowa "Kłopotliwego pomysłu" po korektach. Jest to całkiem rozbudowana część, więc myslę, że z chęcią ją przeczytacie Wesoly Zapraszam:

„Złocisty okoń”,
Najświetniejsza karczma
W rozległym Arnorze,
Tam jadła przedniego spożyjesz,
Tam piwa korzennego pysznego,
Kufel z chęcią wychylisz,
Tam wina najlepszego wypijesz
I pieśni mej wysłuchasz.
Wśród kwiatu rycerstwa,
Wśród mieczy przesławnych,
Krąży usłużnie oberżysta Ptemerton,
Każdemu miłemu, spragnionemu klientowi,
Wędrowcze, dolać gotowy!
Tu się zaczęło już historii tysiąc,
A i zacznie jeszcze wiele,
Bo w tej gospodzie
Przy trzaskającym ogniu w kominku
I w przyjaznej atmosferze,
Kompanów na całe życie możesz, przechodniu,
Znaleźć wiele…


„Złocisty okoń” jako jedna z nielicznych karczm w Śródziemiu mogła się pochwalić własnym bardem i pieśnią. Przyciągało to sporo klienteli, z czego najbardziej cieszył się barman Ptemerton, słynący zarówno ze swej usłużności, ale i skąpstwa w całym znanym Śródziemiu przysadzisty, niski mężczyzna.
Sala karczmy była naprawdę przestronna, zmieściłoby się w niej ze sto pięćdziesiąt gości. Pokój ogrzewały w zimie dwa olbrzymie kominki, w których zimne wieczory nieustannie huczał wesoło ogień. Naprzeciw wejścia stała zbudowana z drewna, skromna jak na taki lokal lada, za którą stała niemałych gabarytów przeszklona szafa z najznakomitszymi winami, które danego wieczoru gospodarz posiadł. Po bokach znajdowały się beczki z piwem różnego smaku i barwy.
Pomiędzy stołami nieustannie krążył Ptemerton zabawiając przybyłych gości i dolewając im piwa korzennego, trunku, z którego najbardziej słynęła oberża.
Dzisiejszego wieczoru w karczmie zgromadziło się jedynie kilkudziesięciu gości. Widocznie trwająca kilka godzin zadymka sprawiła, że nikomu więcej nie chciał się wychylić nosa za drzwi. Niestety to był nie jedyny przykry skutek złej pogody. Ptemerton, choć wobec gości zachowywał się przemile jak zazwyczaj raczył to robić, to w wolnej chwili gderał zawzięcie i przeklinał nieszczęsna pogodę. Pomocnicy starali się bezbłędnie spełniać jego polecenia, by jeszcze bardziej go nie rozsierdzić.
Wtem dębowe drzwi otworzyły się na oścież, a do środka wszedł potężnie zbudowany jegomość w ciemnym, grubym płaszczu, z kapturem zarzuconym na głowę. Wszyscy odwrócili się w kierunku nowoprzybyłego. Ten zdawał się tym nie przejmować, rozejrzał się jedynie za wolnym miejscem i zaczął otrzepywać swoje odzienie z białego puchu, a do karczmarza zawołał:
- Kufel korzennego, Ptemertonie!
- Już podaję, wielmożny panie… - odpowiedział wołany.
Gość ściągnął płaszcz i zawiesił go na wieszaku obok wejścia. Nagle ktoś siedzący obok kominka, nad którym wisiał dużych rozmiarów okoń zawołał go po imieniu:
- Elizerze, przyłącz się do nas!
- Z najszczerszą przyjemnością, drogi Gadofrze – powiedział, podchodząc do stołu, przy którym siedziało już trzech mężczyzn.
Gadofr był wysmukłym, wysokim człowiekiem z mocno zbudowanymi ramionami i nogami i było dowódcą jednego z elitarnych łuczniczych oddziałów Arnoru. Pomimo, że zasłużył się już w niejednej kampanii, zdobywając sławę i mnóstwo łupów, nigdy nie zdecydował się na ożenek. Uważał, że te wszystkie umizgi i intrygi miłosne są głupie i dziecinne, a on sam jest na nie za poważny. Jednakże jego przekonania nie stanowiły przeszkody dla mieszkanek stolicy, które cicho do niego wzdychały.
Elizer usiadł obok niego, w chwilę później dotarł do nich gospodarz przynosząc piwo dla nowego gościa w jednej ręce, w drugiej trzymał dwulitrowy dzban pełny złocistego płynu.
- Czy któryś z panów życzy sobie dolewki? Może wielmożny pan Arcelir? Co za paskudna pogoda… - Ptemerton zwrócił się do przystojnego, młodego mężczyzny siedzącego pod ścianą.
- Dziękuję, mam jeszcze sporo w kuflu, nie obawiaj się, Ptermtonie, gdy będę potrzebował, to zawołam – odpowiedział, a gospodarz z uśmiechem odwrócił się by zająć się resztą gości.
- Opowiadaj Elizerze, co to za ważna sprawa, zmusiła cię, by nas wyciągać w tą psią zawieruchę. Picia nam nie braknie, stary Ptermton troszczy się o gości jak kwoka o swe dzieci!
Cała czwórka zarechotała śmiechem z uwagi trzeciego mężczyzny. Miał na imię Meron i niejeden przekonał się o błyskotliwych i humorzastych docinkach. Był zwykle najniższy w towarzystwie i aby zwrócić na siebie uwagę miał śmieszną uwagę prawie na każdą okazję. Ale nie z tylko z tego słynął w całym Arnorze. Jak dobrym był żołnierzem i duszą towarzystwa, tak potrafił stać największym zrzędą w promieniu kilkudziesięciu stajań.
- Cóż sprawa jest naprawdę ważna, ale wymaga też pełnej dyskrecji – zaczął patrząc na towarzyszy, oprócz nich niedaleko kominka siedziała jedynie para troszkę już podpitych młodziaków – była dziś u mnie księżniczka Arnona.
- Naprawdę? Przecież jej brat praktycznie nie wypuszcza jej z zamku, gdy tylko wróci z wyprawy. – Zauważył Gadofr.
- Widocznie udało jej się go przechytrzyć. Bądź, co bądź nie była to zwykła przyjacielska wizyta – przyjaciele Elizera nie zbyt zdziwili się na te słowa, każdy wiedział, że on i Arnona znali się praktycznie od dziecka i spędzali wtedy w swoim towarzystwie mnóstwo czasu.
Elizer pokrótce przedstawił im pomysł siostry króla, od czasu do czasu popijając napój. Wszyscy trzej pozostali słuchali go zaciekawieniem i niedowierzaniem.
- To ona sama chciała wyruszyć za Północne Wzgórza? – Odezwał się Arcelir – Same góry są niebezpieczne, a nie wiadomo, co się czai po drugiej stronie.
- Tak, Arcelirze sama chciała. Na szczęście zmądrzała i poprosiła mnie o pomoc, a ja proszę was. Nie damy rady we dwójkę.
- Elizerze, ale czego ty od nas oczekujesz? Że nagle rzucimy to wszystko, służbę Arnorowi i ruszymy z tobą najprawdopodobniej samobójczą podróż? – Meron zaczął się buntować.
- Służby nie porzucicie. Arnona jest tak zdecydowana na tą wyprawę, że gotowa ruszyć sama, jeżeli odmówimy. Jest księżniczką Arnoru winniśmy jej zapewnić ochronę.
- Lub odwieść ją od tego szalonego pomysłu. – Zaproponował Gadofr.
- Nie ma mowy. Wiecie, że znam ją od małej dziewczynki. Jak się uprze, nie ma zmiłuj – pokręcił głową Elizer – To jak? Idziecie?
Spojrzał na twarze towarzyszy, mniemając, że z nich otrzyma odpowiedź.
- Cóż, skoro ona uważa, że sobie poradzi, to czemu my mielibyśmy sobie nie poradzić i jej nie pomóc? Elizer, dobrze mówi naszym obowiązkiem jest zapewnić jej opiekę. – Stwierdził Arcelir.
- Dobrze, idziemy. – Przytaknęli mu Meron i Gadofr.
Na twarzy Elizera pojawił się nieznaczny uśmiech. Był rad z takiego obrotu spraw i że zamysł przyjaciółki nabiera rumieńców. Cały czas pamiętał jednak, że sprawa nie może wyjść poza ich krąg.
- Tylko, drodzy przyjaciele, proszę was o całkowitą dyskrecję. Arnona nie chce, aby jej brat się o tym dowiedział – rzekł półgłosem – za dwa dni spotkamy się wszyscy pod zamkową bramą. Omówimy jeszcze kilka szczegółów.
- Rozumiemy. Teraz wracajmy, jednak do domów. Robi się późno, a śnieg jedynie lekko prószy. – Stwierdził Gadofr wyglądając za okno.
Cała czwórka stała, ubrała się i wyszła na zewnątrz. Zrobiło się już ciemno, toteż szybko się pożegnali i rozeszli w swoją drogę. Elizer i Gadofr mieszkali w wyższym kręgu, więc postanowili iść razem.
Dochodzili już prawie do bramy kiedy usłyszeli za sobą skrzypienie na śniegu. Za nimi ktoś szedł. Wymienili między sobą znaczące spojrzenia, obaj byli pewni, że od gospody są śledzeni. W tym samym momencie usłyszeli:
- Poczekajcie! Słyszeliśmy o czym rozprawialiście w Okoniu!
Przyjaciele odwrócili się, naprzeciwko nich stały dwie zakapturzone postaciew ciemnych, podróżnych płaszczach. Zanim tamci dwaj zdążyli zareagować, Gadofr i Elizer chwycili ich mocno i zaciągnęli do najbliższego zaułka, przystawiając do ściany. Obaj wyciągnęli swe sztylety za pasa i przyłożyli nieznajomym do gardeł.
- Co usłyszeliście? I kim w ogóle jesteście? Czego chcecie? – Zasypali ich gradem pytań.
- Puśćcie nas! Nikomu nie zrobimy krzywdy! Ani nikt się nie dowie! Spokojnie! – postacie wykrzykiwały na przemian, jedna przez drugą.
- Nie! Najpierw odpowiecie na nasze pytania.- Schwytani niespokojnie popatrzyli na siebie.
- Ja jestem Krestir, a to mój kuzyn, Doromur. Chcemy pomóc! – odpowiedział mężczyzna, którego przytrzymywał Elizer.
- Komu?! Strażom? Ciszej – syknął przez zaciśnięte zęby Gadofr.
- Nie, nie strażom, kurka, tylko wam i księżniczce – odpowiedział znacznie ciszej Doromur.
- Skąd mamy mieć pewność? – dopytywał się Elizer
Przyciśnięci pokręcili zgodnie głowami. Dla nich to było oczywiste:
- A jak ci się wydaje, mości panie, dlaczego nie poszliśmy z tym od razu do żołnierzy, tylko do was? Hę? O tym nie pomyślałeś? – odszczekał Krestir, który od dziecka był bardzo niecierpliwy i wybuchowy.
Elizer i Gadofr spojrzeli po sobie, ta uwaga była logiczna i sensowna. Schowali sztylety od szyj nowopoznanych, ale równocześnie ręce powędrowały na rękojeści mieczy, by były w pogotowiu gdyby zaszła potrzeba ich użycia.
- Gadofrze, chyba powinniśmy im jednak zaufać – Elizer spojrzał uważnie na przyjaciela.
- Tak uważasz? A niby dlaczego nie podeszli do nas w karczmie?
- Nie ważne, jeżeli odmówimy, mogą rzeczywiście pójść z tą wiadomością do króla i wtedy będą kłopoty.
- Jak chcesz.
- Słuchajcie, możecie pójść z nami, ale obowiązuje pełna dyskrecja. Inaczej zabiję. Jasne?- Elizer zwrócił się do młodziaków.
- Tak – odpowiedzieli obydwaj, masując się po szyi.
- Pojutrze w południe pod bramą zamkową. Trzeba się jeszcze wspólnie rozmówić z księżniczką Arnoną. – rzekł Elizer i poszedł w stronę domu.


***

Dwa dni później u stóp wysokiej zamkowej bramy spotkało się pięciu mężczyzn. Wszyscy ubrani w najlepsze stroje, jakie mogli wygrzebać w swoich kufrach. Chcieli wejść już do środka, kiedy okazało się, że strażnicy zamkowi byli dość niechętnie nastawieni do tak licznych odwiedzin bez uprzedniej zapowiedzi.
- Powtarzam, jestem bliskim przyjacielem księżniczki Arnony. Mówiłem jej, że nie przyjdę sam. Sami jej spytajcie - stwierdził Elizer.
Za jego plecami stała piątka dzielnych żołnierzy Arnoru: Gadofr, Meron, Arcelir, Doromur i Krestir. Drużyna, którą udało się zgromadzić na sekretna wyprawę. Mimo, że żołnierze doskonale znali Elizera, nie chcieli przepuścić całej kompanii. W pewnej chwili dziwną scenę zauważyła jedna ze służek księżniczki. Natychmiast doniosła swej pani o wydarzeniu. Arnona szybko porwała płaszcz, okryła się nim szczelnie i zbiegła na dół.
- Natychmiast ich przepuście! – krzyknęła już w drzwiach.
- Ależ, pani…
- Powiedziałam coś! To rozkaz, żołnierzu! – Arnona stała już naprzeciw wartownika, patrząc mu w oczy.
Wyglądało to trochę śmiesznie, ponieważ mężczyzna był o głowę wyższy od niej. Twarz księżniczki była łagodna, lecz jednocześnie stanowcza.
- Wejdźcie – spojrzał na piątkę groźnym wzrokiem żołnierz.
Elizer i reszta drużyny weszła na zaśnieżony dziedziniec i po chwili zniknęła we wnętrzu budynku. Cała ta sytuacja nie podobała się dowódcy straży, toteż przywołał jednego ze swoich podwładnych:
- Natychmiast pobiegniesz do króla i powiesz mu, że jego siostra ma gości. Pięcioro, w tym z Elizerem. I że bardzo jej zależało, aby weszli. – rozkazał, a na twarz wymalował mu się delikatny, szelmowski uśmieszek.
Dowódca był wiernym poplecznikiem Arnthomora i dzielnie go wspierał w działaniach kontrolujących jego Arnonę. Ponadto miał niezaspokojona ambicję zostania naczelnym dowódcą wojsk, zastępcą króla, głównego wodza. Ten donos mógł mu przynieść awans w militarnej hierarchii.
Gdy rycerze stanęli przed obliczem księżnej w jednej z jej bogato urządzonych komnat, ukłonili się zgodnie z etykietą. Tym razem Arnona wyraźnie zaprotestowała:
- Nie, nie moi przyjaciele. Od dzisiaj traktujcie mnie jak równą wam.
- Tak jest, księżniczko.-odpowiedzieli chórem, a księżniczka nieco się skrzywiła, słysząc swój tytuł.
- To jest Gadofr i Meron, miałaś okazję już ich poznać, a to Arcelir, Doromur i Krestir. Opowiedziałem im o Twoich planach, Arnono. Wszyscy się zgadzają na udział w wyprawie. - rzekł Elizer.
- Z całego serca wam dziękuję, nawet nie wiecie jak mnie to cieszy, że będziecie mi towarzyszyć. Lecz wyruszymy dopiero wczesną wiosną.
- Dobrze, ale mogłabyś sprecyzować swoje plany? Bo nie wiem jak inni, ale ja wolę wiedzieć w co się dokładnie pakuję. Gdyż Elizer - Meron popatrzył z wyrzutem na barczystego mężczyznę - tylko nam to lekko zakreślił.
- Meron, opowiedziałem ci to wystarczająco dokładnie!- zdenerwował się Elizer.
- Tak?! A o wyruszeniu wiosną nie wspomniałeś!
- Bo ja mu o tym nie wspomniałam-wtrąciła się Arnona.- co do precyzji planów, to właśnie chciałam to uczynić, tylko że mi przerwałeś.
- Dobra, dobra, już będę cicho. – odburknął Meron, krzyżując ręce i robiąc wielce obrażoną minę.
Księżniczka wyciągnęła jedną z map, które wygrzebała w Bibliotece. Przedstawiała ona Arnor i południowe stoki Gór Północnych.
- Bez przyzwolenia brata raczej nie dam rady opuścić zamku, a straże są rozmieszczone gęsto, nie ma wiec szans na tradycyjną ucieczkę.
- To co planujesz?- Elizer spojrzał wyczekująco na kobietę.
- Opuszczę zamek razem z Arntomorem.- stwierdziła rezolutnie Arnona.
- Co?! – pozostali wykrzyknęli równocześnie.
- Chyba nie zmieniłaś zdania i nie zamierzasz mu o tym powiedzieć? -
- Oczywiście, że nie.- Arnona uśmiechnęła się niewinnie- już wam tłumaczę. Jak wiecie, co roku, tradycyjnie odbywa się na wiosnę Polowanie Królewskie. Wszyscy na nie pojedziemy. W ten sposób ominiemy straże, a że w lesie łatwo się zgubić, to już wiedzą nawet małe dzieci. Poza tym przez pewną część drogi będziemy jechać w miarę komfortowych warunkach – spojrzała na twarze towarzyszy, a po uśmiechniętych minach stwierdziła, że pomysł im się spodobał.
- Nie licząc towarzystwa Arntomora.- rzucił Meron, odzyskawszy dobry humor. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Mało kto lubił humorzastego władcę. Każdy podziwiał Arnthomora za jego talent taktyczny, lecz nikt nie miał też wątpliwości, że na zarządcę ziem się nie nadaje.
- Niezły pomysł, ale co z prowiantem na dalszą część podróży? -wtrącił Gadofr.
Powszechnie znany z tego, że zawsze pamiętał o wszystkim, czym zjednywał sobie przychylność niejednego rycerza.
- I tu się pojawia mały problem. Myślałam, że jeden z Was mógłby pojechać do Lesgorath i schować gdzieś nasz prowiant. – odrzekła Arnona.
- To jest myśl, ale mam lepszą -wtrącił się nagle i tajemniczo Arcelir. Wszyscy spojrzeli na niego z zaciekawieniem.
- Po tej stronie lasu mieszka moja daleka rodzina. – wskazał palcem na mapie północny skraj puszczy - Przed wyruszeniem bezpośrednio w góry, możemy się u nich zatrzymać i tam zorganizować prowiant. Z pewnością ucieszą się z gości. Mało kto jeździ w tamte okolice – wyjaśnił Arcelir.
- To jest pomysł!- wykrzyknął Elizer.
- Więc postanowione! Wyruszamy podczas polowania.- Zakończyła naradę z uśmiechem Arnona.
Elizer wyjrzał za okno. Zimowe słońce powoli chowało się za dalekim horyzontem, a mroźny wiatr z północy znowu zaczął huczeć.
- Robi się ciemno, a ten wiatr jeszcze gotów napędzić kolejną zadymkę – stwierdził Doromur.
- Racja. Lepiej będzie jak już pójdziecie. Obiecałam Arnthomorowi, że zjemy dziś razem wieczerzę – spuściła wzrok, a długie rzęsy przysłoniły jej piękne szare oczy.
- Tak jest, pani – rzekł Arcelir.
- Księżniczka już otworzyła usta, by zganić mężczyznę, ale ten bez słowa ukłoniwszy się, wyszedł wraz z resztą towarzyszy.
Arnona została sama w przestronnej komnacie. Skrzywiła się i wyszła na korytarz. Skierowała się do jednej ze swoich garderób, by wybrać strój na kolację. Po kilku minutach zastanowienia, wzięła błękitną suknię i balerinki.

***

Dwie godziny później w jednej z mniejszych królewskich jadalni do suto, jak na dwie osoby, zastawionego stołu usiadło najsławniejsze rodzeństwo Arnoru. Służba stała w równym rzędzie pod ścianą, gotowa na najmniejsze skinienie. Arnona w pięknie zdobionej cekinami i koronkami jasnej niebieskiej sukni siedziała naprzeciwko króla Arnoru, swojego brata Arnthomora. Mężczyzna miał na sobie królewskie szaty.
Księżniczka z wdziękiem posługiwała się srebrnymi sztućcami, krojąc swój kawałek pieczonego dzika, który był daniem głównym. Arnthomor patrzył na siostrę z uczuciem, w głębi serca ją kochał, choć okazywał tę miłość w dziwny sposób.
- Wiesz Arnono, dzisiaj koło południa straż doniosła mi, że miałaś gości – rzekł, podnosząc dłoń, by zabrano jego pusty talerz i przyniesiono deser.
- Tak, miałam gości. Elizer przyszedł, aby mnie odwiedzić – odpowiedziała mu spokojnym tonem.
- I przyszedł z całą kompanią nieznanych ci rycerzy? – Arnthomor drążył dalej temat.
Arnona spojrzała ukradkiem na starszego brata. Na jego twarzy malowało się coś w rodzaju zaciekawienia, ale też podejrzenia. Przynajmniej tak jej wyraz odczytała Arnona. Wzruszyła jedynie ramionami, dała znak, aby przyniesiono jej kawałek tortu miodowego i dopiero po chwili odezwała się do brata:
- Owszem, zawarłam parę nowych znajomości.
- Powinnaś mnie była uprzedzić, siostro.
- Mogę sama decydować z kim się spotykam – odpowiedziała i wzięła do ust kęs ciasta.
- Mimo to… - zaczął stanowczo król.
- Nie, Arnthomorze, nie będziesz decydował za mnie.
- Jestem twoim bratem i królem Arnoru. Jesteś mi winna posłuszeństwo.
- Żaden król nie może ingerować w moje prywatne życie, a to, że jesteś moim bratem niczego nie zmienia!
- Uspokój się!
- Nie! To ty daj mi spokój! – krzyknęła i szybko wyszła z jadalni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Czw 20:10, 03 Gru 2009    Temat postu:

lI
Polowanie


Był wiosenny, rześki poranek, gdy spod bram Minas Noruth wyruszył tradycyjny pochód na polowanie do Lesgorath. Jedyna w Śródziemiu leśna twierdza ludzi, ukryta głęboko w gęstej Puszczy Arngorin, mogła stanowić idealne schronienie dla kobiet i dzieci, gdyby wróg zbliżył się do stolicy, zwłaszcza, że była oddalona o niecały dzień drogi od niej.
Wymarsz, jak co roku, przypominał manewry wojskowe. Co by nie powiedzieć o podłym charakterze Arnthomora, władca Arnoru posiadał umysł doskonałego dowódcy i stratega wojskowego, bez trudu utrzymując wzorową dyscyplinę w swojej armii. Każde wyjście poza miasto traktował jako okazję do przeglądu wojsk i sprawdzenia kondycji żołnierzy, a coroczny pochód stanowił jedną z jego najprzedniejszych rozrywek.
W przedniej straży znaleźli się Meron i Elizer. Pomimo, że byli przyjaciółmi, średnio się czuli we własnym towarzystwie. Podobni byli do gorącego ognia i chłodnej woda. Wspaniale się uzupełniali, lecz jeśli w pobliżu brakowało Arcelira lub Gadofra, ciężko im było rozmawiać.
Meron, pełen pogody ducha, znany wszystkim wygodniś, który kochał dowcipkować, stanowił pełne przeciwieństwo dla Elizera, zaprawiony w niewygodach, który rzadko się uśmiechał i wszystko traktował poważnie, a czasem nawet zbyt poważnie. Fizjologicznie też się różnili. Merona natura obdarzyła niskim wzrostem oraz umiłowaniem do jedzenia, co dało się łatwo zauważyć po niemałym brzuchu. Elizer natomiast był szczupłym, ale za to wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną. Tak, więc, nie mieli wielu tematów do rozmów i podroż upływała im głównie w milczeniu.
Z kolei z tyłu pochodu znalazła się trójka naszych bohaterów: Gadofr, Doromur i Krestir.
Pierwszy, Gadofr był najstarszym uczestnikiem wyprawy Arnony. Siwe włosy zaczynały już prześwitywać pomiędzy kruczoczarnymi włosami. Przez lata nauczył się szanować słowa, dlatego rzadko się odzywał. Jeśli miał już zabrać głos, to było to coś naprawdę wartościowego, czy to dowcipnie i celnie podsumował jakąś sytuacje, czy wysunął rozsądny argument, który przeważał szalę.
Doromur, daleki kuzyn Krestira, był natomiast najmłodszy. Troszkę przysadzisty, ale mimo to zwinny i szybki, wspaniale strzelał z łuku. Był osobą bardzo ufną i trochę bojaźliwą, ale jak chciał potrafił popisać się uporem i sporą odwagą. Słynął na całe królestwo ze swych dziwnych powiedzonek.
Trzeci z nich Krestir, niski i krępy młodzieniec, niewiele starszy od Doromura, był mistrzem walki toporem wśród ludzi. Czasami nawet wyjeżdżał incognito do Królestwa pod Górą by próbować się z najsilniejszymi i najsprawniejszymi krasnoludami. Jego ruda czupryna czyniła go łatwo rozpoznawalnym dla towarzyszy.
- Biedny Meron, wynudzi się z Elizerem.- Stwierdził Gadofr, patrząc do przodu na ciągnące się szeregi.
- Racja. Wynudzi się jak troll po obiedzie – zaśmiał się w głos Doromur. Towarzysze spojrzeli na niego ze zdziwieniem. -No, co? Przecież troll jak zje obiad to nie ma nic do roboty i się nudzi! – krzyknął, robiąc przy tym lekko obrażoną minę i krzyżując ramiona.
- Czy my coś mówimy? – odpowiedział mu Krestir.
- Nie, ale – Doromur zawahał się przez krótką chwilę, jak może się skutecznie obronić - wasze miny mówią za was!
- Ja tam nic złego na myśli nie miałem. A ty, Gadofrze? – miedzianowłosy rycerz popatrzył z twarzą niewiniątka najpierw w niebo, a później na trzeciego rycerza.
- Nie, ja też nie.- odpowiedział zapytany.
- Nie? Ja już znam to wasze „nie”!
- E, serio? Bo w takim razie chyba nas dobrze nie znasz. Wiesz przecież, że dobrze ci życzymy – Krestir starał się robić dobrą minę do złej gry.
- Tak?! A potem mnie obgadujecie!- Doromur nie dał się przekonać.
- Wcale nie! Może i twoje powiedzonka są dziwne, ale…
- Ha! Wiedziałem! – przerwał Gadofrowi Doromur.
- Daj mi skończyć! Ale my nic do nich nie mamy! Lubimy cię, Doromurze, synu Dathora, takim jakim jesteś!
- Racja. Możesz się odgniewać na nas bo jak księżniczka zobaczy cię w takim humorze, to da nam wszystkim w kość.- wtrącił się Krestir.
- No, dobra, dobra. Nie chce dostać od Arnony.- odparł, już udobruchany Doromur.
I natychmiast wszyscy trzej się głośno roześmiali, bowiem pomimo zapowiedzi Arnony, że wszystkie spory będzie surowo tępić, to jednak nikt z drużyny nie brał tego na poważnie.
Tymczasem w królewskiej, środkowej części orszaku wcale nie panowały rozmowy, a skoczna muzyka.
„Czas napełnić sobie brzuch,
By był pełen no i już,
Zaraz w ruch pójdzie nóż,
By napełnić sobie brzuch,
Pozjadamy dzików sto,
Przyprawionych, pokrojonych,
By napełnić sobie brzuch,
Uczty bowiem nadszedł czas,
Popijemy sobie wraz,
By napełnić sobie brzuch,
Teraz pora by pójść w tan,
Jeszcze obrót, jeszcze dwa iii…
Napełniamy znowu brzuch….”

Takie i inne pieśni urozmaicały czas Arnthomorowi, Arnonie i Arcelirowi, który znalazł się w straży przybocznej króla. Pomimo braku rozmów emocje jednak nie opuszczały nikogo.
Stało się to za sprawą Arcelira, który jechał tuż za księżniczką Arnoną. Patrzył na nią, jak zauroczony podlotek, maślanymi oczyma. Ten wzrok nie uszedł uwagi nikomu, ani Arnothomorowi, ani dwórkom księżny, oprócz samej Arnony. O ile Arnothomor próbował nie zwracać na to uwagi, co zresztą było dla niego bardzo trudnym zadaniem, o tyle dwórki nie mogły powstrzymać się od porozumiewawczych spojrzeń, uśmieszków i cichutkich chichotów. Wcale te uśmieszki nie były bezpodstawne, Arcelir był rosłym i przystojnym szatynem, a w dodatku z bardzo szanowanego rodu.
Arnona nie zwracała jednak na to uwagi. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że powoli zbliżają się do Lesgorath. Zamyślona, podziwiała piękno mijanej przyrody, budzącej się powoli do pełni życia po zimowym, długim śnie.
Dzisiaj, w niecodziennym jak dla księżniczki stroju, wyglądała bardziej jak piękna elfka. Długie, kasztanowe włosy spływały jej aż do pasa, wspaniale komponując się z płaszczem w kolorze młodych liści oraz również zieloną i prostą suknią. Arcelir miał szczęście, że przypadło mu jechać za Arnoną, inaczej bez większych trudności wpadłby na pierwsze lepsze drzewo, co pewnie skończyło by się sporym guzem na czole.

***

Wieczorem dojechali do celu. Jak co roku przywitał ich Thorten, Namiestnik króla w twierdzy, na czele mieszkańców miasta i przybyłej wcześniej służby zamkowej.
- Witam Cię, królu Arthomorze II, synu Artomora II w Lasograth oraz Ciebie, nadobna Arnono, Nadziejo Arnoru! Witam również was, dzielni rycerze, przybyli na polowanie! Wszystko jest już gotowe, możecie udać się do swych leśnych włości na spoczynek. A jeżeli nie jesteście zbyt strudzeni podróżą, zapraszam na Wielką Ucztę, która tradycyjnie otworzy Królewskie Polowanie, rozpoczynamy ją już za niedługi czas!
- Witaj, Throtenie, mój namiestniku. Cieszę się, że już wszystko gotowe, aby świętować rozpoczęcie Królewskiego Polowania. Możesz liczyć na moją i Arnony obecność – na te słowa Throten ukłonił się im w pas i zrobił kilka kroków do tyłu, aby goście mogli wjechać.

***

- Tegoroczne polowanie uważam za rozpoczęte! – wykrzyknął Arnthomor, kończąc swoją przemowę na rozpoczęcie uczty.
Kapela zaczęła grać, służba wniosła potrawy, a pierwsze pary zaczęły wirować na przestronnym parkiecie. Jednakże przy stole królewskim obok Arnthomora znajdowało się puste krzesło.
Arnona rozchyliła cieniutkie czerwone zasłony prowadzące do Sali Uczt. Jej oczom ukazał się bajkowy widok. Cała sala była przyozdobiona błękitnymi wstęgami i zielonymi lampionami, a po obu stronach sali były długie, suto zastawione stoły, a naprzeciwko wejścia znajdował się stół królewski, do którego miała zamiar dotrzeć poprzez tłum barwnych postaci tańczących pośrodku sali.
Po chwili dotarła już do środka sali, gdy nagle ktoś dotknął jej ramienia, a następnie szybko i zdecydowanie odwrócił do siebie.
- Czy miłościwa pani zechciałaby uraczyć mnie tańcem?- mężczyzną, który ją zatrzymał okazał się Arcelir, w tej chwili głęboko się kłaniający się w pas.
- Ależ oczywiście - odpowiedziała księżniczka rumieniąc się i wyciągając w jego stronę rękę.
Arcelir nie zwlekał długo. Ujął smukłą dłoń księżniczki delikatnie w swoją, a potem z wdziękiem i pełną delikatnością otoczył Arnonę ramieniem. Odważył się jeszcze spojrzeć szybko, lecz głęboko w jej oczy, jakby pragnął sprawdzić czy jest gotowa.
Skoczna muzyka rozgrzewała nie tylko ich młode ciała, ale także serca i duszę. Tańczyli w rytm piosenki tak, jak gdyby nikt się dla nich nie liczył. Jedynie oni, muzyka i taniec. Nie było dotychczas w historii uczty równie cudownie tańczącej pary.
Z kolei przy stole siedziała pozostała część drużyny. Jednak obfita ilość alkoholu jaka pojawiła się na stołach, nie zamroczyła ich na tyle, by nie spostrzegli swojego przyjaciela i Arnony tańczących na środku sali.
- Ej, Meron ty też widzisz kto tańczy na środku? – Doromur zagadał do siedzącego obok mężczyzny, który właśnie urwał nogę od pieczonego dzika.
- Tak, ale piękna para. Zaraz to chyba tańczy Arcelir z…
- … z Arnoną. Tak, doprawdy piękna para, Meronie.- mruknął lekką ironią Elizer.
- Hej, o co ci chodzi? Czekaj, czyżby nasz Elizer był zazdrosny?- wtrącił z przekąsem Krestir.
- Ja? Nie… to nie w moim stylu - wojownik skrzywił się. - A może to ty jesteś zazdrosny? Swoją drogą, słyszałem, że z Etolirą coś się szykuje…- Elizer wyszczerzył zęby. Poczuł, że udało mu się zejść z niewygodnego tematu.
- Nie! Z tą zrzędą? Nigdy! Chyba byłbym idiotą!- powiedział, jednak na serio blondwłosa dwórka Arnony bardzo mu się podobała, jednak wstydził się jej to wyznać, a wszelkie zaczepki na temat negował.
- Serio? To, dlaczego posłałeś do niej pachołka z różami, co? – Elizer szturchnął kompana w bok, tak że ten wypluł sporą porcję miodu, który właśnie wypił prosto na Gadofra, który siedział naprzeciw.
Wszyscy ryknęli na to wydarzenie śmiechem.
- Ja? Mylisz mnie z kimś, dobry człowieku – wymamrotał Krestir.
- Ej, słuchaj może pójdziesz już do siebie? Bo zaczynasz gadać głupoty.- wtrącił szeptem Gadofr.
- Coooo?! Ja gadam od rzeczy? Co, chcesz ze mnie pijaka zrobić, czy co?
- Nie, ale nie chcę byś robił z siebie pośmiewisko. Chodź, odprowadzę cię.
- Nie, nie. Ja się świetnie ba….- ale w tej chwili głowa Krestira wylądowała na talerzu, na którym zostały jeszcze resztki z sosu myśliwskiego.
- Elizerze, pomożesz mi? Trzeba go zanieść do domu.- poprosił Gadofr, nie chcąc narażać uczty na katastrofę.
- Jasne.
Natomiast Arnona szalała na środku sali z Arcelirem. Włosy uplecione w długi warkocz, podskakiwały w rytm muzyki. Wreszcie mogła zatańczyć i uwolnić swoje emocje, skrzętnie skrywane przed bratem. Nagle muzyka przestała grać. Pieśń się skończyła. Obydwoje stanęli naprzeciw siebie nie rozumiejąc, co się stało. Dopiero po chwili wrócili do rzeczywistości.
Arcelir odprowadził księżniczkę do królewskiego stołu, kłaniając się zarówno partnerce, jak i władcy. Mimo to brat księżniczki miał niezbyt przyjazną minę. Nie skomentował ani słowem tego co zaszło, dopóki Arcelir nie odszedł do swoich kompanów.
- Co to miało znaczyć?!- zwrócił się z nie ukrywaną złością i dezaprobatą do siostry.
- Nic. Po prostu zatańczyłam z przyjacielem - wyjaśniła spokojnie, za wszelką cenę nie chciała pozwolić wyprowadzić się z równowagi.
Najchętniej chciałaby uciec już dziś w nocy, lecz wiedziała, że to czysta głupota. Żołnierze złapali by ich jeszcze przed dotarciem do krewnych Arcelira.
- To mam nadzieję, że czujesz do niego coś oprócz przyjaźni – rzekł, jakby od niechcenia, zanurzając zęby w pieczeni.
- Co?! Chcesz powiedzieć, że skoro z nim raz zatańczyłam to od razu mam z nim stanąć na ślubnym kobiercu? W życiu, nie tak się wybiera towarzysza dalszej życiowej wędrówki! – słowa brata zszokowały młodą kobietę.
- Arnono, mam ci przypomnieć z jakiej rodziny pochodzisz?
- Z rodziny królewskiej. Dobrze o tym pamiętam. Ale to nie znaczy, że gdy zatańczę z…
- „… z pierwszym lepszym to mam go poślubić” – Arnthomor zapiszczał, przedrzeźniając siostrę – Znam tą śpiewkę na pamięć. Kochana siostro, wszystkie kobiety z naszego rodu były stateczne i podejmowały tylko raz tą decyzję i…
- Wiesz co? Mam ciebie serdecznie dość! Chciałbyś za mnie decydować nawet w tej sprawie! Zapomnij o tym! – przerwała mu, krzycząc prosto w twarz.
Odsunęła gwałtownie krzesło i wybiegła drugimi drzwiami, pędząc w kierunku swojej komnaty.
- Arnono, wracaj!- krzyknął za nią, lecz siostra już tego nie słyszała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
Strona 5 z 5

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin