Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Wto 17:39, 26 Lis 2024

Ballada o Stworzeniu

 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Opiekun
Administrator



Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 1417
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Sir


PostWysłany: Pią 19:33, 04 Lis 2011    Temat postu: Ballada o Stworzeniu

Ballada o Stworzeniu


Chodził w kółko. Aż dziw, że Jemu mogło się już to wszystko znudzić. Biegał trochę, rzucił jednym kamieniem… ktoś gdzieś pękł na dwa. Bieganie było nudne. Krótkie, gwałtowne. Za szybko wszystko się poruszało. Król gwałtowności już jej nie chciał. W planach miał ich jeszcze kilka, ale to przecież znów za szybko, trzeba spokojnie poczekać. Usiadł więc wygodnie na pniu w swoim sadzie, oparł wielkie dłonie o kolana i zwiesił głowę. Srebrne włosy sięgnęły ziemi i muskały ją przez dłuższy czas. Ale czym był dla Niego czas? Ileż to mogło trwać? Przecież przymknął na chwilkę oczy. Gdzieś tam atomów miliony, gdzieś coś wybuchło, jakiś wszechświat zniknął chyba. A to tylko kilka sekund, chociaż czas się dłużył i trwał. A może nie?
Ocknął się po chwili. Kilka wieków, ot co. Niby myśl wciąż kreatywna nie spała a jednak On musiał odpocząć. No i znowu Mu się zachciało. Oczy wybuchły na chwilę jakby tysiącem srebrnych gwiazd. Wziął patyczek do ręki, akurat leżał obok Niego. A może jednak nie? Może go nie było a był. Co to ma za znaczenie... Wszystko zanim nawet o tym pomyśli… jest.
Dłubał dłuższą chwilę w ziemi. Uniósł ją potem i przypatrzył się uważnie. Niby nie uniósł bo przecież w dłoni wciąż miał patyczek, a o drugiej nie wspominałem by specjalnie coś z nią robił. Niby to żaden problem unieść w coś w dłoni kiedy dzierży się już… patyczek, ale po co? Przecież mógł ją unieść samą tylko myślą. Popatrzył troszkę ze smutkiem, westchnął głośniej. Tak odrobinę głośniej niż zwykle. Gdzieś tam spadł na bezkres wód, grom. Rozszalał się sztorm. Pękła skorupka jajeczka.
- Tracę wprawę. Latka lecą. To nie to co za tamtych lat – powiedział do siebie z uśmiechem. Pocieszny staruszek. Dowcipniś. Mistrz eufemizmu. W ogóle to był kiepski dowcip. Jego dowcip, Jemu wolno. W sumie jak każdy inny. Wszelaki.
Wpatrywał się dłuższą chwilkę w twór. Nie był wcale perfekcyjny chociaż zapewnie w nieogarnionym geniuszu to właśnie brak idealności stworzenia było jego doskonałością.
- Wyślę Cię tam. Będę patrzył jak uczysz się chodzić, spadasz z drzewa, zaczynasz raczkować, przeklinać i szukać swojego miejsca na świecie. Jak będziesz tracił we Mnie wiarę, grzeszył, przepraszał, grzeszył, przepraszał. No, może nie w takiej kolejności, Mam nadzieję, bo wtedy naprawdę straciłbym wiarę w Siebie – powiedział i znów uśmiechnął się do swoich słów. Cóż. Pocieszmy się tym, że był od tworzenia, nie od dowcipkowania.
Wstał, otrzepał się z kurzu, delikatnie zdjął z siebie mech i inne dziwne rośliny, które z racji braku rozumu właziły na co popadnie. A, że On był w jakiś dziwny sposób żyzny, pełny życia i witalności to cóż… Nie będę się powtarzał.
Twór poszedł za Nim, uśmiechnięty od ucha do ucha. Bo był. Dobry początek.
W trakcie spaceru znowu dziwna myśl. To tam już było? A może jest od teraz? Może jeszcze tego nie ma?
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął kolejną… uhh… figurkę? Uśmiechnął się łobuzersko jak chłopczyk, który właśnie zdobył broń idealną, narzędzie totalnej anihilacji wszelkiego zła, plugastwa i ohydy, czyli okna sąsiadki. Była idealna. Ona – oczywiście – figurka. Każdy kształt, każda część miała swój porządek, odpowiednią proporcję. Przepis idealny.
(CZYTELNIKU, BŁAGAM CIĘ, MYŚL! CHODZIŁO O KAMIEŃ, NO… )
Pies ogrodnika – chociaż sam Ogrodnik. Trzymał tyle w kieszeni, albo i nawet nie, i nie dał innym. No krew zalewa. Chociaż to dziwne, że sam ten fakt denerwuje. Bo skąd ja mam wiedzieć, że tak było? Świadomość i wyobraźnię dostałem dopiero po wizycie w Urzędzie. Ale skoro już wiem, i piszę, i wymyślam to się oburzam, o!
Oczy znowu rozbłysły, przepełnione dumą i radością.
- Bo jak Ja zrobię człowieka, to nie ma… - urwał rozglądając się po sadzie. Wszystko i wszyscy Jego a ten kryje się jak dziadek palący papierosy w komórce na drewno. Co za wstyd. Gdybym się nad tym głębiej zastanowił to zapewne poddałbym wątpliwości i mądrości Jego Książek, i zamiłowanie do dłubania w kamiennych tablicach… Ale mi się nie chce. No nic. Udam, że nie widziałem. Bo bym wiarę stracił… O ironio…
Pogrzebał chwilę w wewnętrznej części kitla i obsypał figurkę złotym pyłem. Ta otworzyła oczy i zeskoczyła z dłoni – bo ta faktycznie była w dłoni, ale o tym innym razem...
I tak ruszył przed siebie, uśmiechając się i gwiżdżąc coś pod nosem. Gdzieś narodziło się tysiąc słońc, zapadły się góry, uśmiechnęło się dziecko.
Twór i figurka biegły próbując nadążyć za stopami jak planety.
- Macie siebie. Jesteście dla siebie. Przede wszystkim. Nie zawiedźcie mnie – rzucił przez ramię i…
…zniknął.


Jakub Jania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin